Jak czterej pancerni

fot. Paweł Stauffer
fot. Paweł Stauffer
Jedni pasjonują się futbolem, inni po pracy sączą piwko, a my remontujemy wojskowe pojazdy i to nas naprawdę kręci - mówią.

Jerzy Giesa, Adam Górski, Krzysztof Łysoń i Krzysztof Wyrambik marzą też o czołgu. Aktualnie dumni są z wozu FUG D-442, który stoi przed firmą Krzysztofa Łysonia. - To jest węgierski pływający transporter opancerzony - tłumaczy pan Krzysztof. - Węgrzy zbudowali go za zgodą Rosjan, więc musiał być kompatybilny z ich sprzętem. Ale "bratankowie" go udoskonalili. Silnik benzynowy zamienili na diesla, ma dwie śruby napędowe, a dzięki niezależnemu zawieszeniu z przodu jest, jak na wojskowe standardy, komfortowy.

Wszystko tymi rękami

Opolscy kolekcjonerzy są z niego dumni i słusznie. W latach 70. w Wojsku Polskim było tylko kilkadziesiąt takich pojazdów. Używano ich w wojskach chemicznych do rozpoznawania skażeń. Do dziś zostało w Polsce zaledwie parę sztuk. A opolski transporter jest jedynym, który jeździ napędzany stukonnym węgierskim silnikiem Csepel. Reszta to wydmuszki, skorupy bez silników stojące gdzieś w muzeach dla dekoracji.
Kupili go okazyjnie od kolekcjonera z Bielska, który sprowadził pojazd ze Słowacji.

Przyjechał na lawecie, bo wtedy nie nadawał się jeszcze do jazdy.
- W ruch poszły szczotki druciane, trzeba go było wyczyścić i wyszlifować do gołej blachy - opowiada Adam. - Przy okazji usunęliśmy emblematy armii czechosłowackiej. No a potem uzupełnialiśmy zepsute i brakujące elementy. Części zamiennych szukało się w dawnych demoludach, bo w Polsce prawie ich nie ma, chyba że dopasuje się coś z z jelcza czy stara.

Własnymi rękami toczyli nietypowe cylinderki hamulcowe i tłoczki, dołożyli dodatkowe uszczelniacze i wreszcie można było wyjechać. Na poligon, bo ten pojazd najlepiej prowadzi się po dziurach.

- Ja się przy nim niewiele napracowałem, ale za to lubię nim jeździć - śmieje się Adam. - Nasz wóz brał już udział w obchodach Dnia Wojska Polskiego, w paradzie z okazji 11 Listopada oraz z okazji Święta Policji nie tylko w Opolu, ale i w Poznaniu. Do Wielkopolski go zawieźliśmy, ale o własnych siłach też by dojechał. Teoretycznie można nim jechać 90 km na godzinę. I choć ma już blisko 50 lat, siedmedziesiątką nim jechałem. Pali porównywalnie do dużej ciężarówki - 30 litrów ropy na sto kilometrów.
Panowie nie ukrywają, że pasją zaraził ich Krzysztof Łysoń. To on jest motorem tego militarnego zamieszania.

- Gdyby mi ktoś przed laty, jak wychodziłem z wojska, powiedział, że będę, mając koło pięćdziesiątki,
kolekcjonował sprzęt militarny, tobym go wyśmiał - przyznaje Krzysztof. - Ale z drugiej strony tradycje wojskowe w domu były. Ojciec był oficerem, więc odkąd skończyłem 10 lat, zabierał mnie na letnie poligony do Żagania. Wtedy pierwszy raz jechałem czołgiem i strzelałem z niego. Szczerze mówiąc, nawet się trochę podtrułem gazami, które się przy tym wydobywają. Ze trzy dni leżałem chory. Na szczęście mama była wtedy w Opolu i o niczym nie wiedziała.

Marzenie? Czołg

Zanim zajęli się wozami militarnymi, interesowali się starymi pojazdami cywilnymi. Krzysztof Wyrambik ma w kolekcji kilka starych komarków i jav. Odkąd poznał swego imiennika Krzysztofa Łysonia, zajął się pojazdami militarnymi i razem robią to, co lubią. Jerzy jest właścicielem gaz-a 69. Do znajomych popularnym gazikiem nie jeździ, bo silnik benzynowy pożera 20 litrów benzyny. Ale na zloty pasjonatów takie auto jest w sam raz. Proste w konstrukcji miało się w wojsku nie psuć, więc i teraz się nie psuje. Choć po latach atakuje je korozja.
- To jest tak, że jak żona zabiera się w sobotę do gruntownego sprzątania - śmieje się Krzysztof Łysoń - mówię: Wiesz kochanie, to ja ci nie będę przeszkadzał, jadę do pracy. I znikamy, żeby pogrzebać przy naszych skarbach. To niby tylko hobby, ale wieczorem człowiek wraca do domu nieźle wykończony.
W lipcu szykują w Opolu typowo militarną imprezę pod kojarzącą się z manewrami nazwą "Tarcza 2011". Zaprosili z całej Polski i z Europy Środkowej takich jak oni pasjonatów, kolekcjonerów pojazdów wojskowych należących niegdyś do armii bloku wschodniego. Szykuje się fajna zabawa, bo zjedzie pewnie ze trzystu takich jak oni zakręconych gości, którzy przywiozą swoje pojazdy i dzieci. Żeby nasiąkały pasją.

- Pomysł wziął się stąd, że na podobnych imprezach z udziałem sprzętu należącego niegdyś do I i II korpusu albo do armii niemieckiej byliśmy różnie traktowani - przyznaje Krzysztof Łysoń. - Trochę się nam znudziły hasła: Ci, co przyjechali tym złomem sowieckim, niech spieprzają na koniec kolumny. Robimy coś swojego.
Wszyscy należą do Stowarzyszenia 10. Sudeckiej Dywizji Zmechanizowanej i wszyscy mają marzenia. Krzysztof Łysoń pierwszy powiedział głośno, że marzy mu się własny czołg. Byłby w sam raz do tworzonego właśnie przy stowarzyszeniu muzeum uzbrojenia i historii.

- Chcemy, żeby tam się znalazł czołg T-72 albo T-55. Skoro w Kędzierzynie była jednostka artylerii, to przydałoby się działo samobieżne S-1 typu "Goździk" i bojowy wóz piechoty na początek.
Kiedy powstanie muzeum, taki sprzęt będzie łatwiej pozyskiwać. Teraz żeby nabyć pojazd militarny z Agencji Mienia Wojskowego, trzeba mieć koncesję. Tacy pasjonaci jak opolanie do przetargu w Agencji stawać nie mogą. Kupują dopiero z drugiej ręki, od koncesjonowanego handlarza. Przebicie jest cztero-, pięciokrotne.
- A przecież my nie chcemy tego sprzętu na własność dla siebie - mówi Adam. - Po co komuś z nas czołg albo działo. Niech te zabytki techniki pozostaną własnością państwa, a my będziemy tylko, zgodnie ze swoją pasją, o to dbać, grzebać w nich, malować. W zamian nie chcemy nic poza zabieraniem tego sprzętu na imprezy. Pamietajmy, że ten sprzęt mogą równie dobrze wykupić bogaci kolekcjonerzy z Zachodu, a wtedy wywiozą na lawetach za granicę w ramach prawa Schengen.

Działo spod ziemi

Pasjonatów kusi szczególnie jedno działo, choć nie było nigdy na wyposażeniu Ludowego Wojska Polskiego.
- Na stronie internetowej "Odkrywca" przeczytałem niedawno - opowiada Krzysztof Łysoń - że pod asfaltem w podopolskich Walidrogach leży samobieżne działo niemieckie. Nie uwierzyłem. Bo gdyby wierzyć wszystkim legendom krążącym po sieci, to w każdym polskim bajorku jest zatopiony czołg niemiecki albo rosyjski, oczywiście w świetnym stanie, jeszcze mu się kontrolki świecą. Tyle broni obie armie nie miały nigdy na wyposażeniu.

Ale istnienie działa zakopanego w dawnym rowie przeciwczołgowym pasjonaci potwierdzili u pamiętających wojnę i lata tuż po niej mieszkańców Walidróg.

- Mieszkali tam rodzice mojego kolegi z pracy - mówi Jerzy. - Opowiadali, że w 1945 roku, już po wojnie, transzeja przeciwczołgowa utrudniała przejazd do Opola i Strzelec. Rów zasypano, ale najpierw wrzucono do niego wszelki metalowy sprzęt leżący w pobliżu, od pocisków po motocykle. Miejscowi pracowali końmi przy przykrywaniu tego żelastwa gałęziami i ziemią. Mówili, że w rowie leżał także czołg. Ale ludzie
niezorientowani mogli nie odróżnić czołgu od działa samobieżnego. Skąd ono się tam wzięło? Mogło się zepsuć lub zostać uszkodzone w walce. Zresztą podobno ten pojazd leży na boku, więc być może podczas wyjazdu ze stanowiska zsunął się ze skarpy, mówiąc po śląsku kipnął, i już został.

- Do końca nie wiemy, co ziemia w Walidrogach kryje - przyznają opolscy kolekcjonerzy. - Ale skoro ludzie pamiętają, że to był pojazd na gąsienicach, to mogło to być popularne niemieckie działo szturmowe "Stug", trójka lub czwórka. Na podwoziach czeskich czołgów produkowano działa "Hetzer" i "Marder". Wreszcie może to być jagdpanzer.

Zdaniem kolekcjonerów, wyciągnięcie 20-tonowego sprzętu wymagałoby zamknięcia na krótki czas i potem odbudowania jednego pasa drogi, sprowadzenia 80-tonowego dźwigu i, ponieważ miejsce jest znane (od lat droga się tu zapadała) i suche, tygodnia pracy. Pasjonaci są pewni, że zabytek ukryty pod jezdnią i kawałkiem chodnika na pewno warto wyjąć. Nie tylko dlatego, że to kolekcjonerski rarytas, jeden z niewielu w Polsce, i nie może gnić w ziemi.

- Naszym zdaniem, powinien się tym zainteresować konserwator zabytków, ale także saperzy. Uważamy, że nie ma pewności, że wtedy, w 1945 roku, ktoś wyciągnął z tego pojazdu amunicję - dodaje Krzysztof. - A jeśli był to "Stug", to miał tej amunicji kaliber 75 mm z 80 sztuk. Z latami czułość takich pocisków na wstrząsy rośnie. Oby się nie okazało, że któregoś dnia jakiś kierowca wyleci tam w powietrze razem z tirem.
W ubiegłym roku działo "Stug" zostało wyciągnięte z rzeki koło Grzegorzewa w Poznańskiem.
- Było zatopione w mule na głębokości pięciu metrów - mówi Adam. - Dziś - po roku prac - to działo jeździ i strzela. Zresztą nasi koledzy brali udział w jego rekonstrukcji. Bernard Kusiek dorabiał koła rozrządu do silnika. Piotr Koziak wykonał siłownik pneumatyczny stabilizacji działa. Sponsorowaliśmy farby, papiery ścierne itd. Warto to robić. Państwo, nie dając złotówki, zyskało jeden z nielicznych sprawnych pojazdów tego typu w Europie. I to jest cenne. Najlepszy dowód, że zostało ubezpieczone na około 3 mln zł.

**Blaszana skorupa,/b>
Na razie panowie zajmą się jednak czymś mniejszym. Pracują właśnie przy odtworzeniu używanego przez armię radziecką w czasie wojny pojazdu rozpoznawczego typu BA-64. Zaprojektowano go w 1942 roku. Zamkniętym w łagrze inżynierom zajęło to niespełna miesiąc. Przy węgierskim transporterze wóz wygląda jak maluch przy limuzynie. Bo też mieścił tylko dwóch żołnierzy, a i tak kierowca obejmował kolanami silnik.
Takie wozy jeździły na kołach i na gąsienicach. Bywały drezynami, ich wersje zimowe miały z tyłu gąsienice, a z przodu... narty. Ale to wszystko musimy sobie na razie wyobrazić. Na placu przed firmą Krzysztofa stoi bowiem tylko blaszana skorupa.
- Kupiliśmy ją od handlarza - mówi pan Krzysztof - ale resztę podzespołów, ramę, mosty, też już mamy. Jak się zrobi cieplej, zabieramy się do roboty na dobre. Marzymy, żeby w lipcu na "Tarczę" był gotowy. Nawet jeśli jeździć jeszcze nie będzie, zawieziemy go na lawecie. Będzie piękny.

Czytaj e-wydanie »

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska