Michałek poszedł do nieba

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Zofia Kordiaga Michałka znała doskonale, bo na podwórzu bawił się z jej czteroletnim prawnuczkiem Bartkiem: - Po tej tragedii nie mogę otrząsnąć się do dziś.
Zofia Kordiaga Michałka znała doskonale, bo na podwórzu bawił się z jej czteroletnim prawnuczkiem Bartkiem: - Po tej tragedii nie mogę otrząsnąć się do dziś.
4-latek wypadł z okna w bloku na ul. Skowrońskiego w Prudniku i zmarł w szpitalu. Był pod opieką dziadków. Policja uznała, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.

Zofia Kordiaga mieszka w sąsiedniej klatce schodowej. Nie może się uspokoić do dziś. Michałka znała doskonale, bo na podwórzu bawił się z jej czteroletnim prawnuczkiem Bartkiem.

- To było takie spokojne i kochane dziecko - opowiada pani Zofia. - Biegał po trawniku, bawił się w piaskownicy z innymi dziećmi. Zagadywał do dorosłych.
Do wypadku doszło w sobotę po godzinie 18. Jak ustaliła policja, Michałek przebywał w mieszkaniu swoich dziadków, na czwartym piętrze bloku przy ul. Skowrońskiego. Chłopiec mieszka tam razem z dziadkami, mamą i ojczymem. Spał w pokoju, gdzie było uchylone okno.

W tym czasie w mieszkaniu przebywała jego babcia i dziadek. Mama była w prudnickim szpitalu na izbie porodowej, gdzie urodziła dziecko. Wczoraj jeszcze nie wiedziała o tragedii. Dziadkowie podobno zaglądali do pokoju, sprawdzając, czy Michał śpi, ale samego zdarzenia nie zauważyli. Michałek musiał się obudzić, podejść do uchylonego okna. Może zainteresowało go coś na podwórzu. Wychylił się i spadł z wysokości kilkunastu metrów na trawnik pod blokiem.

- Sąsiadka mieszkająca na parterze usłyszała płacz dziecka i zaalarmowała rodzinę oraz pogotowie - mówi kom. Piotr Kulczyk z komendy powiatowej w Prudniku.
Lekarz podjął natychmiastową decyzję o przewiezieniu dziecka karetką na sygnale do szpitala w Nysie.

- Chłopczyk trafił do nas właściwie bez oznak życia - opowiada dr Marek Szymkowicz, chirurg ze szpitala w Nysie. - Cały czas był reanimowany w karetce. Jego stan był agonalny, miał wewnętrzny krwotok, rozległe obrażenia. Natychmiast zaczęliśmy operację, ale to był już wyraz naszej desperacji.
Michałek zmarł na stole operacyjnym, ok. 40 minut po rozpoczęciu operacji.
Na miejsce zdarzenia przyjechał także prokurator, który nadzorował pracę policjantów. Śledztwo w sprawie będzie umorzone.

- Uznaliśmy, że jest to nieszczęśliwy wypadek - mówi kom. Kulczyk. - Nie mamy żadnych podstaw, aby stawiać zarzuty braku właściwej opieki, zaniedbania czy narażenia dziecka na niebezpieczeństwo komukolwiek z rodziny. Wszyscy domownicy byli w chwili zdarzenia trzeźwi.

Babcia Michałka nie chciała wczoraj rozmawiać z dziennikarzem. Rozmowy odmówiła sąsiadka wzywająca do zdarzenia pogotowie. Kom. Kulczyk przyznaje, że policji pozostaje jedynie apelować do wszystkich dorosłych, aby szczególnie starannie dbali o bezpieczeństwo małych dzieci. One nie mają jeszcze umiejętności rozpoznawania zagrożeń. Kilka lat temu w Prudniku doszło do podobnego zdarzenia. Z kamienicy na ul. Armii Krajowej wypadł 6-latek i zginął.

- Bardzo trudno było mi powiedzieć prawnuczkowi, że już nigdy nie zobaczy się z ulubionym kolegą - mówi Zofia Kordiaga - Powiedzieliśmy mu tylko, że Michałek poszedł do Bozi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska