Mika Urbaniak: Papaję też kiedyś zaśpiewam!

Jacek Poremba/Sony Music
Mika Urbaniak
Mika Urbaniak Jacek Poremba/Sony Music
Rozmowa z Miką Urbaniak, piosenkarką i autorką tekstów

Sylwetka

Sylwetka

Mika jest córką Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka, więc muzyką oddychała od narodzin. Najpierw, siłą rzeczy, był to jazz, a później przyszedł czas na własne wybory - soul i r'n'b, ambitny pop, hip-hop… Długo przygotowywała się do debiutu, chętnie podejmując współpracę z tak różnymi artystami jak Andrzej Smolik, O.S.T.R., Kayah, Tatiana Okupnik czy Grzegorz Markowski. Podpatrywała. Uczyła się. Dokonywała wyborów. Wydana w 2009 roku płyta "Closer" przyniosła jej Fryderyka w kategorii Album Roku Pop. Dziś Mika zaskakuje nowym albumem. Nawiązała współpracę z producentem Victorem Daviesem, znanym w Polsce m.in. ze współpracy z Marylą Rodowicz i Smolikiem. Ten skrzyknął swoich ludzi (dla przykładu smyki aranżował Simon Hale, znany z podobnych usług dla m.in. Kylie Minogue i Jamiroquai, a zagrała formacja Millenia Strings, która współpracowała chyba z wszystkimi wielkimi, od Paula McCartneya po Luciano Pavarottiego). I tak powstała płyta "Follow You" - jest na niej sporo rockowych ballad, pojawia się country.

- Przede wszystkim spytam: Jak mam się zwracać: per ty czy pani Miko?
- Proszę: ty.

- Pytam, bo wiem, że gdy przyjechałaś do nas z USA, to parę rzeczy w Polsce cię zdumiało, na przykład powszechne mówienie do ciebie per pani.
- W Stanach mówi się pani i pan w bardzo oficjalnych sytuacjach. A w Polsce - to naturalne. Tylko, że mnie to nie pasowało. Było też parę innych sytuacji, do których musiałam się przyzwyczaić…

- Na przykład do tego, że jedziesz warszawską alejką na rolkach, śpiewasz sobie, a ludzie oglądają się nieco zdumieni, niektórzy zgorszeni, uważają cię za szaloną?
- Ye, you know…. Do tego też. Ale najbardziej musiałam się przyzwyczaić, że tylko do wybranych Polaków można mówić o swoich uczuciach, marzeniach, wielkich planach. Długo uczyłam się, żeby tylko z wybranymi dzielić się swymi marzeniami i wielkimi planami.

- Bo inni je skradną i zrealizują jako własne?
- Też, ale mnie chodzi o to, że bardzo popularne jest tu mówienie: "To niemożliwe".

- W Stanach wszystko jest możliwe!
- (Śmiech). Uważam, że każdy z nas potrzebuje potwierdzenia swych marzeń, wskazania - rób tak, to możliwie do osiągnięcia. A w Polsce łatwiej usłyszeć: "Nie wypada tak postępować". To utrudnia twórczość. A przecież łatwiej jest osiągnięć cel, jeśli się wierzy w jego realizację. Czemu Polacy podcinają sobie skrzydła?

- Bo nie są wyluzowani?
- Powiem tak: Polacy żyją pewnymi stereotypami i sami je pielęgnują. Tak jest z ową sztywnością Polaków i brakiem wiary w sukces. Tymczasem w moich kręgach, w świecie medialnym i artystycznym ludzie są bardzo wyluzowani, pełni poczucia humoru. Są liberalni otwarci i świetnie się rozumiemy. To też Polacy, ale oni są już pozbawieni tych stereotypowych ograniczeń. Generalnie Polacy to cool naród, tylko muszą w to wierzyć.

- Jesteś Polką czy Amerykanką? Warszawianką czy nowojorczanką?
- Obywatelem świata. Bardzo dobrze czuję się w Warszawie. Nowy Jork - może to brzmi dziwnie - ale pomimo swej słynnej magicznej atmosfery jest dla mnie zbyt przytłaczający. Ja lubię przytulności, spokój, naturę. Warszawa ma sporo przytulnych zakątków: Nowy Świat, Chmielna…

- Nowy Jork ma swój Central Park.
- Tak jest! To moje ulubione miejsce w Nowym Jorku!

- I hot dogi?
- Nie. Nie przepadam za takimi klimatami smakowymi. Wolę hinduską kuchnię. Ostatnio byłam w Maroku, i to tam zachwyciłam się potrawą, you know, danie gotowane w tan zin.

- Wiem, to taki garnek z kominem. Potrawę podaje się z kuskusem i też nazywa się tan zin.
- Ja uwielbiam tan zin z baraniny! Kocham podróżować między innymi dlatego, że to pozwala poznać smaki świata…

- Podróżowanie było koniecznością w twoim rodzinnym domu. Mama - wirtuoz wokalu, tato - wielki muzyk…
- Trasy muzyczne i turnee były udziałem moim i mojej siostry. Oddychałyśmy atmosferą koncertów.

- A waszymi wujkami i ciociami były wielkie postacie światowego jazzu, aktorzy. Raczkowałaś pomiędzy nogami…?
- Muszę chwilę pomyśleć… A więc: Lenny White, Marcus Miller, Herbie Hancock... Była często u nas Susan Sarandon.

- Zdobywczyni Oscara?
- No tak. Jeszcze Otto Williams, wybitny muzyk.

- Wychowując się w takich kręgach, byłaś skazana na artystyczną przyszłość?
- Odkąd pamiętam - śpiewałam, odgrywałam sceny aktorskie. To był mój świat.

- Lubiłaś do niego uciekać, chociażby dlatego, że w szkole niekoniecznie cię wielbili?
- Moja pierwsza szkoła to był czas, gdy w Stanach modne były polish jokes. Trochę to przeżywałam, nie zdawałam sobie sprawy, że inność jest moją zaletą. Ale w kolejnych szkołach, na studiach - byłam bardzo akceptowana, więc problem nie w tym. W domu panowała artystyczna atmosfera, klimat wielkiego szacunku dla tego, co robią mama i tata. To musiało mieć na mnie wpływ, droga rodziców była mi przeznaczona. Podobnie dzieci lekarzy zwykle zostają lekarzami, no, chyba że trafi się jakiś wyrodek.

- A może i ty chciałaś być wyrodkiem? Przeczytałam, że studiowałaś stosunki międzynarodowe. Chciałaś zostać politykiem?
- Ale to nie był bunt, to było autentyczne zainteresowanie Ja bardzo się interesuję światem, chciałam się uczyć różnych kultur, systemów politycznych.

- Barack Obama jest dobrym prezydentem czy złym?
- Och, on jest najlepszy!

- Typowo amerykańska odpowiedź. Polacy raczej by tak wysoko nie ocenili swego prezydenta. To jest ta różnica, o której mówiłaś na początku rozmowy!
- Pewnie tak. Ale spokojnie, nie chcę zostać politykiem, na pewno nie w Polsce. Wiem, że za mało wiem o historii Polski i jej geografii.

- Myślisz, że polscy politycy się tym przejmują?
- Może nie. Ale ja bym się przejmowała!

- A kiedy zrezygnowałaś z politycznej kariery? Gdy roznosiłaś tortillę w jednym z amerykańskich barów?
- Wiesz, znany artysta też może mieć wpływ na społeczeństwo. Tym bardziej, że politycy są ograniczeni wpływami koncernów. Więc to artyści zakładają największe fundacje, prowadzą działalność charytatywną i robią więcej niż politycy. Też tak chcę.

- A jak to było z tą tortillą?
- Przerwałam studia, bo czułam się na nich zagubiona. Muzyka mnie wciąż pociągała, a że studiowałam na uczelni elitarnej, gdzie wszyscy poświęcali się nauce - nie było tam miejsca na moją pasję. Szkoda też było kasy moich rodziców, to była droga szkoła. Mama musiała dużo koncertować, aby na nią zarobić. Pracowała bardzo ciężko, abyśmy z siostrą uczyły się w dobrych szkołach. Dostałyśmy wprawdzie stypendium, ale ono pokrywało koszty nauki i utrzymania w jednej trzeciej. Więc zrezygnowałam ze studiów, zostałam kelnerką, potem zaczęłam robić własną muzykę i zrozumiałam, że to moja właściwa droga.

- Rodzice o tym pewnie od dawna wiedzieli?
- Tak, zawsze mi zwracali na to uwagę: "Mika, masz talent, masz dar". Nigdy jednak nie zmuszali do niczego, nie odsuwali od innych zainteresowań, które w danym momencie się pojawiały w moim życiu. Cierpliwie czekali.

- Mama twierdzi, że zazdrości ci talentu do czarnej muzyki. Ty masz naturalny dar do niej, a ona - jak mówi - nie.
- Wygłupia się! Wiadomo, mama jest mama. Ale to jest także Urszula Dudziak, to ona ma TAKIE oktawy, TAKI warsztat. To ona ma ogromny talent i potrafi być nad wyraz zdyscyplinowana. W moim wieku znała 600-700 standardów jazzowych. Gdzie mi do niej?!

- Umiesz zaśpiewać "Papaję"?
- Umiałabym, ale to wymaga żmudnej nauki. Nikt nie zaśpiewa tego dzieła od tak, z marszu. Kiedyś poprosiłam mamę, aby mi pokazała, jak się to robi i okazało się, że nie potrafię zaśpiewać. Wiem jednak, że stać mnie na to, jeśli tylko popracuję. Mam natomiast ciekawy pomysł na płytę w przyszłości: chcę zaśpiewać wszystkie dźwięki z płyt Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak. Tylko na to potrzebuję czasu i dyscypliny, aby siedzieć i wkuwać nutę po nucie.

- Rodzice pomagają ci teraz artystycznie?
- Już przestałam ich pytać o moje wybory muzyczne i artystyczne.

- Mika Urbaniak z albumu "Closer" była trochę jazzowa, hiphopowa i rythmandblusowa. To był sukces. Dostałaś za "Closer" Fryderyka. Teraz masz kolejny album, zupełnie inny w charakterze: jest tu rock, rock and roll, nawet country, dużo klimatu lat 60. Skąd ta rewolta? Czy nie obawiasz się stracić fanów?
- Nie, moi prawdziwi fani wiedzą, że zmieniam się muzycznie, nie rapuję od lat - choć rap to fajna zabawa. Nowa płyta wypływa z moich własnych inspiracji, gustów. Chciałam mieć country, więc mam. Powiem szczerze, że ja mało się zastanawiałam nad tym, dlaczego nowa płyta ma właśnie taki charakter. Po prostu siadałam z gitarą i tworzyłam to, co właśnie chciałam, co mi się podoba, nie zastanawiając się nad tym, czy to się sprzeda lepiej czy gorzej.

- Zmieniają się także teksty z twych piosenek. Poprzednio śpiewałaś na przykład o chłopaku z marzeń, z którym unosisz się w tańcu. Dziś o chłopaku z netu, z którym tracisz kontakt, gdy sieć internetowa zawodzi. Jesteś zakochana na odległość?
- Wiem, jak to jest być zakochanym na odległość. Moje teksty mają wiele wspólnego z moim życiem, realne doświadczenia są dla mnie inspiracją.

- Liroy kiedyś wyskandował: To Mika Urbaniak, od słuchania jej muzyki dostaniesz zakwasów na zwojach mózgowych.
- Tak? A co to znaczy?

- Zakwasy to ból mięśni po gimnastyce.
- O, to fajne! Chyba miał na myśli coś dobrego. Oczywiście chcę, aby moja muzyka sprawiała słuchaczom przyjemność i radość, ale ona nie jest tylko łatwa i tylko dla przyjemności. W nią trzeba się też wsłuchać.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska