Mała ferma, duży smród. Konflikt w Przydrożu Wielkim

Fot. Krzysztof Strauchmann
Fot. Krzysztof Strauchmann
Ferma norek śmierdzi - skarżą się mieszkańcy Przydroża Wielkiego i dodają, że nikt ich pytał, czy chcą takiego sąsiedztwa. - Jestem rolnikiem tak jak inni, a wszystko postawiłem legalnie - broni się właściciel hodowli.

Betonowa brama, blaszany płot, a za nim sześć zadaszonych wiat. Pod nimi metalowe klatki z amerykańskimi norkami. W sąsiedniej wiosce Pleśnica mieszkańcy od pół roku gdzie mogą, ślą skargi na działalność podobnej fermy. Tymczasem w Przydrożu Wielkim koło Korfantowa nikt otwarcie przeciwko hodowli norek wypowiadać się nie chce, ale anonimowo, zwłaszcza starsi mieszkańcy wsi narzekają.

- Śmierdzi - mówi jedna z mieszkanek. - Gnój wywożą na pola. Trzy razy dziennie ciężkie samochody przywożą karmę dla norek, każdy samochód po dwie tony. Jak wybuchła afera z fermą w Pleśnicy, to zaczęli przykrywać auta plandeką i przynajmniej z niego mniej śmierdzi. Ale drogę niszczą. Czasem z powodu przykrych zapachów nie sposób z domu wyjść, okna nie można otworzyć.

- Nikt mnie z urzędu nie zawiadamiał, że tu coś takiego powstanie - dodaje mężczyzna, którego zabudowania sąsiadują z fermą - Właściciel kiedyś przyszedł i gwarantował, że hodowla nikomu nie będzie przeszkadzać. Potem jeszcze dobrze nie zaczął, a już śmierdziało.

O fermie w Przydrożu Wielkim nie słyszał nikt ani w powiatowym wydziale ochrony środowiska, ani w wojewódzkiej inspekcji ochrony środowiska, która jest powołana do kontroli w terenie. Żadne skargi też tam nie wpłynęły.

W nyskim starostwie dowiedzieliśmy się, że właściciel fermy otrzymał w 2006 roku pozwolenie na budowę wiat do hodowli zwierząt futerkowych. Starostwo nie wymagało dla nich opracowania raportu oddziaływania na środowisko, bo zgodnie z przepisem to za mała hodowla. Jej uciążliwość nie jest większa niż 20 krów. W ubiegłym roku hodowca dostał drugie pozwolenie na rozbudowę budynków zaplecza. Ma tam powstać hala do mieszania pasz i zbiornik na ścieki.
- Jestem rolnikiem, nie prowadzę firmy hodowlanej - tłumaczy Adrian K. właściciel fermy - Mam niecałe 3 tysiące norek, podczas gdy wymóg opracowania raportu oddziaływania na środowisko obowiązuje fermy powyżej 6 tysięcy. Nie muszę też zgłaszać hodowli w Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska. Nawóz spod klatek wywożę na swoje pole, tak jak każdy inny rolnik. A śmierdzi u mnie nie bardziej, niż gdybym miał trochę więcej sztuk bydła czy trzody chlewnej. Nikt z sąsiadów, poza jedną panią, nie uskarżał się na uciążliwości związane z fermą. Jej zresztą bardziej niż zapachy przeszkadzają samochody, które dojeżdżają dziurawą drogą do mojej posesji. Ale przecież to jest droga gminna. Każdy ma prawo jeździć.

Właściciel fermy deklaruje, że w przyszłości utwardzi polną drogę z drugiej strony posesji, gdzie nie ma domów mieszkalnych.

- Skoro są wątpliwości w sprawie tej fermy, wyślemy tam kontrolę - zapowiada z kolei Krzysztof Gaworski, wojewódzki inspektor ochrony środowiska.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska