Kto zabił korektorkę?

Archiwum
Paweł W. nigdy nie przyznał się do morderstwa. Twierdzi, że nie jest zdolny do tak brutalnego czynu.
Paweł W. nigdy nie przyznał się do morderstwa. Twierdzi, że nie jest zdolny do tak brutalnego czynu. Archiwum
Zwłoki 78-letniej Anny Ł. leżały w kuchni jej mieszkania przy ul. Spychalskiego 15 w Opolu. Wokół było mnóstwo krwi. Swojej pani pilnował jamnik.

Ewa Ś., studentka pedagogiki na Uniwersytecie Opolskim, wróciła z zajęć na uczelni. Weszła na klatkę bloku przy ul. Spychalskiego 15 w Opolu, zapaliła światło i podeszła do drzwi mieszkania, w którym wynajmowała pokój. Po kilku chwilach znalazła leżące w torebce wśród babskich drobiazgów klucze. Ale drzwi nie musiała otwierać, wystarczyło nacisnąć klamkę, aby ustąpiły. Studentka weszła do mieszkania. W przedpokoju panował mrok. Mimo tego dostrzegła siedzącego na podłodze obok wejścia do kuchni jamnika swojej gospodyni. Przycisnęła włącznik światła, żarówka się nie zapaliła. Zawołała, ale odpowiedziała jej cisza. Weszła do kuchni, tam też nie mogła zapalić żarówki. Nagle w świetle padającym przez okno zobaczyła leżącą na podłodze właścicielkę mieszkania. Wokół niej była krew. Dziewczyna przestraszyła się i wybiegła na klatkę. Zapukała do sąsiada. Razem wrócili do mieszkania. Mężczyzna włączył korki i sprawdził puls sąsiadki. Kobieta nie żyła.

Zabił dla obrączki?

78-letnia Anna Ł. była wdową, od lat na emeryturze. Wcześniej pracowała jako korektorka w jednej z opolskich gazet. Miła, spokojna kobieta. - Odkąd pamiętam zakochana w jamnikach - mówią jej koledzy z pracy.

Żeby dorobić do nędznej emerytury, wynajmowała pokoje. Jeden zajmowała Ewa Ś., studentka Uniwersytetu Opolskiego, drugi stał pusty. Pani Anna dała więc ogłoszenia do opolskich gazet, że przyjmie na stancję kolejnego żaka.

Anons ukazał się 6 marca 2008 roku. Jak ustaliła prokuratura, odpowiedział na niego 24-letni wówczas Paweł W. z Opola. Zadzwonił do kobiety, przedstawił się jako Krzysztof i powiedział, że szuka pokoju dla swojej dziewczyny, która kończy właśnie staż w Niemczech. Anna Ł. zaprosiła mężczyznę, by zobaczył pokój. Oprowadziła go po mieszkaniu, długo rozmawiali przy herbacie. Kobieta powiedziała, że jeden pokój wynajmuje już studentka uniwersytetu, ale wyjechała właśnie do rodziny i wróci za kilka dni. Pawłowi W. pokój się spodobał i powiedział, że go rezerwuje.

O wizycie mężczyzny Anna Ł. opowiedziała znajomej i kuzynce. Według śledczych Paweł W. pod drzwiami mieszkania na ul. Spychalskiego w Opolu zjawił się ponownie 11 marca. Chciał je okraść. Myślał, że nie zastanie w nim nikogo. Pomylił się. Była w nim właścicielka. Według prokuratury ostrym i długim narzędziem zadał jej piętnaście ciosów w plecy, szyję i głowę. Potem ściągnął z jej palca obrączkę, przeszukał mieszkanie i wyszedł.

Chciał tylko okraść

Na miejscu tragedii zjawiło się pogotowie i policjanci wezwani przez sąsiada Anny Ł. Ruszyła śledcza machina.

- Po czterech dniach zatrzymaliśmy Pawła W. - mówi jeden z policjantów pracujący przy sprawie. - Mieszkał niedaleko na stancji razem z kolegami.

Podczas przesłuchań mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa. Powiedział jednak, że kontaktował się z Anną Ł., był u niej w mieszkaniu, ale chciał ją tylko okraść. Mówił, że kiedy przyszedł, drzwi były otwarte, a kobieta cała we krwi leżała już na podłodze.

- Ściągnąłem jej z palca obrączkę, przeszukałem mieszkanie, ale niczego cennego nie znalazłem i wyszedłem - mówił policjantom 24-letni Paweł W. podczas przesłuchania.

Przyznał też, że pobrudził buty krwią i umył je w łazience. Jednak już podczas rozprawy oznajmił, że nie ściągnął obrączki z palca nieżyjącej kobiety i jej nie ukradł. Wyjaśniał, że sprawdził jej puls, ale go nie wyczuł.- Byłem oszołomiony tym, co zobaczyłem i wybiegłem z mieszkania - mówił oskarżony. - Nie wezwałem policji, bo byłem już karany i bałem się, że zrobią ze mnie mordercę.

Wszystko przez hazard

Kim jest Paweł W.? Z zawodu drukarz-poligraf, ojciec jednego dziecka, utrzymujący się z prac dorywczych. Sądzony już za oszustwo i skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Jak wynika z akt sprawy, mężczyzna lubił grać na automatach, nie stronił też od zakładów bukmacherskich. W hazardzie nie szło mu najlepiej. Miał coraz większe długi. Zapożyczył się u rodziny, miał zaległości w czynszu. To dlatego w styczniu 2008 roku wpadł na pomysł, by okradać starsze kobiety. Właśnie wtedy w gazecie przeczytał pierwsze ogłoszenie zamieszczone przez inną opolankę, Irenę Ś.

Kobieta też szukała studentów na stancję. Paweł W. zadzwonił do niej i umówił się na obejrzenie pokoju. Oczywiście powiedział, że stancja jest dla jego dziewczyny, która wraca właśnie z Niemiec. 1 marca zapukał do jej drzwi przy ul. Rybackiej w Opolu. Zobaczył pokój, który mu się spodobał, zaklepał go u właścicielki mieszkania i poinformował, że chce przynieść rzeczy swojej dziewczyny. Nie był jednak pewien, o której godzinie to zrobi. Irena Ś. dała mu więc klucze. Podczas rozmowy wspomniała też nieroztropnie, że zazwyczaj o dziewiątej rano chodzi na mszę do katedry. Wykorzystał to 24-latek. Pod nieobecność gospodyni wszedł do mieszkania, przeszukał je i ukradł z niego złotą biżuterię wartą ponad dwa tysiące złotych.

Kolejnym ogłoszeniem, na które odpowiedział, było to zamieszczone przez Annę Ł.

25 lat więzienia

Paweł W. został oskarżony przez opolską prokuraturę o zabójstwo Anny Ł. oraz kradzież. Proces poszlakowy ruszył przed Sądem Okręgowym w Opolu. Oskarżony nie przyznawał się do winy, nie było też świadków, którzy widzieliby go na miejscu morderstwa. Nie udało się również znaleźć narzędzia zbrodni ani ustalić dokładnego czasu zgonu.

Paweł W. na koniec rozprawy powiedział, że nigdy nie byłby zdolny do tak brutalnego czynu. Mimo tego w październiku 2009 roku opolanin usłyszał wyrok - 25 lat więzienia. Sędzia Jarosław Benedyk uznał go winnym zamordowania Anny Ł., kradzieży jej obrączki oraz kradzieży biżuterii z mieszkania Ireny Ś. przy ul. Rybackiej w Opolu. Oskarżony odwołał się od tego wyroku.

Proces z błędami

W marcu ubiegłego roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uchylił wyrok w części dotyczącej morderstwa i kradzieży obrączki.- Naszym zdaniem, sąd pierwszej instancji popełnił kilka błędów - wyjaśnia Witold Franckiewicz z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. - Na przykład nie przesłuchano na rozprawie biegłych z zakresu genetyki, o co wnioskowała obrona. Chodzi o sprawdzenie mikrośladów, które mogą dać odpowiedź na pytanie, czy oskarżony popełnił zbrodnię, czy nie. Według wrocławskich sędziów jeszcze raz trzeba określić dokładny czas zgonu ofiary, bo są co do tego wątpliwości. Opolski sąd musi również ponownie zająć się kwestią alkoholu w organizmie denatki. Obrońca oskarżonego dowodził, że przed przyjściem Pawła W. kobieta piła z kimś alkohol i to ta osoba ją zamordowała.

Kolejny proces w sprawie morderstwa na ul. Spychalskiego ruszył w lipcu ubiegłego roku. Do dziś się nie zakończył. W lutym tego roku 27-letni dziś Paweł W. wyszedł na wolność. Sąd Okręgowy w Opolu wypuścił go z aresztu. Po apelacji prokuratury decyzję tę podtrzymał Sąd Apelacyjny we Wrocławiu.

- Zabezpieczone są wszystkie ślady z miejsca zbrodni, wypowiedzieli się przed sądem biegli i świadkowie, nie ma więc obawy, że oskarżony będzie torpedować proces - wyjaśnia sędzia Witold Franckiewicz. W uzasadnieniu sędzia napisał również, że Paweł W. wykazuje dużą aktywność w kierunku oczyszczenia się z zarzutu, daje to więc pewność, że mimo surowej kary, jaka mu grozi, nie ucieknie przed wymiarem sprawiedliwości. W związku z tym sąd zamienił 27-latkowi areszt na dozór policyjny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska