Mieszkaniec Turawy stara się udowodnić, że nie jest bossem gangu narkotykowego

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Rzekomy producent narkotyków za każdym razem stawia się do sądu. Ale świadek, którego zeznania są kluczowe - jakoś nie.
Rzekomy producent narkotyków za każdym razem stawia się do sądu. Ale świadek, którego zeznania są kluczowe - jakoś nie. Sławomir Draguła
Krzysztof Stańko z Turawy od prawie dziesięciu lat chce udowodnić, że nigdy nie był bossem gangu produkującego amfetaminę. Nie może. Świadek koronny, jedyny as w rękawie prokuratury, zapadł się pod ziemię.

Opinia
Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu:
- Instytucja świadka koronnego została powołana ustawą z 1997 roku z myślą o walce z przestępczością zorganizowaną. Świadkiem koronnym może zostać osoba działająca w grupie przestępczej, ale nie stojąca na jej czele, która nie popełniła zabójstwa, nie usiłowała tego zrobić, nie namawiała do tego ani nie współdziałała przy takiej zbrodni. Zgodę na dopuszczenie jako dowodu zeznań świadka koronnego wydaje sąd okręgowy na wniosek prokuratora prowadzącego śledztwo za zgodą Prokuratora Generalnego. W zamian za uzyskanie statusu i wiążącej się z tym bezkarności za popełnione przestępstwa, świadek koronny musi swoimi wyjaśnieniami m.in. przyczynić się do ujawnienia okoliczności działania grup przestępczych oraz ujawnienia ich majątku. Osoba taka i jej rodzina dostaje ochronę policji, może zmienić tożsamość, włącznie z operacją plastyczną. Ale świadek koronny może stracić swój status. Jeśli odmawia składania zeznań, są one nieprawdziwe lub jeśli ponownie wszedł na drogę przestępstwa.

Krzysztof Stańko - 46 lat, szczupły, wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Ma żonę, córkę, mieszka i prowadzi ośrodek wypoczynkowy "Kormoran" w Turawie. Hotel położony jest w lesie, nad jeziorem. Cisza, spokój, świeże powietrze. Żyć nie umierać. Ale Stańko nie może cieszyć się życiem. Toczy nierówną walkę z wymiarem sprawiedliwości.

- Wie pan, ręce opadają. Człowiek chce oczyścić się z tych absurdalnych zarzutów, ale nie może - mówi Stańko.

Nie wyglądał na bandytę
Kłopoty właściciela ośrodka "Kormoran" zaczęły się w 2002 roku. To właśnie wtedy Maciej B., pseudonim "Gruby", trafił po raz pierwszy do ośrodka prowadzonego przez pana Krzysztofa.

- Ale ja nawet nie wiedziałem wówczas, że ma jakiś pseudonim, że to człowiek na bakier z prawem - opowiada Stańko. - Zwyczajny facet, inteligentny wyraz twarzy.
Pierwszy raz "Gruby" zawitał do Krzysztofa Stańki w długi majowy weekend 2002 roku.

- Był z jakąś blondynką, dwójką dzieci i przyjaciółmi. Przyjechali kilkoma samochodami - wspomina właściciel ośrodka. - Najpierw poszli do sąsiada. Na moje nieszczęście nie miał wolnych pokoi, więc zawitali do mnie. Zamieniłem z nim kilka słów, był zadowolony z pobytu, jego znajomi też, zapowiedzieli, że wrócą.
Maciej B. słowa dotrzymał. Zaczął przyjeżdżać do "Kormorana" na ryby, wynajmował tam pokoje, chodził wędkować. Był cztery razy. Ostatni raz we wrześniu 2002 roku. Potem zniknął.

Najazd antyterrorystów na Turawę
24 września 2003 roku. Tej daty Stańko nie zapomni do grobowej deski. Zbliżała się godzina 20. Nagle wieczorną ciszę wokół ośrodka "Kormoran" brutalnie przerwał wystrzał. To policjanci wchodzący na posesję zabili Maksa, owczarka niemieckiego należącego do rodziny Stańków. Chwilę później na piętrze budynku roiło się od funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego oraz antyterrorystów. Pan Krzysztof przygotowywał właśnie razem z córką kolację, a żona brała kąpiel.
- Skuli mnie, córkę powalili na podłogę i przyłożyli jej do głowy pistolet - opowiada Krzysztof Stańko.

Pod ośrodek zajechało też kilka busów z technikami policyjnymi, laborantami i ekipą z psami. Policjanci zaglądali w każdy zakamarek ośrodka, zdrapywali tynk ze ścian. Po co te wszystkie ceregiele? Szukali narkotyków.

To robota "Grubego"
Skąd niespodziewany najazd policyjnej armii na ośrodek "Kormoran" w Turawie? Wszystko za sprawą Macieja B., ps. "Gruby". W 2003 roku "Gruby", chcąc uniknąć więzienia za swą kryminalną przeszłość, ujawnił prokuraturze kulisy działania zajmującego się m.in. oszustwami gospodarczymi gangu "Cygana", do którego należał, a następnie pod skrzydłami Romana Pietrzaka z Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach uzyskał status świadka koronnego. Ale żeby nim zostać, poza obnażeniem struktury i działalności gangu "Cygana", Maciej B. musiał też ujawnić śledczym przestępstwa, o których dotąd nie wiedzieli. Opowiedział więc o fabryce amfetaminy w Turawie. Według jego rewelacji, Krzysztof Stańko, właściciel ośrodka "Kormoran", produkował narkotyki w kuchni, w tej samej, w której przygotowywano posiłki dla wczasowiczów. Gotowy towar, 200 kg miesięcznie, woził łódką do domku - składziku stojącego na wyspie jeziora turawskiego. Co jakiś czas narkotyki Stańko przemycał do Niemiec. Gdy prokurator usłyszał te rewelacje, postanowił działać.

Ponad dwa lata w areszcie
Zaraz po przeszukaniu ośrodka Krzysztof Stańko trafił na przesłuchanie do Katowic, potem do aresztu. Oprócz zeznań skruszonego gangstera, prokuratura nie miała żadnych innych dowodów. Mimo to sąd aresztował Stańkę. Za kratami właściciel "Kormorana" spędził 27 miesięcy.

- Siedziałem z najgorszymi bandziorami, schudłem 38 kilo - wspomina rozgoryczony Krzysztof Stańko.

Mieszkaniec Turawy nie wyszedł z aresztu nawet wówczas, kiedy specjaliści z CBŚ orzekli, że w "Kormoranie" nie znaleźli żadnych śladów narkotyków, substancji służących do ich produkcji ani niczego, co na taką produkcję by wskazywało. Stańko nie wyszedł też z pierdla, kiedy podczas wizji lokalnej "Gruby" nie rozpoznał kuchni, w której miały być produkowane narkotyki. W końcu wypalił, że musiała zostać przebudowana.

- Kolejne kłamstwo - mówi Krzysztof Stańko. - Biegli uznali, że pomieszczenie nie było przebudowywane. Wygląda tak samo, jak w latach 80. Dowodem na to jest projekt ośrodka. Z tego samego okresu są też cegły, cement i zaprawa użyta do budowy.

Zresztą pomieszczenie to nie kuchnia, tylko miejsce do przygotowywania warzyw.
- Myjemy i obieramy tu ziemniaki, a nie produkujemy narkotyki - mówi Małgorzata Stańko, żona oskarżonego.

- "Gruby" zeznał, że znajdowała się tu największa fabryka amfetaminy w Europie, która rocznie mogła wytworzyć kilkaset kilogramów narkotyku - wyjaśnia Krzysztof Stańko. - Nie wiem, jak w takim małym pomieszczeniu mogłaby funkcjonować.

"Gruby" wrabiał ludzi
Zaraz po aresztowaniu Stańki jego żona Małgorzata zaczęła odbierać telefony z sugestią, że jeśli zgodzi się odsprzedać ośrodek, świadek koronny zmieni zeznania. Pani Małgorzata nie podjęła negocjacji z szantażystami. Tymczasem "Gruby" rozszerzył swoją opowieść. Oświadczył prokuratorowi, że Stańko to tylko wykonawca, a szefami narkotykowego biznesu byli trzej bracia z Olesna - Adam, Krzysztof i Jan T. Prowadzili oni dochodową firmę, a żona jednego z braci przypadkiem poznała kiedyś "Grubego".

Gdy Adam, Krzysztof i Jan T. trafili do aresztu w grudniu 2004, "Gruby" za pośrednictwem swojej szwagierki Katarzyny zażądał od rodziny z Olesna 100 tys. dolarów, obiecując w zamian zmianę zeznań. Zaszantażowane żony braci powiadomiły detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, który zorganizował prowokację. W jej wyniku nagrana została telefoniczna rozmowa "Grubego" z kochankiem Katarzyny. Gangster powiedział o "następnym jeleniu, którego może obciążyć i wyłudzić kolejne 100 tysięcy dolarów". W końcu "Gruby" za te pomówienia został skazany na siedem lat więzienia.

Stańko przed sąd, "Gruby" zapadł się pod ziemię
Mimo tych wszystkich wątpliwości, Prokuratura Apelacyjna w Katowicach skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi Stańce, a "Grubemu" nie cofnęła statusu świadka koronnego. Właściciel ośrodka "Kormoran" w Turawie odpowiada za produkcję narkotyków. Jego proces ruszył równy rok temu - 9 czerwca 2010 roku przed Sądem Okręgowym w Opolu.

- Nawet ucieszyłem się, że proces ruszył, bo myślałem, że to dla mnie szansa na oczyszczenie się z tych absurdalnych oskarżeń i zakończenia koszmaru ciągnącego się prawie 10 lat - mówi Stańko.

Ale radość pana Krzysztofa była na wyrost. Kiedy proces zmierzał już do końca, a do przesłuchania został już tylko świadek koronny, okazało się, że "Gruby" zapadł się pod ziemię. Sąd słał kolejne zawiadomienia o rozprawach, a "Gruby" wysyłał do sądu kolejne usprawiedliwienia, że np. "zatrzymały go obowiązki służbowe". Za nieusprawiedliwioną nieobecność na rozprawach Maciej B. został ukarany już przez Roberta Mietelskiego, sędziego prowadzącego sprawę, grzywną dwa razy po 5 tys. zł. Na ostatnią rozprawę "Gruby" przesłał nawet zwolnienie lekarskie. Szybko się jednak okazało, że jest lipne, bo w Częstochowie, skąd pochodzi świadek koronny, ani nigdzie indziej, nie ma takiego lekarza sądowego. W związku z tym sąd wydał nakazy zatrzymania i doprowadzenia go na proces przez policję. Nakaz trafił do Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie.

- Kilka dni temu otrzymaliśmy wiadomość, że data urodzenia widniejąca na nakazie różni się od tej, którą w aktach dysponują policjanci - mówi sędzia Waldemar Krawczyk z Sądu Okręgowego w Opolu. - Sprawdziliśmy to w Urzędzie Stanu Cywilnego i faktycznie data urodzenia nie zgadzała się o 9 dni. W czwartek wysłaliśmy policji kolejny nakaz z poprawną już datą urodzenia.

Prokuratura ani policja nie komentują sprawy. Zasłaniają się dobrem śledztwa. Jeśli Maciej B., ps. "Gruby" nie znajdzie się, sąd będzie mógł odczytać na rozprawie jego zeznania złożone w prokuraturze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska