Czego mniejszość może zazdrościć Polakom z Zaolzia

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Na dworcach polska mniejszość na Zaolziu może liczyć nie tylko na podwójne tablice, ale i na dwujęzyczne bilety. Na małym zdjęciu: Józef Szymeczek.
Na dworcach polska mniejszość na Zaolziu może liczyć nie tylko na podwójne tablice, ale i na dwujęzyczne bilety. Na małym zdjęciu: Józef Szymeczek. Marian Steffek
Cienie przeszłości nie powinny wytyczać granic obecnych praw mniejszości - mówi Józef Szymeczek, prezes Kongresu Polaków w Republice Czeskiej.

Jak liczny jest Kongres Polaków w Czechach?
Kongres jest organizacją dachową, która zrzesza wszystkie polskie organizacje. To jest ewenement, że nam się udało taką dachową formacje stworzyć. Wiele środowisk Polonii na świecie ich nie ma. Zrzeszamy 31 polskich organizacji. Wszystkie one razem liczą 35 tysięcy członków. A wszyscy Polacy mieszkający w Czechach to według spisów ludności grupa licząca nieco ponad 50 tysięcy ludzi.

Przechodzimy do problemów mniejszościowych. Trudno postawić dwujęzyczne tablice polsko-czeskie na Zaolziu?
Nie zawsze jest łatwo. Proces ich ustawiania trwa już kilka lat. Pojawiły się one w 2007 roku na podstawie Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych. Dokument ten nadał sprawie dwujęzycznych tablic prawdziwie nowego ducha. Mamy na Zaolziu 31 gmin, w których według prawa można tablice postawić. W 17 gminach funkcjonują one w zadowalającej skali, w pozostałych nie rozpoczęto starań lub tablice są, ale nie tyle, ile można i ile byśmy chcieli.

Jaki procent ludności musi stanowić u was mniejszość w gminie, by ustawienie tablic w ogóle było możliwe?
Wystarczy dziesięć procent. To jest nasz sukces jako mniejszości, że udało się władze czeskie przekonać do takiego, niższego progu. Wynika to z ducha europejskiego dokumentu, o którym mówiłem. Zakłada on, że to państwo ma określić potrzeby mniejszości. U nas te potrzeby zostały określone progiem w wysokości 10 procent, w Polsce wynosi on dwadzieścia. Nie zabiegamy o tablice tam, gdzie mniejszości jest mniej niż wynosi próg. Chociaż są kraje, gdzie podwójne tablice ustawia się ze względów historycznych, jako swoistą pamiątkę kulturalną także w gminach, gdzie dana społeczność już nie egzystuje, a kiedyś była. Myślę choćby o tablicach bretońskich we Francji.

Co jest powodem - przy tak niskim progu - że w 14 gminach tablic jednak nie ma?
Nie powiedziałem, że nie ma. Tablice są tam często obecne w stopniu niezadowalającym. Na przykład tablica dwujęzyczna jest umieszczona na urzędzie gminy, ale szyldów z nazwami miejscowości przy wjeździe do niej już nie ma. Zdarza się, że władze nalegają na miejscowych Polaków, żeby sami zrezygnowali ze swojego prawa do tablic. Przekonują, że po co wydawać pieniądze na tablice, lepiej na chodnik w miejscowości. A ponieważ podobnie jak na Śląsku Opolskim tablice bywają niszczone, pojawia się argumentacja: Po co stawiać polskie tablice, skoro ktoś je potem zniszczy. A wy przecież wszyscy rozumiecie po czesku - słyszymy nieraz.

Przyjmujecie tę argumentację?
Zdecydowanie nie. Cyklicznie, zwykle raz do roku, organizujemy spotkania przedstawicieli tych gmin z kimś z rządu, kto jest za sprawy tablic odpowiedzialny. W grudniu 2013 udało się nam nawet ściągnąć ministra spraw zagranicznych z Pragi do Trzyńca. Przypominamy wówczas, że tablice wynikają z prawa, do którego przestrzegania państwo czeskie się zobowiązało. Zapraszamy na takie spotkania policję. Prowadzimy też szkolenia dla naszych radnych, by znali prawa mniejszości i nie krępowali się domagać się ich przestrzegania.

Na Zaolziu kontrowersji nie budzą także podwójne tablice na dworcach kolejowych.
Przez Zaolzie przechodzą trzy istotne trasy kolejowe: najstarsza z Koszyc do Bohumina, z Cieszyna do Ostrawy przez Hawierzów i z Cieszyna do Frydku. Najwięcej Polaków żyje koło cieszyńsko-bohumińskiej linii, która prowadzi z czeskiego Cieszyna na Słowację. W ramach renowacji tego odcinka kolejowego została na nim wprowadzona bezwzględna dwujęzyczność.

Co to w praktyce oznacza?
Kilka stacji kolejowych w tych gminach, gdzie Polacy stanowią więcej niż 10 proc. ludności, zostały zaopatrzone w dwujęzyczne polsko-czeskie tablice. W dwóch językach podawane są także na dworcach zapowiedzi odjazdu i przyjazdu pociągów. Wreszcie polskie nazwy miejscowości umieszczone są na biletach. Nawet jeśli kupi pan bilet na terenie Czech poza Zaolziem, powiedzmy w Pradze, to ta dwujęzyczna nazwa tam będzie.

A jak wygląda na Zaolziu dostęp do szkolnictwa. Macie szkoły z wykładowym językiem polskim?
Funkcjonują u nas szkoły polskie w dosłownym sensie tego słowa, czyli takie, w których język polski jest językiem wykładowym. To, że nie jesteśmy w Polsce, tylko w Czechach da się poznać głównie po tym, że nauka odbywa się zgodnie z czeskim programem nauczania i z czeskich podręczników tłumaczonych na język polski. W ramach godzin do dyspozycji nauczyciela mamy ponadto możliwość wprowadzania lekcji historii Polski i dodatkowo języka polskiego.

Rozumiem, że po czesku prowadzi się zajęcia z języka czeskiego?
Czeskiego uczy się po czesku, angielskiego po angielsku i niemieckiego po niemiecku. Edukacja zaczyna się w tej szkole w języku polskim. W drugiej klasie dołącza się język czeski jako język obcy. W klasie trzeciej najczęściej dochodzi angielski, a od szóstej klasy w górę uczniowie mają obowiązek poznać jeszcze jeden język obcy. U nas na Śląsku zazwyczaj jest to język niemiecki.

Kto dba o podręczniki w języku polskim do wszystkich przedmiotów?
Za podręczniki płaci ministerstwo, analogicznie do sytuacji w szkołach z wykładowym językiem czeskim. Podręczniki dodatkowe - do nauki historii Polski czy do języka polskiego szkoły zapewniają sobie same. Pomaga im w tym Polskie Centrum Pedagogiczne finansowane także przez czeskie ministerstwo.

Jak jest z akceptacją obecności języka polskiego choćby na ulicy?
Zaolzie jest obciążone historią, która nie zawsze była harmonijna. W dodatku jest to teren przygraniczny, gdzie od wieków kultury polska i czeska się zderzają. To budzi reminiscencje. Więc współżycie tutaj nie zawsze jest tak harmonijne, jak między Pragą i Warszawą. Tych cieni przeszłości mamy tu więcej. Tłumaczymy wszystkim, że cienie historii nie mogą wytyczać współcześnie granic naszych praw. Język polski w czeskim Cieszynie jest oczywisty. Znają go wszyscy hotelarze. Już się nauczyli, że korona nie śmierdzi, a do restauracji przychodzi wielu polskich turystów i czują się dobrze. Generalnie można mówić po polsku śmiało. Gdyby pojechać gdzieś do wiosek na Śląsku Cieszyńskim zdominowanych przez Czechów, czułoby się może pewien dyskomfort.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska