Przyszły takie czasy, że na dobrego pracownika trzeba chuchać i dmuchać

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Bartłomiej Ciurlik pracuje w sklepie rowerowym w Kędzierzynie-Koźlu już od czterech lat. Szef nie wyobraża sobie prowadzenia biznesu bez niego. - Nasi klienci mają wymagania, potrzebują nie tylko dobrego sprzętu, ale i fachowej wiedzy na jego temat - opowiada Stanisław Kwaśnicki.
Bartłomiej Ciurlik pracuje w sklepie rowerowym w Kędzierzynie-Koźlu już od czterech lat. Szef nie wyobraża sobie prowadzenia biznesu bez niego. - Nasi klienci mają wymagania, potrzebują nie tylko dobrego sprzętu, ale i fachowej wiedzy na jego temat - opowiada Stanisław Kwaśnicki. Tomasz Kapica
Rekordowo niskie bezrobocie sprawiło, że wiele firm musi się dwoić i troić, żeby utrzymać fachowców. Ekonomiści nazywają taką sytuację „rynkiem pracownika”. Tylko czy taką sytuację wytrzymają pracodawcy?

Kozielska stocznia Damen Shipyards to jeden z większych zakładów na Opolszczyźnie. Pracuje tam dokładnie 181 osób. Buduje się tu statki dla armatorów na całym świecie. W poprzednich latach powstały tu patrolowce dla greckiej straży wybrzeży i szybkie łodzie do przewozu ludzi dla klientów z Karaibów. Teraz firma ma dostarczyć tramwaje wodne do Nigerii. W stoczni potrzeba przede wszystkim wykwalifikowanych fachowców, nie tylko spawaczy, ale i ślusarzy, konstruktorów.

- Na rynku pracy nie ma już fachowców, których można znaleźć i przyjąć do pracy - mówi Jacek Małek, prezes zarządu kozielskiej stoczni Damen. - Wszyscy wyjechali za granicę albo pracują w firmach i nie mają zamiaru zmieniać miejsca pracy.

Norwegowie mają chrapkę na naszych ludzi

Kozielska stocznia wypracowała więc własny system szkolenia. Zatrudnia absolwentów techników i uczy rysunku technicznego, znajomości budowy statków itd.

- To jest oczywiście czasochłonne, ale tylko tak możemy uzupełniać ewentualne braki kadrowe - dodaje prezes Małek. O swoich pracowników dba jak może, by ich przypadkiem nie stracić. Zdaje sobie sprawę, że wykwalifikowani stoczniowcy są łakomym kąskiem dla innych firm z tej branży. Podbieranie sobie pracowników jest zjawiskiem często spotykanym. I nie chodzi nawet o firmy z Niemiec czy Holandii. Bo o ile pensje w tych krajach wciąż są wyższe, to różnica pomiędzy wynagrodzeniami stoczniowców u nas i naszych zachodnich sąsiadów cały czas się zmniejsza. Chrapkę na naszych fachowców mają przede wszystkim Norwegowie, gdzie przemysł budowy statków i łodzi także jest bardzo rozbudowany.

- Dostałem na początek pensję w wysokości 12 tysięcy złotych, po przeliczeniu na polskie. Teraz mam 14 tysięcy - opowiada Piotr Waligóra, spawacz z Kędzierzyna-Koźla, który zdecydował się wyjechać do pracy w Skandynawii. - Mój kolega w tej samej firmie zarabia jednak w przeliczeniu na polskie 18 tysięcy złotych. To są już naprawdę duże pieniądze. Żaden z nas nie wraca do kraju, bo przez wiele lat nasze pensje nie dogonią tych zachodnich.

Z problemem braku fachowców na lokalnym rynku pracy borykają się także firmy budowlane. Marek Bąk, który prowadzi niewielką firmę zajmującą się remontami oraz wymianą okien, przyznaje, że w ostatnim czasie miewał problemy z terminową realizacją zleceń. Właśnie ze względu na braki kadrowe. W miejsce odchodzącego dobrego, sprawnego pracownika ciężko jest znaleźć następcę - opowiada pan Marek. - Jeśli ktoś potrafi kłaść gładzie, kafelki, wstawiać okna i na dodatek nie pije w pracy, to na sto procent gdzieś już jest zatrudniony i to na całkiem niezłych warunkach. Niestety, coraz częściej jest to zagranica.

Kierowcy rządzą

Dawid Poręba z firmy Pedrotrans z Głogówka potrzebuje ludzi do pracy w zawodzie kierowcy ciężarówki. Szuka ich między innymi przez Powiatowy Urząd Pracy w Prudniku. Na starcie oferuje 4 tysiące złotych, czyli kwotę całkiem niezłą jak na realia polskiego rynku pracy.

- Ale jest naprawdę ciężko ze znalezieniem kierowców - przyznaje. Tutaj także coraz powszechniejsze staje się zjawisko podbierania pracowników. - Do kierowców odpoczywających na parkingach podchodzą przedstawiciele niemieckich firm i wręczają ulotki z ofertami pracy. Niektórzy dają się namówić i na ich miejsce potem polskie firmy muszą szukać następców. A to nie jest takie proste.

Z kolei w Powiatowym Urzędzie Pracy w Nysie jeden z przedsiębiorców z branży transportowej oferuje potencjalnemu kierowcy pełny etat, umowę na czas nieokreślony i minimalną pensję w wysokości... 7 tysięcy złotych. Już sam fakt, że zostawił ogłoszenie w urzędzie pracy, świadczy o tym, że w tej konkretnej branży kandydaci o takie pieniądze - mówiąc nieco obrazowo - się nie zabijają.

O realiach pracy w transporcie opowiada nam jeden z opolskich kierowców.

- Polak zawsze będzie narzekał, że mało zarabia, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że cały czas się poprawia i pracownicy mają coraz więcej do powiedzenia - podkreśla nasz rozmówca. - Ja na przykład sam wybieram już sobie samochód, a nawet kraj, do którego chcę jechać z towarem. Szef respektuje moje zdanie, bo ja i koledzy jesteśmy dla niego bardzo ważni. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, że na placu stoi 10 aut w leasingu, a siedmiu kierowców nagle informuje, że odchodzi z pracy, bo znaleźli lepszą. Właścicielowi firmy pozostaje wziąć sznur i się powiesić, bo z czego zapłaci raty?

Brak fachowców dotyczy nie tylko dużych zakładów, ale także małych firm, zatrudniających po kilka osób. O ile do pracy w sklepie spożywczym czy kawiarni bądź piwnym barze można przysposobić praktycznie każdego i to bardzo szybko, to w niektórych branżowych usługach nie jest to już takie proste. Dotyczy to na przykład piekarń czy częściowo zakładów fryzjerskich. Część zakładów zajmujących się wyrobem pieczywa została w ostatnim czasie zamknięta właśnie dlatego, że przedsiębiorcy „nie mieli kim robić”.

Bartłomiej Ciurlik od czterech lat pracuje w sklepie Stanisława Kwaśnickiego z Kędzierzyna-Koźla. Zajmuje się sprzedażą i naprawą rowerów.

- To mój sprawdzony od lat pracownik, który dobrze się zna na tym, co sprzedajemy - opowiada pan Stanisław. - To bardzo ważne dla naszych klientów, którzy oczekują nie tylko dobrego sprzętu, ale również fachowej wiedzy.

Pan Bartłomiej przyznaje, że miał już oferty pracy z innych sklepów.

- Ale nie zamierzam zmieniać pracy. Tu jest mi dobrze - opowiada młody mężczyzna. Pan Stanisław nie ukrywa, że gdyby miał przyjąć kogoś na miejsce pana Bartłomieja, nie byłoby to w dzisiejszych realiach takie proste.
Bezrobocie rekordowo niskie

Od kilku miesięcy rynek pracy zmienia się bardzo mocno na korzyść pracowników. Wprawdzie zimą bezrobocie nieco wzrosło, jednak był to wzrost minimalny. Stopa bezrobocia wyniosła w styczniu i lutym 10,3 proc, ale już w marcu spadła do 10 procent. Jednocześnie we wszystkich polskich urzędach pracy zarejestrowanych jest o ok. 270 tys. osób mniej niż w tym samym okresie zeszłego roku. - 10 procent to najniższa stopa bezrobocia zanotowana w marcu od początku przeprowadzania takich badań - podkreśla Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan, zrzeszającej polskich pracodawców. Dotąd za najlepszy w historii dla pracowników uważano rok 2008. Ale wtedy bezrobocie było o jeden procent wyższe niż obecnie. To pozwala formułować tezę, że jeszcze nigdy w historii wolnej Polski nie było takiej sytuacji, w której pracownicy mieliby aż takie „fory” w negocjacjach z pracownikami czy też wyboru ofert.

Oferty pracy zalewają pośredniaki

W marcu 2016 r. do urzędów pracy w całej Polsce spłynęło aż 138,6 tysięcy ofert. To oznacza, że w tym roku pracownicy mogą się spodziewać jeszcze większej stabilizacji zatrudnienia i wzrostu wynagrodzeń. Wszystko wskazuje także na to, że coraz rzadsze staną się tzw. umowy śmieciowe.

- W lutym 2016 roku weszły w życie przepisy zmieniające zasady stosowania umów na czas określony, wydłużające okresy wypowiedzenia i wprowadzające 33-miesięczny limit dla takich umów - tłumaczy ekspert konfederacji Lewiatan. Chodzi o to, że po 33 miesiącach trzeba będzie dać pracownikowi etat. Dotąd można było trzymać go na „śmieciówce” przez lata.

Mało tego, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej kończy prace nad ustawą wprowadzającą stawkę godzinową dla umów-zleceń i pracowników „samozatrudnionych”, a także dotyczącą ograniczeń w pracy tymczasowej. Bezrobotnych będzie ubywać, ponieważ ci, którzy są trwale poza rynkiem pracy, na razie nie chcą się aktywizować.

- Pod koniec lata możemy się spodziewać stopy bezrobocia między 7 a 8 proc. - przewiduje Grzegorz Baczewski.
Ludzie chcieli po 4 tysiące i wyżej

Wszystkie te statystyczne informacje są bardzo dobre dla pracowników, ale dla pracodawców już niekoniecznie. Jak wynika z najnowszych danych GUS, przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło o 3,3 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku, podczas gdy zatrudnienie zwiększyło się o 2,7 proc. rok do roku.

- Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw po raz kolejny osiągnęło rekordowo wysoki poziom. Mimo to płace w ujęciu nominalnym rosną najwolniej od 16 miesięcy - komentuje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. Wielu przedsiębiorców twierdzi, że po prostu nie stać ich na podwyżki. - W 2008 i 2009 roku, kiedy w Polsce był boom na zakup nieruchomości, a ekipy remontowe miały pełne ręce roboty, niektórzy pracownicy zaczynali żądać pensji w wysokości 4 tysięcy złotych i więcej. Później się to unormowało, ale za chwilę pewnie będzie podobnie - mówi jeden z przedsiębiorców budowlanych.

Jednym z priorytetów opracowywanego obecnie przez rząd Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (tzw. planu Morawieckiego) ma być sprzyjanie bardziej równomiernemu rozwojowi gospodarczemu kraju. Bo problem w tym, że są obszary, gdzie bezrobocia praktycznie w ogóle nie ma i tam jest problem ze znalezieniem jakichkolwiek pracowników. Jednocześnie są gminy czy powiaty, gdzie wciąż jest ono bardzo duże. Przykładowo w powiecie strzeleckim wynosi zaledwie około 5 procent i tam pracodawcy narzekają na brak chętnych do pracy. Ale w okolicach Głubczyc jest ono trzy razy wyższe, a z kolei mieszkańcy podkreślają, że brakuje tam potencjalnych pracodawców.

Wielu właścicieli firm liczyło na to, że Polska prędzej czy później zliberalizuje prawo dotyczące zatrudniania cudzoziemców i to właśnie oni wypełnią lukę na polskim rynku. Rząd przygotowuje nowelizację ustawy o promocji zatrudnienia, ale nie będzie ona zliberalizowana, a raczej zaostrzona. Pracujący sezonowo i krótkoterminowo cudzoziemcy będą musieli zdobywać zezwolenia na pracę, co zwiększy formalności.

Zdaniem ekspertów nie należy się więc spodziewać tego, że pracownicy ze Wschodu szybko wypełnią lukę wśród chętnych do pracy. Pytanie więc, jak poradzi sobie biznes w realiach coraz większego dyktatu na rynku pracownika.

Wśród kierowców ciężarówek krąży taka anegdota:

Szef podjeżdża na bazę dwuletnim terenowym mercedesem wartym kilkaset tysięcy złotych. Jeden z pracowników podchodzi do niego, ogląda i chcąc się nieco podlizać, mówi: Piękny wóz szefie, piękny. Na to szef odpowiada: Będziesz zapier... jeszcze w sobotę i w święta, to sobie kupię jeszcze lepszy...

Nasza gospodarka ma się coraz lepiej.

W 2015 roku na Opolszczyźnie były zarejestrowane 100 432 podmioty gospodarcze. To o ponad 10 tysięcy więcej niż w 2005 roku. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze opolskich przedsiębiorstw wyniosło pod koniec zeszłego roku 3699 zł brutto. Było o prawie 5 procent wyższe niż przed rokiem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska