Nyska wojna o samorządowe stołki. Czas na referenda

fot. Archiwum
fot. Archiwum
Były już ulotki, agitacje, apele, odezwy oraz donosy do prokuratury, wyroki sądu. Teraz czekają nas referenda. Po jednej stronie barykady stoi burmistrz Jolanta Barska i radni koalicji, po drugiej Janusz Sanocki z Ligi Nyskiej oraz jego entuzjaści.

Kością niezgody stał się plan sprzedaży i zagospodarowania kilku działek na nyskim rynku. Barska chce, a Sanocki wprost przeciwnie.

- To jakieś szaleństwo, które trzeba ukrócić. Ona (Barska - przyp. red.) chce zniszczyć to miasto, sprzedać cały rynek, po cichu, bez konsultacji z mieszkańcami - grzmiał Janusz Sanocki od samego początku, jak tylko się dowiedział, że radni podjęli uchwałę przyzwalającą na sprzedaż trzech działek w obrębie plant na rynku. No i w końcu wraz z kilkoma innymi zapalonymi przeciwnikami pomysłu wymyślił referendum.

Burmistrz Barska nie pozostaje dłużna. Jako że kampania prowadzona przez Sanockiego jest mało subtelna i co rusz udaje mu się obrazić panią burmistrz albo któregoś z radnych, koalicja postanowiła wystosować apel do mieszkańców, tłumacząc się za autorów artykułów i ulotek oraz przywołując ich do porządku. A skoro i to nie pomogło, sprawa trafiła do prokuratury, a później do sądu.

Gwałtu, rety, sprzedają!

Zaczęło się w ubiegłym roku. Pod obrady gminy trafił ów pomysł sprzedaży działek. Zresztą była to konsekwencja uchwalonego przed laty planu rewitalizacji miasta, który przewiduje m.in. budowę na rynku czteropiętrowego budynku z przeznaczeniem na handel, usługi, gastronomię itp. Łączna powierzchnia handlowa nie może przekroczyć 2 tys. m kw. Dopuszczalne jest też wygospodarowanie miejsca na mieszkania oraz wybudowanie podziemnego parkingu. Naturalnie wszystko wedle ścisłych wytycznych architektów i konserwatora zabytków, by nowy element współgrał z otaczającą go zabudową.

Uchwała większością głosów przeszła, a opozycja, węsząc podstęp, spisek i korupcję (według nich sprzedaż jest już ukartowana) jęła nawoływać do referendum. Naprędce, jesienią, zawiązał się więc komitet, który uzbierał przeszło 6 tys. podpisów. Okazało się jednak, że część z nich nie spełniała wymogów proceduralnych: wybrakowane numery PESEL, złe adresy, błędne dane. Wniosek został przez komisję i radnych odrzucony, a komitet rozpoczął wzmożony atak na rządzących, odsądzając ich od czci i wiary.

Czytaj e-wydanie NTO - > Kup online
- Radni działają na szkodę Nysy. Drobiazgowo czepiają się procedur, bo boją się referendum. Powinni pominąć błędy i opowiedzieć się za głosowaniem - irytował się radny opozycji Piotr Smoter, przedstawiciel komitetu referendalnego.

Smoter już wówczas planował drugie referendum. Stwierdził nawet, że jak zajdzie taka potrzeba, to na następną sesję rady gminy przyprowadzi te kilka tysięcy osób, których podpisy zostały odrzucone, a wówczas radni na pewno się ugną pod presją społeczeństwa: - W obecności takiego tłumu będą w stanie przegłosować wszystko. Nawet to, że ziemia jest płaska - zapewniał pan Piotr.

Obalanie teorii Ptolemeusza i Kopernika razem wziętych okazało się jednak zbyteczne, gdyż przy kolejnej próbie referendum komitet w końcu się postarał i wymaganą liczbę podpisów uzbierał.
Kilka tygodni temu radni wyznaczyli w końcu termin gminnego referendum przeciwko sprzedaży rynku na 28 marca. Równolegle Liga Nyska i jej sympatycy zbierali podpisy pod innym wnioskiem - o odwołanie burmistrz Jolanty Barskiej i całej rady miejskiej. Tu komisarz wyborczy w Opolu wyznaczył dzień głosowania na 11 kwietnia.

Każde kłamstwo się przyda

No i zaczęła się agitacja. Na łamach "Nowin Nyskich" i na kolportowanych w mieście kartkach można było przeczytać o "karłach korupcji", "kłamstwach Barskiej i niekompetentnych radnych koalicji", za którymi rozesłano "list gończy". Pisano także o niezliczonych wycieczkach sfrustrowanej pani burmistrz, obwiniano o brak obwodnicy, mieszkań, o paraliż komunikacyjny, oskarżano o plan sprzedaży wszystkich gminnych spółek.

Komitet zapowiedział mieszkańcom, że Barska chce doprowadzić miasto do bankructwa, zaciągając wielomilionowe długi na kilkadziesiąt lat, które później nysanie będą musieli spłacać, oraz że wszystko w mieście podrożeje. Nie omieszkano również wspomnieć, że włodarze zamierzają sprzedać zabytkowy Dom Wagi Miejskiej. Naturalnie na czele tych wszystkich przewinień i "szalonych pomysłów niepoczytalnej burmistrz" stoi sprzedaż całego rynku aż po wieżę dzwonnicy.

- Jaka sprzedaż spółek? Jakie podróże? Jaki rynek? - dziwi się pani burmistrz. Żadna sprzedaż rynku nie wchodzi w grę, twierdzenie, że transakcja była z góry ukartowana, jest niedorzecznością. Nie ma jeszcze nawet potencjalnego inwestora na zakup owych działek.

- Gdyby chodziło tylko o mnie, to jeszcze mogłabym sporo wysłuchać tych obelg i kłamstw, ale kiedy w grę wchodzą losy naszego miasta i notoryczne obrażanie nysan, moja cierpliwość się kończy - stwierdziła burmistrz i w nyskiej prokuraturze złożyła doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez trójkę radnych i członków komitetu referendalnego: Janusza Sanockiego, Piotra Smotera i Danutę Wąsowicz-Hołotę.

Sanocki wybiera się do więzienia

Sprawa została przekazana do Sądu Rejonowego w Opolu, który tydzień temu wydał wyrok w trybie 24-godzinnym. Sąd orzekł: winny - i nakazał komitetowi przeprosić panią burmistrz i sprostować nieprawdziwe informacje w najbliższym numerze "NN" oraz na stronie internetowej. Zakazał również publikowania ulotek zawierających nieprawdziwe informacje. Komitet stwierdził, że wyrok jest haniebny i arogancki. Oskarżeni złożyli apelację do Wrocławia, który orzeczenie podtrzymał.

- W życiu nie przeproszę! - twierdzi Janusz Sanocki. - Nie damy sobie ust zakneblować. Skoro prawda wymaga ofiar, to my nimi będziemy. Prędzej wszyscy pójdziemy do więzienia, niż przeprosimy.
Sanocki zapowiedział przy okazji, że wyroki zaskarży do Krajowej Rady Sądowniczej i o wszystkim napisze do Strasburga.

A burmistrz Barska ciągle wierzy, że komitet się opamięta. W innym wypadku nie będzie innego wyjścia, jak ponownie wrócić na drogę sądową.

Od miesięcy wymiar sprawiedliwości zajmuje się jeszcze innym wątkiem - prześwietla podpisy mieszkańców, którzy za pierwszym podejściem opowiedzieli się za referendum. Komisja radnych orzekła, że część z nich (blisko 500) wygląda na podrobione i stąd sprawa podejrzenia fałszowania trafiła do nyskiej prokuratury. - Przesłuchaliśmy kilkadziesiąt osób i na razie końca nie widać - przyznaje Anna Kawecka, prokurator rejonowy w Nysie.

Wszystko jednak wskazuje na to, że na pierwszej porcji podejrzanych podpisów się nie skończy, gdyż podczas drugiej próby (tym razem skutecznej) zwołania referendum komisja znów dopatrzyła się nieprawidłowości. - Nie było ich wiele, ale zakwestionowaliśmy ponad 60 podpisów, które wyglądąja tak, jakby ktoś składał je jedną ręką - przyznaje Zofia Papis, radna koalicji i szefowa komisji badającej owe listy z podpisami.

Tymczasem radni koalicji, widząc, że ich polityczni adwersarze wytoczyli armaty w postaci niezliczonej ilości ulotek i artykułów prasowych, wystosowali apel do społeczeństwa o zbojkotowanie głosowania.
"To spełnienie ambicji jednego lokalnego ugrupowania i jego lidera Janusza Sanockiego - czytamy w apelu, pod którym podpisało się kilkunastu radnych koalicji. Liga Nyska odgryza się swoimi ulotkami: "Te szkodliwe działania i szalone plany niekompetentnej i nieodpowiedzialnej burmistrz oraz jej równie niekompetentnych i nieodpowiedzialnych radnych może zatrzymać tylko odwołanie ich, zanim narobią nieodwracalnych szkód".

Nie dla terroru

Przedterminowe głosowanie kosztować będzie gminę około 300 tysięcy złotych. A jeśli włodarze zostaną faktycznie odwołani, rządy obejmie urzędnik państwowy wyznaczony przez premiera.
Widząc, w co pakuje się miasto, kilku nysan się skrzyknęło i przed paroma dniami zawiązało kolejny społeczny komitet - antyreferendalny, na którego czele stanął były żołnierz walczący niegdyś na froncie w Iraku, Adam Mazguła:

- W walce z terroryzmem mam doświadczenie, więc teraz też sobie poradzę - zapewnia. - Przy każdej możliwej okazji będziemy tłumaczyć ludziom, dlaczego nie warto iść na referendum.

Za komitetem stoją zwykli nysanie, przedsiębiorcy, radni i politycy. Ci ostatni z ramienia koła PO wydali nawet oświadczenie, stając w obronie swoich radnych atakowanych podczas sesji i w kolportowanych ulotkach. Oni również nawołują do zbojkotowania głosowania.

Siłą rzeczy Nysa podzieliła się na dwa, a nawet trzy obozy - zwolenników teorii Sanockiego i tych, którzy stoją murem za obecnymi włodarzami. Największa grupa błądzi jednak pośrodku - to zdezorientowani, którzy wiedzą tylko jedno - zbliżają się wybory, w związku z czym wszystkie chwyty są dozwolone.

To było do przewidzenia. Nie może być spokojnie, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi walka o stołek - mówi zniesmaczona pani Stasia, na oko 50-letnia nysanka, która właśnie studiuje wystawione przed magistratem plany zagospodarowania nyskiego rynku. Mówi, że rynek trzeba zabudować, ożywić. - No bo pani popatrzy na inne miasta - ciągnie pani Stanisława. - Rozwijają się, a u nas od lat stagnacja. Galerii nie chcą, supermarketów też, a sami na tanie zakupy jeżdżą do Opola. Wiem, co mówię, bo nie raz spotkałam w centrach handlowych naszych. I co? Ano pchali te wózki wypełnione promocjami po brzegi. My też byśmy tak w Nysie chcieli.

Dlatego pani Stasia na żadne referendum nie pójdzie. - Mnie ta cała ich wojna nic nie obchodzi - mówi. - Ocenić włodarzy pójdę w normalnym terminie wyborów, nie będę z siebie pajaca robić!

Prawo Kalego

Pani Stasia ma poza tym niezłą pamięć: przed kilkunastu laty Sanocki sam chciał rynek zabudować. W biuletynie Ligi Nyskiej wydanym w 1994 roku "Dźwigniemy Nysę" (Rozdział IV. Urbanistyka, ppkt 1. Rynek miejski) Janusz Sanocki zachęcał: "Następnym krokiem, który zrobimy na drodze do »podniesienia« Nysy, jest zabudowanie tej wielkiej łąki, jaką mamy w centrum miasta.

Jak to zrobić? Przede wszystkim nawiązać do rozwiązań starówek europejskich. Rozpisać konkurs architektoniczny, zaprojektować poszczególne budynki, podzielić »łąkę« na działki, a następnie znaleźć prywatnych inwestorów, którym sprzeda się działki pod warunkiem, że zrealizują projekt. Już widzę oczyma duszy te urocze zakątki, które tak wspaniale zdobią miasta Zachodu. Jeśli ktoś włóczył się po Brukseli, Louvain, Frankfurcie, to wie, o co mi chodzi. Tamta atmosfera narastała przez wieki, my nie mamy czasu, ale jesteśmy w stanie dokonać kompilacji i przeniesienia - to, co powstanie, też będzie atrakcją turystyczną".

Z Sanockiego śmieje się również przewodniczący sejmiku wojewódzkiego Bogusław Wierdak: - To może opowiem, jak zmienia się pogląd człowieka, który nie jest przy władzy. Mam pismo pana Janusza z 2001 albo 2002 roku, był wówczas burmistrzem Nysy. To petycja do przewodniczącego sejmiku wojewódzkiego o dotację na budowę... hali sportowej przy ulicy Ujejskiego w Nysie. Jak widać, sam chciał tę halę budować, a teraz mówi, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Przewodniczący Wierdak zapowiada, że on na żadne referenda pchał się nie będzie i cała nyska PO też tak zrobi. Ale obywatele gminy w końcu to nie tylko entuzjaści PO. Są wszak w mieście i tacy, którzy weta dla sprzedaży i zabudowy działek na rynku oraz jako wyrazu niezadowolenia z rządów Barskiej sobie nie odmówią:

- Kto to widział cały rynek nam zabierać! To głupie i niegospodarskie posunięcie! - irytuje się pan w okolicach siedemdziesiątki.

Referendum czy prawybory?

Chociaż w wywiadach Janusz Sanocki zapewnia, że na 99 procent kandydował na burmistrza nie będzie, to jednak ten jeden procent niepewności powoduje, że spekulacje nie cichną.

- To nie referendum w obronie rynku i losów mieszkańców. On sobie robi prawybory, żeby zbadać ewentualne poparcie - twierdzi radna Zofia Papis.
Większość przeciwników Ligi Nyskiej przekonuje, że gdyby nie sprawa nyskiego rynku, Janusz Sanocki znalazłby inny powód, żeby dyskredytować panią burmistrz.

Liga Nyska zarzeka się, że to nie polityka kieruje ich działaniami, ale dobro nysan. Dobro nysan leży na sercu również burmistrz Barskiej.

W Nysie prawda jest jak pupa. Każdy ma swoją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska