Ewa daje gazu. Stunt Girl z Niemodlina

Archiwum prywatne
Jej ulubione triki to tzw. spreader, który polega na tym, że Ewa siedzi na baku i ma nogi rozłożone do szpagatu, jadąc jednocześnie na tylnym kole. Albo highchair - nogi przełożone przez kierownicę, pupa na baku i jazda na tylnym kole.
Jej ulubione triki to tzw. spreader, który polega na tym, że Ewa siedzi na baku i ma nogi rozłożone do szpagatu, jadąc jednocześnie na tylnym kole. Albo highchair - nogi przełożone przez kierownicę, pupa na baku i jazda na tylnym kole. Archiwum prywatne
Mogłaby łamać męskie serca, ale woli motocykle. Ewa Pieniakowska z Niemodlina to pierwsza polska Stunt Girl.

Ewa Pieniakowska.

Ewa waży 48 kilogramów, jej motor jest czterokrotnie cięższy.
Ewa waży 48 kilogramów, jej motor jest czterokrotnie cięższy. Archiwum prywatne

Ewa waży 48 kilogramów, jej motor jest czterokrotnie cięższy.
(fot. Archiwum prywatne)

Strach zawsze jest. Boję się zwłaszcza, gdy trzeba wsiąść na motocykl po dłuższej przerwie albo po kontuzji, gdy jeszcze pamiętam ból - mówi Ewa.

Pasją motorową zarazili Ewę wujek Janusz Salera oraz kuzyn Rafał Pasierbek, mistrz Polski w stuncie, czyli motorowych akrobacjach. Ewie trudno powiedzieć, kiedy po raz pierwszy wsiadła na motor.
Pierwsza maszyna, na jaką wsiadła, to była stara motorynka z silnikiem simsona, konstrukcji wujka. To na niej przeprowadzała pierwsze próby, zaliczała pierwsze upadki.

Treningi to oderwanie się od rzeczywistości.
- Sprawiają, że zapominam o kłopotach, codzienności, czuję się wolna. Jestem tylko ja i motocykl. Muszę się skupić i zrobić wszystko, żeby jak najwięcej się nauczyć. W stuncie każdy trik trzeba wykonywać w maksymalnym skupieniu. To bardzo niebezpieczny sport. Zawsze można się przewrócić - mówi Ewa.

Ewa jest śliczną dziewczyną, blondynką, niezbyt wysoką, raczej drobną. Przeświadczenie o jej kruchości mija, gdy 25-latka pokazuje swoje zdjęcia na motorze. Nawet gdy się na nie patrzy, trudno uwierzyć, że taka kruszyna może zapanować nad huczącym potworem. Waży tylko 48 kilogramów, motor jest czterokrotnie cięższy.

Jej ulubione triki to tzw. spreader, który polega na tym, że Ewa siedzi na baku i ma nogi rozłożone do szpagatu, jadąc jednocześnie na tylnym kole. Albo highchair - nogi przełożone przez kierownicę, pupa na baku i jazda na tylnym kole.

- Jest pewien kanon trików do opanowania, ale każdy z nich zyskuje coś nowego w zależności od tego, kto go wykonuje - mówi Ewa.

Rzucić studia, zdobyć motor

Gdy Ewa szaleje na motocyklu, nie ukrywa swojej kobiecości - nosi różową kurtkę, a spod kasku powiewają długie blond włosy - właśnie tak chciała wyglądać, odkąd jako dziecko po raz pierwszy zobaczyła kobietę na motocyklu.

- W męskim świecie stuntu trzeba się jakoś wyróżniać - twierdzi.
Niedawno sprzedała swoją pierwszą maszynę, można powiedzieć, że wymieniła na lepszy model. Treningi w sezonie 2011 zaczynać będzie na hondzie CBR 600 F4i.
Na pierwszy motocykl zarobiła sama.

- Pracowałam dorywczo, gdzie się tylko dało. Chęć posiadania własnej maszyny była tak silna, że na jakiś czas zrezygnowałam nawet ze studiów - mówi Ewa, teraz znów studentka Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu.

Była na tyle silna, uparta i ambitna, że marzenie udało jej się zrealizować. Dwa lata temu stała się właścicielką hondy CBR 600 F3. Wtedy zaczęła ćwiczyć jeszcze intensywniej. Bardzo pomagali jej wujek i kuzyn. Rady były bardzo cenne, ale...
- Ale to tylko słowa. Nikt za mnie nie przełamie strachu - mówi Ewa.
A z nim trzeba się zaprzyjaźnić, gdy trenuje się stunt. Lęk pojawia się zawsze, gdy trzeba wrócić do ćwiczeń.

Hektolitry paliwa i potu

Stunt wymaga od niej także ogromnej dyscypliny, poświęcenia i niewiarygodnej wręcz sprawności.
- Dlatego tak bardzo nie lubię wracać do treningów po sezonie zimowym. W stuncie ćwiczyć trzeba codziennie, chociażby po to, żeby nie wypaść z formy, a co dopiero mówić o zdobywaniu nowych umiejętności - mówi Ewa.

Kolejnym problemem jest to, że to bardzo kosztowny sport.
- Trzeba mieć furę pieniędzy, żeby sobie na niego pozwolić. To są ogromne ilości paliwa, serwis motocykla. Uszkodzeń maszyny nie widać, ale on nieustannie jest narażony na zniszczenia, gdyż ciągle się upada. Wydatki zwykłych motocyklistów związane z utrzymaniem maszyn są niczym w porównaniu z wydatkami w stuncie - mówi Ewa.

Dlatego wciąż szuka sponsorów. Choć wydawać by się mogło, że nie powinna mieć z tym problemu, rzeczywistość jest inna. Pisały o niej już chyba wszystkie liczące się w motoryzacji czasopisma, licznymi artykułami dziewczyna nie jest w stanie zapłacić za przegląd swojej maszyny.
- Mimo to nie tracę nadziei. Jestem przecież sportowcem i nie mogę się poddać - mówi.

Mama pozwoliła

Ewa była pierwszą kobietą w Polsce, która zaczęła uprawiać stunt. - Moimi idolami, oczywiście poza moim kuzynem, który jest absolutnym mistrzem w tej dyscyplinie, są wszyscy sportowcy. Zawsze myślę o tym, gdy mam chwile zwątpienia. Staram się sobie wtedy wyobrażać ich poświęcenie i ambicję. To daje mi dużo siły, stąd czerpię inspirację - mówi Ewa.

Pierwsza polska Stunt Girl ma już za sobą dwa poważne wypadki. Zaliczyła kontuzję dłoni i uraz kręgosłupa. To, że po raz kolejny decyduje się wsiadać na motor, to zasługa jej bliskich.

- Szczególnie mojej mamy, która mimo że bardzo się boi, a moje upadki czuje często bardziej ode mnie, zawsze mnie wspierała. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna bo nigdy nie próbowała mnie zawrócić z drogi. Tak samo mój chłopak - chociaż jest bardzo daleko ode mnie, zawsze mogę na niego liczyć. Mam jednak dużo szczęścia...

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska