Czy Huta Małapanew w Ozimku poradzi sobie z kryzysem?

fot. Mariusz Jarzombek
Koniec dniówki w Hucie Małapanew.  Wkrótce pracę ma stracić prawie co piąty hutnik.
Koniec dniówki w Hucie Małapanew. Wkrótce pracę ma stracić prawie co piąty hutnik. fot. Mariusz Jarzombek
Ozimek wyrósł i przez lata żył w cieniu Huty Małapanew. I od samego początku nowej Polski żył w strachu, że zakład upadnie. Dziś, gdy Małapanew zwalnia niemal jedną piątą pracowników, ta obawa znów wraca, ale już nie z taką siłą.

Na poniedziałkową sesję rady miasta zaproszony został prezes Małejpanwi Bogusław Bobrowski. Ma opowiedzieć, jakie plany wobec zakładu ma właściciel, czyli grupa kapitałowa Gwarant z Katowic. Włodarze gminy chcą go też spytać o to, czy huta będzie w stanie regulować swoje należności podatkowe. Bo w tym roku pojawiły się już czteromiesięczne zaległości. To milion złotych, którego spłatę ozimski samorząd zgodził się rozłożyć na 36 miesięcy.

Mimo to burmistrz Jan Labus nie widzi poważnego zagrożenia dla kondycji finansowej samorządu. Bo podatki płacone dziś przez hutę to tylko 7 proc. budżetu gminy. W razie jakichś perturbacji trzeba będzie oczywiście poszukać oszczędności, ale - jak zapewnia burmistrz - plany inwestycyjne nie są zagrożone.

Wolne piątki albo zwolnienia

Wizyta prezesa Małejpanwi na sesji rady miasta to w Ozimku nic nowego. Takie spotkania odbywały się dość regularnie w czasach, gdy zakład był jeszcze przedsiębiorstwem państwowym. Inna sprawa, że niewiele z nich wynikało.

Choć gmina huczała wtedy od plotek o kłopotach huty-żywicielki, to na oficjalnych spotkaniach obowiązywał urzędowy optymizm. Zwykle kończyło się na zapewnieniach, że jeśli gmina wykona kolejny gest wobec zakładu (na przykład umarzając mu jakieś podatki), to Małapanew poradzi sobie z trudnościami.

Dziś wygląda to trochę inaczej, bo Gwarant prowadzi bardziej otwartą politykę informacyjną. Przynajmniej od czasu, gdy w piątek 4 września ogłosił, że zmuszony będzie zwolnić do końca miesiąca około 150 pracowników Małejpanwi. Rzecznik Gwaranta Witold Jajszczok tłumaczył wtedy, że załoga miała do wyboru: albo zgodzić się na cztery dni bezpłatnego urlopu w miesiącu (wolne piątki) i tym samym niższe płace, albo pogodzić się z koniecznością zwolnienia prawie jednej piątej załogi. Przesłanie dla opinii publicznej było czytelne: zwolnień można było uniknąć, właściciel proponował inne rozwiązanie.

Jajszczok dodaje, że ten inny wariant zastosowano w spółce Maszyny i Konstrukcje, gdzie wypowiedziano układ zbiorowy i obniżono pracownikom płace o około 35 procent. Inna sprawa, że w efekcie z pracy odeszło kilkadziesiąt osób. Ale odeszli sami, więc wielkiego szumu nie było. Choć nie do końca. W sobotę 29 sierpnia na uroczystościach z okazji rocznicy podpisania porozumień sierpniowych gorzkie wystąpienie wygłosił długoletni szef hutniczej Solidarności Piotr Krawczuk.

Mówił o tym, jak cieszył się, że doczekał wolnej i demokratycznej Polski, a tymczasem dziś, w wieku 58 lat, nie ma pracy. Krawczuk sam odszedł z huty po tym, jak nie udało mu się namówić związkowców z wszystkich ozimskich spółek należących do Gwaranta do wspólnego protestu przeciw obniżaniu pensji i wiszącym w powietrzu zwolnieniom

Krawczuk ma do dziś żal do lokalnych mediów, że przemilczały jego wystąpienie (napisał o nim za to "Tygodnik Solidarność"). Bo było prorocze, tydzień później Gwarant potwierdził: będą zwolnienia.

Duży może więcej?

Pierwsze spotkanie związków z prezesem Bobrowskim nie przyniosło porozumienia. Związkowcy zażądali bowiem 15-miesięcznych odpraw, na które Gwarant zgodzić się nie chce. - Nie mamy pieniędzy na takie odprawy - mówi Jajszczok.

Termin negocjacji ze związkami upływa w następny piątek. Do tego czasu, niezależnie od ich wyniku, powstanie regulamin zwolnień i lista osób, które stracą pracę. Większość ma otrzymać wypowiedzenia do końca września. Równocześnie Jajszczok zapowiada, że Gwarant dalszych zwolnień nie planuje.

- Kondycja huty nie jest tragiczna, po siedmiu miesiącach była na lekkim plusie. A na koniec roku, mimo konieczności wypłaty odpraw, powinna wyjść na zero - mówi. - Czemu w takim razie zwalniamy ludzi? Bo musimy działać wyprzedzająco, reagować na to, co dzieje się na rynku.

Czy ten tok rozumowania trafi do pracowników? Nie wiadomo. Po mieście krążą plotki o tym, że Gwarant na Małejpanwi pasożytuje i tak naprawdę to on odpowiada za jej ostatnie kłopoty. Bo to on dostarcza hucie surowiec z narzutem, a potem sprzedaje odlewy z Ozimka - także z narzutem). W domyśle: nawet gdy huta traci, to właściciel zarabia. Kolejne plotki mówią o tym, że ludzi się zwalnia, a prezesi przylatują do Ozimka helikopterem. Witold Jajszczok kwituje je krótko: to bzdury.

- Siłą takich grup kapitałowych jak Gwarant jest właśnie to, że może robić zakupy dla całej grupy i negocjować niższe ceny. Także z bankami rozmawia się łatwiej. Nie mówiąc już o tym, że nasze zakłady mogą sobie podzlecać produkcję i dzięki temu mają co robić. Małapanew nigdy wcześniej nie produkowała tyle na rzecz górnictwa. Dziś może to robić dzięki współpracy z naszą rybnicką Ryfamą - wylicza. - Nie jest też prawdą, że kontrahenci rezygnują z odlewów z Ozimka, bo są za drogie. Gdyby tak było, to kupowaliby u konkurencji. A tak nie jest. Nadal składają zamówienia w Małejpanwi, tyle że znacznie mniejsze. Na przykład Mittal zamawia o 70 procent walców mniej.

Nie jesteśmy okupantem

Jajszczok nie rozumie, dlaczego Gwarant traktowany jest w Ozimku z taką podejrzliwością.
- Nie jesteśmy okupantem, tylko stuprocentowym właścicielem huty - podkreśla. - Gdy zjawiliśmy się w Ozimku w 2004 roku, Małapanew była od dwóch lat w stanie upadłości, nie miała pieniędzy, by zapłacić za energię elektryczną i gaz. Nie miała też żadnej zdolności kredytowej. To Gwarant uratował zakład i miejsca pracy. I zrobił inwestycje warte kilkanaście milionów złotych.

Małapanew została postawiona w stan upadłości w lipcu 2002 roku. Upadła pod ciężarem długów sięgających 180 mln złotych. Wcześniej próbowano ją ratować, organizując kolejne spotkania ostatniej szansy, na które przyjeżdżał prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Arkadiusz Krężel. Choć Małapanew cały czas pracowała nad planem restrukturyzacji zadłużenia, to wierzyciele stracili do niej zaufanie.

Ówczesny szef urzędu skarbowego mówił publicznie, że fiskus od dekady szedł Małejpanwi na rękę, odraczając płatności, a efektu nie dało to żadnego. I wiosną 2002 roku zarząd firmy złożył wniosek o upadłość.

Rządy przejął syndyk Stanisław Stal, który szybko pozbył się tych składników majątku, które nie miały znaczenia dla produkcji. To wtedy samorząd przejął za symboliczne 7900 zł (jeden procent wartości) kompleks basenowy, który Małanapew zaczęła budować w latach 70., w czasach socjalistycznej świetności, gdy zatrudniała 7800 pracowników.

Miasto spłaca dług

Gdy na początku dekady Małapanew zmierzała szybkim krokiem w stronę upadłości, nastroje w gminie były minorowe. Z jednej strony powtarzano, że nie można dopuścić do upadku najstarszej działającej huty w Europie (w 2004 roku miała obchodzić 250. urodziny).

Powtarzano także, że upadek huty oznacza śmierć miasta. "Ozimek trzeba będzie wymazać z mapy Opolszczyzny" - takie opinie można było wtedy znaleźć na łamach nto.

Dziś atmosfera jest inna. Nikt, przynajmniej na razie, o katastrofie nie mówi. Po części dlatego, że ludzie chcą wierzyć zapewnieniom Gwaranta, iż z powodu kryzysu huta musi zacisnąć pasa, ale szybko wyjdzie na prostą. Rzecznik grupy podkreśla to na każdym kroku. - Zwalniamy z ciężkim sercem, bo zakładamy, że sytuacja się poprawi i znowu będziemy szukać dobrych pracowników. I ryzykujemy, że znajdą pracę gdzie indziej - mówi Witold Jajszczok.

To prawdopodobny scenariusz. Spółki powstałe na gruzach państwowej huty nadal są w gminie głównym pracodawcą (dziś, wliczając jeszcze osoby przeznaczone do zwolnienia, dają pracę około 1300 osobom), ale już nie jedynym. Burmistrz Labus szacuje, że stopa bezrobocia w gminie nie przekracza 5 procent, co znaczy, że jest ono właściwie symboliczne. W tak luksusowej sytuacji jest w regionie tylko stolica województwa.

Nie ulega wątpliwości, że w ostatnich latach Ozimek wyszedł z cienia huty. W Polsce Ludowej miasteczko było klasyczną socjalistyczną przemysłową monokulturą. Co więcej, to huta budowała całą infrastrukturę komunalną, a nie mający wiele do powiedzenia naczelnik urzędował w dawnej remizie na skraju miasta. Dziś siedzibą urzędu jest dawny hotel robotniczy (oczywiście hutniczy), a większość zbudowanych przez zakład obiektów już dawno przeszła na własność samorządu. Za symboliczne można uznać przekazanie miastu zabytkowego mostu, najstarszego wiszącego mostu w Europie, przez który chodziły do pracy kolejne pokolenia hutników.

I miasto, które tak wiele swojej hucie zawdzięczało w przeszłości, dziś stara się ten dług spłacić. Jeszcze w poprzedniej kadencji radni zdecydowali, że w zamian za ponad 3 mln zł zaległych podatków wezmą od huty szereg obiektów. I tak zrobili, choć ten handel wymienny nie wszystkim się podobał.

Rzecznik Gwaranta nie traktuje jednak takich decyzji w kategoriach pomagania prywatnej firmie. - To jest przede wszystkim pomaganie hutnikom, mieszkańcom gminy - przekonuje. - Takie działania z pewnością są skuteczniejsze niż różne rządowe pakiety antykryzysowe.

Taka strategia opłaca się także włodarzom Ozimka, przynajmniej z politycznego punktu widzenia. Popularność, jaką wciąż cieszy się burmistrz Labus, w części bierze się i z tego, że ma opinię gospodarza, który hucie pomaga. A to dla hutników-wyborców duży atut.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska