Getto walczy. Rozmowa o powstaniu w getcie warszawskim

Wikmedia
W środku SS-Gruppenführer Jürgen Stroop, dowódca pacyfikacji getta.
W środku SS-Gruppenführer Jürgen Stroop, dowódca pacyfikacji getta. Wikmedia
Justyna Majewska, kurator galerii "Zagłada" w powstającym Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie.

- 19 kwietnia 1943 roku w warszawskim getcie wybuchło powstanie. Dlaczego Żydzi chwycili za broń, wbrew stereotypowi, że dają się zabijać nazistom potulnie, bez oporu.
- Powstanie wybuchło w kwietniu 1943, ale dojrzewało o wiele wcześniej. Sama data jego rozpoczęcia nie była decyzją polityczną, to różni powstanie w getcie od późniejszego o rok powstania warszawskiego. Zadecydował moment wejścia Niemców do getta. A opinia o łatwej śmierci Żydów bez oporu jest mocno krzywdząca. Marek Edelman, jeden z przywódców powstania, powiedział, że śmierć z bronią w ręku była łatwiejsza niż wejście do wagonu razem z najbliższymi, by wyjechać w nieznane, a w końcu zginąć w Treblince.

- Wracam do pytania o genezę powstania.
- To był proces sięgający początku wojny i stopniowego ograniczania praw Żydów. Zabraniano im chodzić po określonych warszawskich ulicach, jeździć pociągiem, chodzić do restauracji, zabierano im majątek. Represje narastały, ale ich ofiary często mówiły sobie: Jeszcze to zrobimy, a potem dadzą nam wreszcie spokój, ale żaden spokój nie następował. Wreszcie 22 lipca 1942 zaczęła się deportacja Żydów z Warszawy. I znów powrócił ten sam mechanizm. Mieszkańcy getta nie mogli uwierzyć, że wszyscy zostaną wywiezieni. Sądzili, że skoro deportowali starych, zostaną młodzi, jeśli wywieziono chorych, zdrowi mają szansę. Trzeba pamiętać, że ludzie w getcie byli w bardzo złym stanie fizycznym - wielu umierało z głodu - i psychicznym. Byli upodleni. Chcieli przetrwać, ewentualnie ocalić najbliższych. Nie myśleli, by przeciwstawić się Niemcom. Do wybuchu powstania wybuchło dopiero wówczas, gdy 300 tys. Żydów wywieziono, a na miejscu zostało około 60 tysięcy.

Sylwetka

Sylwetka

Justyna Majewska od pięciu lat pracuje nad galerią "Zagłada" i jest jej kuratorem. To jedna z siedmiu galerii, z których składać się będzie wystawa stała w Muzeum Historii Żydów Polskich. Pod kierunkiem prof. Barbary Engelking pisze doktorat o getcie warszawskim w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.

- Dlaczego dopiero wtedy?
- Bo w getcie zostali przede wszystkim ludzie młodzi, którzy stracili najbliższych i już nie mieli złudzeń. Byli to tzw. Żydzi legalni, pracujący w przedsiębiorstwach niemieckich, i Żydzi dzicy, niezameldowani, ukrywający się na terenach stopniowo z coraz ciaśniejszego getta wyłączanych. Myśl o powstaniu zaczęła kiełkować w październiku 1942. Do getta wrócił jego przywódca, Mordechaj Anielewicz, który w czasie akcji deportacyjnej organizował żydowskie podziemie na Śląsku. Wtedy powstaje Żydowska Organizacja Bojowa. Jedna z dwóch formacji żydowskich, które będą bić się z Niemcami. Drugą był Żydowski Związek Wojskowy. Do ŻOB-u należało od 200 do 500 osób, do ŻZW 260. ŻOB gromadził przede wszystkim młodych syjonistów i członków partii Bund. ŻZW - dawnych oficerów Wojska Polskiego. Z powodów ideologicznych te dwie organizacje walczyły raczej równolegle niż współdziałały.

- Wszystkich bojowników razem było mniej niż tysiąc...
- I to wyraźnie mniej. Ale po zakończeniu akcji deportacyjnej bardzo maleje rola Judenratu. Rzeczywisty wpływ na ludzi przejmuje właśnie to młode podziemie. Jeszcze jesienią w 1942 roku wykonuje wyroki na członkach żydowskiej policji i na kolaborantach. Wtedy też bojownicy podejmują decyzję, że jeśli Niemcy przyjdą do getta raz jeszcze, trzeba się bronić. Nawiązują bliższe kontakty z AK i AL i otrzymują od tych organizacji broń. Oczywiście, nie na masową skalę, bo polskie podziemie samo nie ma broni zbyt wiele. Do getta trafiają przede wszystkim rewolwery, karabinów praktycznie nie przekazywano.

- Wstępem do powstania była tzw. samoobrona styczniowa.
- Do getta przyjechał Himmler i kazał zacząć je likwidować. Niemcy zamierzali wywieźć kolejne 6 tys. osób. Kiedy weszli 18 stycznia, Żydzi nie wiedzieli, jakie są dokładne plany niemieckie. Zaczęli się bronić. Walki trwały trzy dni. Ostatecznie udało się wywieźć około 5 tysięcy ludzi, kilkaset osób ginie na miejscu. Niemcy wycofują się z getta. Bojownicy uważają to za swój znaczący sukces. Okazuje się bowiem, że Żydzi mogą i potrafią się przeciwstawić i bronić. Podobnie ocenia to polskie podziemie. Kontakty stają się łatwiejsze. Jednocześnie Żydzi uświadamiają sobie jednak, że jeszcze nie są przygotowani do walki.

- Jakie wyciągają z tego wnioski?
- Dzielą się na grupy bojowe. Wyznaczają czujki obserwujące ruchy Niemców. Wyburzają ściany między strychami i piwnicami, by łatwiej przemieszczać się wewnątrz kamienic. Ludność cywilna zamienia część piwnic w bunkry. Część z nich zaopatrują w zapasy żywności, doprowadzają wodę i prąd. Jürgen Stroop napisze w raporcie po powstaniu w getcie, że tych bunkrów zdobyto 631. A powstańcy zbroją się. Prawdziwej broni palnej jest bardzo mało. Przygotowują więc koktajle Mołotowa i granaty domowej roboty z pociętych rur kanalizacyjnych. Około 2 w nocy 19 kwietnia dostają sygnał, że Niemcy gromadzą się pod murami getta.

- I spodziewają się łatwego zajęcia terenu...
- Żołnierze niemieccy wchodzą od Nalewek. Zostają wpuszczeni nieco głębiej, a zaraz potem zaczyna się walka. Niemcy są kompletnie zaskoczeni. Ponoszą znaczne straty i wycofują się, ale jeszcze tego samego dnia wracają.

- Ale już pod zmienionym dowództwem. Nieudolnego Ferdinanda von Sammerna zastępuje wspomniany - znany z "Rozmów z katem" Moczarskiego Jürgen Stroop.
- I Stroop podchodzi do likwidacji getta bardzo metodycznie, zdobywając dom po domu. Twarde walki i wymiana ognia trwa przez trzy dni. Potem bojownikom żydowskim kończy się amunicja. Powstanie przechodzi w fazę pasywną, choć gdzieniegdzie wciąż do potyczek dochodzi. Natomiast trwa likwidacja getta. Niemcy metodycznie wyciągają ludność cywilną z kryjówek i przez Umschlagplatz wywożą ich na zagładę, głównie do Trawnik i do Poniatowej. Stroop każe podpalać kamienicę po kamienicy. Mieszkańcy wyskakują oknami lub giną w płomieniach. Jeśli wierzyć raportowi Stroopa, siedem tysięcy Żydów zostało rozstrzelanych na miejscu, około 50 tysięcy wywiezionych. Ciał ludzi, którzy zginęli w płomieniach, nikt nie liczył.

- Moczarski w celi mokotowskiego więzienia drwił ze Stroopa, że zamierzona na 3 dni Grossaktion w getcie trwała 10 razy dłużej.
- I prawie się nie pomylił, za symboliczny koniec powstania w getcie uważa się 16 maja 1943 i wysadzenie Wielkiej Synagogi. Kilka dni wcześniej - 8 maja - naziści odkrywają duży bunkier na ul. Miłej, urządzony przez grupę szmuglerów z getta, w którym ukrywa się komendantura ŻOB z Anielewiczem na czele. ŻOB-owcy nie chcą wpaść w ręce Niemców i popełniają zbiorowe samobójstwo. Ucieka zaledwie kilka osób, gdyż Niemcy obstawiają 5 spośród 6 wyjść.

- Skoro jesteśmy przy symbolach powstania, to są nimi obok bunkra na Miłej także powieszone przez powstańców, a potem zdarte przez Niemców flagi - biało-czerwona i biało-niebieska - wiszące nad gettem.
- Flagi zawisły na samym początku powstania tam, gdzie walczyli członkowie Żydowskiego Związku Wojskowego. Nie wiemy dokładnie, kto je zawiesił. Miały one wielkie znaczenie także dla polskiej ludności stolicy, bo po raz pierwszy od 1939 roku nad Warszawą zawisła biało-czerwona flaga. Niemcy obawiali się, że wydarzenia w getcie sprowokują polskie podziemie do akcji zbrojnej przeciwko nim. Stąd za wszelką cenę Stroop kazał flagi zerwać.

- Na ile polskie podziemie próbowało zbrojnie pomóc powstaniu?
- Najbardziej znane są próby wysadzenia muru getta na ulicy Bonifraterskiej i na Okopowej, ale obie były nieudane. Łącznie podjęto 11 prób zbrojnej pomocy walczącym Żydom, ale żadna z nich nie zakończyła się jakimś znaczącym sukcesem. Choć pewnie dodawały powstańcom otuchy.

- Czesław Miłosz w wierszu "Campo di Fiori" utrwalił obraz karuzeli kręcącej się po aryjskiej stronie muru, gdy po drugiej stronie słychać salwy. Na temat tego, czy to sprawiedliwa metafora stosunku Polaków do żydowskiego powstania, wylano już morze atramentu. A pani jak myśli?
- Wybuch powstania zbiegł się z Wielkim Tygodniem, a pierwsza niedziela powstańcza była niedzielą Wielkanocy. Ustawianie karuzeli z okazji świąt było wtedy w polskich miastach powszechnym zwyczajem, więc w sensie faktograficznym wiersz Miłosza jest prawdziwy. Natomiast stosunek Polaków do powstania w getcie był mocno zróżnicowany. Kiedy czyta się zapiski z ówczesnej prasy podziemnej, często pojawiają się głosy podziwu dla heroizmu walczących Żydów, także w prasie prawicowej. Temu podziwowi towarzyszy czasem lęk: Skoro dogorywa getto, to kiedy Niemcy wezmą się za nas? Lęk do pewnego stopnia zrozumiały. Koszula jest ciału najbliższa. Spotykamy tam także refleksje typu: Skoro Żydzi się bronią, to może i my, Polacy, jesteśmy w stanie zaatakować Niemców.

- Jak zachowywali się zwykli ludzie?
- Ich postawy wobec powstania też nie były czarno-białe. Jedni Żydzi, którzy uciekli kanałami z getta na aryjską stronę, znajdowali tam pomoc mieszkańców Warszawy. Bywało i tak, że Polacy odprowadzali takiego Żyda Niemcom. Których było więcej, nie potrafimy dziś policzyć ani zweryfikować. Większość traktowała powstanie obojętnie, zajęta własnym okupacyjnym losem.

- Powstania w getcie nie zauważyli także alianci.
- W proteście przeciwko obojętności świata 12 maja 1943 r. członek Rady Narodowej RP w Londynie Szmul Zygielbojm popełnił samobójstwo. W pożegnalnym liście napisał, że jest przedstawicielem żydowskiego narodu, więc jego przeznaczeniem jest skończyć jak inni członkowie tego narodu, czyli umrzeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska