Karol Sztucki: "Nie potrafię się odwrócić"

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Karol Sztucki: – Najbliższe marzenia? Chcę już iść do pracy. Wszyscy mi mówią, że tam na mnie czekają.
Karol Sztucki: – Najbliższe marzenia? Chcę już iść do pracy. Wszyscy mi mówią, że tam na mnie czekają. Tomasz Kapica
Każdy dzień to walka z bólem. Wtedy, gdy rehabilitantka naciąga po kolei stawy, śródręcze, nadgarstek. Karol Sztucki, 34-letni mieszkaniec osiedla Blachownia w Kędzierzynie-Koźlu, którego pół roku temu zmasakrował bandyta, podnosi już niewielkie ciężary.

Rehabilitacja trwa codziennie od rana do południa. Chorą ręką próbuje też obejmować chwytak, tak jakby chciał podnieść jakieś naczynie. Za kilka miesięcy pewnie będzie mógł już złapać za kubek z herbatą. Rehabilitantka Zofia Mazur jest pod wrażeniem uporu pana Karola. - To, co już osiągnął, zawdzięcza tylko sobie. To silny człowiek.

Nerwy powoli odzyskują sprawność. Regenerują się z prędkością 1 milimetra na dobę. - Już jesteśmy gdzieś przy łokciu, a nawet trochę za nim - uśmiecha się, pokazując, że cała droga prowadzi od barku do końca najdłuższego palca. To oznacza, że co najmniej połowa leczenia już za nim.

Odlicza dni, kiedy będzie miał to wszystko już za sobą.
Poza rehabilitacją większość czasu spędza w domu. Naprawdę wolałby wracać porządnie styrany z pracy, niż tak siedzieć w tych czterech ścianach.

Półtoraroczna córeczka Zuzia jeszcze nie rozumie, dlaczego tata jest chory. Pięcioletni syn Bartek już tak. Na początku miał nawet trochę pretensji. Pytał: - Tatusiu, po co pomagałeś tej pani, teraz tak cierpisz. Teraz mówi o nim z dumą: - Tata to mój wielki bohater.

To jest napad

Tego dnia, 10 kwietnia 2013 roku, wraz z żoną i dziećmi wracał do domu z odczulania u alergologa. Pani Anna z córką Zuzią i Bartkiem wchodzili już do kamienicy. Pan Karol stał jeszcze przy drzwiach do klatki schodowej. Nagle zza ściany wybiegła kobieta. - Ratunku, tam jest napad na bank. Bandyta w kominiarce grozi kasjerce i żąda pieniędzy - krzyczała.
Bez chwili namysłu ruszył w kierunku banku.

Tu się na chwilę zatrzymajmy. Bo czy zdrowy rozsądek nie powinien go powstrzymać? Przecież do napadów na banki praktycznie zawsze dochodzi z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Sami policjanci radzą, że jeśli zostaniemy napadnięci, najlepiej oddać pieniądze, torebkę, samochód, kosztowności. Bo przeciętny człowiek, nawet przeszkolony we wschodnich sztukach walki, nie jest w stanie przeszkodzić zaprawionemu w bojach bandycie.

Ale takie instrukcje, zapewne logiczne, sensowne i uzasadnione, kłócą się z jego charakterem. Bo on został wychowany w ten sposób, że gdy ktoś wzywa pomocy, to trzeba mu pomóc. A gdy ktoś popełnia przestępstwo, trzeba mu w tym przeszkodzić.
Porządnie oberwał

- Zderzyliśmy się w drzwiach placówki - opowiada. - Złapałem go za rękę, próbowałem ją przycisnąć tymi drzwiami. Na podłogę posypały się jakieś banknoty. Razem wpadliśmy do środka.

Próbował go obezwładnić i przytrzymać na ziemi. Wtedy bandyta wziął wielki zamach ręką, trzymał nóż. Zadał pierwszy cios, a potem jeszcze dwa kolejne. Jeden trafił w brzuch, dwa w rękę. Udało mu się uwolnić z uścisku. Wybiegł i zniknął.

Pan Karol podniósł się i próbował iść w kierunku domu, ale zaczął słabnąć. Krew tryskała z trzech ran pod bardzo dużym ciśnieniem. By ją zatamować, pracownica banku uciskała rany ręcznikiem. Zaczął tracić przytomność. - Odzyskiwałem ją na chwilę, po czym zamykały mi się oczy. Tak było w karetce, którą wezwali świadkowie i już w szpitalu.

W karcie rozpoznania przyjętego do kozielskiego szpitala pacjenta zapisano:
- rany kłute nadbrzusza, ramienia prawego, wątroby, jelita cienkiego
- rana cięta przedramienia lewego,
- krwiak w okolicy żyły głównej dolnej,
- uszkodzenie żyły i tętnicy pachowej,
- niedowład kończyny górnej prawej.

Lekarze z kozielskiego szpitala najpierw zajęli się brzuchem i zszywaniem przeciętych naczyń krwionośnych. Podano mu aż siedem jednostek krwi, po 450 mililitrów każda. Przeszedł dwie operacje ratujące życie. Szczęściem w nieszczęściu było to, że na tętnicy zrobił się krwiak.

Być może dlatego nie wykrwawił się na śmierć. Lekarze mówili potem, że wyliże się z tego, bo trafiło na kawał chłopa. - Przez siedem lat trenowałem zapasy w Unii Hrubieszów, stamtąd pochodzę. Na coś się ten sport przydał - uśmiecha się pan Karol.

Wszyscy mu dziękowali

Wieść o napadzie rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Policjanci zorganizowali obławę. Po półgodzinie na ogrodach działkowych złapali bandytę. Miał przy sobie pięć tysięcy złotych z rabunku. Prokurator postawił mu zarzut usiłowania zabójstwa. Może dostać nawet dożywocie.

O bohaterskiej postawie mieszkańca Blachowni poinformowały media. Kiedy pan Karol stanął na nogach, policjanci zaprosili go na swoje święto. Dostał od nich wyróżnienie za wzorową postawę obywatelską.

Brawa biła mu cała komenda. Władze powiatu także poczuły się w obowiązku, aby podziękować skromnemu człowiekowi, który wykazał się wielką odwagą. - Pańska bohaterska postawa przywraca wiarę w ludzi, to godny naśladowania wzór dla innych obywateli, zwłaszcza w dzisiejszej rzeczywistości społecznej, która coraz częściej pełna jest obojętności i braku wrażliwości na los drugiego człowieka - mówiła starosta Małgorzata Tudaj. - To wielki zaszczyt i szczęście, że wśród mieszkańców naszego powiatu są tak znakomici ludzie.

Joanna Drozda, przyjaciółka rodziny, zgłosiła go do akcji "Zwykły bohater". Bank BPH wspólnie z telewizją TVN oraz portalem Onet każdego roku nagradza ludzi niezwykłych, którzy wykazali się inicjatywą albo odwagą w niesieniu pomocy innym. Dostał się do ścisłego finału. Jeśli wygra, dostanie 200 tysięcy złotych.

Nagrań z monitoringu

Zwykły Bohater

Jeśli uważasz, że Karol Sztucki zasługuje na miano "Zwykłego bohatera", wyślij SMS o treści 8 na numer 7122. Koszt to 1,23 zł z VAT. Rozstrzygnięcie konkursu 8 grudnia.

Tamte tragiczne chwile stara się przywoływać jak najrzadziej. Ale przyszedł moment, kiedy musiał jeszcze raz stanąć oko w oko z człowiekiem, który chciał go zabić. 34-letni Rafał K., mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla. Tłumaczył, że rabował, potrzebował pieniądze m.in. na czynsz. "Ja go przepraszam. Nie chciałem go zabić. Ale teraz moje przeprosiny nic już nie znaczą" - powiedział na sali sądowej oskarżony.

Pan Karol nie chce mówić, co czuje, gdy myśli o człowieku, który o mało go nie zabił. W jego oczach nie widać jednak nienawiści. Raczej chęć zapomnienia o wszystkim. - Nie zostaliśmy na sali rozpraw, gdy włączono nagrania z monitoringu - opowiada. - Dla mnie to byłoby za dużo.

W trudnych chwilach mógł zawsze liczyć na swoją żonę. Z Anią znają się od podstawówki, po ślubie są już 12 lat. - Wiele w życiu przeszliśmy i nauczyliśmy się, że trzeba się wspierać.
- Nie mam pretensji do męża o to, jak się zachował, chociaż wiem, jakie to mogło mieć konsekwencje - zapewnia pani Ania.

Co zrobi pan Karol, kiedy znów znajdzie się w takiej sytuacji jak wtedy, 10 kwietnia? Myśli, że nie byłby w stanie odwrócić się i odejść w inną stronę.

Najbliższe marzenia? - Chcę już iść do pracy. Wszyscy mówią, że tam na mnie czekają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska