Fizyk nazwał dyrektorkę debilką? Wojna w gimnazjum w Zagwiździu

montaż: S.Gniłko
montaż: S.Gniłko
W gimnazjum w Zagwiździu dyrektorka oskarżyła fizyka przed sądem, że nazwał ją debilką. Ten broni się, że szefowa szkoły w zemście zebrała lipnych świadków i przypomniała sobie o zniewadze dopiero w pół roku później. Tuż po tym, jak nauczyciel publicznie podważył jej kompetencje na sesji rady gminy.

W szkole i na boisku zagwiździańskiego gimnazjum cisza jak makiem zasiał. Wakacje. Przez ostatnie dni przed szkołą krzątali się jedynie brukarze, kładąc nowy elegancki chodnik. Jak twierdzi były już nauczyciel fizyki w gimnazjum, to cisza przed burzą.

- Jeśli ktoś ośmieli się sprzeciwić pani dyrektor, może pożegnać się z pracą - mówi Jerzy Mazur, fizyk oskarżony w procesie o znieważenie funkcjonariusza publicznego, czyli właśnie szefowej szkoły. - Dyrektorka zarzuca mi, że w obecności wszystkich nauczycieli, w pokoju nauczycielskim, po naradzie, nazwałem ją debilką. Wtedy sprzeczałem się z nią o godziny lekcyjne. Teraz grozi mi nawet rok więzienia, a niemal wszyscy nauczyciele w obawie przez utratą pracy opowiadają bajki, że słyszeli całe zajście.

Co więcej: szefowa szkoły przypomniała sobie o rzekomej zniewadze dopiero w pół roku później, po tym, jak poszedłem po pomoc do rady gminy. Dyrektorka namawiała też pedagogów do fałszywych zeznań, ponieważ kilku z nich nawet nie było w tym czasie w gabinecie. Na wszystko mam dowody, a manipulacje potwierdziło nawet kuratorium.

Dyrektor gimnazjum Gabriela Kania wyraźnie ma dosyć samego brzmienia nazwiska Mazur, a co dopiero pytań związanych z procesem i całym zajściem. Kiedy przed jej domem, po raz pierwszy, prosimy o umówienie się na rozmowę w sprawie konfliktu z fizykiem oraz działalności szkoły, twierdzi, że jak większość nauczycieli korzysta z czasu wolnego, jakim są wakacje.

Raczej nie chcę rozmawiać na te tematy, ponieważ trwa proces. Zresztą zapytam adwokata i proszę później o kontakt - wyjaśnia.

Konflikt wyraźnie podzielił nauczycieli z Zagwiździa. Większość z nich jest po stronie dyrektorki. Na palcach jednej ręki można policzyć pedagogów broniących Mazura i chcących o tym nieoficjalnie mówić.

Praktycznie wszyscy nauczyciele gimnazjalni, których próbujemy zapytać o ten konflikt, reagują podobnie jak pani dyrektor. Niemal zgodnym chórem odpowiadają, że Mazur określił dyrektorkę mianem "debila" i to wielokrotnie. Zapewniają, że nie tylko raz, bowiem do podobnych zniewag miało dochodzić podczas rad pedagogicznych.

W obronę Mazura bierze natomiast emerytowana nauczycielka języka angielskiego Sonia Piecha, która jako jedyna zgodziła się na przedstawienie z nazwiska.

- Moim zdaniem nie było żadnego znieważenia. Jurek wszedł do pokoju za panią dyrektor, która była blada. Sprzeczali się o godziny, on mówił, że dyrektorka kłamie. Naprawdę nie użył żadnych słów, o które oskarża go szefowa szkoły. W pokoju nauczycielskim było jeszcze kilku nauczycieli, ale nie pamiętam, kto konkretnie. Na pewno nie wszyscy z całej szkoły - relacjonuje nauczycielka.

Jaki konflikt?

Zagwiździe to jedna z kilku wsi w podopolskiej gminie Murów. Sołectwo wyróżnione właśnie tym, że posiada gimnazjum. Można by rzec nawet, że to prawdziwe centrum władzy samorządowej, bo przecież tutaj mieszka wieloletni już wójt Andrzej Puławski i przewodniczący rady gminy Józef Sowada. Mimo że we wsi aż huczy o konflikcie między dyrektorką a nauczycielem fizyki, włodarze zdają się nie przywiązywać do tego wagi.

Sprawa między Mazurem a panią dyrektor? Prawdę mówiąc, są inne problemy i nie potrafię nic powiedzieć na ten temat - odpowiada Józef Sowada, którego córka chodziła do tej szkoły. - Nie pamiętam sesji, na której pan Mazur skarżyłby się na dyrektorkę. Zresztą to było jakiś czas temu.
Musiałbym sięgnąć do protokołów. Ale pewnie ostatecznie nie było dla nas radnych w tym żadnej sprawy, bo inaczej zapamiętałbym zdarzenie.

Wójt przyznaje, że co prawda sprawę trochę zna, ale komentować jej nie chce. Ma pełne zaufanie do dyrektorki gimnazjum, którego praca nie jest niczym zakłócana. W szkole, zdaniem wójta, nie ma żadnego poważnego konfliktu.

Trudno mi naprawdę cokolwiek powiedzieć, ponieważ trwa proces. Myślę jednak, że nie ma żadnego związku pomiędzy czasem złożeniem doniesienia o znieważeniu a terminem sesji, na której głoś zabierał nauczyciel fizyki - mówi wójt Andrzej Puławski. - Moje dziecko również chodziło do tego gimnazjum, które jest dobrą szkołą. Nie sądzę, by panowała tam jakaś niezdrowa atmosfera mogąca zakłócić pracę gimnazjum.

Wystarczy jednak wizyta w kilku miejscach codziennego życia Zagwiździa - w sklepie, pod barem i na przystanku, aby zasięgnąć języka i usłyszeć, że najwyraźniej władza nie wie, co we wsi piszczy.

Wiadomo, jak to nauczyciele. Zawsze muszą mieć rację. To się pokłócili o jakieś tam słowa i tyle. A przecież w takiej małej społeczności jak nasza czasem ktoś na kogoś w nerwach rzuci nawet przekleństwem i nic się z tego nie robi - mówią mężczyźni na przystanku i pod barem. - Ale każdy unosi się honorem i zaraz leci do sądu. Dzieciaki opowiadają, że nauczyciele po prokuraturach się ciągają. Po prawdzie to u nas ludzie mają większe problemy niż tam jakieś waśnie między profesorami gimnazjum. Dlatego niech się kłócą ile chcą, ale aby dzieciaki dobrze uczyli.

Płacą mi za nicnierobienie

Jerzy Mazur, zanim trafił do Zagwiździa jesienią 2006 roku, był nauczycielem elitarnego V krakowskiego liceum ogólnokształcącego, zajmującego czołowe miejsca w rankingach polskich szkół. Słynął z niekonwencjonalnego sposobu nauczania i luźnego podejścia do uczniów oraz kilku odkryć. Za co zresztą otrzymywał nagrody.

Po tym jak przeprowadził się do Pokoju, znalazł pracę w pobliskim Zagwiździu. Na początku dyrektor Kania miała być zachwycona nowym pracownikiem, czego zresztą dowodzi jeden z protokołów przesłuchań nauczycieli przez wizytatorów kuratorium oświaty, do którego dotarła nto.

Wynika z niego, że dyrektorka gimnazjum stawiała Mazura za wzór do naśladowania. Jednak już latem 2007 roku Mazur wylądował z nią w sądzie pracy. Wizytacja lekcji fizyki przez szefową szkoły wypadła negatywnie. Nauczyciel domagał się zawarcia z nim umowy na czas nieokreślony oraz cofnięcia zwolnienia z pracy, jakie zostało mu wręczone po założeniu sprawy.

Sąd przywrócił Mazura do obowiązków, a za rok siedzenia w domu fizyk dostał zaległą pensję w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Potem był jeszcze jeden proces, również wygrany przez Jerzego Mazura. Następnie sąd oddalił kolejny pozew o mobbing, który fizyk zarzucał dyrektorce.

Dzisiaj równolegle do sprawy karnej Mazura o znieważenie Gabrieli Kani, toczy się kolejny proces w sądzie pracy. Tym razem Mazur chce dowieść, że uzyskał awans nauczyciela zawodowego, a po konflikcie o kolejne godziny lekcyjne został znowu bezprawnie zwolniony i nadal czuje się pracownikiem szkoły.

Z przykrością oświadczam, że pani dyrektor nie potrafi mnie nawet zwolnić zgodnie z prawem i płaci mi za siedzenie w domu, nadwyrężając w ten sposób budżet gminy. Ja wolałbym uczyć, a nie za darmo brać pieniądze - emocjonuje się Mazur. - Dlatego chciałem zapytać publicznie o to wójta na sesji rady gminy. Ale oczywiście zrobiono z tego aferę ze znieważeniem. Ponieważ policja ani prokuratura nie chciały mnie słuchać, sam zebrałem dowody swojej niewinności. Mam nadzieję, iż sąd je weźmie pod uwagę. Inaczej zostanę skazany za coś, czego nie zrobiłem.

Dyrektorka zebrała lipnych świadków. Sama sugerowała im wcześniej, co mają zeznawać. Co więcej: co najmniej dwóch osób w tym czasie nie było w szkole. Jedna pani siedziała na radzie pedagogicznej w sąsiedniej placówce, a pan X zajmował się dowozem dzieci w Murowie. Nie mógł być w dwóch miejscach jednocześnie. Zresztą co to za świadek, jeśli kilkanaście miesięcy wcześniej podżegał uczniów do grożenia mi na forach internetowych? Wystarczy sprawdzić w prokuraturze.

Natomiast inna z nauczycielek, pani wuefistka, ma do mnie żal, ponieważ informując kuratorium o nieprawidłowościach w szkole, wytknąłem jej, że prowadziła fikcyjne lekcje pływania. Dziennik z tych zajęć powstał dopiero w trzy miesiące później!

Całe dochodzenie policyjne w mojej sprawie to również szereg niedociągnięć. Posiadam kopie zeznań dwóch nauczycielek, które - proszę sobie wyobrazić - w kilku fragmentach zeznają słowo w słowo to samo, i obie w tych samych miejscach popełniają identyczne błędy językowe. Moim zdaniem policjant po prostu nie chciał się narobić i zrobił "kopiuj-wklej", a jedna z nich podpisała to, co zeznała druga.

Siedziałaś pod planem

Wójt Puławski, komentując sprawę bezprawnych zwolnień Mazura, dodaje: - Cóż mogę powiedzieć? Akceptujemy wyroki sądów i je wykonujemy.

Natomiast z nauczycielem X, mimo kilku prób, nie udało nam się skontaktować. Prokurator Anita Dąbrowa-Derda, kierownik namysłowskiego zamiejscowego ośrodka Prokuratury Rejonowej w Kluczborku, przyznaje, iż śledczy potwierdzili, że z komputera z mieszkania, gdzie przebywał nauczyciel X były wysyłane wpisy internetowe pochwalające groźby pod adresem Jerzego Mazura.

Obraźliwe słowa wpisywał jeden z uczniów, a pochwalać to zachowanie miał ktoś z domu X. Niestety, prokuratura musiała sprawę umorzyć, bo z ustaleń wynikało, że wszystko pisała jakaś... niewidzialna ręka.

Ponieważ z komputera korzystali nauczyciel i jego teść, a obaj panowie zaprzeczali, że dokonywali wpisów - informuje pani prokurator.

Teodozja Świderska, rzecznik opolskiego Kuratorium Oświaty, pytana, czy jej instytucja zna sprawę konfliktu w gimnazjum w Zagwiździu, wyjaśnia, że wszystkie zarzuty Jerzego Mazura pod adresem dyrekcji i nauczycieli, nie potwierdziły się. Wizytatorzy stwierdzili jedynie, jak to określa pani rzecznik, drobne nieścisłości polegające na wpisach w dzienniku lekcyjnym dodatkowych zajęć pływania. Otóż nauczycielka faktycznie prowadziła je w soboty, a w dokumentacji pedagogicznej figurowały one we wtorki.

Dlatego w zaleceniach pokontrolnych poleciliśmy usunąć te nieścisłości - dodaje Teodozja Świderska.
Nieścisłości! - oburza się Mazur. - Ciekawe, gdyby któremuś dziecku będącemu według zapisów w dzienniku na lekcji pływania, stała się krzywda? Wtedy były ogromy smród. A tak, sprawy nie ma, bo przecież nie dotyczy Mazura.

Nauczycielka organizująca lekcje pływania: - Trzeba uważać na to, co mówi pan Mazur. Słyszałam, jak nazwał panią dyrektor "debilem". A zajęcia były, na co mam rachunki z pływalni.

Pewnego rodzaju światło na sprawę może również rzucać wspomniany już protokół z przesłuchania jednej z nauczycielek przez wizytatorów kuratorium. Czytamy w nim, że kobieta ocenia atmosferę w szkole jako fatalną, a dyrektor Kania sugerowała jej, w jaki sposób ma zeznawać na policji w sprawie Mazura. Kobieta oświadczyła urzędnikom kuratorium, że szefowa szkoły oświadczyła jej: "byłaś, siedziałaś pod planem".

Z zeznań nauczycielki wynika, że pedagodzy, zanim wyjechali na komisariat, musieli zapoznać się z notatką służbową dotycząca zajścia z Mazurem. Opisywano w niej, że fizyk znieważył dyrektorkę. Zdaniem Mazura jest to najlepszy dowód na sugerowanie zeznań.

Kolejna nasza próba rozmowy z panią dyrektor Gabrielą Kanią również nie przynosi rezultatów. Tym razem jednak przesyłamy na jej pocztę elektroniczną, prywatną i gimnazjalną, pytania dotyczące sprawy z Mazurem oraz całego zajścia z rzekomym znieważeniem. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego o całym zajściu Gabriela Kania przypomniała sobie dopiero w pół roku później i czy miało to związek z publiczną krytyką jej osoby podczas sesji rady gminy?

Jak wyjaśni relacje jednej z nauczycielek, która zeznała, iż była nakłaniana przez dyrektorkę do składania zeznań obciążających Jerzego Mazura.

- Jestem oskarżycielem posiłkowym w tym procesie i trudno mi komentować te pytania - odpowiada tym razem pani dyrektor. Kiedy prosimy po raz kolejny o rozmowę, oświadcza: - Pytania przeczytam, ale raczej odmówię komentarza. Proszę próbować dzwonić.

Sprawa między Gabriela Kanią a Jerzym Mazurem toczy się przed kluczborskim sądem. Akt oskarżenia wniosła tamtejsza prokuratura. Jej szef Artur Rogowski, twierdzi, że trudno mu ustosunkować się do zarzutów o pominięciu faktów podawanych przez Jerzego Mazura, mogących stanowić dowód jego niewinności.

Poddaliśmy sprawę pod osąd sądu i czekamy na wynik. Sąd rozstrzygnie co do zgromadzonego przez nas materiału dowodowego - mówi prokurator rejonowy Artur Rogowski.

Ostatecznie dyrektor Gabriela Kania przesłała nam pocztą elektroniczną oświadczenie o tym, że jest oskarżycielem posiłkowym w procesie przeciwko Jerzemu Mazurowi. Dodała, że gdyby sprawa była błaha, to prokuratura w ogóle nią by się nie zajęła z urzędu. Szefowa szkoły wyjaśniła, że wtedy zostałaby jej droga cywilna lub wniesienie prywatnego aktu oskarżenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska