Moje Kresy. Kurorty kresowe

Archiwum
Kłębiący się tłum kuracjuszy spragnionych uzdrowieńczej "Naftusi”. Kartka wysłana z Truskawca przez pierwszą polską złotą medalistkę w rzucie dyskiem Halinę Konopacką (Amsterdam 1928) do Jadwigi Konopackiej w Warszawie.
Kłębiący się tłum kuracjuszy spragnionych uzdrowieńczej "Naftusi”. Kartka wysłana z Truskawca przez pierwszą polską złotą medalistkę w rzucie dyskiem Halinę Konopacką (Amsterdam 1928) do Jadwigi Konopackiej w Warszawie. Archiwum
Jestem w trakcie prac końcowych nad drugim tomem "Kresowej Atlantydy" - zamierzonego wieloksięgu, który narodził się na łamach nto i tu przechodzi swą pierwszą weryfikację czytelniczą. Czytelnicy mają też poważny udział w gromadzeniu faktografii do tej książki.

Drugi tom będzie poświęcony dziejom polskich uzdrowisk, zimowisk i letnisk kresowych, a więc będzie to opowieść o świecie wyjątkowej urody, w którym ludzie pielęgnowali swoje zdrowie, dbali o kondycję fizyczną i psychiczną, uprawiali sporty, dobrze się odżywiali, cieszyli się życiem, kosztowali smak wolnych chwil oraz doświadczali uroków błogiego urlopowego bądź wakacyjnego lenistwa.

Po zdrowie do zdrojów

W XIX wieku zapanowało przekonanie, że ludzie dbający o zdrowie żyją dłużej. Jeśli człowiek zna swój organizm, potrafi kontrolować i regulować jego funkcje, łączyć pracę z wypoczynkiem, wie, ile jeść i co pić, czym się delektować, a czego unikać, to może dożyć sędziwego wieku. Popularna w Polsce stała się znów fraszka Jana Kochanowskiego:

Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.

Inny popularny wierszyk głosił:

Szanuj zdrowie należycie,
Bo jak umrzesz,
stracisz życie.

W Europie powstało wówczas wiele sławnych uzdrowisk, zwanych też zdrojowiskami, oraz letnisk i zimowisk, które miały przedłużać życie ludzkie.

Prym w ich tworzeniu wiedli Niemcy i Austriacy. Największą sławę zyskały kurorty niemieckie, austriackie i czeskie: Marienbad - popularny zwłaszcza dzięki filmowi "Zeszłego roku w Marienbadzie" Alaina Resnaisa; Graffenberg pod Jesenikiem - rozsławiony przez Vincenza Priessnitza, wynalazcę prysznica; Bad Ems - skąd król Prus Wilhelm I wysłał do kanclerza Ottona von Bismarcka swą słynną "depeszę emską" - powód wybuchu wojny prusko-francuskiej w 1870 r.; Bad Wörishofen, gdzie eksperymenty wodolecznicze prowadził słynny Sebastian Kneipp.

Tym zdrojowiskom nie ustępowały Davos i Montroix w Szwajcarii, Evian i Chamonix we Francji, San Sebastian w Hiszpanii, Rimini we Włoszech, Ostenda w Belgii, Soczi i Jałta na Krymie. A na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej prym wiodły: Krynica - największe polskie uzdrowisko, Ciechocinek i Nałęczów, a także Druskieniki na Litwie oraz Truskawiec i Lubień Wielki pod Lwowem.

Obecnie kurorty w Europie przeżywają znów wielki renesans. Kwitną, rozbudowują się, zadziwiają urodą i bogactwem. Widać to na ulicach Montroix, Vevey, Franciszkowych Łaźni, Bald Tölz czy zupełnie nowych, jak Velky Meder na Słowacji.

Niektóre z tych miejscowości mają znakomitych kronikarzy i dziejopisów, swoje muzea i tomy literatury na swój temat. Inne znowu zanurzone są niemal zupełnie w amnezji i, poza często jarmarcznie kolorowymi widokówkami oraz banalnymi w treści folderami, nic o ich przeszłości nie można znaleźć w księgarniach i bibliotekach. Żyją dniem dzisiejszym i nie dbają o pamięć przeszłości.

Pod tym względem najlepiej prezentuje się dorobek kurortów, które miały szczęście goszczenia sławnych postaci bądź były miejscem wydarzeń, które później uległy mitologizacji. Tak jest np. ze szwajcarskim Davos - najwyżej położonym (ponad 1500 m n.p.m.) europejskim miastem-kurortem, miastem spotkań polityków "z pierwszych stron gazet" i oligarchów finansowych.

Davos jako uzdrowisko zmitologizował noblista Tomasz Mann, umieszczając tam akcję swojej słynnej powieści "Czarodziejska góra", w której nad sensem życia debatują dotknięci śmiertelną chorobą płuc kuracjusze.

Aż dziw bierze, ile sławnych ludzi leczyło się w Davos oraz jakie dramaty w tym kurorcie się rozgrywały. Jednym z nich było zabójstwo w 1936 r. Wilhelma Gustloffa, wykorzystane politycznie do rozpętania wielkiej akcji antysemickiej.

Na jego pogrzebie był z całą swoją świtą Adolf Hitler. Nazwisko Gustloffa uległo dodatkowej mitologizacji, gdy statek noszący jego imię, trafiony radzieckimi torpedami pod koniec wojny w 1945 roku, poszedł na dno Bałtyku z ponad dziewięcioma tysiącami uciekinierów. Była to największą katastrofa morska w dziejach ludzkości (na Titanicu zginęło około 1500 osób, a na Gustloffie sześć razy więcej). Mannowi i Gustloffowi poświęcone są specjalne sale w muzeum w Davos.

Słynne francuskie uzdrowisko Evian, leżące nad Lemanem (Jeziorem Genewskim), ze znaną w całej Europie wodą mineralną, zmitologizowali z kolei bracia August i Ludwik Lumiere - ojcowie kinematografii, którzy wznieśli w Evian piękną willę i często tam bywali, przyjeżdżając do niej z rodzinnego Lyonu dla podratowania zdrowia.

Z kolei austriackie uzdrowisko Bad Ischl pod Salzburgiem zasłynęło głównie z pobytu cesarskiego dworu Franciszka Józefa i króla Syjamu Hulalongkorna oraz wybitnych muzyków, m.in.: Straussów, Johannesa Brahmsa i Franza Lehára. Do kronik austrowęgierskiej Abbazji nad Adriatykiem, dziś chorwackiej Opatii, wpisali się natomiast ekscentryczna tancerka Isadora Duncan, pisarz James Joyce i genialny fizyk Albert Einstein.

W tym kontekście polskie uzdrowiska kresowe są bardziej kameralne, biedniejsze, nie mające tak ogromnych pensjonatów, kasyn i hoteli, ale częstokroć niezwykle atrakcyjne od strony intelektualnej. Bo tam, w polskich kurortach, odpoczywała głównie i leczyła się polska inteligencja i bohema artystyczna, tworząca specyficzny, pełen powabu świat owiany artystyczną aurą. W ogóle polska inteligencja przełomu XIX i XX wieku to zjawisko wyjątkowe w tej części Europy.

W drugim tomie "Kresowej Atlantydy" skupiam się na odtworzeniu dziejów ośmiu kresowych uzdrowisk, letnisk i zimowisk: Truskawca, Druskienik, Morszyna, Zaleszczyk, Skolego, Jaremcza, Worochty i Kosowa.

Truskawiec - perła Karpat

Już sama nazwa tego kurortu miała truskawkowy smak. Nazywano go "perłą Karpat" i "galicyjską złotodajną Kolchidą", bo tak jak mityczni Argonauci wędrowali po złoto do Kolchidy, tak po zdrowie do truskawieckich źródeł ciągnęli dbający o zdrowie kuracjusze.

Początki tej miejscowości kryją mroki średniowiecza. Czy jej nazwa pochodzi od truskawek? Raczej nie, bo w średniowieczu w Galicji nie znano tego owocu. Niektórzy twierdzą, że od słowa trusk (szelest, trzask), inni, że od słowa ukraińskiego chrustaweć, bo tak nazywano dziki mak, który rósł w tamtejszej okolicy.

O nazwie Truskawiec powstała też legenda, chętnie opowiadana przez miejscowych przewodników. Według niej w zamierzchłych czasach, podczas napadu Tatarów na Grody Czerwieńskie, w zanurzonej w puszczy pogańskiej świątyni Światowida skryła się ze swoją drużyną piękna księżniczka, która ze strachu i rozpaczy po stracie ukochanego rycerza - oślepła.

Gdy już przebolała śmierć rzekomo zabitego przez Tatarów ukochanego, po kilku miesiącach rycerz zjawił się niespodziewanie i wówczas uradowana księżniczka w okrzyku radości zwróciła się z prośbą do Światowida: "Tryśnij mi światło, bym choć raz jeszcze mogła zobaczyć swego lubego". Prośba została wysłuchana i trysnął strumień światła, a księżniczka w jego blasku ujrzała swego wybrańca. Taki miał był początek Tryskawca, nazwanego później Truskawcem.

Fascynacje truskawieckie

Truskawiec, położony na pięknych, porośniętych lasami wzgórzach, z tą swoją pachnącą świeżymi truskawkami nazwą, kusił i fascynował artystów, polityków i przemysłowców.

Wille i pensjonaty w Truskawcu zadziwiały bajkowymi i pysznymi kształtami oraz nazwami: "Goplana", "Świtezianka", "Saryusz", "Mimoza", "Anastazja", "Ostoja", "Modrzew" - wyjątkowo piękna willa, w której mieszkała panna Emilia, młodzieńcza muza poety Kazimierza Wierzyńskiego, "Szczęść Boże" - willa, którą tym popularnym górniczym pozdrowieniem nazwał pochodzący ze Śląska jej właściciel Matuszek.

Przy tych willach z werandami i ganeczkami, których było kilkaset, zadziwiały barwnością i elegancją romantyczne ogrody, a w nich forsycje, magnolie, bzy, srebrne świerki, bukszpany i starannie pielęgnowane kwiatowe klomby.

W informatorze o walorach zdrowotnych Truskawca z 1935 roku wymieniono z nazwy 226 hoteli, willi i pensjonatów, które oferowały pokoje i apartamenty oraz leśne "balsamiczne powietrze". W sezonie letnim mogło tam przebywać około 15 tysięcy kuracjuszy.

Ze stacji kolei Truskawiec-Zdrój było bezpośrednie połączenie ze Lwowem, Warszawą i Krakowem. Oprócz słynnej wody leczniczej o nazwie "Naftusia", pod względem składu chemicznego stanowiącej absolutny europejski unikat balneologiczny, było czynnych jeszcze osiem źródeł, m.in.: "Maria" (słone), "Zofia" (słono-gorzkie), "Edward" (słono-siarczane) oraz "Emanuel" i "Ferdynand". Wody z dwóch ostatnich źródeł służyły głównie do kąpieli siarczanowych. W Truskawcu produkowano też "gorzką sól", która miała podobno zbawienny wpływ na "wszelkie zaparcia stolcowe", przerosty gruczołu krokowego u mężczyzn i nieżyty żołądka.

Prof. Kazimierz Pelczar - światowej sławy onkolog

W sezonie w Truskawcu ordynowało kilkudziesięciu lekarzy. Największej sławy spośród nich dostąpił prof. Kazimierz Pelczar (1884-1943) - światowej sławy onkolog, uznawany powszechnie za ojca polskiej onkologii, ale też diagnosta chorób gośćcowych i cukrzycy. Kazimierz Pelczar był związany z Truskawcem rodzinnie, bo tam się urodził. Jego ojciec, właściciel willi "Zofia", dr Zenon Pelczar, przewodniczył wspólnocie lekarzy truskawieckich.

W 1912 roku Kazimierz Pelczar ukończył w Drohobyczu gimnazjum - to samo, co dwa lata odeń starszy Bruno Schulz, i rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dwa lata później wybuchła I wojna światowa, która pokrzyżowała jego plany, wysłano go bowiem na front i trafił do niewoli rosyjskiej.

Rosjanie wiedzieli, że studiował medycynę, więc wykorzystali jego wiedzę, kierując go jako jeńca do szpitali wojskowych w Kijowie, później w Moskwie i gdzieś w guberni samarskiej, gdzie ryzykując życiem, gasił epidemię duru osutkowego.

Rewolucja rosyjska dała mu wolność. Wstąpił do założonego przez Polaków Pułku Strzelców Syberyjskich. Był lekarzem w pociągu sanitarnym, później lekarzem okrętowym. Trafił na Daleki Wschód, skąd wracał do rodzinnego Truskawca przez Chiny i Japonię - prawdziwa odyseja dwudziestokilkuletniego młodzieńca.

W 1920 roku Kazimierz Pelczar wziął jeszcze udział w bitwie warszawskiej, broniąc stolicy przed inwazją bolszewicką. Dopiero po spełnieniu tego obywatelskiego obowiązku wrócił na studia i skończył je w błyskawicznym tempie ze znakomitymi wynikami. Został asystentem patologa, prof. Karola Kleckiego.

Następnie otrzymał stypendia w renomowanych instytutach w Berlinie i w Paryżu. W Instytucie Pasteura i Instytucie Radowym koncentrował się na leczeniu chorób nowotworowych. Szybko zdobywał kolejne stopnie naukowe.

Mając 36 lat, wygrał konkurs na stanowisko profesora na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Od tego momentu na kilkanaście lat związał się z miastem nad Wilią, które pokochał i któremu dobrze służył. Stworzył w Wilnie pierwszy polski szpital dla chorych na raka, zamieniony w 1934 roku na Instytut Onkologiczny.

Publikował nowatorskie prace. Jako poliglota i znakomity onkolog uczestniczył w licznych międzynarodowych konferencjach w Europie i Ameryce, szybko uzyskując międzynarodowe uznanie.

Przemieszczając się często, korzystał z samolotów. W listopadzie 1937 roku jako jeden z nielicznych cudem ocalał z katastrofy samolotowej na trasie Warszawa - Kraków.
Często odwiedzał rodziców w Truskawcu i tam w willi "Zofia" przyjmował chorych. Jako człowiek wielkiej ofiarności nie umiał odmawiać pomocy, a czas miał ograniczony.

Tymczasem pod jego gabinet ściągały tłumy zrozpaczonych pacjentów, którzy tylko im wiadomym sposobem dowiadywali się, kiedy Pelczar będzie w Truskawcu. Był lekarzem z powołania. Umiał rozmawiać z chorymi, którzy stali już nad przepaścią.

Jego delikatny uśmiech, słowa otuchy i wiara, że wszystko wie o tej strasznej chorobie działała czasem skuteczniej niż morfina.

Miał w sobie mądrość życiową, erudycję, lotność i sumienność umysłu, a to niesie uczonego - stąd jego rozprawy i diagnozy naukowe były tak bardzo czytelne, sugestywne i przekonujące. Zostawił około 90 prac o dużym kalibrze badawczym. Jego odkryciem była "kefalina", którą produkowano w znanej farmaceutycznej firmie w Berlinie ze specjalną rekomendacją "Nach K. Pelczar" ("Według receptury Pelczara").

Gdy Wilno znalazło się pod okupacją hitlerowską, uniwersytety w Rzymie, Londynie, Paryżu i Nowym Jorku zaproponowały Pelczarowi katedry. Odmówił. Wilno było jego miłością. Ratował chorych w czasie wojny. Ryzykował, ukrywając Żydów.

Niestety, tym razem szczęście mu nie dopisało. W nocy z 16 na 17 września 1943 roku został aresztowany jako zakładnik po dokonanym przez polskie podziemie zabójstwie litewskiego konfidenta, współpracownika gestapo Marianasa Padabasa. Aby zastraszyć polskie podziemie, aresztowano wówczas 100 wilnian, głównie kwiat inteligencji polskiej.

Następnego dnia 10 z nich, w tym profesorów Uniwersytetu Stefana Batorego Witolda Gutkowskiego i Kazimierza Pelczara, rozstrzelano w Ponarach pod Wilnem, miejscu masowych mordów.

Dramat potęgował fakt, że następnego dnia po egzekucji z Berlina przyszła depesza z rozkazem dla gestapo, aby oszczędzić "tego światowej sławy onkologa". Był to nie tylko wstrząs dla jego rodziny, żony Janiny, czwórki jego dzieci, ale i dla wielu jego przyjaciół i uczonych onkologów w całej Europie.

Bywalcy Truskawca

Przed II wojną światową Truskawiec był drugim po Krynicy najczęściej odwiedzanym i najdroższym polskim kurortem. Kogo tam nie było!

Hanka Ordonówna - piosenkarka, najjaśniej świecąca gwiazda II RP; Marian Hemar - lwowianin, później twórca słynnych warszawskich kabaretów "Qui Pro Quo" i "Cyrulik Warszawski"; Adolf Dymsza - najsłynniejszy wówczas polski aktor komediowy; Aleksander Żabczyński - amant filmowy, wykonawca słynnego wówczas szlagieru "Już nie zapomnisz mnie", i nie ustępujący mu w popularności Eugeniusz Bodo - aktor i piosenkarz, wykonawca głośnych wówczas przebojów "Umówiłem się z nią na dziewiątą" i "Już taki ze mnie zimny drań".

W Truskawcu bywał również Jan Kiepura, genialny śpiewak, ze swoją narzeczoną, piękną lwowianką Zofią Batycką (1907-1989) - aktorką, która w 1930 r. została wybrana Miss Polonia, a rok później Miss Paramount.

Doszłoby do małżeństwa między Batycką i Kiepurą, gdyby nie nagła, niespodziewana popularność pierwszej polskiej Miss Polonii. Powszechna plotka, która obiegła niemal wszystkich spacerujących po deptaku w Truskawcu i w parku zdrojowym, głosiła, że Zofia Batycka nagle uwierzyła, iż osiągnęła sławę nigdy nieprzemijającą, i stała się wyniosła, a nawet zarozumiała.

Miało to zirytować Kiepurę. W 1931 r. nie odbyły się nowe wybory Miss Polonii, bo Batycka wyjechała do Hollywood i nie chciała oddać korony.

W Ameryce spodziewanej kariery nie zrobiła. Nigdy nie pogodziła się jednak z myślą, że sława potrafi prysnąć jak bańka mydlana. W latach trzydziestych Kiepura nabył w Truskawcu posiadłość w sąsiedztwie willi "Wiktor", ale imponujący hotel, o nazwie "Patria", wzniósł w konkurencyjnym uzdrowisku - Krynicy.

W kurorcie truskawieckim pracował jako kucharz ojciec Janusza Gniatkowskiego (1928-2011) - najpopularniejszego w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku polskiego piosenkarza, nazywanego ze względu na barwę głosu "polskim Nat King Cole'em", który śpiewał m.in. takie przeboje, jak "Apassionata", "W kalendarzu jest taki dzień", "Za kilka lat", "Mexicana". Janusz Gniatkowski w swych chłopięcych wspomnieniach zachował Truskawiec oraz pamięć o kolegach mieszkających w okolicach Klubu Zdrojowego, gdzie jego ojciec był przez pewien czas szefem kuchni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska