Małej Sandry z Szydłowic wciąż szukają

Redakcja
Agata P. , mama Sandry, najprawdopodobniej sama rzuciła się do Odry. Czy namówił ją do tego ojciec dziewczynki - nigdy się nie dowiemy.
Agata P. , mama Sandry, najprawdopodobniej sama rzuciła się do Odry. Czy namówił ją do tego ojciec dziewczynki - nigdy się nie dowiemy.
Dziewczynka, jeśli żyje, ma dziś 5 lat. Tragedia, w której życie stracili jej matka, ojciec i wujek, wydarzyła się w Szydłowicach ponad 3 lata temu.

Elementy tej krwawej układanki policja i prokuratura dopasowywały przez kilka długich miesięcy. Łatwo nie było. Wszyscy, którzy w rodzinnym dramacie byli głównymi aktorami i rozgrywającymi, nie żyją.
Zabił brata konkubiny

Najpierw zginął 34-letni Edward S., wujek małej Sandry. 16 września 2007 r. hucznie świętował swoje urodziny. Doszło na nich do rodzinnej awantury, podczas której Marek B., konkubent siostry Edwarda - 28-letniej Agaty - miał ją zamknąć w domu. S. wraz z pozostałymi braćmi ruszyli jej na pomoc.
Kobieta wezwała policję, ale kiedy patrol przyjechał do Szydłowic, sama była tak pijana, że funkcjonariusze chcieli ją zabrać na komendę. W domu była jednak dwójka małych dzieci - kilkuletnia wtedy córka Agaty P. z pierwszego małżeństwa i dwuletnia Sandra, córka jej i Marka B. Ostatecznie patrol od zatrzymania odstąpił.

Edward S. został zamordowany następnego dnia rano, być może jeszcze we śnie. Śmierć poniósł od uderzeń siekierą, która należała do Marka B., konkubenta Agaty. Narzędzie już na samym początku śledztwa, po charakterystycznym trzonku, poznał jeden ze znajomych B.
- Na potwierdzenie tej tezy policja znalazła też zakrwawioną kurtkę Edwarda S. w szafie Marka B. - wyjaśnia Danuta Kawałko, zastępca prokuratora rejonowego w Brzegu.
Edward S. miał pięć ran rąbanych i pięć tłuczonych głowy. Ciało zamordowanego znaleziono dopiero kilka dni później, w komórce przy domu.

Skoczył czy przeżył?
Zabójca Marek B. nigdy jednak nie usłyszał zarzutów. Tego samego dnia, w którym zamordował brata swojej konkubiny, razem z nią i 2-letnią wtedy córką pojechał nad rzekę. Po drodze wstąpił do sklepu, kupił chrupki. Całą trójkę widzieli wtedy mieszkańcy wsi.

Kilka godzin później, na odległej o kilka kilometrów śluzie, Marek B. rzucił się do wody z filaru mostu na oczach dwóch wędkarzy. Zanim to zrobił, zamienił ze świadkami kilka zdań. Skoczył do rzeki, gdy na miejscu pojawiła się wezwana przez wędkarzy policja.

- On na pewno popełnił samobójstwo. Oglądam się, patrzę - a jego już nie ma na tym filarze jazu. Raz się schował pod wodę, drugi raz jeszcze wypłynął, a jak trzeci raz się zanurzył, to już się więcej na powierzchni nie pokazał - zapewniał jeden z mężczyzn, którzy widzieli zdarzenie.
Ale póki nie odnaleziono ciała samobójcy, ludzie we wsi wcale nie byli pewni, czy mężczyzna przypadkiem nie przeżył. Przez kilka dni po okolicy krążyły opowieści, że ten na moście, co się rzucił, to może wcale nie był B. Jego znajomy przypominał sobie na przykład, że Marek B. pływał tylko "na siekierę", a ten, który skoczył z mostu, robił ruchy, jakby pływać potrafił. Mieszkaniec sąsiednich Błot krótko po rzekomym samobójstwie spotkał z kolei w lesie włóczęgę, kiedy ciął drzewo. Mężczyzna miał mu powiedzieć, że nie pił nic dwa dni i prosił o łyk piwa. Z kolei w niedalekiej Lubszy ktoś widział w tych dniach zarośniętego mężczyznę kręcącego się bez celu. Natychmiast ktoś stwierdził, że to może być właśnie Marek B.

Wątpliwości i opowieści, które mroziły krew w żyłach, skończyły się kilka dni później. Ciało 40-letniego Marka B. wyłowiono z Odry 26 września w Ścianawie Polskiej (powiat oławski). W ubraniu topielca znaleziono klucze pasujące do mieszkania B. Jego tożsamość potwierdziła sekcja zwłok.

Rowery odsłoniła rzeka
Nieco krócej trwały poszukiwania 28-letniej Agaty. O jej zaginięciu wiadomo było tylko tyle, że w dniu, kiedy zamordowany został jej brat Edward S., kobieta z córką na plastikowym foteliku pojechała wraz z Markiem B. nad rzekę.

Jej ciało wypłynęło trzy dni przed ciałem Marka B., mniej więcej w tym samym rejonie, gdzie znaleziono później jej konkubenta. Na szyi kobiety nie było śladów duszenia czy zadrapań. Nie ma więc dowodów na to, że Marek B. siłą wrzucił Agatę do wody.
- Może ją tylko popchnął, a może wyłącznie namówił, by targnęła się na swoje życie - zastanawiali się ludzie. - A ona go kochała, więc zrobiła co chciał.

Wiadomo natomiast, że przez śmiercią Agata piła, i to sporo.
- Kobieta miała bowiem blisko dwa promile alkoholu, gdy przebadano ją podczas sekcji zwłok - mówi prokurator Danuta Kawałko.

Rowery, na których Marek B. i Agata P. pojechali z córeczką nad rzekę, kilka miesięcy potem odsłoniła opadająca woda. Stały w mule, który zalega dno rzeki. Były przy nich dziecięce ubranka. Dziewczynki, do której należały, jednak nie odnaleziono do dziś. W policyjnych statystykach mała Sandra funkcjonuje jako zaginiona. Gdyby żyła, miałaby obecnie pięć lat.

- Podejrzewamy, że utonęła, ale póki nie znajdziemy żywej osoby albo ciała, poszukiwania formalnie będą trwały - mówi Bogusław Dąbkowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Brzegu.

Bywało, że bijał…
Po tragedii ktoś w Szydłowicach przypomniał sobie, jak Marek B. opowiadał już kiedyś, że wcześniej raz chciał się rzucić do wody razem z Agatą. Ludzie wiedzieli, że w rodzinie B. od dłuższego czasu nie działo się dobrze. Agata raz mieszkała u Marka, który z rodzinnego domu po śmierci rodziców pogonił swoich braci, a raz u jej braci, dwa domy dalej. Wcześniej miała męża, a z nim pierwszą córkę. Ale kiedy mężczyzna dowiedział się o romansie żony z B. i domyślił, że drugie dziecko nie jest jego, odszedł. A może odeszła Agata - kto to dziś pamięta.

Tymczasem Marek chwytał się ledwie czasem sezonowych prac, ale robota w rękach mu się nie paliła. Inaczej niż z wódką, po którą sięgał chętnie.

- Nie pił wprawdzie dzień w dzień, ale jak już się napił, to robił się agresywny - wspominali potem mieszkańcy Szydłowic. - Dlatego policja bywała u niego w domu nawet dwa razy w tygodniu.
Awantury się powtarzały, Marek bijał podczas nich Agatę. Bronić siostry próbował Edek, najstarszy brat Agaty.

- Zginął właśnie dlatego, że często obstawał za siostrą - stwierdził jakiś czas potem w rozmowie z dziennikarzem drugi z braci Agaty, Krzysztof.
sprawy Umorzone

Prokuratura w Brzegu w 2008 roku zamknęła wszystkie sprawy dotyczące tragedii z Szydłowic. - Postawiliśmy zarzut zabójstwa Edwarda S. Markowi B. i od razu sprawę umorzyliśmy ze względu na to, że Marek B. nie żyje - wyjaśnia prokurator Danuta Kawałko. - Umorzeniem skończyła się też sprawa ewentualnego namawiania czy udzielania pomocy Markowi B. przy samobójstwie. Taką wersję zdarzeń wykluczyliśmy.

Tak samo stało się ze sprawą namawiania lub pomocy przy targnięciu się na życie w przypadku Agaty P. Nie ma pewności, czy Marek B. do tego samobójstwa w jakiś sposób się przyczynił.

- Umorzona została również sprawa narażenia dwuletniej Sandry na utratę życia lub zdrowia, który to zarzut postawiony został jej matce - dodaje Danuta Kawałko. - Umorzenie nastąpiło ze względu na śmierć Agaty P.

Ale w Szydłowicach ludzie tę tragiczną historię ciągle pamiętają - choćby ze względu na los dzieci Agaty P. Starszą z dziewczynek, dziś bodaj 11-letnią, po rodzinnej tragedii przygarnęła babcia, matka Agaty. Starsza pani jednak zmarła. - Ale teraz to ją chyba ktoś adoptował - mówi jedna z mieszkanek wsi. - Bo braciom Agaty sąd jej nie dał. Czemu - nie wiadomo.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska