Licea na piątkę

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Kiedy zdolny uczeń, który wie, co chce osiągnąć, spotka się z nauczycielem, który wie, jak to zrobić - razem odnoszą sukces.

Stąd biorą się osiągnięcia czterech najlepszych opolskich liceów. W opublikowanym niedawno rankingu "Perspektyw" i "Rzeczpospolitej", wśród 379 najlepszych szkół ponadgimnazjalnych z całej Polski znalazło się 12 placówek z Opolszczyzny. Dyplom dla najlepszej szkoły w województwie odebrał podczas uroczystości w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie Michał Paterak, dyrektor II Liceum Ogólnokształcącego w Opolu. Szkoła ta znalazła się na wysokim, dwudziestym miejscu w rankingu, którego jedynym kryterium są sukcesy w olimpiadach przedmiotowych.

Opolska "dwójka" miała w ubiegłym roku aż 13 olimpijczyków, w tym 5 laureatów i 8 finalistów. Dzięki nim możliwy był wielki skok z 95. miejsca w roku poprzednim.
- To był absolutnie wyjątkowy rok i największy sukces, jaki odniosła szkoła z Opola w powojennej historii - mówi z dumą dyrektor Paterak.
To efekt szkolnej polityki. Praktycznie co trzeci uczeń "dwójki" bierze udział w jakimś konkursie. Jak podkreśla kierownictwo, zdolnej młodzieży nie brakuje. Zdolni wybierają dobrą szkołę, a ona staje się przez to jeszcze lepsza, co jednak nie zawsze musi się przekładać na wyniki w olimpiadach. W ostatnim roczniku była np. bardzo zdolna klasa, która na maturze osiągnęła średnią 4,8, ale nie wywodził się stamtąd żaden olimpijczyk.

- Bo to jest szczęście trafić na ucznia zainteresowanego przedmiotem, który jest wybitnie zdolny, ma ogromną pasję i wielką pracowitość. Bez tych czterech cech nie ma olimpijczyka - mówi Halina Palińska, polonistka. Jej szczęściem była praca z Anią Szczepańską, obecnie studentką UJ, laureatką Olimpiady Literatury i Wiedzy o Języku Polskim. Anna była indywidualistką. Sama chodziła na zajęcia na Uniwersytecie Opolskim, studiowała Miłosza, prowadziła lekcje, dzieląc się swoją wiedzą. Przed maturą wahała się, czy wybrać medycynę czy studia humanistyczne. Ostatecznie zdecydowała się na edytorstwo.
Wielkimi indywidualnościami są: Kasia Sitnik - laureatka olimpiady biologicznej i finalistka olimpiady ekologicznej, zafascynowana mikrobiologią i genetyką, oraz Miron Sadziak, laureat olimpiady fizycznej.
- Kasia jest fenomenalnie uzdolniona. Ma niezwykłą łatwość uczenia się, a przy tym jest niezwykle solidna, pracowita i rzeczowa - chwali Paterak.
Miron miał 10 lat, kiedy stwierdził, że fizyka jest jego życiową pasją.
- Żeby osiągnąć coś wyjątkowego w danej dziedzinie, trzeba od początku wiedzieć, że to jest nasz cel - mówi przyszły astrofizyk.
- Jego uzdolnienia w zakresie przedmiotów ścisłych są wybitne. W przyszłości wyrośnie na naukowca - mówi z przekonaniem Teresa Libura, nauczycielka fizyki i wychowawczyni Mirona.
Chociaż Miron ma już w kieszeni indeks dowolnej polskiej uczelni, znowu przygotowuje się do olimpiady. Chciałby się znaleźć w pierwszej piątce laureatów, żeby zakwalifikować się do olimpiady międzynarodowej, która otwiera furtkę dla studiów zagranicznych. Miron marzy o najlepszych uczelniach świata.
- Sukces jest naszą wspólną radością, ale dla mnie jako dyrektora jest to też duże obciążenie, żeby utrzymać się na tym samym poziomie - mówi Michał Paterak. - Jeśli za rok spadniemy, to wszyscy będą pytać, co się stało, a utrzymanie takiego wyniku nie jest prostą sprawą. Potencjał mamy jednak na pewno duży. Najlepszym miernikiem poziomu szkoły będzie dopiero nowa matura, oceniana przez nauczycieli z zewnątrz.
Dla "dwójki" pewną przeszkodą jest wielkość szkoły (w 2001 roku - 1512 uczniów). W tegorocznym rankingu wyprzedziło ją osiem placówek z mniejszą lub taką samą liczbą olimpijczyków, tylko dlatego, że są to po prostu mniejsze szkoły. Tymczasem o miejscu w rankingu decyduje tzw. współczynnik olimpijski, obliczany według zależności między liczbą olimpijczyków a liczbą uczniów szkole.
Pod tym względem na pewno w lepszej sytuacji jest opolskie III Liceum Ogólnokształcące, jedno z najmniejszych liceów w regionie. W tym roku szkoła znalazła się na 21, miejscu, tuż za "dwójką", ale w porównaniu do roku poprzedniego zrobiła skok o osiem miejsc. O "trójce" mówi się, że jest "szlifiernią diamentów".
- Wynika to z konsekwentnej koncepcji pracy - stwarzania w szkole publicznej warunków dla uczniów o szczególnych zdolnościach i pasjach - mówi Irena Koszyk, dyrektor szkoły. - Ponad 10 lat temu postawiliśmy na klasy autorskie, przemodelowaliśmy szkołę pod względem dydaktycznym i wychowawczym. Szkoła stoi dobrym uczniem, a dobry uczeń mobilizuje nauczycieli, bo z takim pracuje się znacznie trudniej. Nauczyciel musi nie tylko za nim nadążać, ale wyprzedzać go w pytaniach, pomocy, w myśleniu. Musi być bardziej mobilny i dyspozycyjny. I takich nauczycieli, umiejących pracować z uczniami wybitnymi i chętnymi do osiągania sukcesów, właśnie mamy. Niejednokrotnie na sukces jednego ucznia pracuje dwóch, trzech nauczycieli.

- Trzeba tak pokierować uczniem, żeby uwierzył, że może być najlepszy. Swoim wychowankom zawsze mówię: "Startujesz po to, żeby wygrać" - mówi Marek Białokur, nauczyciel historii.
"Hodowanie" olimpijczyków jest jednym z celów szkoły. Służy temu system pracy z uczniem zdolnym. Od razu obejmuje się go indywidualnym tokiem nauczania, uruchamia kontakty na uniwersytecie i politechnice, żeby uczniowie mogli korzystać z zajęć i laboratoriów. Szuka się dla nich osób spoza szkoły, które mogą pomóc w rozwoju, jeśli możliwości nauczycieli okazują się niewystarczające. Szkoła oferuje też rozbudowane zajęcia fakultatywne. Dyrekcja zabiega o stypendia dla uczniów odnoszących wyjątkowe sukcesy. W ubiegłym roku pięciu uczniów zostało stypendystami zjednoczonych szkół świata i wyjechało do angielskich i amerykańskich college?ów. O tyle też zmniejszyła się liczba potencjalnych olimpijczyków.
W ubiegłym roku szkoła miała ich dziewięciu. Od lat największe sukcesy odnosi w biologii i ekologii, bo ma wyjątkowo silny zespół biologów i chemików. To najstarszy profil szkoły, istniejący od 1963 roku. Na zjazdach absolwenci żartują, że co drugi lekarz w Opolu skończył "trójkę".
Do nauczycieli, którzy mają szczególną rękę do olimpijczyków, należą: Krystyna Chudzia, Danuta Czura, Violetta El-Wanni - bardzo wymagające i zarazem doskonale rozumiejące możliwości ucznia.
- Na dziecko trzeba popatrzeć od środka, bo często ono nie chce się odkryć - mówi Danuta Czura. - Dużo dają niezobowiązujące rozmowy o zainteresowaniach, marzeniach. Ważne jest też budowanie formy psychicznej. Trzeba im powtarzać, że olimpiada to tylko jakiś etap w ich życiu, który nie musi od razu zakończyć się powodzeniem. Najważniejsza jest droga dochodzenia. Sukces może przyjść później.
To ona jest współautorką sukcesu Karoliny Siedleckiej, ubiegłorocznej finalistki olimpiady biologicznej. Praca Karoliny o współzależności między roślinami nektaro- i pyłkodajnymi a owadami nektaro- i pyłkożernymi zyskała ogromne uznanie komisji.
- Teraz mam nadzieję, że zostanę laureatką - mówi Karolina. Matury z biologii już nie musi zdawać, ale marzy o medycynie i sukces na olimpiadzie może to marzenie spełnić bez egzaminacyjnych stresów. Dlatego Karolina nie ukrywa, że uczy się od rana do wieczora, ale ona biologię uwielbia, jak twierdzi, od kołyski.

Od lat w czołówce wojewódzkiej i krajowej utrzymuje się II Liceum Ogólnokształcące w Kędzierzynie-Koźlu. Dwa lata temu było najlepszą szkołą Opolszczyzny. Teraz jest na trzecim miejscu. W rankingu krajowym od opolskiej "trójki" dzielą go 34 miejsca, choć miało tak samo dziewięciu olimpijczyków. Dlatego do rankingu nie przywiązują w szkole przesadnej wagi. Liczy się natomiast maksymalne mobilizowanie uczniów do wszelkiej formy wysiłku, zaszczepianie chęci wyróżnienia się. Młodzież kędzierzyńskiej "dwójki" osiąga znakomite rezultaty sportowe, ma na swym koncie pierwsze miejsce w kraju w konkursie dla grup wolontariackich (50 uczniów stale pomaga dzieciom upośledzonym). Zwycięża w ogólnopolskim konkursie wiedzy o Izraelu, który chociaż nie jest olimpiadą, zapewnia laureatom indeks na wyższe uczelnie.
- Często przychodzą do nas uczniowie, którzy myślą: "Kędzierzyn - tu nie ma żadnych szans". Pokazuję im tradycję i osiągnięcia szkoły. Wtedy oni pytają: "A jak to się robi?". I to jest dobry początek - opowiada Renata Dworaczek, nauczycielka biologii, która dom i życie rodzinne podporządkowała pracy zawodowej. I co roku, od 20 lat, ma kolejnych olimpijczyków.
Największe sukcesy zapewniają uczniowie klasy historyczno-geograficznej. Od lat wysoko lokują się na olimpiadzie historycznej, wiedzy o Polsce i świecie współczesnym, o Unii Europejskiej, prawach człowieka. Szkoła jest też mocna na olimpiadzie biologicznej i ekologicznej.

- Recepta na sukces jest prosta: zdolny uczeń, który wie, czego chce, i nauczyciel, który wie, jak go ukierunkować. Reszta to praca, praca i jeszcze raz praca - mówi Jadwiga Kuźbida, dyrektor szkoły.
Ona sama, rusycystka, w ciągu 29 lat pracy w zawodzie wychowała 25 olimpijczyków. Jej uczniowie zajmowali drugie i czwarte miejsce w kraju, a także trzecie na olimpiadzie międzynarodowej.
Obfite żniwo zebrała w ubiegłym roku Maria Zaskórska, nauczycielka historii i wiedzy o społeczeństwie. Z jednej klasy wypuściła dwie finalistki olimpiady wiedzy o Unii Europejskiej, finalistów olimpiady wiedzy o Polsce i świecie współczesnym i olimpiady o prawach człowieka. Spod jej ręki wyszła też laureatka konkursu o Izraelu.
- Jak to się robi? Należy wykazywać podobny entuzjazm, jak uczniowie. A u nich pęd do wiedzy musi się zderzyć z egoizmem, bo sukces na olimpiadzie to szansa by bez egzaminów dostać się na najbardziej oblegane kierunki - mówi Zaskórska.
W ciągu 29 lat pracy wychowała ponad 20 olimpijczyków. Od trzech lat szkoła zgłasza jej kandydaturę do nagrody ministra edukacji. Na razie bezskutecznie.
Jarosław Pietrzak, który też jest swoistym "kolekcjonerem" olimpijczyków, swoim uczniom mówi zawsze, że są dwie drogi - łatwiejsza i trudniejsza.
- Jeśli chcemy być elitą, iść do Europy, to wybieramy trudniejszą. Wtedy trzeba się zdecydować na poświęcenie wolnego czasu na dodatkową pracę - przekonuje.
Tę trudniejszą drogę na pewno wybrał Marcin Serafin, który już w drugiej klasie został laureatem olimpiady o prawach człowieka. Teraz się przygotowuje do centralnego etapu konkursu wiedzy o Europie, olimpiady wiedzy o Unii Europejskiej oraz olimpiady wiedzy o Polsce i świecie współczesnym. O Marcinie mówią w szkole, że jest uczniem, który już do liceum przyszedł z szerokimi zainteresowaniami historycznymi i społecznymi, ma imponującą orientację w wydarzeniach bieżących. Na dodatek każdy kolejny sukces go wzmacnia i motywuje do sprawdzania się w innych olimpiadach.

I Liceum Ogólnokształcące w Prudniku w rankingu krajowym co prawda spadło ze 120 pozycji na 135, ale w województwie z piątego miejsca wywindowało się na czwarte.
- Dla szkoły w takim małym mieście to jest wielkie osiągnięcie - cieszy się dyrektor Regina Sieradzka.
Uczniowie rozsławili mały Prudnik na olimpiadach z języka rosyjskiego, ekologicznej i wiedzy o Unii Europejskiej.
- Tworzymy w szkole zespół, który jest otwarty na potrzeby nowoczesnej oświaty, spełnianie oczekiwań dzieci i rodziców. Nie boimy się nowości. Mamy wśród nauczycieli wielu entuzjastów, którzy mimo rzucanych pod nogi kłód, swoją konsekwencją i pracowitością dochodzą do sukcesów. Poważna oferta edukacyjna, otwartość nauczycieli i ich inspirująca rola jest wabikiem, który ściąga do nas coraz więcej młodzieży.
Do entuzjastów należą Agata Dendewicz, młoda historyczka, która już w drugim roku pracy doczekała się swego pierwszego laureata olimpiady, i Ireneusz Grzegocki, biolog, który do szczebla centralnego doprowadził siedmiu uczniów.
- Zaraziłam ich historyczną pasją - mówi o swoich pięciu olimpijczykach (w ciągu pięciu lat pracy) Agata Dendewicz. - Na początek staram się ich zaintrygować, zaczynam ciekawym tematem, np. o roli kobiet w dziejach. Sama o sobie mówi, że jest "sekretarzem przy pracy uczniów", ale przyznaje, że bez poświęcenia im czasu popołudniami niewiele można osiągnąć.
- Dobrze, gdy zaczynają jak najwcześniej, w drugiej klasie. Nie chodzi od razu o znaczące miejsca. Ważne, żeby się oswoili, przekonali, że to im odpowiada. Trzeba ich zmobilizować, lekko pchnąć, a potem jak zaskoczą, to już idzie - opowiada o pracy ze zdolnymi uczniami Ireneusz Grzegocki.
W przypadku olimpiady biologicznej szczególnego wysiłku wymaga przygotowanie pracy badawczej. Trzeba znaleźć temat ciekawy, jeszcze nie opisany, taki jak nowatorska praca Kamili Zub o "wpływie promieniowania kształtów, na przykładzie piramidy, na wzrost i rozwój rzodkiewki". Uczennica zbudowała druciane kopie piramidy Cheopsa (w skali 1:50), różnie je ustawiała w stosunku do osi Ziemi i patrzyła, jak rośnie pod nimi rzodkiewka. Okazało się, że znacznie lepiej niż w zwykłych warunkach.
- Przygotowując ucznia do olimpiady, nauczyciel sam się rozwija, bo musi szukać odpowiedzi na pytania, których przeciętne dziecko nie stawia - mówi Grzegocki.
Z wdzięczności dla takich nauczycieli do prudnickiej szkoły przy każdej świątecznej okazji przychodzą kartki z różnych stron świata. Absolwenci, chwaląc się swoimi życiowymi osiągnięciami, wymieniają panie od polskiego, panów od matematyki czy fizyki, jako tych, którzy pokazali im właściwy kierunek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska