Polityczna awantura w DPS-ie w Kędzierzynie-Koźlu

Archiwum
Zbierający podpisy pod  wnioskiem o odwołanie Tomasza Wantuły (na zdjęciu), prezydenta Kędzierzyna-Koźla zapukali także do Domu Pomocy Społecznej w Sławięcicach.
Zbierający podpisy pod wnioskiem o odwołanie Tomasza Wantuły (na zdjęciu), prezydenta Kędzierzyna-Koźla zapukali także do Domu Pomocy Społecznej w Sławięcicach. Archiwum
Zwolennicy odwołania prezydenta Kędzierzyna-Koźla zbierali podpisy wśród niepełnosprawnych intelektualnie. Inicjatorzy referendum twierdzą, że nie mają z tą sprawą nic wspólnego.

Zbierający podpisy pod wnioskiem o odwołanie Tomasza Wantuły, prezydenta Kędzierzyna-Koźla zapukali także do Domu Pomocy Społecznej w Sławięcicach.

Przebywają tam m.in. osoby niepełnosprawne intelektualnie. Kilkunastu z 70 podopiecznych DPS-u to ludzie ubezwłasnowolnieni, pozbawieni prawa wyborczego.
- Wpadli tutaj bez pytania, zaczęli zbierać podpisy od ludzi, którzy nie wiedzieli nawet, o co chodzi - denerwuje się Andrzej Kowalczyk, dyrektor DPS na osiedlu Sławięcice.

Według niego zdobyli około 30 podpisów, a wśród nich - jak twierdzą pracownicy DPS-u - była co najmniej jedna osoba ubezwłasnowolniona. Dyr. Kowalczyk podkreśla, że nie odbiera, bo nie może, swoim podopiecznym prawa do angażowania się w lokalną politykę.

- Zdarza się, że kandydaci na radnych proszą o spotkania wyborcze w naszym domu - tłumaczy. - Nie ma problemu, żeby takowe się odbywały. Trzeba się jednak wcześniej zapowiedzieć, my musimy poinformować mieszkańców, wyjaśnić im sprawę. Na pewno nie wolno robić takich niespodziewanych akcji.

Andrzej Kowalczyk poinformował o wszystkim swojego przełożonego, czyli starostę kędzierzyńsko-kozielskiego. Policji nie zawiadomił, bo "goście" na jego żądanie opuścili DPS.

Organizatorzy referendum w sprawie odwołania Tomasza Wantuły od tego, co się wydarzyło w Sławięcicach, się dystansują. - W DPS-e nie było nikogo z grona inicjatorów referendum, więc trudno nam się wypowiadać na temat tego, co się tam faktycznie wydarzyło - mówi Maciej Krupa, pełnomocnik komitetu. - Podpisy zbierają także nasi zwolennicy i sympatycy. Odbieramy je od nich, ale zdajemy sobie sprawę, że niektóre mogą zostać zakwestionowane przez Państwową Komisję Wyborczą.

Sam prezydent Tomasz Wantuła był w piątek nieuchwytny, przebywa na urlopie. W jego imieniu wypowiedziała się szefowa gabinetu Halina Damas-Łazowska.

- To, co dzieje się wokół referendum, jest po prostu coraz bardziej smutne. Teraz przyszła kolej na wykorzystywanie najsłabszej grupy kędzierzynian, którą łatwo zmanipulować - niepełnosprawnych, upośledzonych umysłowo i ubezwłasnowolnionych. Ocenę tych zachowań pozostawiamy mieszkańcom - mówi Halina Damas-Łazowska.

Organizatorzy referendum muszą zebrać prawie 5100 ważnych podpisów, żeby głosowanie nad odwołaniem Tomasza Wantuły mogło się w ogóle odbyć. Mają na to czas do 6 września.

W sobotę przekonywali, że są pewni zebrania niezbędnej liczby podpisów. Jeśli po weryfikacji list przez Państwową Komisję Wyborczą dojdzie do referendum, odbędzie się ono w październiku. Żeby głosowanie było ważne, musi w nim wziąć udział 9 tysięcy mieszkańców Kędzierzyna-Koźla. W komitecie referendalnym oprócz zwykłych obywateli, formalnie nie związanych z żadną partią, są także lokalni politycy PO, PiS i SLD.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska