Prawdziwi Niemcy są w Poznaniu

Krzysztof Ogiolda <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 581
Ze Steffenem Moellerem rozmawia Krzysztof Ogiolda.

Steffen Moeller przyjechał do nas w 1995 roku. Pracował jako nauczyciel niemieckiego w warszawskim Liceum Królowej Jadwigi i na Uniwersytecie Warszawskim. W czerwcu 2001 debiutował programem kabaretowym "Rozważania o Fauście". Z programem "Niemiec w Młocinach" wystąpił w 2002 roku m.in. w Opolu. W tym samym roku zaczął występować w serialu "M jak miłość". Jest jedną z gwiazd programu "Europa da się lubić".

- Jak reagują Polacy, kiedy jedzie pan w Warszawie tramwajem i rozmawia z przyjaciółmi po niemiecku?
- Generalnie nikomu to nie przeszkadza i właściwie odkąd mieszkam w Polsce, nigdy nie przeszkadzało. Choć oczywiście czasem się zdarzy, że ktoś mnie przedrzeźnia i krzyknie: "Meine Mutter ist Komputer" albo "Komm nach Hause Kinder machen". Ale nie odbieram tego jako czegoś wrogiego. To jest po prostu żart, satyra.

- Według najnowszych badań w 1989 roku Niemiec bało się 88 procent Polaków. Dziś lęk wobec Niemiec odczuwa tylko co piąty Polak...
- Myślę, że razem ze zmniejszeniem się strachu przed Niemcami spada też powoli w Polsce zainteresowanie moim krajem. Największe zapotrzebowanie na kursy języka niemieckiego w Polsce, jakie miało miejsce 10 lat temu, mamy już chyba za sobą. Być może ten strach trochę nakręcał zainteresowanie językiem wroga, który zawsze może się przydać. Ale to, że Polacy mniej boją się Niemców, bardzo mnie cieszy, bo te badania potwierdzają to, co widzę na co dzień. Niemcy, w tym także ja sam, są tu traktowani bardzo sympatycznie i życzliwie.

- To samo badanie pokazało, że Polacy pod względem uczciwości, pracowitości, organizacji i wielu innych pozytywnych cech oceniają Niemców wyżej od siebie. Czy przypadkiem Polacy nie widzą Niemców lepiej niż sami Niemcy?
- To jest bardzo możliwe. Na całym świecie panuje stereotyp pracowitego Niemca, a sami Niemcy mają siebie za społeczeństwo żyjące w sporym procencie z zasiłków, w którym już nikomu nie chce się nawet zbierać truskawek, bo takimi pracami zajmują się obcokrajowcy.

- Jacy naprawdę są typowi Niemcy?
- Typowi Niemcy to dzisiaj mieszkają w Poznaniu. Tam ludzie są tacy, jak Niemcy być może kiedyś byli. W dodatku nie mają z tego powodu kompleksów. Nie wstydzą się swojego patriotyzmu. Poznaniacy są idealną syntezą obu naszych społeczeństw. Mają z jednej strony polski luz, a z drugiej przypisywaną Niemcom dyscyplinę i pracowitość.

- W Niemczech mieszkają dziś i pracują miliony Polaków. Jak ich obecność wpływa na postrzeganie Polski w Niemczech?
- Zanim odpowiem, muszę powiedzieć, że bardzo żałuję, że do Niemiec nie jadą teraz te tłumy świetnych młodych ludzi, które wyjeżdżają do Anglii. To jest wielki błąd niemieckich władz, że nie otwarto dla nich naszego rynku pracy i do nas przyjeżdżają przede wszystkim robotnicy sezonowi. Najlepsi, dobrze wykształceni Polacy jadą nad Tamizę. A my mamy odpływ ludzi ze wschodnich landów. Polacy świetnie mogliby zapełnić tę lukę.

- Czy ci Polacy, którzy dziś do was przyjeżdżają, różnią się od swoich poprzedników, którzy przybywali tam 15-20 lat temu?
- Jeśli sądzić po Polakach, którzy przychodzą w Niemczech na moje kabaretowe występy, to są oni znakomicie zaasymilowani, świetnie mówią po niemiecku i są całkiem inni niż ludzie, którzy przyjeżdżali 20 lat temu. Tamci wypierali się swojej polskości, nawet zmieniali nazwiska na niemieckie. Polacy przyjeżdżający teraz z jednej strony się asymilują, z drugiej - bardzo dbają, żeby swoją polską tożsamość zachować, i są z niej dumni.

- Czy ci nowi naruszyli choć trochę negatywny stereotyp Polaka?
- Stereotyp Polaka złodzieja jest jak dowcipy o blondynkach. Jeszcze 10 lat temu były bardzo modne i wszędzie je było słychać. Dziś się zużyły i każdemu szanującemu się kabareciarzowi byłoby wstyd mówić je ze sceny. Na początku lat 90. Polak kojarzył się Niemcowi z polskim bazarem. Teraz to się zmienia. Tak samo zmieniał się obraz Włochów. Kiedy chodziłem do szkoły, zbieraliśmy pieniądze na biednych Włochów. Dziś chcielibyśmy mieć taki wzrost gospodarczy jak oni. Z Polakami będzie tak samo, ale to potrwa ze 20 lat.

- Tymczasem nadal w Niemczech jest zapotrzebowanie na reklamy "Media Markt" z Polakami złodziejami?
- Ta reklama znikła bardzo szybko z wizji. Nie tylko dlatego, że protestowali Polacy. Nie chcieli jej także Niemcy. Stereotyp Polaka złodzieja naprawdę jest w Niemczech skompromitowany i wyświechtany. Ta reklama mało kogo w Niemczech śmieszyła.

- Dlaczego Polacy interesują się Niemcami dużo bardziej niż Niemcy Polską?
- To jest ten sam mechanizm, według którego Polacy nie interesują się tym, co dzieje się za ich wschodnią granicą. Mniejsze narody chętniej zajmują się swymi większymi sąsiadami. Niemcy są największym społeczeństwem w Europie i stąd bierze się ich ignorancja w sprawie innych krajów europejskich. Oni tak naprawdę interesują się tylko Stanami Zjednoczonymi. W Niemczech taki program jak "Europa da się lubić" nie przetrwałby przez 3,5 roku, chyba że dotyczyłby USA.

- No to jak mamy zwrócić na siebie uwagę zachodnich sąsiadów?
- Odpowiem anegdotą. Moja koleżanka była na kursie angielskiego w Kanadzie. Kanadyjczycy mają bardzo dobre relacje z USA, ale też niemałe kompleksy. Na pierwszej lekcji kanadyjska nauczycielka kazała jej napisać wypracowanie o tym, co różni Kanadę od USA. Na następnej lekcji do czytania zadania domowego zgłosił się student Bułgar i przeczytał jedno zdanie: "Wydaje mi się, że na kursach językowych w USA nie trzeba pisać, co ich różni od Kanady". Obawiam się, że ten model może jeszcze długo obowiązywać w relacjach Polska - Niemcy.

- Dlaczego Schmidt i Kowalski coraz lepiej się dogadują, a politycy wciąż się kłócą, jak nie o Centrum przeciw Wypędzeniom, to o rurę pod Bałtykiem?
- To jest dla mnie zagadka numer jeden, że wciąż przybywa polsko-niemieckich małżeństw, płyną do nas polskie towary i zjeżdżają ludzie, a w polityce ciągle daleko do relacji typu Francja - Niemcy. Najwyraźniej politycy są znacznie wolniejsi od społeczeństw, którymi rządzą.

- Co pana po 11 latach fascynuje w Polsce?
- Nadal zaskakuje mnie język. Moje zainteresowanie Polską zaczęło się od mozolnego odczytywania słów "hamulec bezpieczeństwa" w kolejowym wagonie. Nadal odkrywam słowa, które mnie urzekają: obibok, rozmemłany itp. Fascynacja numer dwa to polska mentalność.

- Czyli jaka?
- Polacy są sympatyczni. Stale pozostaję pod wrażeniem waszych zdrobnień, kiedy słyszę, jak sąsiadka woła córkę wieczorem z podwórka: Martusiu, Marteczko, chodź na kolacyjkę! Mama w Wuppertalu krzyknęłaby: "Erika essen!" (jeść). W Polsce między ludźmi góruje ciepło. Ale mentalność jest bardzo złożona, bo z drugiej strony nadal Polacy jadący autobusem rzadko odzywają się do siebie, a w pociągu są ostrożni, bo bardzo boją się kradzieży. To się nie zmieniło przez lata. Jesteście bardziej zamknięci i ostrożni w dzień, a po 20.00 otwieracie się i stajecie się Włochami północy. Ale więcej na ten temat nie powiem, bo piszę właśnie książkę o mentalności Polaków. Tam czytelnicy znajdą resztę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska