Eko-Vimar - produkują w Polsce i Czechach

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Czesi dali otmuchowskim przedsiębiorcom to, czego w Polsce dostać nie mogli: zakład produkcyjny w dobrym stanie do kupienia, dotacje rządowe, niskie podatki i proste przepisy.
Czesi dali otmuchowskim przedsiębiorcom to, czego w Polsce dostać nie mogli: zakład produkcyjny w dobrym stanie do kupienia, dotacje rządowe, niskie podatki i proste przepisy. fot. Paweł Stauffer
Czesi dali otmuchowskim przedsiębiorcom lepsze warunki ekonomiczne niż Polska. Dlatego firma przeniosła część produkcji do Javornika.

Ile stron miała umowa o dofinansowanie nowych miejsc pracy na 200 tysięcy koron dla 200 osób, którą podpisali Wiesław (ojciec) i Jacek (syn) z czeskimi władzami?

Osiem. Z wypisanymi jasnymi zasadami udzielenia rządowej pomocy. W mocno zbiurokratyzowanej Polsce byłoby to nie do pomyślenia. Nie obyłoby się bez aneksów i żyrantów. Po drugiej stronie granicy, z której zdjęto niedawno szlabany, a dawna strażnica straszy pustymi pokojami, mieli gotowy do wstawienia maszyn zakład po fabryce zbrojeniowej, wybudowany w latach 90.

- Wystarczyło przekręcić główny włącznik światła i ruszać z produkcją - mówi Wiesław Orlański. - Zastanawialiśmy się też nad lokalizacją w nyskiej strefie ekonomicznej, ale musielibyśmy długo czekać na pozwolenia budowlane i koszt budowy byłby większy - porównuje Jacek Orlański. Rachunek ekonomiczny był prosty.
Więc to Czesi w Javorniku (3000 mieszkańców, korty tenisowe i kryty basen), kilkanaście kilometrów od Otmuchowa (5400 zameldowanych, bez kortów i basenu), produkują kotły na ekologiczne paliwo - brykiet drzewny zwany pelletem dla Viessmana, potentata na rynku ciepłowniczym. Do miejscowej załogi mają dołączyć też nasi rodacy.

Na podbój świata

Viessman wybrał Eko-Vimar Orlański do współpracy spośród 18 oferentów po pół roku testowania różnych kotłów. Kiedy Orlańscy postanowili wysłać swoje produkty do sprawdzenia przez niemieckiego Goliata (9 tysięcy pracowników i 11 zakładów na całym świecie), znajomi i współpracownicy nie kryli zdziwienia.

- Jacek, przecież oni mogą was tysiąc razy kupić i sprzedać - argumentowali. Efekt był taki, że na międzynarodowych targach we Frankfurcie w 2005 r. mówiono o nich jako o producencie dla Viessmana. Dziś produkują też dla Wolfa na rynek niemiecki i CTC, a kotły z własnym logo wysyłają do 31 krajów Europy, USA, Kanady, Chile. 95 proc. ich produkcji trafia na eksport.

- W Rumunii, Danii i Szwecji mamy nawet do 50 procent udziałów w rynku tego typu kotłów - wylicza Grzegorz Czapor, kierownik ds. eksportu. Kotły na zgazowane drewno są popularniejsze poza Polską z powodu wysokich ulg, z których korzystają instalujący ekologiczne źródła ogrzewania.

Od Rumunii i Danii zaczął się rozwój biznesu Orlańskich. Mieli wówczas w Głuchołazach kilka spawarek i kilkunastu pracowników. Właściciele byli handlowcami i szoferami. Pomysł na biznes wzięli od czeskich znajomych. Wiesław Orlański pojechał do nich po stary kocioł do ogrzewania - chciał go zainstalować u siebie w domu. W oko wpadł mu jednak nowy, właśnie na drewno. Postanowił takie sam najpierw sprzedawać, potem produkować.

Był początek lat 90. Jacek Orlański pojechał pokazać ofertę pierwszy raz na targi do Frankfurtu. Po miesiącu do Głuchołaz zawitali pierwsi klienci z Rumunii i Danii.
- Przerazili się, że to warsztat, a nie zakład. Zapytałem, ile kotłów potrzebują
- opowiada Jacek Orlański. - Złożyli zamówienia po dwieście sztuk na rok. To był impuls do rozwoju.

Dziś tylko do Rumunii sprzedajemy 5-6 tysięcy kotłów rocznie - wylicza. Za ocean do USA posyłali na początku 2-3 kontenery rocznie, dziś 5 na tydzień. Przed kilkoma dniami Orlański - syn wrócił z rozmów handlowych w Szwecji, w przyszłym tygodniu senior leci na Syberię. W planach podboju mają teraz Białoruś i Ukrainę.

Kto nie zbiera drobnych

Międzywojenna kamienica w Otmuchowie, dawny internat miejscowego ogólniaka przy głównej drodze wjazdowej do miasta, odzyskała dawny blask. W środku oryginalne drzwi i parkiety z początku XX wieku, w sali konferencyjnej przepiękna szafa i komplet wypoczynkowy (sofa z fotelami obitymi czerwonym, wytłaczanym materiałem i okrągły stolik) i ogromne, wysokie na kilka metrów lustro w zabytkowej ramie.

- Mamy słabość do antyków, dlatego starałem się zachować w tym budynku każdy detal, który dało się uratować - Wiesław Orlański z dumą oprowadza po biurach firmy. Przy Warszawskiej kupili zrujnowaną nadpaloną halę (także pod opieką konserwatorską) z terenem po dawnym oddziale fabryki narzędzi rolniczych i ogrodniczych. Joanna Pustelnik, dyrektor produkcji w zakładzie w Otmuchowie, wspomina, że błota było po kolana.

Znajomi znów pukali się w głowy, kiedy Orlańscy zaczęli utwardzać plac i stawiać hale produkcyjne. Dziś spawacze pracują w oddzielnych kabinach, a nad ich głowami warczą potężne wentylatory.

- W pomieszczeniu, gdzie pomalowane kotły trafiają pod tzw. kurtynę wodną, farba zmieszana z wodą wpada do specjalnych pojemników, z których jest potem odzyskiwana, żeby nie zanieczyszczać środowiska - opowiada dyrektor produkcji.

Ekologiczne są nie tylko kotły Orlańskich i sposób ich produkcji. W biurowcach wiszą kartki z przypomnieniem o oszczędzaniu wody i prądu.

- Bo kto nie zbiera drobnych, nie zaoszczędzi i grubych - kwituje senior Orlański. Budowa zakładu w Otmuchowie i uruchomienie drugiego w Javorniku kosztowały w sumie ok. 4 mln euro, a w ciągu dwóch lat przychody przedsiębiorstwa wzrosły o 200 proc., za to przedsiębiorcy dostali w ubiegłym roku Gazelę Biznesu przyznawaną przez ogólnopolski dziennik "Puls Biznesu".

Właściciele nie noszą szwajcarskich rolexów na rękach, butów ze skóry aligatora, okularów od Versace. Jeden mieszka z rodziną w bloku, drugi w budynku wielorodzinnym. Jacek Orlański żartuje, że kupił buty od Gucciego za 30 zł w Chinach.

Od półtora roku świetnie się spisują na polskich drogach. Wymiana wkładek kosztowała go 3 zł więcej niż obuwie. Senior puentuje, że są trzy rodzaje luksusu: luksus posiadania własnego auta, luksus bycia właścicielem mieszkania, który nie wyklucza pierwszego, i wreszcie luksus posiadania własnego zdania, który wyklucza pierwszy i drugi.

Mentorem syna jest Ingvar Kamprad, założyciel koncernu IKEA, który zaczynał od handlu zapałkami, a dziś, mimo że jest lokowany ze swoją fortuną obok Billa Gatesa, jeździ autobusem, a warzywa na targu kupuje popołudniami, kiedy są tańsze. Wyznawca zasady, że "praca bez przyjemności musi być piekłem". - Ja mam dobry samochód, jeśli chcę wyjechać na narty z rodziną za granicę, to jadę - mówi Jacek Orlański i po chwili z zawstydzeniem przyznaje, że ostatni wypoczynek trwał jeden dzień, bo wrócił do pracy, która tak go wciągnęła, że nie zdążył dołączyć do bliskich.

Zarażanie wiarą w sukces

Gros pracowników to młode twarze. Wielu z nich, co zaskakujące dla tej branży, to kobiety. Jacek Orlański ceni młodych za znajomość języków i chęć do pracy, starszych za doświadczenie.

Wiesław Orlański podkreśla, że z kobietami pracuje się mu znakomicie.
- Szczególnie sprawdzają się przy wykończeniówce, bo wypucują kotły przed sprzedażą na błysk - ocenia. Dlatego firma w przyszłości planuje zatrudniać więcej pań. To nowy pomysł na biznes, na razie trzymany w tajemnicy.

W biurze wszyscy na modłę amerykańską mówią do siebie po imieniu - nawet do szefa Jacka. Integrują się podczas szkoleń, a ambitni mogą liczyć na dofinansowanie dokształcania. Andrzej Janusz jest jednym spośród 50 spawaczy w otmuchowskim zakładzie z najdłuższym stażem.

- Pracuję tu 8. rok. Wcześniej miałem własną firmę, byłem na bezrobociu i po kursie w urzędzie pracy trafiłem tutaj - opowiada. Dobry spawacz, taki jak on, zarabia tu od 4500 zł nawet w porywach do 8000 zł na rękę, a otmuchowski producent kotłów poszukuje fachowców. Ambicją właścicieli jest, żeby załoga uwierzyła w sukces, tak jak oni.

- Jeśli nie mam przekonania do jakiegoś pomysłu, to nawet się nie za niego nie biorę, bo z góry jestem skazany na porażkę - zdradza swoją dewizę Wiesław Orlański.

Schengen zniosło nie tylko szlabany

Rodzinna firma jest jedną z trzech największych w Otmuchowie obok Zakładów Przemysłu Cukierniczego i Cukrowni. W Polsce zatrudnia ponad 200 osób, w Czechach 130, a planuje trzy razy więcej.

Jan Woźniak, burmistrz miasta, ceni Orlańskich za to, że im woda sodowa do głowy nie uderzyła. - Dają dobrze płatną pracę naszym mieszkańcom. Zatrudnili część ludzi z zakładu, na którego terenie ulokowali swój. Życzyłbym sobie więcej takich firm - komentuje.

Gmina przygotowała dla Orlańskich grunt pod rozbudowę, a przez 3 lata wspierała ulgami w podatku od nieruchomości. Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie, także współpracował z Orlańskimi przy rekrutowaniu pracowników. Urząd finansował szkolenia pod potrzeby firmy i dofinansowywał kupno maszyn.

Dyrektor Kolbiarz bez zastanowienia wymienia zalety otmuchowskiego producenta pieców: świetna firma, nastawiona na nowe technologie, z wysoką kulturą organizacji pracy. - Prowadzi ją rodzina, więc jest nadzieja, że pałeczkę po seniorach rodu będą przejmowały kolejne pokolenia - mówi. - Żałuję, że przenieśli część produkcji do Czech - przyznaje, ale to nie przeszkodzi w dalszej współpracy urzędu pracy z Eko-Vimar Orlański. Pozwala na to program transgraniczny. Nie tylko szlabany zlikwidowano w grudniu ubiegłego roku, kiedy Polska i Czechy weszły do układu z Schengen.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska