Leć, Kamil, leć!

Redakcja
Jadwiga Staszel to założycielka Ludowego Klubu Sportowego Ząb, w którym wychował się Kamil. On był pierwszym zawodnikiem tego klubu, a ona pierwszą trenerką przyszłego mistrza.
Jadwiga Staszel to założycielka Ludowego Klubu Sportowego Ząb, w którym wychował się Kamil. On był pierwszym zawodnikiem tego klubu, a ona pierwszą trenerką przyszłego mistrza. Paweł Stauffer
U górali wszystko musi być góralskie. Gadka. Rumieńce. Ciesielka pod sufitem. Pamiątkowe zdjęcie u boku Jana Pawła II - koniecznie w haftowanej kamizeli i podhalańskim kłobuku na głowie. I nawet melodyjka w komórce musi być góralska.

Właśnie telefon sołtysa Andrzeja Lassaka wykrzykuje skoczne "Hej!", aż się ciupaga na ścianie sama rwie do sarpacki. Gdyby Nokia wyposażała swe aparaty w nogi, toby może nawet telefon sołtysa zatańczył zbójnickiego.

To dzwonią z warsztatu stolarskiego, który należy do sołtysa, ale szef nie ma teraz czasu na gadanie, bo przy stole roztrząsa z gośćmi z Opola bardzo istotne zagadnienie: czy nazwa wioski, którą rządzi, ma wpływ na charakter jej mieszkańców? Czy Ząb to wieś z zębem? A wszystko to, rzecz jasna, sprowokowane sukcesami Kamila Stocha, który z Zębu pochodzi, tu się wychował i tu nauczył się skakać na nartach.

Tu lud hyrny

Zanim jednak o Zębie, sołtys chce przypomnieć tamten dzień, który przyniósł Kamilowi światowy splendor. To był ostatni dzień lutego. Dużą rolę odegrał wtedy skromny mieszkaniec Zębu Mietek Granat.

- Siedziałem z Mietkiem przy telewizorze - wspomina sołtys. - Owszem, jakieś piwko, bo czemu nie. Mietek też skakał za chłopaka, zna się. Pokazują Kamila, jak się szykuje do skoku. A Mietek wtedy na poważnie: on teraz pociągnie dobrze. I co, nie pociągnął?

A jak już Kamil pociągnął, to komórka sołtysa znów krzyknęła "Hej!" i zatańczyła na blacie. Wójt Poronina Bronisław Stoch (ale z innych Stochów) pytał: co robimy? A sołtys mu wtedy powiedział, że na wartkiego nie ma nic. A na drugi dzień całą wioską, w remizie, na spokojnie, a nie na wartkiego, obmyślili Kamilowi wspaniałe powitanie.

- Jak biskupa my go przyjmowali. Banderia, opaska, czapka harnasia.

Banderia to asysta wystrojonych po góralsku koni, a opaska to taki szeroki góralski pas, który dla harnasia jest tym, czym pas mistrzowski wagi ciężkiej dla boksera.

- Tu lud hyrny - mówi sołtys. - To znaczy dumny i uparty. Przed wiekami jako pierwsi w okolicy wypowiedzieliśmy posłuszeństwo folwarkowi. I to musiało wejść jakoś w krew Stochom, bo Kamil zawsze był taki, że on musi. Musi i już. Taki mały uparty Japończyk z pucharami. Dopiero jak został tym mistrzem świata, to podziękował ojcu i obiecał, że nie będzie już taki hardy.

- Pamiętam, jak rzucał czapką o ziemię na swoich pierwszych zawodach. Ze złości, że miał upadek. Już wtedy zapowiadało się, że ambitny. Miał siedem lat, mały chłopczyk, a rzucał czapką jak stary, tak po furmańsku - śmieje się Stanisław Strączek, postać dla Kamila ważna, bo to on kupował na czarno od Słoweńców narty dla młodych skoczków z LKS Ząb, a na Gubałówce nagabywał co zamożniejszych ceprów na sponsorowanie klubu, o czym jeszcze będzie w tym tekście.

Nie gwiazdorzy u fryzjera

Ząb to najwyżej położona wioska w Polsce. Założona w 1620 roku. Dziś: 400 gospodarstw, 2,5 tysiąca ludzi. Szkoła, remiza, kościół, sklepy Lewiatan i ABC, zajazd, karczma - wszystko, czego potrzeba do życia.

1013 metrów nad poziomem morza, więc wiatr ma się gdzie rozpędzić. Siecze po twarzy mrozem i lodową zadymką. Łazimy z fotoreporterem Pawłem między zaspami, które niczym barykady bronią wioski przed wiosną.

Bożena Staszel właśnie usuwa dziarsko szuflą wielką pryzmę, która zsunęła się z dachu i dzięki Bogu, że nie na dach samochodu. Na oko pół tony lodu ze śniegiem. Dlaczego nie pomaga jej mąż?

- Tu chłopy wieczorem do domu wracają. Na budowie dniówka do szóstej - tłumaczy.

Ząb pogrążony w podhalańskim smętku przedwiośnia. Gdzieś het, na zmrożonym stoku, szusuje po nieświeżym śniegu jakiś samotny miłośnik depresyjnych klimatów. Do kompletu brakuje tylko halnego razem z jego wisielczymi podszeptami.

Ale to tylko tak na zewnątrz. Bo w chałupach, karczmach, sklepach, a nawet u fryzjera - nikt się nie markoci. Aura dumy i radości. Kamil Stoch w pierwszej trójce skoczków świata. Ich człowiek, z malutkiego Zębu, a wybił się tak wysoko, jak jeszcze nie wybił się żaden sportowiec z Zębu. A hyrni tu się rodzili zawodnicy, oj, hyrni. Skoczkowie, biegacze, zjazdowcy, hokeiści.

- Sama go strzygłam wiele razy - zwierza się fryzjerka Danuta Staszel (ale inna Staszel, bo to nazwisko popularne tu jak oscypek). - Nigdy nie gwiazdorzył z fryzurą. Ma być krótko, pani Danusiu, i już. Skromny, inteligentny. Teraz muszę sobie tu chyba jakiś jego plakacik w zakładzie powiesić.

W dwa dni po blamażu polskich piłkarzy z Ukrainą takie deklaracje szacunku do sportowca moc mają podwójną. Kto, jak nie skoczkowie, może nam dać jeszcze tyle narodowej radochy? No i piłkarze w temacie fryzur gwiazdorzą okrutnie. Choć i Kamil by mógł, bo przystojny sakramencko. Podoba się kobietom.

- Co on się ma podobać, skoro żonaty? - ucina dydaktycznie żona sołtysa, Małgorzata. Ona też jest na pamiątkowym zdjęciu u papieża. W stroju góralki, rzecz jasna.

Halny głupoty wywiewa

Jako się rzekło, wieś obfituje w talenty. To stąd, z samego czubka Polski (przynajmniej tej zaludnionej), pochodzą tacy sportowcy jak Stanisław Bobak, wybitny niegdyś skoczek, dwukrotny olimpijczyk (oraz jego dwaj mniej utytułowani bracia: Tadeusz i Karol); Stanisław Marysiok Lassak (ale nie z tych Lassaków co sołtys), mistrz kombinacji norweskich i skoczek zimą, a latem wybitny lekkoatleta; Józef Łuszczek, dwukrotny medalista mistrzostw świata w biegach narciarskich; Stanisław Ustupski, dwukrotny olimpijczyk, kombinator norweski.

A jakby kto pytał o wartości duchowe, choć przeca sport też takie niesie, to Ząb zawsze może się pochwalić Henrykiem Mikołajem Góreckim, kompozytorem muzyki współczesnej, rektorem Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach, kawalerem Orderu Orła Białego, hej!

Skąd taka sportowa hyrność wioski? Janek, stolarz z zakładu Andrzeja Lassaka, tłumaczenie ma proste: - Tu halny wieje przez kawał roku, młodym głupoty z głów wywiewa. Idź pan na wioskę, nikt przynapity nie chodzi.

Ale wieś hyrna także i politycznie. Nie lubią tu komucha i każdego, kto się z komuchem kojarzy. Gdy w 1995 roku Wałęsa toczył z Kwaśniewskim zażarty bój o prezydenturę, cała wieś stanęła murem za Lechem. Po opróżnieniu urn i policzeniu kart okazało się, że jeden jedyny mieszkaniec głosował jednak na SLD-owca. Wielu było potem podejrzewanych o tę zdradę, długo szukano zaprzańca, ale bez skutku. A gazety miały uciechę.

- A teraz znów rozsławią nas skoczkowie i sport - chwali się Michał Sobański, twórca serwisu "Kocham Ząb", na co dzień marketingowiec obuwniczej firmy "Wojas" w Nowym Targu. - To nasz promocyjny motor. Ustanowiliśmy już Zawody o Puchar Sportowców Wsi Ząb. Biegi narciarskie, kategoria open, można przyjechać i się ścigać.

Od dnia, gdy Kamil na dużej skoczni w Predazzo skoczył tak, że nikt mu nie podskoczył, zainteresowanie Zębem wzrosło w sieci niebotycznie.

- Też nam podskoczyło na wejściach aż o kilkaset procent - cieszy się marketingowa dusza Michała Sobańskiego.

Jego ojciec, Krzysztof, trenował Kamila w szkole sportowej w Zakopanem, matka Barbara była tej szkoły dyrektorką. Kto tu zresztą teraz nie trenował Stocha?! Z Kamilem jest dziś w Zębie trochę tak jak z tym kierowcą autobusu w Wąchocku, koło którego każdy chce siedzieć.

Ksiądz też mu kibicuje, choć jest z Żywca, przez co długo posądzano go o ukrytą opcję Małyszową.

Michał jest kilka lat starszy od Kamila, ale mówią sobie na ulicy cześć.
- Nie zadziera nosa, zero sodówy. To zasługa ojca, który jest psychologiem i tak go wspaniale ukierunkował - mówi Sobański. - Aha, i jeszcze coś - przypomina sobie, pytany o atrakcje Zębu. - Koniecznie napiszcie, że tu jest najdłuższy dzień w całej Polsce. Jesteśmy najwyżej, to najdłużej widzimy słońce. Może to też ma wpływ na lotność tutejszych chłopaków?

Sypało się górkę i dawaj!

Bo latało tu wielu. Sołtys Lassak także. I Stanisław Strączek, ten od żebraniny na Gubałówce. I dwaj bracia Stanisława Bobaka. I Mietek Granat. I cała plejada tutejszych kawalerów.

- Sypało się górkę ze śniegu i dawaj skakać. Albo na odległość z murów w zaspy - wspomina sołtys Lassak. - Ja nawet miałem być skoczkiem u Tadka Bobaka. I mój brat też. Ale on chciał deklaracji podpisanej przez rodziców. Wiadomo, sport niebezpieczny. No i mama nie podpisała. Brat jest kościelnym, a ja poszedłem na stolarza.

- Zacny zawód. To pan kultywuje szlachetną sztukę ciesielki podhalańskiej…
- A gdzie tam, panie redahtorze. Euro-okna się trzepie.

A 66-letni Stanisław Strączek swemu młodzieńczemu skakaniu zawdzięcza dzisiejsze żylaki i kłopoty z kręgosłupem.

- Ja malutki parobek, narty dwa trzydzieści, ciężkie, toporne, a myśmy w nich salta wykręcali na skoczni, pan da wiarę? Dziś nikt by tak nie zrobił. Za moich czasów skakało się za czekoladę, pomarańcze. A teraz każdy skucy, że chce dudków. Jak patrzę, ile się wydaje na piłkarzy, to mnie cosik biere. Więcej niż na całe polskie skoki idzie na przygotowanie stadionu… żeby na nim przegrać.

Skakała też Jadwiga Staszel - na jesionowych nartach, które jej wystrugał ojciec. Potem poszły do pieca, na podpałkę.

- Ale bardziej niż mistrzynią w skokach czy zjazdach to ja byłam mistrzynią świata w żebraninie - mówi Jadwiga Staszel, z jeszcze innej linii Staszlów. - Co wieczór się ładnie ubierałam i szłam żebrać na klub.

Pani Jadwiga to założycielka Ludowego Klubu Sportowego Ząb, w którym wychował się Kamil. On był pierwszym zawodnikiem tego klubu, a ona pierwszą trenerką przyszłego mistrza. To też hyrna kobieta. Z byle kim nie gada. Na przykład z komuchami.

- Nie podoba mi się słowo "trybuna" w waszej nazwie - mówi od progu. I trzeba ją
rozmiękczać przymiotnikiem "nowa". Oraz kilkoma soczystymi przymiotnikami pod adresem wiadomych sił politycznych. Po tych deklaracjach możemy napić się herbaty, ale i tak zaraz podpadam pani Jadwidze. Bo zapisuję w notesie, że Kamil miał odstające łopatki.

- Tak mi się tylko powiedziało, a pan to od razu do notesu, proszę skreślić! - pochyla się nade mną i czeka, aż skreślę.

Na półce w drewnianym domku pani Jadwigi, pośród papieży i Matek Boskich, stoi statuetka skoczka. To trofeum, jakie na szkolnych zawodach zdobyli jej chłopcy. Wśród nich Kamil. Pani Jadwiga pozuje nam z nią na tle Tatr Wysokich, które ma za oknami.

- Dla tego widoku żyję. Czasem rano jestem nim tak zauroczona, że robię górom na dzień dobry zdjęcie.

Pani Jadwiga była wuefistką w tutejszej szkole. Gdy w 1995 wysłano ją na emeryturę, myślała, że skiśnie z bezczynności. Więc z kilkoma facetami (Józef Janik, Adam Celej, Zbyszek Klimowski) założyła Ludowy Klub Sportowy Ząb. Kamil był zawodnikiem w pierwszej grupie sportowców. Chciał skakać. Usypało się skocznię i hajda!

- Mimo tych łopatek, o których pan nie wiadomo po co chce napisać, on był świetnie zbudowany, miał doskonałą koordynację ruchu, do tego ambitny, nie znosił uwag, lubił być chwalony. On skakał, a ja żebrałam kasę na LKS Ząb. Bo tylko żywa ryba płynie pod prąd, proszę panów z Trybuny…

Żebrał też skarbnik LKS Ząb, Stanisław Strączek.
- Uczyłem jazdy na nartach na Gubałówce. Jak widziałem kasiastego turystę, od razu go namawiałem na sponsoring - chwali się. - Przez długi czas wspomagał nas prywaciarz z Częstochowy, który produkował wózki dziecięce. Ale nie gotówką, tylko wózkami. My je potem musieliśmy sobie tutaj sprzedać.

Za pieniądze z wózków pan Stanisław kupował na lewo narty przemycane przez Słoweńców, którzy przyjeżdżali do Zakopanego na zawody. I jakoś się ślizgało…

Proroctwo Stanisława Strączka: - Dawid Kubacki z Zębu też będzie mistrzem świata, zobaczy pan!

Żebym wbijał, to nie

Piszę maila do Jerzego Andrzejczaka, ghost writera Adama Małysza, Aleksandra Kwaśniewskiego, Bogusława Bagsika i kilku pomniejszych celebrytów. Jerzy jest mistrzem prasowego researchu i moim powinowatym. W Bibliotece Narodowej w Warszawie spędza dwa bite dni w tygodniu. Dla wysokonakładowych kolorówek wyszukuje w czytelni prasowej ciekawostki o VIP-ach i celebrytach.

Gdy pisał biografię Małysza, mistrzowi nie chciało się z nim gadać, odsyłał go do mamy, do żony. Proszę Jerzego o jakieś smaczki na temat Kamila Stocha.

Po kilku godzinach przychodzi odpowiedź:
Witaj! Nie mam dużo czasu, bo jadę na święta do Jerozolimy, więc tylko garść informacji.

Kamil poznał żonę prawie 800 km od Zakopanego, choć oboje mieszkają w tym mieście
Ewa Bilan-Stoch zajmuje się fotografią artystyczną, sama kiedyś uprawiała judo
Kamil przy żonie stał się koneserem sztuki i muzyki klasycznej, przede wszystkim Chopina
Duży wpływ na jego karierę mieli rodzice, którzy są psychologami
Kamil na rozmowy telefoniczne wydaje majątek, gdyż jest bardzo zazdrosny
Kamil zawsze miał cichy konflikt z Adamem Małyszem, gdyż nie chciał mu się podporządkować
Kamil na każdym kroku podkreśla, że nie jest drugim Adamem Małyszem, lecz pierwszym Kamilem Stochem
Kamil prywatnie jest wielkim wielbicielem Formuły 1 i pizzy
Zachował się archiwalny film, na nagraniu 10-letni Kamil do kamery mówi, że kiedyś będzie najlepszym skoczkiem świata.
Ojciec ciągle wbijał mu do głowy, że zostanie mistrzem, ale najpierw musi się nauczyć sto razy przegrać, żeby raz wygrać. Publicznie za to podziękował ojcu.

Pytam Bronisława Stocha o tę ostatnią rzecz. Potwierdza, choć z zastrzeżeniem:
- Żebym wbijał, to nie, ale tam, gdzie dla młodego człowieka pożywką są ambicje, zawsze trzeba je łagodzić, żeby się nie wyrodziły w coś złego. Staraliśmy się z żoną przekazać Kamilowi przede wszystkim taką oto prawdę, że sport to uciecha, to radość, że inni chłopcy też muszą wygrywać, boby się cała ta zabawa stała nudna. Owszem, starałem się robić to fachowo, jestem psychologiem sądowym i klinicznym, mam doświadczenie. Kamil miał kilka kryzysów, kiedy przestawało mu wychodzić, bo rósł i zmieniał mu się środek ciężkości. Trzeba było wtedy pracować nad całkiem nową techniką. Ale też i nad psychiką.

Czy jest jeszcze ktoś, komu Kamil zawdzięcza sukces, oprócz licznych dziś trenerów?

Bronisław Stoch odpowiada bez namysłu: - Nie wyobrażam sobie, żeby nie napisał pan o dziadku Mardule. Mieczysław Stanisław Marduła. To on odkrył syna. On go trenował. Rok temu umarł. No i proszę koniecznie zanotować nazwisko Wrażeń. Ryszard Wrażeń. Człowiek miał hurtownię spożywczą, już splajtowaną. W latach 1996-2000 to on wypłacał pensję trenerowi Klimowskiemu, który prowadził Kamila.

Czy Kamil spędzi Wielkanoc z rodziną? Ojciec odpowiada z ociąganiem i trudno mu się dziwić. Nikt nie chce mieć na święta paparazzich pod oknem.

- Wpadnie tylko na chwilę z żoną, a potem gdzieś się wybierają.

Póki co, pod domem Stochów w Zębie pozują nam do zdjęcia Klaudia i Maria Gocał. I chwalą się, że ich mama też skakała z Kamilem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska