Pieniądze lecą z nieba

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Robert Drohomirecki ma sporą szansę na sukces, bo Opolszczyzna jest "balonowym terenem dziewiczym”.
Robert Drohomirecki ma sporą szansę na sukces, bo Opolszczyzna jest "balonowym terenem dziewiczym”. Paweł Stauffer
Opolszczyzna to idealne miejsce do uprawiania sportów powietrznych i do robienia na tym interesu. Co ciekawe - na naszą korzyść działa... brak dużego lotniska. Są tu też ludzie, którzy własne pasje próbują połączyć z biznesem.

Czerwiec. W amfiteatrze opolskim trwa Festiwal Polskiej Piosenki, a nad miastem unoszą się balony. Kto chce, może z nadodrzańskich wałów przy ulicy Spychalskiego wznieść się i pooglądać świat z góry.

Autorem pomysłu zorganizowania balonowej imprezy towarzyszącej świętu polskiej piosenki jest opolanin Robert Drohomirecki. - Chciałem sprawdzić, jak odbiorą to opolanie. Efekt był bardzo zachęcający - opowiada pomysłodawca projektu Fly-Consulting. - Z lotów na uwięzi skorzystało wówczas ponad 600 osób, a kilkadziesiąt dzieci przygotowało nad Odrą galerię rysunków z balonami w roli głównej. Po imprezie miałem wiele pytań o możliwość skorzystania z lotów widokowych i reklamowania się na powłoce powierzchni balonu.

Balony w Opolu zostały zauważone nawet przez konsul USA, która gościła na festiwalu.

Spojrzeć z góry

W ten sposób Robert Drohomirecki testował swój biznesowy pomysł - jeszcze w tym roku chce on kupić balon i uruchomić firmę oferującą loty balonowe. Opolanie będą mogli na świat spojrzeć z góry. W regionie takiej jeszcze nie ma.

Dla porównania w Lesznie balonów jest kilkanaście, a w Białymstoku ponad dwadzieścia. W całej Polsce ponad sto, podczas gdy w Holandii i Belgii pięć razy tyle, około tysiąca we Francji, jeszcze więcej w Anglii i Niemczech, a w USA - siedem tysięcy.

Zaprzyjaźniony z opolaninem Jerzy Czerniawski z Podlasia, były trener balonowej kadry narodowej, wielokrotny mistrz Polski, uczestnik wielu imprez balonowych w świecie (właśnie wrócił z jednej z Emiratów Arabskich) ocenia, że w "dziewiczym terenie" zarażenie pasją latania balonem może być łatwiejsze.

- Macie ogromy potencjał. Piękne tereny nad Odrą, które można wykorzystać do lotów na uwięzi, ale też cudowne widoki podczas przelotów - mówi. - Wielu ludzi wciąga ta magia spokojnego latania, w którym nie ma ogromnych szybkości i któremu nie towarzyszy szum silników.

Zaletą Opolszczyzny jest także to, że w całym regionie mamy otwartą przestrzeń dla uprawiania sportów powietrznych. W tym jednym przypadku brak dużych lotnisk działa na naszą korzyść, bo w powietrzu nie jest ciasno a i konkurencja w biznesie wciąż mała.

Do domknięcia pomysłu biznesowego Drohomireckiemu brakuje kilku elementów. Zdobył już dofinansowanie na kupno balonu w LGD Spichlerz Górnego Śląska z Koszęcina. Jego projekt został oceniony najwyżej. Założył spółkę celową.

Nawiązał kontakty ze środowiskiem pasjonatów sportów balonowych. - Moi przyjaciele, wśród nich Jerzy Czerniawski i Adam Gruszecki z Aeroklubu Lubelskiego, organizator m.in. Balonowych Mistrzostw Polski zadeklarowali swoją bezinteresowną pomoc w czasie tworzenia mojej firmy. Oni będą na początku gwarantami bezpieczeństwa - planuje Robert Drohomirecki, który skończył już kurs teoretyczny z nawigacji balonu i rozpoczyna teraz praktykę. Poszukuje też pieniędzy na sfinansowanie części wkładu własnego na kupno balonu.

Pochodzący z Lublińca Drohomirecki awiacją interesuje się od kilku lat. Teraz chciałby zainteresowania połączyć z zarabianiem pieniędzy właśnie na Opolszczyźnie.

- Loty balonowe to znakomita forma spędzania wolnego czasu, z której skorzystać może każdy, bez względu na wiek. Z balonu można zobaczyć znane miejsca z innej perspektywy. Niesamowity jest widok zwierzyny rozpierzchającej się na boki, spłoszonej sykiem gazu nagrzewającego czaszę balonu - opowiada pomysłodawca Fly-Consulting.

Cztery tysiące metrów w kilka minut

Reklamujące się hasłem "Rozwiń skrzydła" Leszno (znane między innymi z silnego aeroklubu i Centralnej Szkoły Szybowcowej) okazało się najlepszym miejscem do realizacji kolejnego podniebnego pomysłu na biznes dla trzech młodych opolan.

Przemysław Wolański i Tomasz Turłowicz założyli tam spółkę, która za kilkanaście milionów złotych wybudowała na lotnisku w Lesznie tunel dla skoczków spadochronowych. W szerokim na 4,5 metra i wysokim na 10 metrów tunelu zawodnicy są unoszeni przez strumień powietrza o prędkości nawet 300 km na godzinę.

Do tej pory polscy skoczkowie mogli trenować w takich obiektach jedynie za granicą. A ponieważ z powodu temperatur jesienią i zimą nie można skakać z samolotu, tunele aerodynamiczne cieszą się dużym zainteresowaniem. Ten wybudowany przez opolan jest najszerszy w Europie (ma zostać uruchomiony za kilka tygodni).

Zawodowcy mogą w nich ćwiczyć figury i techniki, amatorzy - sprawdzić, jak człowiek unosi się w powietrzu.
- Można w nim sprawdzić, jak czuje się człowiek w pierwszej fazie skoku ze spadochronem z wysokości czterech tysięcy metrów, kiedy jeszcze nie otworzył czaszy i przez minutę spada bezwładnie - opowiada Tomasz Turłowicz.

Projekt FreeFlyCenter realizują wspólnie z Mateuszem Jędralem. Wszystkich oprócz pasji, a teraz także biznesu, łączy ta sama uczelnia - studiowali na Politechnice Opolskiej.
- Nad tym projektem pracowaliśmy cztery lata, przez dwa próbowaliśmy przekonać do niego władze Opola i regionu, starając się o działkę przy ulicy Pużaka w Opolu i o dofinansowanie unijne z programu regionalnego - wspomina Tomasz Turłowicz. - Nie udało się.

Wpływy z podatków, jakie będzie płacić firma, np. od nieruchomości czy CIT, będą więc, niestety, wpływać do kasy innej niż opolska. Co więcej, opolanie razem z rodzinami planują przeprowadzkę do Leszna.

Przemek i Tomek są skoczkami spadochronowymi, Mateusz - instruktorem szybownictwa. - Skakać ze spadochronem zacząłem cztery lata temu, już po studiach - wspomina Przemysław Wolański. - Wyjechałem na obóz do Chorwacji, gdzie pierwszy raz poczułem, jaką adrenalinę wyzwala ten sport. To było to! Ale od dzieciństwa byłem fanem sportów. Najpierw trenowałem sporty walki, potem szermierkę przez 10 lat. Jeżdżę na nartach, wspinam się, nurkuję. Teraz skoki stały się numerem jeden. Dzięki nim poznałem Tomka i postanowiliśmy wspólnie otworzyć firmę.

Lot z wysokości czterech tysięcy metrów (to tyle samo, co 130 ustawionych jeden na drugim dziesięciopiętrowych bloków) trwa... kilka minut. Najpierw przez 30-60 sekund spada się swobodnie ze zwiniętym spadochronem, 1000 metrów nad ziemią trzeba go otworzyć, żeby w ciągu kolejnych pięciu minut dotrzeć do ziemi. Przemysław Wolański na koncie ma 300 skoków. Mówi, że to niewiele w porównaniu z rekordzistami, którzy zaliczyli ich kilka tysięcy. Skydiving trenował we Włocławku, Piotrkowie Trybunalskim, poza granicami Polski.

110 kilogramów się nie mieści

Po trzydziestu latach pracy w zawodzie elektryka kilka lat temu Zbigniew Kunas - pasjonat szybownictwa - przeszedł na własny garnuszek. Jest instruktorem szybowcowym na lotnisku w Polskiej Nowej Wsi. To jedyny taki ośrodek na Opolszczyźnie. Zbigniew Kunas szacuje, że w regionie licencje pilotów może mieć około 150 osób, ale nie wszyscy są czynni.

- Zaczynałem jako 16-latek, w 1981 roku. Kiedy na wakacjach koledzy kopali piłkę, ja trafiłem do opolskiego aeroklubu. Zimą zrobiłem kurs teoretyczny, a wiosną zacząłem latać - wspomina. - Wtedy - jak i dziś - do uprawiania tego sportu potrzebne były dobra kondycja ogólna i sokoli wzrok, ale nie aż tyle pieniędzy.

Dawniej podstawowymi narzędziami w szybowcach były mapa i busolka, teraz w każdej komórce mamy GPS-y, a loty są rejestrowane przez kamery umieszczone w szybowcu i rejestratory lotu - takie czarne skrzynki zapisujące kilkanaście parametrów lotu, co później może służyć jako dokumentacja lotu na zawodach lub podstawa zatwierdzenia rekordu - porównuje Kunas.

Przez ponad trzydzieści lat spędził w powietrzu na szybowcach ponad 10 tysięcy godzin, co jest rekordem w Polsce, a i w Europie całkiem niezłym wynikiem.

Szybownictwo to sport, w którym nastolatki mogą stanąć ramię w ramię z sześćdziesięciopięciolatkami. Jedni i drudzy muszą znać się na meteorologii, nawigacji i przepisach lotniczych. Ograniczeniem jest tusza - 110 kilogramów w kabinie się nie zmieści.

Sezon trwa od wiosny do jesieni, ale zima, taka jak dotychczas, też służy szybownikom. Przy sprzyjającej pogodzie z Opola można dolecieć do Zielonej Góry w dwie i pół godziny i wrócić z powrotem. To szybciej niż pociągiem. Ale pilot musi być przygotowany na nieplanowane lądowanie. Wówczas nieoceniona jest pomoc przyjaciół, którzy dojadą na miejsce z przyczepką, pomogą spakować szybowiec (trudno jest samemu złożyć skrzydła, których rozpiętość sięga 15 metrów) i przetransportować go.

Jak wysoko można unieść się w ważącej 300 kilogramów maszynie? - Na ostatnich zawodach w Jeleniej Górze, gdy wiał halny, lataliśmy nawet na 6,5 tysiącach metrów. Mój rekord to 8,5 tysiąca - odpowiada Zbigniew Kunas. - Na przełomie kwietnia i maja wybieram się do Słowenii. Sprawdzę, jak wysoko można się unieść nad Alpami - zapowiada.

Trzeba zainwestować

Tomasz Radoszewski, prezes Aeroklubu Opolskiego, podkreśla, że zainteresowanie sportami powietrznymi wśród klientów zależy w największym stopniu od zasobności ich portfeli. Kurs szybowcowy kosztuje 3500 zł, każdy przelot 20-40 zł za godzinę, kurs pilota balonu to koszt rzędu 12-15 tys. zł, lot widokowy balotem z pilotem - 600 - 800 zł od osoby, wynajęcie balonu na trzygodzinne loty na uwięzi, z których może skorzystać nawet kilkadziesiąt osób - ok. 5 tys. zł, zdobycie licencji pilota prywatnego samolotu - 25 tys. zł.

- Dlatego największym powodzeniem cieszy się paralotniarstwo i motoparalotniarstwo, bo sprzęt można kupić już za 10 tys. zł i to cały wydatek. Chętnych nie brakuje też na krótkie szkolenia spadochronowe, które w ubiegłym roku przeszło u nas 40 osób. Tyle że większość z nich potraktowała to jak jednorazową przygodę.

Na kontynuację zdecydowało się kilka osób. Boom na kurs szybowcowy przeżywaliśmy dwa lata temu, gdy zgłosiło się piętnastu chętnych, przed rokiem tylko trzy osoby - opowiada prezes Radoszewski. - Wymaga też niemałych nakładów od firm, które chcą na tym zarabiać: nowy balon kosztuje ponad 200 tys. zł, szybowiec 300 tys. zł i więcej.

W biznesie jednak bez właściwej inwestycji trudno o sukces. Przykładem jest wywodząca się z Polskiej Nowej Wsi firma lotnicza Sky Taxi, zajmująca się przewozem osób i towarów, która dziś ma siedzibę we Wrocławiu i dysponuje turbośmigłowym SAAB-em 340. Maszyna mieście 34 osoby, a firma na brak zleceń nie narzeka. Sky Taxi zaczynała w 2000 roku od skromnego samolotu PZL M-20 Mewa, w którym mieściło się czterech pasażerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska