Donieśli na prezesa do prokuratury

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
- Prezes nas oszukiwał - mówią mieszkańcy bloków.
- Prezes nas oszukiwał - mówią mieszkańcy bloków.
Mieszkańcy popegeerowskich bloków w Zalesiu Śląskim zarzucają Krzysztofowi Fajerowi, że źle zarządzał majątkiem spółdzielni.

Wśród lokatorów bloków przy ul. Strzeleckiej w Zalesiu Śląskim nie ma osoby, która nie znałaby Krzysztofa Fajera, byłego prezesa spółdzielni. Mieszkańcy zarzucają mu oszustwa finansowe oraz nieprawidłowe zarządzanie majątkiem. Sprawa wyszła na jaw niedawno. Lokatorzy zauważyli, że zarząd niedokładnie rozlicza się ze swojej działalności. - Na zebraniach prezes ładnie mówił, ale nie pokazywał nam wszystkich rachunków. Wyliczał koszty i zawsze wychodziliśmy na minus - wyjaśnia lokatorka Jadwiga Grabińska.

Mieszkańcy snuli podejrzenia od dłuższego czasu. Wkońcu sprawdzili, jakie są rzeczywiste koszty funkcjonowania spółdzielni.
- Według prezesa każdej zimy na ogrzanie mieszkań potrzebowaliśmy 300 ton opału. Ostatnia zima była łagodna, a prezes węgla policzył nam tyle samo co w poprzednich latach - denerwuje się Grzegorz Lata.

Mieszkańcy w końcu powiedzieli dość. 25 maja zwołali zebranie, na którym odwołali Krzysztofa Fajera.
- Złożyliśmy także doniesienie do prokuratury. Gdy przyjechała policja zabezpieczyć dokumenty, na jaw wyszły inne przekręty. Okazało się, że prezes wykupił biuro spółdzielni, które stało się jego własnym mieszkaniem. Sprzedał także bez przetargu dwa inne mieszkania, a pieniędzy z tego tytułu na koncie nie ma. W biurze znaleźliśmy rachunki m.in. na drzwi antywła-maniowe i okna, które nigdy nigdzie nie zostały zamontowane. Poza tym wyszło na jaw, że niedawno wypłacił sobie 4,5 tys. premii - mówi Jan Grabiński, obecnie wiceprezes spółdzielni.
Mieszkańcy powołali nowy zarząd. W spadku po starym pozostały jednak zaciągnięte kredyty i niespłacone zobowiązania.

- Musimy zapłacić za węgiel, wodę i prąd. Stary prezes pozbierał pieniądze, ale za nic nie zapłacił. Okazało się, że na spółdzielnię zaciągnięty został także kredyt w wysokości 28 tys. złotych - mówi Jan Grabiński.
Mieszkańcy czują żal do prezesa. Każdego roku do spółdzielczej kasy wpływało 198 tys. złotych, tymczasem niewiele udało się wyremontować. Ze wstydu przed przyjezdnymi na własną rękę malowali klatki schodowe i remontowali obejścia wokół bloków.
- On się nas w ogóle nie boi. Mieszka dalej w swoim mieszkaniu, specjalnie nie płaci czynszu i śmieje się nam prosto w twarz. Kiedyś powiedział nam, że kto ma pieniądze, ten nigdy nie przegra - mówi jeden z mieszkańców, Witold Raś.
Krzysztof Fajer nie chciał rozmawiać z nto. Stwierdził, że nie ma na to ochoty.
Działalnością prezesa zajęła się policja i prokuratura w Strzelcach Opolskich. Do tej pory nie przedstawiono jednak zarzutów. Sprawa jest dopiero w fazie początkowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska