Dojazd na czarno

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Ponad połowa ze stu tysięcy mieszkańców Opolszczyzny dojeżdżających do pracy w Niemczech i Holandii korzysta z usług "dzikich" przewoźników.

W ubiegłą sobotę w wypadku mikrobusu pod Poczdamem zginęło czworo Polaków, wracali z pracy w Holandii. Ambasada RP w Berlinie poinformowała, że mikrobus był prywatny, nie należał do żadnego oficjalnego przewoźnika.

Wypadków, w których giną opolscy robotnicy zatrudnieni za granicą, jest coraz więcej.
- Tylko w ubiegłym roku przypominam sobie dwa śmiertelne - - mówi Adam Cybulski, przewoźnik z Leśnicy. - Pod Kątami Wrocławskimi zginęła trójka chłopaków spod Kędzierzyna. Kierowca jechał zmęczony po całodziennej pracy, najechali na TIR-a. Z kolei pod Legnicą zginęła jedna osoba. W tym busie jechało dziesięciu robotników, choć maksymalnie mogło wejść dziewięciu. Kierowca był przemęczony...
Cybulski ma firmę transportową i koncesję na międzynarodowy przewóz osób. Trzema busami wozi opolskich robotników na Zachód. Przewoźnik twierdzi jednak, że większość robotników korzysta z usług nieoficjalnych przewoźników.
- Oceniam, że jakieś 60 procent ludzi jeździ do Niemiec i Holandii we własnym zakresie, na dziko - mówi Cybulski. - Wygląda to mniej więcej tak: jeden z robotników kupuje zdezelowanego busa, koledzy odpalają mu po kilkadziesiąt marek. Wracają do domów w piątek wieczorem. Kierowca nie ma prawa być wypoczęty, bo jest po całym dniu pracy...
Krzysztof Ocipiński z Rozwadzy koło Zdzieszowic jest jednym z największych opolskich przewoźników robotników zatrudnionych w Holandii (siedem busów). Potwierdza on, że większość przewozów robotników odbywa się nielegalnie.
- Ci ludzie oficjalnie nie czerpią z zysków z tych przewozów, jednak wszyscy z branży wiedzą, że funkcjonują jak normalne firmy przewozowe - mówi. - Z tą tylko różnicą, że nie płacą podatków, nie dbają o kierowców i stan techniczny busów...

Podróże do pracy busami bywają niebezpieczne również w wielu oficjalnie zarejestrowanych firmach przewozowych. Właściciele firm mogą "zarzynać" swoich kierowców w majestacie prawa. Polskie przepisy mówią bowiem o tym, że pojazdy do 9 pasażerów nie są autobusami, w związku z czym nie trzeba w nich instalować tachografów, urządzeń do kontrolowania czasu jazdy kierowcy.
- Praktycznie wszystkie busy wożące opolskich robotników do Niemiec i Holandii mają pojemność do 9 osób - mówi Ocipiński. - W związku z tym czas pracy kierowcy nie podlega żadnej kontroli. Wszystko zależy od zdrowego rozsądku przewoźnika.
Adam Cybulski z Leśnicy: - Słyszałem o firmach z Katowic i Pyskowic, w których kierowcy dnia wracają na Śląsk...

Andrzej Gabor, kierowca ze Zdzieszowic, wozi busem opolskich robotników od czterech lat. Pasażerowie opowiadali mu przez ten czas historie mrożące krew w żyłach.
- Ludziom z chęci zysku rozum odbiera - mówi Gabor. - No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że mąż i ojciec, głowa rodziny, godzi się jeździć z firmą, w której kierowcy całą drogę piją "red bulle" i klepią się po policzkach...
W firmie, w której pracuje pan Andrzej, kurs (tam i z powrotem) do Amsterdamu kosztuje 480 złotych. U konkurencji, która wozi na czarno (bez koncesji), można jechać i za 300.
- Dla wielu robotników wybór jest prosty, jeżdżą tam, gdzie taniej - mówi Gabor. - Potem wszyscy się dziwią, skąd te śmiertelne wypadki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska