Betonowa brama, blaszany płot, a za nim sześć zadaszonych wiat. Pod nimi metalowe klatki z amerykańskimi norkami. W sąsiedniej wiosce Pleśnica mieszkańcy od pół roku gdzie mogą, ślą skargi na działalność podobnej fermy. Tymczasem w Przydrożu Wielkim koło Korfantowa nikt otwarcie przeciwko hodowli norek wypowiadać się nie chce, ale anonimowo, zwłaszcza starsi mieszkańcy wsi narzekają.
- Śmierdzi - mówi jedna z mieszkanek. - Gnój wywożą na pola. Trzy razy dziennie ciężkie samochody przywożą karmę dla norek, każdy samochód po dwie tony. Jak wybuchła afera z fermą w Pleśnicy, to zaczęli przykrywać auta plandeką i przynajmniej z niego mniej śmierdzi. Ale drogę niszczą. Czasem z powodu przykrych zapachów nie sposób z domu wyjść, okna nie można otworzyć.
- Nikt mnie z urzędu nie zawiadamiał, że tu coś takiego powstanie - dodaje mężczyzna, którego zabudowania sąsiadują z fermą - Właściciel kiedyś przyszedł i gwarantował, że hodowla nikomu nie będzie przeszkadzać. Potem jeszcze dobrze nie zaczął, a już śmierdziało.
O fermie w Przydrożu Wielkim nie słyszał nikt ani w powiatowym wydziale ochrony środowiska, ani w wojewódzkiej inspekcji ochrony środowiska, która jest powołana do kontroli w terenie. Żadne skargi też tam nie wpłynęły.
W nyskim starostwie dowiedzieliśmy się, że właściciel fermy otrzymał w 2006 roku pozwolenie na budowę wiat do hodowli zwierząt futerkowych. Starostwo nie wymagało dla nich opracowania raportu oddziaływania na środowisko, bo zgodnie z przepisem to za mała hodowla. Jej uciążliwość nie jest większa niż 20 krów. W ubiegłym roku hodowca dostał drugie pozwolenie na rozbudowę budynków zaplecza. Ma tam powstać hala do mieszania pasz i zbiornik na ścieki.
- Jestem rolnikiem, nie prowadzę firmy hodowlanej - tłumaczy Adrian K. właściciel fermy - Mam niecałe 3 tysiące norek, podczas gdy wymóg opracowania raportu oddziaływania na środowisko obowiązuje fermy powyżej 6 tysięcy. Nie muszę też zgłaszać hodowli w Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska. Nawóz spod klatek wywożę na swoje pole, tak jak każdy inny rolnik. A śmierdzi u mnie nie bardziej, niż gdybym miał trochę więcej sztuk bydła czy trzody chlewnej. Nikt z sąsiadów, poza jedną panią, nie uskarżał się na uciążliwości związane z fermą. Jej zresztą bardziej niż zapachy przeszkadzają samochody, które dojeżdżają dziurawą drogą do mojej posesji. Ale przecież to jest droga gminna. Każdy ma prawo jeździć.
Właściciel fermy deklaruje, że w przyszłości utwardzi polną drogę z drugiej strony posesji, gdzie nie ma domów mieszkalnych.
- Skoro są wątpliwości w sprawie tej fermy, wyślemy tam kontrolę - zapowiada z kolei Krzysztof Gaworski, wojewódzki inspektor ochrony środowiska.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?