Historia opolskiego transparentu na pogrzebie Popiełuszki

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Jerzy Gnieciak: - Ten transparent namalowałem dzień przed pogrzebem razem z siostrą. Owinąłem się nim i tak przewiozłem go do Warszawy.
Jerzy Gnieciak: - Ten transparent namalowałem dzień przed pogrzebem razem z siostrą. Owinąłem się nim i tak przewiozłem go do Warszawy. fot. Krzysztof Strauchmann
3 listopada 1984 roku wokół kościoła na Żoliborzu zawisły dziesiątki transparentów z napisem "Solidarność". Jeden z Opolszczyzny.

Transparent namalowałem dzień wcześniej z siostrą - wspomina Jerzy Gnieciak, twórca manifestu deklarującego walkę z "czerwonym smokiem". - Przed pogrzebem chodziły pogłoski, że może dojść do prowokacji Służby Bezpieczeństwa, że będą wzmożone kontrole.
Dlatego owinąłem się nim na piersiach pod koszulą, żeby nie nieść pakunku. Do Warszawy przyjechałem pociągiem, uniknąłem kontroli. Pod kościołem św. Stanisława Kostki rozwinąłem transparent i powiesiłem na płocie.

- Nikt nikogo nie pytał, czy przygotowuje jakieś transparenty. Wtedy lepiej było nie wiedzieć - wspomina Roman Kirstein, współzałożyciel i lider pierwszej opolskiej Solidarności. - O pogrzebie poinformowała Wolna Europa. Jak kto mógł, tak dogadywał się z kolegami na wyjazd w małych grupach, samochodem czy pociągiem. Żadnej zorganizowanej akcji wyjazdowej nie było. Ja jechałem maluchem w trzy osoby. Przyjechaliśmy zbyt późno, żeby dostać się bliżej grobu, staliśmy pod płotem z tyłu kościoła.

Zjazd "ekstremistów"

Przed mszą z głośników poproszono, żeby przedstawiciele różnych miast i struktur Solidarności na karteczkach wpisywali, skąd są, i podawali je do ołtarza. Odczytywano je potem publicznie.

- Napisaliśmy odręcznie, że jesteśmy delegacją ze Spółdzielni Pracy "Ogniwo" w Prudniku - opowiada Mieczysław Stochniał, wtedy działacz prudnickiego podziemia.

Do Warszawy przyjechał pociągiem wraz z kolegą z pracy, Andrzejem Dziedzicem z Białej, również wciągniętym w konspirację. - Odczytano naszą karteczkę i jeszcze jakiejś innej delegacji z Prudnika. Do dziś nie wiem, kto to był.

Dwaj prudniczanie nie przywieźli ze sobą żadnych transparentów, nawet kwiatów na grób, żeby nie zostać zaczepionymi przez liczne patrole milicji na ulicach Warszawy. Jednak tuż po wprowadzeniu stanu wojennego to oni kryli się za większością lokalnych akcji propagandowych. Największą przeprowadzili w centrum Prudnika w Boże Ciało 1983 roku.

Z dachu opuszczonej kamienicy tuż przed procesją rozwinąło się wtedy podwójnie zszyte prześcieradło z antyrządowym napisem. Część linek się urwała, Stochniał z Dziedzicem wspinali się jeszcze raz na zagruzowany strych, żeby odsłonić resztę napisu.

Robiliśmy dziesiątki transparentów z napisem "Solidarność" z orłem w koronie, krzyżem - wspomina Stochniał. - Pracowałem wtedy w zaopatrzeniu, łatwiej mi było postarać się o prześcieradła, farbki plakatowe w tubkach, brystol na szablony liter. Część z nich musiałem kiedyś zniszczyć, gdy SB wpadła na nasz trop. Niektóre jednak ocalały i niedawno oddałem je do muzeum.

Bardzo blisko ołtarza i wystawionej trumny ks. Jerzego stali przyjezdni z Głuchołaz: Stanisław Tkacz, Zygmunt Żak i Piotr Łojko.
- Piotrek Łojko dzięki swoim kontaktom umówił nas z jakimś księdzem, marianinem z parafii na Wileńskiej w Warszawie - opowiada Zygmunt Żak. - Ten ksiądz był naszym przewodnikiem. Pamiętam, że prawie biegiem goniliśmy od przystanku do przystanku, od tramwaju do tramwaju. Zdążyliśmy na tyle szybko, że widzieliśmy bardzo dokładnie wszystkie uroczystości łącznie z przejazdem kardynała Glempa. Transparentów było tyle, że trudno było je odczytać. Pamiętam jakieś od studentów, od adwokatów, ale z Opolszczyzny nic nie zauważyłem.

Przerwa w czasach apatii

Jerzy Gnieciak to współzałożyciel i pierwszy przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych na Opolszczyźnie. Wcześniej właściciel gospodarstwa, fermy kurzej pod Opolem. Dzień przed wprowadzeniem stanu wojennego wymknął się SB i przez osiem miesięcy skutecznie ukrywał m.in. w Gdańsku, Warszawie i Wrocławiu.

- Chciałem być tam, gdzie coś się dzieje, bo w Opolu niewiele się działo
- opowiada. - Miałem naiwne wyobrażenie, że w Gdańsku działa sztab Solidarności, przygotowują opór przeciwko władzy.

Aresztowany w sierpniu 1982 roku, trafił do obozu internowania. Uciekał, symulował choroby, prowadził głodówki, z celi wyniesiono go na noszach, gdy już tracił słuch i wzrok. Po tygodniu kroplówek we wrocławskim szpitalu z powrotem pojechał do Gdańska, żeby działać.

- Do amnestii w lipcu 1984 roku ukrywałem się w Warszawie u pani, która na placu Zwycięstwa opiekowała się krzyżem z kwiatów, ułożonym po wizycie papieża
- wspomina Gnieciak. - To ona poznała mnie z ks. Popiełuszką.

13. dnia każdego miesiąca chodził do kościoła na Żoliborzu, na msze za ojczyznę prowadzone przez ks. Jerzego. Na jednej z takich mszy ks. Jerzy z ambony przywitał delegację z Opola.

- 13 września, już po amnestii, ta znajoma pani zaprowadziła mnie do zakrystii do ks. Jerzego i przedstawiła, że to ja jestem tym delegatem z Opola, którego niedawno witał - wspomina krótkie spotkanie z kapłanem Solidarności. - Przez to spotkanie czułem się moralnie zobowiązany do napisania na pogrzeb takiego hasła. Zrobiłem to od siebie, ale podpisałem w imieniu ludzi, z którymi czułem się duchowo związany.

Miesiąc później ks. Popiełuszko został porwany na drodze koło Bydgoszczy przez funkcjonariuszy SB. Jego ciało wyłowiono z zalewu wiślanego 30 października. Po trzech latach od wprowadzenia stanu wojennego, w zaczynającym się okresie marazmu i przygnębienia, jego pogrzeb stał się wielką manifestacją Solidarności i protestu przeciwko władzy.

- Pogrzeb księdza Jerzego to było bardzo silne przeżycie moralne - wspomina Zygmunt Żak z Głuchołaz. - Wtedy zaczęło się organizowanie mszy za ojczyznę, jakie odprawiał ks. Popiełuszko, najpierw w Opolu, a potem m.in. także w Głuchołazach.

Przy kościele gimnazjalnym w Głuchołazach powstał obelisk poświęcony ks. Jerzemu. To wszystko miało wpływ na ludzi, ale pamiętam, że już na kolejne rocznice śmierci ks. Popiełuszki ludzi na mszy rocznicowej było coraz mniej.

Po pogrzebie 3 listopada transparent z Opola pozostał już na kościelnym płocie. Fotografia napisu o "czerwonym smoku" trafiła potem na wystawę pamiątek po ks. Jerzym, organizowaną na zapleczu kościoła św. Stanisława Kostki. Zdjęcie, które publikujemy w nto, wykonał nieżyjący już mieszkaniec Warszawy Wojciech Zakrzewski. Zamiłowany fotografik. Wiosną 1985 roku ofiarował ją swojemu znajomemu z Prudnika Karolowi Stośkowi.

- Dał mi na pamiątkę zdjęcia z kościoła św. Stanisława, bo wiedział, że wszyscy bardzo przeżywamy śmierć kapłana Solidarności - wspomina Stosiek.
- Przekazałem ją niedawno do muzeum w Prudniku, ale jeszcze nigdy nie publikowałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska