Kto wychowuje, ten inwestuje

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Rozmowa z prof. dr. hab. Wojciechem Świątkiewiczem, socjologiem, prorektorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Prof. Wojciech Świątkiewicz jest specjalistą z zakresu socjologii kultury, regionu, religii i rodziny. Kieruje Zakładem Socjologii Wiedzy Uniwersytetu Śląskiego. Należy do Komisji Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Jest członkiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego.

- Panie profesorze, na początek zagadka. Co to jest: Mówi się o tym przez cały czas trwania III RP, ale w rzeczywistości to coś nie istnieje?
- ???

- Polityka prorodzinna.
- Rzeczywiście, politykę prorodzinną w III RP należy oceniać krytycznie. Jej skutki widać po faktach, czyli po sytuacji demograficznej w Polsce. Przyrost naturalny gwałtownie spada i społeczeństwo zwyczajnie wymiera. Państwo nie potrafiło temu przeciwdziałać. Nie stworzono systemu podatkowego, który byłby nakierowany na wspieranie rodzin.

- Czym pan tłumaczy fakt, że do końca tego roku można odliczać np. część kosztów zakupu pieca CO czy wykładziny podłogowej, ale nie sposób odliczyć wydatków związanych z utrzymaniem i edukacją dzieci?
- Niestety, nasz system podatkowy nie jest prorodzinny i rodziny nie chroni, nawet w sytuacji, gdy jej funkcja reprodukcyjna jest zagrożona. Polityka państwa szła raczej w kierunku wspierania indywidualizacji niż rodziny i Polska nie jest tu wyjątkiem. Taka jest tendencja kulturowa w całej Europie.

- Dlaczego polityki prorodzinnej w Polsce nie prowadziły ani rządy lewicowe, ani prawicowe?
- Niestety, są w Polsce takie obszary, które nie zyskują wsparcia niezależnie od tego, czy rządy są socjalistyczne czy katolickie. Jednym z nich jest choćby szkolnictwo. Zresztą problem jest trudny, bo jako społeczeństwo jesteśmy pod presją kultury, w której coraz mniej miejsca jest na tradycyjną rodzinę. Proszę zwrócić uwagę, że z kolorowych pism kobiecych ewakuowały się pojęcia mąż i żona. Tam są już tylko partnerzy i partnerki, w dodatku zawsze zdrowi, młodzi, piękni i bogaci. To są gesty symboliczne, ale za symbolami kryją się konkretne założenia.

- Czy w Europie są dzisiaj kraje, które prowadzą taką politykę prorodzinną, o jakiej mówi nowy rząd w Polsce?
- W Europie jest to dziś bardziej idea niż praktyka polityczna. Szerząca się dziś indywidualizacja nie mieści się w konwencji wspierania tradycyjnej rodziny. W Europie szerzy się raczej rodzaj więzi określanej jako "razem, ale osobno", czyli względnie trwałej styczności emocjonalnej, ale bez wspólnoty gospodarczej i wynikających stąd zobowiązań. Przemiany kulturowe idą w Europie raczej w stronę odrzucenia tradycyjnego modelu rodziny. Także w polskich miastach, zwłaszcza na zachodzie i południowym zachodzie Polski, 20 procent dzieci rodzi się dziś poza małżeństwami.

- Co by pan powiedział tym - coraz liczniejszym - Polakom, którzy mówią: jak ktoś się zdecydował mieć dziecko, dwoje lub troje, to jest jego problem. Niech się martwi sam. To nie jest kłopot społeczeństwa?
- To myślenie jest bardzo rozpowszechnione, ale jest też egoistyczne i krótkowzroczne. W mentalności wielu ludzi zostało myślenie pochodzące jeszcze z czasów głębokiego PRL, że dziecko jest zagrożeniem i generuje koszty, a jak nas będzie za dużo, to się nie wyżywimy. Brakuje u nas myślenia o tym, że elementem troski państwa o społeczeństwo powinna być także troska o jego reprodukcję. Rodzenie dzieci zapewnia stabilność demograficzną społeczeństwa. Mimo zaawansowanych procesów technologicznych produktu krajowego brutto nie wytwarzają komputery ani zaawansowane technologie, tylko ludzie, którzy tymi technologiami się posługują. Kiedy ludzi zabraknie, staniemy przed pytaniem, jak w perspektywie kilkudziesięciu lat utrzymać społeczeństwo. Systemy ubezpieczeń społecznych już się sypią.

- Zachód otworzył się w tej sytuacji na imigrację...
- I przeżywa teraz noce spalonych samochodów we Francji. Nie jestem za zamykaniem się w getcie. Ale koncepcja budowania przyszłości materialnej społeczeństwa na sprowadzonej sile roboczej jest krótkowzroczna i ryzykowna. Dlatego warto wymyślać sensowne sposoby wspierania i promowania rodziny przez politykę podatkową, płacową i mieszkaniową oraz zmniejszanie bezrobocia.

- Czy dobrym pomysłem prorodzinnym jest becikowe?
- Becikowe nie jest systemowym rozwiązaniem problemu. To jest rozwiązanie doraźne. Ale nie wyrzucałbym tego pomysłu od razu do śmieci. Jest to jakaś forma wsparcia rodziny w sytuacji, gdy rodzi się w niej dziecko.

- Dla niektórych rodziców z marginesu tysiąc złotych będzie poważną zachętą do poczęcia dziecka, ale nie do jego dobrego wychowania i wykształcenia...
- Patologie istnieją. Jedni nadużyją becikowego, inni nadużywali rozwodów, by dostać jakieś świadczenia. Mam wątpliwości, czy z powodu niewielkiej grupy rodzin patologicznych rezygnować z pomocy dla wszystkich.

- Jak pan ocenia pomysł płacenia przez państwo pieniędzy mamom, które zdecydują się zostać w domu i wychowywać dzieci?
- Trzeba to widzieć w kontekście całej polityki płacowej i tzw. płacy rodzinnej, czyli takiej, która pozwala zaspokoić potrzeby nie tylko pracownika, ale i jego rodziny na średnim poziomie życia w danych warunkach. To byłby ciekawy pomysł, gdyby się go udało skutecznie przeprowadzić.

- Jak to pogodzić z zawodowymi ambicjami kobiet, coraz lepiej wykształconych i chcących pracować zawodowo?
- Z takiego wsparcia państwa nie musi korzystać kobieta, może to być także wychowujący dzieci mężczyzna. Wszystko zależy od tego, czy dostrzeżemy, że ktoś, kto wychowuje dzieci, inwestuje w kapitał ludzki, czyli pracuje na rzecz gospodarki. Myślę, że bardziej warto - także w sensie ekonomicznym - inwestować w rodzinę poprzez urlopy wychowawcze czy zasiłki niż w żłobki i przedszkola. Osobną sprawą są tu efekty wychowawcze.
- Ale wizja przymusowego zamykania przedszkoli wygląda groźnie.
- Broń Boże. Nie może być oczywiście mowy o żadnym przymusie. Nie żyjemy przecież w społeczeństwie kolektywistycznym i nikt nie może być zmuszony do rezygnacji z przedszkola czy żłobka, jeśli mu one odpowiadają. Ale polityka państwa powinna wspierać także tych rodziców, którzy ze względu na wychowanie dzieci na jakiś czas zrezygnują z ambicji zawodowych, bo to jest - powtarzam - inwestowanie w kapitał ludzki.
- Czy budżet państwa to wytrzyma?
- Budżet musi uwzględniać inwestowanie w ten kapitał. Wychowanie jest taką inwestycją. To jest tak samo jak z inwestowaniem w edukację albo zdrowie społeczeństwa. Jeśli się je zaniedba, to na dłuższą metę odbije się to także na gospodarce. Człowiek starannie wychowany będzie lepiej funkcjonował na rynku pracy, bo będzie do tego przygotowany i w tym sensie polityka prorodzinna się opłaca. Nie należy marginalizować innych form życia społecznego, trzeba je szanować i tolerować, a rodziny warto promować i wspierać.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska