W Nysie działało 176 złotników. Ta imponująca liczba rzemieślników pracujących w złocie i srebrze stanowi bardzo wymowny dowód tego, jak znaczącym ośrodkiem złotniczym w dawnych wiekach była Nysa.
Na Śląsku pod względem liczby warsztatów złotniczych Nysa zajmowała drugie miejsce, bezpośrednio po Wrocławiu. Działający u nas rzemieślnicy pochodzili i kształcili się w odległych częściach Europy, między innymi w Nadrenii, Augsburgu, czy Wiedniu.
Z zachowanych przekazów wynika, że czas nauki tego elitarnego zawodu wynosił pięć lat, natomiast by otrzymać tytuł mistrza, należało poświęcić nauce aż dziesięć lat. Opłacało się zapewne być wytrwałym w dochodzeniu do mistrzostwa, gdyż złotnicy byli najbogatszymi rzemieślnikami w mieście - obok hafciarzy.
Wiadomo też, że wielu rzemieślników-artystów wykształconych w Nysie zakładało w późniejszym czasie swoje warsztaty w południowych Niemczech (Bawaria), Czechach i Austrii. Nyscy złotnicy w stylu i technice czerpali bowiem w dużej mierze ze wzorców austriackich.
Okres największego rozkwitu tej gałęzi sztuki przypadł w Nysie na pierwszą połowę XVIII wieku.
Wcześniej w jednym momencie funkcjonowały tu przynajmniej dwa, a czasem i cztery warsztaty złotnicze. Natomiast w pierwszej połowie XVIII wieku było ich tu prawie 60!
Łącznie, na przestrzeni siedmiu wieków zliczyć możemy 176 złotników działających w Nysie. Warto przypomnieć przyczynę tak dynamicznego rozwoju złotnictwa - powstawały tu wówczas ogromne założenia sakralne fundowane przez biskupów wrocławskich, stąd też zaistniała wielka potrzeba na wyrób drogocennych naczyń liturgicznych, przedmiotów codziennego użytku, czy elementów wyposażenia wszystkich tych posiadłości.
W tym przypadku nadużyciem nie będzie stwierdzenie, że popyt kształtował podaż tych bezcennych dzieł sztuki.
Złotnicy pracowali głównie w srebrze i złocie, używali zaś szlachetnych i półszlachetnych kamieni, takich jak diamenty, rubiny czy występujące w okolicach miejscowości Szklary chryzoprazy.
Z najcenniejszych takich zestawień wymienić należy znajdującą się w posiadaniu Bazyliki św. Jakuba monstrancję wysadzaną ponad dwustoma prawdziwymi diamentami, czy ogromny - zapewne największy na Śląsku - gotycki krzyż relikwiarzowy mieniący się całą mozaiką drogocennych kamieni.
Komfort pracy nyskich złotników podnosiła także bliskość kopalni złota i srebra w pobliskich Sudetach. Naukowcy szacują, że w okolicach Głuchołaz na przestrzeni wieków wydobyto prawie 4 tony złota!
Nieopodal Nysy - w Złotym Stoku, słynna augsburska rodzina Fuggerów posiadała oddział (faktorię) swojego przedsiębiorstwa, a także kopalnię złota, gdzie z całą pewnością zaopatrywali się nyscy artyści i rzemieślnicy.
Wiele dzieł złotniczych zaginęło na przestrzeni wieków bezpowrotnie. Niektóre w czasach wojny trzydziestoletniej zrabowali Szwedzi, inne skonfiskowało państwo pruskie, inne zaś zostały świadomie przetopione, jak np. największa gotycka monstrancja z Bazyliki św. Jakuba.
Dochód osiągnięty ze sprzedaży przetopionego srebra przeznaczony został na przebudowę kościoła w XVIII wieku. Wielka szkoda, gdyż dziś byłaby zapewne jednym z najcenniejszych takich zabytków na całym Śląsku.
Do dziś w Nysie i okolicy podziwiać możemy przepiękne zabytki sztuki złotniczej. Najlepiej szukać ich w kościołach i klasztorach, chociaż nie zabraknie ich także w nyskim muzeum.
Najpiękniejszą jednakże wystawą tych arcydzieł jest istniejący we wnętrzu nyskiej dzwonnicy "Skarbiec św. Jakuba", gdzie pokazywane są dziesiątki takich zabytków. Jest to miejsce szczególne, odwiedzane corocznie przez turystów z niemal całego świata.
Z odnalezieniem przechowywanych w "Skarbcu" arcydzieł wiążą się dwie interesujące historie.
Pierwszego odkrycia skarbów sztuki złotniczej dokonano w latach pięćdziesiątych XX wieku.
Ówczesnemu proboszczowi kościoła św. Jakuba księdzu Józefowi Kądziołce przekazano informację o zamurowanym w kościele skarbie. Informacja okazała się prawdziwa, gdyż pod jedną z płytek w posadzce prezbiterium odnaleziono zakopane cenne naczynia liturgiczne.
Druga z historii jest bardziej aktualna. Otóż w maju 2003 roku do Nysy przybyły dwa małżeństwa z Niemiec. Mężowie byli braćmi urodzonymi w Nysie. Do 1945 r. jako dzieci mieszkali wraz z rodziną w obecnym budynku plebani przy koście św. Jakuba.
Ich ojciec - szewc, uczestniczył w akcji ukrywania cennych przedmiotów w specjalnie wydrążonej skrytce, pod schodami prowadzącymi do piwnicy dzisiejszej plebani. Obawiano się bowiem nadchodzących w kierunku miasta wojsk radzieckich, a zwłaszcza grabieży i zniszczeń, jakie ze sobą niosły.
Po wojnie nikt z uczestniczących w akcji ukrywania "skarbu" nie pozostał w Nysie. Wszyscy zmarli do kilkunastu lat po wojnie w Niemczech.
Jedynie synowie szewca przechowywali w pamięci obrazy wydarzeń z 1945 r. Zdecydowali się na podróż w rodzinne strony jako starcy, pierwszy raz od wojny. Na miejscu spotkali obecnego proboszcza ks. Mikołaja Mroza, który chętnie pokazał im obecny budynek plebani i pomieszczenia, które pamiętali z dzieciństwa.
Wyjawili wówczas tajemnicę przechowywaną w pamięci od lat. Po pewnym czasie mur pod schodami w piwnicy został rozebrany, a oczom proboszcza i współpracowników ukazał się prawdziwy skarb. W drewnianej skrzyni znaleziono wiele cennych arcydzieł sztuki złotniczej oraz mnóstwo drogocennej porcelany, pochodzącej głównie z miśnieńskich oraz rosenthalowskich manufaktur. Znalezisko bezcenne i nie mające sobie równych w powojennej historii Nysy.
Naczynia liturgiczne odnalezione w Nysie w trakcie przytoczonych opowieści, jak i inne można podziwiać w "Skarbcu św. Jakuba", jak i przy okazji takich uroczystości jak np. "Noc muzeów", kiedy to co roku prezentowane są najcenniejsze z nich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?