Dwie kobiety w płomieniach

Artur Karda
87-letnia staruszka zginęła, a 38-letnia matka dwojga dzieci walczy o życie. Taki jest finał dwóch pożarów na Opolszczyźnie.

Ofiarą wczorajszej tragedii, do której doszło około godz. 13.30 w Biskupicach pod Olesnem, jest 87-letnia kobieta. O pożarze zorientował się 36-letni wnuk staruszki, który mieszkał w jednym domu z babcią i żoną. Mężczyzna poczuł swąd i zaniepokojony postanowił sprawdzić, co się stało.

Gdy wraz z żoną wszedł do kuchni, ujrzał makabryczny widok. Kobieta stała w płomieniach. Rozpaczliwie próbowała ugasić palące się na niej ubranie, ale po chwili się przewróciła. Wnuk z żoną stłumili ogień, jednak kobieta zmarła przed przyjazdem lekarza.
Z ustaleń policji wynika, że do tragedii doszło, kiedy staruszka stała przy kuchni węglowej. Chcąc dołożyć do pieca otworzyła go. Wtedy ogień zajął jej ubranie.
- Na razie nie wiemy, co było bezpośrednią przyczyną zgonu: zaczadzenie, rany oparzeniowe, czy może uraz czaszki, gdyż kobieta przewróciła się na ziemię, uderzając głową o próg. Dla wyjaśnienia tej sprawy trzeba będzie przeprowadzić sekcję zwłok - poinformował nas wczoraj podinspektor Adam Dragan, oficer dyżurny Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

Inna tragedia rozegrała się w sobotę około godz. 13 w jednym z domów jednorodzinnych w Dziedzicach (gm. Strzeleczki). Doszło do wybuchu żaru z pieca centralnego ogrzewania. Mieszkająca tam 38-letnia kobieta została ciężko poparzona.
- Była sama w domu - opowiada Bernard Rogosz, szwagier poszkodowanej. - Jej dzieci akurat wyjechały, a ja z jej mężem byliśmy w lesie pod wsią. Słyszeliśmy jakieś buczenie syren, ale myśleliśmy, że to ćwiczenia w remizie. Jak wróciliśmy do domu, szwagierka już leżała w szpitalu.
Krapkowicka policja wyjaśnia przyczyny wypadku. Do wczoraj nawet strażacy nie wiedzieli, w jakich okolicznościach kobieta została ranna: czy poparzył ją wybuchający z pieca żar, czy ucierpiała, próbując ugasić pożar.
Henryk Jenek, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Zielinie, był w sobotę w akcji w Dziedzicach. W sumie brało w niej udział 17 strażaków z pięciu wozów gaśniczych.
- Kiedy zajechaliśmy, z budynku buchały kłęby dymu. Na miejscu była już OSP Smolarnia - relacjonuje Henryk Jenek. - Nasz człowiek wszedł do środka w aparacie tlenowym, ale pożar przed naszym przybyciem ugasili już sąsiedzi. Ustaliliśmy, że ogniem objęte było pomieszczenie gospodarcze, w którym stał piec oraz sąsiadujące z nim kuchnia i pokój.

Ranna kobieta siedziała w przedpokoju. Miała poparzone nogi, ręce i twarz oraz spalone włosy z przodu głowy. Strażacy z Krapkowic, którzy później dojechali na miejsce, opatrzyli ją opatrunkami żelowymi. Jak się dowiedzieliśmy, kobieta ma poparzenia drugiego stopnia.
- Była w takim szoku, że mimo rozległych ran nie czuła bólu. Kiedy nieśliśmy ją do karetki szlochała, że nie chce nigdzie jechać - opowiada naczelnik Jenek. - Nie wiedziała, co się stało i była bardzo wystraszona.

Wczoraj po południu pojechaliśmy na miejsce pożaru. Z zewnątrz domu prawie nie widać było śladów ognia. Mąż i dzieci poszkodowanej pojechali odwiedzić ją w szpitalu specjalistycznym w Siemianowicach Śląskich.
- W domu okopcone są prawie wszystkie pomieszczenia. Plastikowe okno w kuchni tak się zniekształciło od ognia, że się nie domyka - pokazał nam szwagier poparzonej kobiety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska