Irena Jarocka: - Zrobię kutię i śledzie

Katarzyna Kownacka
Rozmowa z Ireną Jarocką, piosenkarką, znaną z takich przebojów jak "Odpływają kawiarenki" czy "Wymyśliłam cię".

- Podobno u pani od jesieni pachnie Wigilią…
- Przede wszystkim psychicznymi do niej przygotowaniami. To będą dla mnie wyjątkowe święta, bo po 20 latach tułaczki po świecie spędzimy je w Polsce z całą moją rodziną - z córką i mężem. Dlatego od dawna je planuję. Moje mieszkanie w Warszawie jest małe, więc zrobię w nim tylko trochę atmosfery - ustawię choinkę, powieszę kilka bombek. A Wigilię spędzimy u cioci, w większym gronie. Przede wszystkim ze względu na córkę Monikę, by przypomniała sobie, jak nasze święta mogą wyglądać.

- W Stanach, gdzie przez lata mieszkaliście, nie udawało się robić polskich świąt?
- Udawało się! Spędzaliśmy je zazwyczaj wśród Polonii, celebrowaliśmy po polsku. Ale choćby nie wiem, jak się starać, tej niezwykłej, magicznej atmosfery, jaka panuje w kraju, nie da się odtworzyć. Choinka i wigilijne przysmaki nigdzie nie pachną tak, jak u nas, kolędy nie brzmią tak, jak w Polsce.

- Przygotuje pani sama na tę uroczystość jakieś danie?
- Oczywiście. Zrobię kutię - podpatrzyłam ją u rodziny męża i robię rokrocznie. Przygotuję też na pewno śledzie, bo je uwielbiam. No i zrobię łazanki z makiem na słodko.

- Te święta będą dla pani specjalne również dlatego, że "pod choinkę" dostanie pani od córki piękny prezent - wnuka.
- Niezupełnie pod choinkę... Monika ma termin na maj. Ale faktycznie to dla nas cudowna wiadomość. Przyszła przed świętami i z pewnością nią w te święta będziemy żyć.

- A jak się pani czuje w nowej roli?
- Kompletnie oszalałam! Fruwam w obłokach! Zawsze często dzwoniłam do Moniki, ale teraz robię to jeszcze częściej. W kółko pytam, jak się czuje, jakie ma wyniki. Niedawno mocno przeżywałyśmy to, że po raz pierwszy podczas badania widziała kształt główki i rączek dziecka. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo emocjonalnie podejdę do bycia babcią, choć już długi czas powtarzałam córce, że chcę nią być (śmiech).

- Na przykład w jednym z wywiadów sprzed dwóch lat.
- Tego nie pamiętam, ale faktycznie mocno ją namawiałam. No i na szczęście w końcu "wpadła"! A że do tego jest bardzo szczęśliwa, to wszystko w tej sytuacji cieszy.

- Najnowsza pani płyta - kolędowy krążek "Ponieważ znów są święta" - to prezent dla wnuka?
- Nie, nagrałam ją w lipcu, kiedy jeszcze nie miałam pojęcia, że będę babcią. Wiedzieliśmy tylko, że wszyscy po latach spędzimy to Boże Narodzenie w Polsce. Jest na niej dziesięć kolęd i cztery pastorałki. Wśród nich piękna i jakby szyta na obecne czasy, na te ciągłe kłótnie i przepychanki, piosenka Andrzeja Sikorowskiego do muzyki Janusza Piątkowskiego "Pastorałka braterska". Nie ma nic wspólnego z polityką, ale nawołuje, "żeby z bratem podzielił się brat, aby brata zrozumiał brat, aby brata przytulił brat".

- Ta płyta to pani sposób na złagodzenie tych czasów?
- Może… Gdybyśmy wszyscy na swój sposób postarali się, żeby zapanował świąteczny nastrój, to zwaśnionym łatwiej byłoby sobie wybaczyć.

- Wierzy pani, że politycy przemówią ludzkim głosem?
- Myślę, że byłoby pięknie, gdybyśmy mogli na ten świąteczny czas zapomnieć o sporach. Przy każdej okazji będę do tego namawiać. Choć tyle lat spędziłam poza krajem, to byłam i jestem z nim bardzo związana. Boli mnie, gdy widzę ten ciągły spór. Ostatnio już prawie nie włączam telewizji. W Stanach wprawdzie bywa tak samo, ale to, co dzieje się w Polsce jest mi zdecydowanie bliższe.

- Ale ze Stanami wciąż jest pani jakoś związana?
- Ciągle są tam mój mąż, profesor informatyki i córka, mamy dom w Teksasie. W ostatnich latach właściwie stoi pusty, wpadamy tam tylko na chwilę. Monika pracuje niedaleko, więc go dogląda, a mój mąż pół roku spędza w USA w Ohio, a pół w Polsce. Po świętach zostaje ze mną w Polsce do maja. Ja od trzech lat jestem przeważnie tu, ale oczywiście odwiedzam bliskich. Jesienią byłam w USA dwa miesiące. Ale psychicznie mieszkam już w Polsce. To tu wracam, tu mam swój kąt.

- Mieszkała pani w USA 18 lat. Może nostalgia za Stanami weźmie górę i zechce pani tam za kilka lat wrócić?
- Na pewno nie. Polska trzyma mnie wszystkim - poczuciem bycia wśród swoich, przyrodą, a nawet panującym tu bałaganem. Pozytywy doceniam, negatywy odsuwam. Tu jestem u siebie.

- Są państwo przykładem, że można ze sobą być całe życie. Jesteście małżeństwem 33 lata. Macie receptę na udany związek?
- Jest nią poszanowanie inności drugiej osoby i umiejętność cieszenia się wzajemnie ze swoich sukcesów. W związku nie może być miejsca na zawiść czy zazdrość. Bardzo ważna jest też tolerancja dla swoich wad, a przecież każdy z nas je ma. Mój mąż na przykład kompletnie nie rozumie, że tak trudno mi zakodować coś ze świata komputerów. Jeśli sobie czegoś nie zapiszę, to nie zapamiętam. Tymczasem dla niego komputery to całe życie. Ich obsługa jest dla niego łatwa jak oddychanie. No a poza tym powiem coś bardzo przewrotnego - rozstania, pod warunkiem, że nie są zbyt długie, odświeżają związki. Tęsknota sprawia, że związki znów tchną entuzjazmem.

- By zostać piosenkarką, musiała pani zdać państwowy egzamin uprawniający do zawodu, doskonaliła pani śpiew w Paryżu. Dziś młodzi wychodzą na scenę i śpiewają - niekoniecznie mając umiejętności?
- To znak czasów. Technika poszła dziś tak do przodu, że można śpiewać nieczysto, a komputer to poprawi.
- Ale słuchacze się na to nabierają.
- Niestety, na szczęście na krótko. Czas to weryfikuje. Wypłynąć jest trudno, ale jeszcze trudniej się utrzymać. Dlatego tak wielu mamy wykonawców jednego przeboju. O ile w ogóle ten przebój uda im się zrobić. Ale trzeba też oddać sprawiedliwość - mamy dziś dużo więcej zdolnej młodzieży niż kiedyś. Młodzi są dziś lepiej wykształceni muzycznie, osłuchani i mają więcej możliwości, by się pokazać.

- Podczas wspomnianego pobytu w Paryżu przed laty, by się utrzymać, musiała pani sprzątać, pilnować dzieci. Zderzenie ambicji młodej wokalistki i rzeczywistości było trudne?
- Na początku mojego pobytu w Paryżu śpiewałam w klubach paryskich, ale gaże były tak małe, że musiałam dorabiać. Nie tylko po to, by uczyć się śpiewu, ale też, żeby się zwyczajnie utrzymać. Oczywiście było mi ciężko i miałam chwile zwątpienia. Wyznaję jednak zasadę, że każdy kłopot, który zdarza nam się w życiu, czegoś nas uczy. Mnie Paryż bardzo dużo nauczył - pod względem wokalnym i z życiowego punktu widzenia. A zderzenie ambicji i rzeczywistości przeżywało wielu z nas. Kiedy wyjeżdżałam do Stanów, byłam na początku zawodowej drogi. Miałam wtedy jeden duży przebój - "Gondolierów". Krzysiek Krawczyk wyjechał do USA jako wielka gwiazda i też zderzył się tam z twardą rzeczywistością. Musiał od nowa wypracowywać sobie pozycję, a momentami podejmować się różnych prac, by zarobić na życie.

- Za chwilę będzie pani babcią, a nie widać po pani upływu czasu. Robiła pani jakąkolwiek operację plastyczną?
- Nie, nie miałam żadnej (śmiech). Myślę, że ten mój wygląd jest rzeczą genetyczną. Widzę czasem panie w moim wieku i wiem, że nie dla wszystkich minione lata były tak łaskawe, jak dla mnie. Ale na pewno ważne było też to, że od młodego wieku starałam się dobrze, zdrowo i racjonalnie odżywiać. Od 20. roku życia ciągle mam tę samą wagę, plus-minus kilogram albo dwa. Przez 20 lat byłam też wegetarianką.

- Jeszcze będąc w Polsce?
- Bywało z tym trochę zabawnie. W PRL-u w wielu restauracjach nie bardzo wiedzieli w ogóle, o co mi chodzi, kiedy zamawiałam danie wegetariańskie. Często jadłam ziemniaki z bukietem warzyw i z jajkiem, bo nie było nic innego.

- Podobno lubi pani góry i spływy kajakowe?
- W moim zamiłowaniu do spływów najciekawsze jest to, że nie potrafię dobrze pływać! A taki spływ bywa niebezpieczny. Raz po raz trafia się na zapory wodne albo niewielkie wodospady. Zawsze się starałam, by nie wpaść do wody.

- Gdzie pani pływała?
- Kiedyś wybraliśmy się na 11-dniowy spływ rzeką Kolorado wzdłuż Wielkiego Kanionu. To była przygoda życia. Ale czas ma swoje prawa, dawno już na takie wyprawy się nie porywam.

- A co ze wspinaczką?
- W ubiegłym roku zdobyłam Emory Peak, najwyższy szczyt Teksasu. Mierzy 2400 m. Weszłam na niego na własnych nogach! Nadal, jak tylko mam okazję, chodzę po górach. Podoba mi się pokonywanie własnej słabości i poczucie wolności na szczycie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska