On morduje nie tylko ptaki. Zabijał też w drzwiach sklepu zoologicznego

Joanna Mentel
Po wczorajszej publikacji, gdzie opisaliśmy sadystyczne zachowania mężczyzny, który zabija w Opolu gołębie, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. Prócz komentarzy, czytelnicy przekazywali też konkretne informacje.

Urszula Dembińska, prezes zarządu Towarzystwa SOS dla Zwierząt, po przeczytaniu artykułu nie miała wątpliwości.

- Ten człowiek mieszka na osiedlu Armii Krajowej i swój proceder uprawia od co najmniej trzech lat - twierdzi Dembińska. - Najpierw łapał do słoika motyle i je zabijał, potem zaczął chodzić na osiedlowe skwery, gdzie ptaki dokarmiali m.in. nasi wolontariusze. Przeganialiśmy go, ale ciągle wracał. W stosunku do ludzi nie był agresywny, widać było, że interesują go tylko zwierzęta.

Niewykluczone, że zabójca zwierząt jest człowiekiem niezrównoważonym psychicznie.

Z czasem zabijanie ptaków przestało mu wystarczać, a z Towarzystwem zaczęli się kontaktować właściciele sklepów zoologicznych w Opolu.

- Pamiętam pierwszy z telefonów - wspomina szefowa SOS dla Zwierząt. - Roztrzęsiona właścicielka powiedziała, że przyszedł do niej dziwnie ubrany mężczyzna, kupił królika i wychodząc, ukręcił mu głowę. Dokładnie opisała klienta, więc nie mieliśmy wątpliwości, że to nasz "znajomy". Potem do Towarzystwa zaczęły docierać kolejne sygnały.

Pracownicy i właściciele sklepów handlujących zwierzętami informowali o wizytach podejrzanego klienta, który wykupuje świnki morskie, króliki, myszy i szczury.

- To już brzmiało groźnie, więc wspólnie ustaliliśmy, że będą odmawiać temu człowiekowi sprzedaży zwierząt, tłumacząc się prowadzoną właśnie kwarantanną - opowiada pani Urszula. - Poskutkowało, ten człowiek przestał przychodzić.

Mordowanie zwierząt to niejedyne "rozrywki" mieszkańca osiedla AK.
- Jestem jego sąsiadem i cieszę, że ktoś wreszcie o nim napisał, bo przechodzimy tu gehennę - mówi mieszkaniec ul. Bytnara-Rudego w Opolu. - Nie dość, że znosi do domu martwe zwierzęta, to jeszcze podrzuca nam do skrzynek stare, połamane igły, zrywa informacje rozwieszane przez spółdzielnię, a my ganiamy po innych klatkach, żeby prze- czytać, kiedy będą np. sprawdzać wodomierze. O okropnym smrodzie wydobywającym się z mieszkania już nie wspomnę!

Sąsiedzi twierdzą też, że z mieszkania słychać podejrzane odgłosy i piski, a czasem czuć swąd palonych piór.

Niepokojące sygnały usiłowała sprawdzić prezes Towarzystwa SOS dla Zwierząt, ale mężczyzna nie wpuścił jej do mieszkania.

Ludzie twierdzą, że informowali o problemie spółdzielnię mieszkaniową i policję.

- Nie otrzymaliśmy takich zgłoszeń - zaprzecza Józef Rysz, kierownik administracji nr 2. - Zresztą my zarządzamy tylko nieruchomościami i mamy prawo sprawdzić np. jej stan techniczny. W takich sytuacjach świadkowie zdarzenia powinni zgłosić się do straży miejskiej lub policji.
To co w takim razie może spółdzielnia?

- Jak dostaniemy pismo w tej sprawie, zawiadomimy sanepid - obiecuje kierownik.

Maciej Milewski, rzecznik KWP w Opolu, również zaprzecza, że takie sygnały wpłynęły.
- Trudno mi się w tej sprawie wypowiadać, bo nie było takich zgłoszeń. Po artykule rozpoczniemy dochodzenie, musimy jednak najpierw ustalić dane sprawcy i przesłuchać świadków, dlatego proszę te osoby o kontakt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska