Nie taki Iran straszny, jak go malują. Studenci z Opola nad Zatoką Perską

Katarzyna Kownacka
- Nieprawda, że Irańczycy nienawidzą Zachodu czy katolików - mówią Weronika Wańczyk i Adam Paluch, studenci z Opola, którzy stopem pojechali do kraju nad Zatoką Perską.

Nie podobają się im też, zwłaszcza młodym, bardzo konserwatywne zasady obowiązujące w irańskim społeczeństwie - mówi Adam Paluch. - Ale ich przestrzegają, bo mogą wejść w konflikt z prawem.

Chodzenia w czadorze, wielkiej chuście, którą owijają się Iranki, pilnuje bowiem specjalnie do tego powołana policja religijna. Kobietom, które nie przestrzegają tego nakazu nadal grozi… kilkadziesiąt batów.

- Tej zasady muszą się trzymać także turystki, więc nosiłam chustę obwiązaną luźno wokół głowy - wspomina Weronika. - Ale jak mi się delikatnie zsunęła, to nikt nie robił z tego wielkiej sprawy.
Weronika, jak irańskie kobiety, musiała też nosić długie spodnie i koszulę z długim rękawem. Adam natomiast mógł sobie pozwolić na krótki rękaw. - Ale na spodenki w żadnym wypadku! - podkreśla.

Młodzi opolanie spędzili w kraju nad Zatoką Perską 3,5 tygodnia. Dotarli tam… stopem.
- Podróż kosztowała nas 1,5 euro, tyle, ile dwa bilety na metro w Budapeszcie - śmieją się. - Ruszyliśmy 3 lipca z Rabki, gdzie dojechaliśmy pociągiem, a granicę turecko-irańską przekroczyliśmy jedenaście dni później. Na dwa dni zatrzymaliśmy się też w Istambule. Grzechem byłoby go nie obejrzeć przejeżdżając tamtędy.
Z wizami, które wykupuje się w ambasadzie Iranu w Warszawie, opolanie też nie mieli najmniejszych problemów. - Mimo że czekaliśmy na decyzję ponad trzy tygodnie, to dostaliśmy wizy bez problemów - mówią. - Pewnie dlatego, że wnioski składaliśmy jeszcze zanim wybuchły ostatnie zamieszki. Ci, którzy ubiegali się o nie krótko po nas, nie mieli tyle szczęścia.

Każdy zaprasza i częstuje herbatą
Czemu zamiast ciepłego kurortu nad Morzem Śródziemnym wybrali odległy geograficznie i kulturowo zakątek świata, którym nieustannie targają wewnętrzne, nierzadko krwawe konflikty?
- Oboje studiujemy psychologię i socjologię, i bardzo nas interesują różnice kulturowe - wyjaśnia Adam. - A poza tym rozpocząłem studia doktoranckie, na których chciałbym się zająć socjologią podróży, a konkretnie stylami relacji wobec podróżników i gościnnością w kulturze islamskiej. Można więc powiedzieć, że był to wyjazd turystyczno-naukowy - śmieje się młody doktorant.

A o irańskiej gościnności oboje mogą opowiadać godzinami.

- Wszyscy i na każdym kroku częstują wszechobecną tam herbatą - opowiada Weronika. - Przechodząc raz przez któryś z bazarów, wypiliśmy bodaj po cztery! Jeśli ktoś kilka razy namawia, to nie wypada odmawiać.
- Poza tym Irańczycy, ot tak, zagadują turystów na ulicy i zapraszają na posiłek czy nocleg - dodaje Adam. - Ani razu nie zdarzyło nam się korzystać z hotelu, bo nocowaliśmy albo u ludzi, którzy właśnie nas do siebie zaprosili, albo u takich, z którymi kontaktowaliśmy się przez portal couchsurfing.org. Jest to ogólnoświatowa platforma, na której rejestrują się ci, którzy gotowi są za darmo ugościć czy przenocować turystów.
Adam i Weronika bywali wśród przeciętnych Irańczyków, więc mogli podpatrzyć ich zwyczaje i dowiedzieć się, jacy są naprawdę.

- To bzdura, że wszyscy Irańczycy nienawidzą Żydów czy Amerykanów i gardzą katolikami - opowiada Adam. - Wielu pytało nas, jakiego jesteśmy wyznania. Kiedy odpowiadaliśmy, że katolickiego, na nikim to nie robiło wrażenia. Pytali tylko często o różnice między katolikami a, na przykład, protestantami.
Wielu mieszkańców Iranu deklaruje też niechęć do rządu, prezydenta i twardych zasad moralnych rządzących społeczeństwem.

- I bardzo wielu je omija - mówią podróżnicy z Opola. - Choć jest zakaz posiadania "satelity" i można oglądać tylko oficjalną, rządową telewizję, to wielu Irańczyków ma anteny. Ale montuje je na ziemi na podwórku, żeby nie były widoczne na dachu.

- Wiele kobiet, które na ulicy muszą nosić chusty, w domu, tuż za progiem je zsuwa - dodaje Weronika.
Przed wejściem do irańskiego domu trzeba też zdjąć buty. Ustawia się je w szeregu przed drzwiami.
- Irańskie mieszkania są prawie puste - opowiadają studenci z Opola. - Są w nich tylko dywany rozścielone na całej powierzchni, a pod ścianami stoją poduchy do opierania się. Posiłki zjada się też na ziemi, na rozścielonym kawałku ceraty lub tkaniny.

Irańczycy lubują się też w rodzinnych piknikach.
- Zabierają na nie właśnie dywany, dużo jedzenia i jadą za miasto, w ładne miejsce, gdzie spędzają w weekendy całe dnie do późna - opowiada Weronika.

Złota panna młoda
Adamowi i Weronice udało się też uczestniczyć w irańskim weselu, a w zasadzie w jego pierwszej z trzech części. Bo śluby w tym kraju to wielki egzotyczny rytuał.

- Na tradycyjnym jest tak, że w osobnym pomieszczeniu przebywają kobiety, a w osobnym mężczyźni - wyjaśniają Opolanie. - Przechodzić na moment do poszczególnych części może tylko młoda para, ale zanim to zrobi, musi powiadomić drugą stronę przez kogoś do tego wyznaczonego, że ma taki zamiar. Nikt nie może też na przyjęciach tańczyć ani śpiewać, bo jest to zabronione.

Na pierwszym ze wspomnianych trzech przyjęć młodzi się zaręczają. Odbywa się ono kilka dni lub nawet miesięcy przed ślubem. Przyszli małżonkowie dostają po nim oficjalne zaświadczenie, że mogą razem przebywać, ale też najwyżej dzień.

- Bo przed zaręczynami kobiecie wolno przebywać tylko w towarzystwie innych kobiet, ojca albo brata - wyjaśnia Weronika. - My dostaliśmy zaproszenie właśnie na to przyjęcie zaręczynowe. Było na nim 200 osób…
Drugi krok do zamążpójścia to przyjęcie tuż przed ślubem. Skromniejsze, bez dużej ilości gości i jedzenia - coś na kształt śląskiego poltera. Ostateczny ślub jest natomiast bardzo huczny. Bywa na nim nawet tysiąc osób, a młodzi w prezencie ślubnym nie dostają zastawów czy sprzętów kuchennych, ale pieniądze i złoto.

- W co bardziej tradycyjnych rodzinach ciągle kultywowany jest zwyczaj przypinania tego złota do sukni panny młodej - mówi Weronika Wańczyk. - Niezbyt to wygodne, bo zdarza się, że młoda dźwiga na sukni przez całą imprezę nawet 2-3 kilogramy kruszcu.

Liberalne zamożne rodziny pozwalają sobie czasem na wesela, na których kobiety i mężczyźni przebywają razem, a panie nie noszą chust, tylko wytworne, bogato zdobione suknie.
- Ale takie przyjęcia odbywają się w wielkiej tajemnicy i po wydaniu ogromnych pieniędzy na łapówki - kwituje Opolanka.

Do morza w mantlu
Podziałów na to, co wolno kobietom, a co mężczyznom, w Iranie jest wiele. W autobusach czy metrze są osobne przedziały lub wydzielone miejsca dla kobiet. Iranki tak przyzwyczaiły się do tego stanu rzeczy, że nawet jeśli część męska jest zupełnie pusta, a w kobiecej tłok, to pasażerki wchodzą do damskiego przedziału.
Prawdziwym koszmarem jest dla kobiet kąpiel w morzu.
- Panie kąpać się mogą wyłącznie całkowicie ubrane, także w ciężkich płaszczach zwanych mantlami, które przypominają nasze jesienne okrycia - opowiada Weronika Wańczyk. - W stroju kąpielowym mogą wejść do wody tylko na niektórych plażach i to w wydzielonym, odgrodzonym murkiem i parawanem miejscu! Panowie natomiast wszędzie wchodzą do wody w kąpielówkach.

Kąpiele, nawet w pełnym rynsztunku, to jednak wielka przyjemność, gdy na dworze jest ponad 50 stopni. A takie właśnie bywają temperatury w lipcu czy sierpniu. Ochłody w tak upalne dni Irańczycy szukają także w meczetach. Od godziny 13 (czasem nawet od 11) przerywają pracę, zamykają sklepy, restauracje, firmy i idą do klimatyzowanych pomieszczeń, by odpocząć albo się zdrzemnąć. Wielu spędza ten czas właśnie w świątyniach (gdzie oczywiście są wydzielone miejsca dla kobiet i mężczyzn).

- Ta sjesta trwa średnio do godziny 17-18 - mówi Adam Paluch. - Nam zupełnie rozsypywało to plan zwiedzania, bo do wielu miejsc w tym czasie po prostu nie można było wejść. Zjeść też nie. Miejscowi radzili, by, tak jak oni, po prostu się zdrzemnąć…

Kurdowie żyją po swojemu
Opolanom udało się jednak zwiedzić zakątki częściej i rzadziej odwiedzane przez przyjezdnych. Byli w słynnym Persepolis, gdzie oglądali ruiny starożytnego miasta, Isfahanie - jednym z najbardziej obleganych przez turystów miejsc, gdzie na centralnym placu stoją dwa imponujące meczety pokryte charakterystyczną niebieską płytką.
- Widzieliśmy też oczywiście Ziggurat. Jest to leżąca w środku pustyni, 50 kilometrów od najbliższego miasta i 5 kilometrów od drogi budowla, która miała powstać jeszcze przed piramidami egipskimi - opowiada Weronika. - Liczy sobie bagatela 3400 lat. Zabrał nas tam człowiek, u którego mieszkaliśmy.
Studenci z Opola byli też w dwóch maleńkich kurdyjskich wioskach.

- Tam życie toczy się wolniej i spokojniej - opowiadają. - Irańskie kobiety chodzą przeważnie w czarnych lub ciemnych ubraniach. Kurdyjki ubierają się wręcz kolorowo. A na weselach tańczą i bawią się z mężczyznami. Pozwalają sobie na to, bo wiedzą, że irański rząd obawia się ich powstań i przymyka oczy na wiele spraw.
Niewielką rysę na obrazie Iranu i Irańczyków, który przywieźli ze swojej wędrówki opolscy studenci, stanowi to, że mieszkańcy tego kraju słabo mówią po angielsku.

- Dlatego warto mieć ze sobą słownik z perskimi zwrotami i przed wyjazdem nauczyć się kilku słów i podstawowych liczebników - podpowiada Adam Paluch. - Zwłaszcza, że jedno z najtrudniejszych zadań w Iranie to zmierzenie się z ich cennikiem!

Oficjalną walutą w tym kraju jest rial i w rialach podawane są ceny na sklepowych półkach. Ale Irańczycy potocznie podają ceny w tomanach, walucie wprowadzonej po rewolucji. By dobrze skalkulować właściwą cenę, trzeba wiedzieć, że 1 toman to 10 riali. Natomiast 1 dolar to tysiąc tomanów, czyli… 10 tysięcy riali.
- Początkowo strasznie się w tym gubiliśmy, a niektórzy handlarze albo taksówkarze próbowali to wykorzystać - śmieją się Weronika i Adam. - A propos taksówkarzy, to trzeba na nich uważać, bo widząc turystę, niektórzy podają bardzo wygórowane ceny. Warto najpierw spytać miejscowych, ile średnio kosztuje kurs, by nie przepłacić na przykład pięciokrotnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska