Rajd Festiwalowy okiem kobiety. Byłam pilotką baby-jagi!

Redakcja
Tłumy Opolan podziwiały rozpoczęcie i zakończenie rajdu.
Tłumy Opolan podziwiały rozpoczęcie i zakończenie rajdu.
Kobiety są dobrymi kierowcami, podobnie – dobrymi pilotami. Dlaczego więc nie znajduję ich zbyt często na listach startowych? Bo w tym sporcie trzeba być jednocześnie także mechanikiem. A takich kobiet faktycznie jak na lekarstwo!

Na początek – wyjaśnienie: Baśka wcale nie jest jedzą, żadną tam jagą, wręcz przeciwnie. Przydomek „baba-jaga” wziął się stąd, że brała swego czasu udział w organizowanym w Krakowie rajdzie Baby-Jagi. W tym czasie się poznałyśmy. I tak zostało – dla mnie Baśka Kraus spod Nysy to baba-jaga z krakowskiego rajdu.

Niedziela. Nakło. Upał. Pędzimy drogą, siedząc w nagrzanej niemal do temperatury wrzenia hondzie CRX.
- Hamuj, szykana, od pilota! - przekrzykuję silnik.

Szykana na rajdzie samochodowym to takie paskudztwo ustawione na drodze, które skutecznie utrudnia szybką jazdę. Jeszcze gorsze od garbów montowanych w jezdni!

To zwykle bele słomy, słupki, rozciągnięte taśmy, które trzeba ominąć, wijąc się jak węgorz wyciągnięty z wody. Rola pilota polega w tym momencie na tym, aby dobrze naprowadzić kierowcę na szykanę, podać stronę, od którego trzeba ją wziąć. Inaczej omyłka zemści się punktami karnymi.

Tłumy Opolan podziwiały rozpoczęcie i zakończenie rajdu.
Tłumy Opolan podziwiały rozpoczęcie i zakończenie rajdu.

Baśka, owszem, zwalnia przed szykaną, a potem... rozsyła uśmiechy i macha ręką w kierunku stojących przy trasie widzów 47. Rajdu Festiwalowego.

Po czym z gracją – prawo-lewo-prawo – pokonuje szykanę.

Zamiast krzyczeć w tym momencie: „Prosta, gaz!”, pytam zaskoczona:
- Baśka, czemu ty machasz?!
- Bo szwagry gdzieś tu miały stać. Obiecali, że będą mieć flagę i po niej ich rozpoznam. Nie widziałam jednak flagi, więc pomachałam tak na wszelki wypadek. A ty, może zauważyłaś flagę? - odpowiada, redukując bieg przed ostrym zakrętem w lewo, o którym – jako pilot – też miałam obowiązek ją poinformować, jednak nie zrobiłam tego, bo zapomniałam na chwilę języka w gębie, zawstydzona trochę faktem, że nie wypatrzyłam wcześniej też szwagrowej flagi.

Gdy miesiąc wcześniej Basia zadzwoniła z propozycją, bym była jej rajdową pilotką, bo generalnie pilota trudno znaleźć, a baba-jaga chce jechać z kobietą, co utrudnia poszukiwania - starałam się ją trochę do mnie zniechęcić: brak doświadczenia, nie te lata, nie to zdrowie, nie ten wzrok i refleks...
Ale w głębi duszy pomysł mi się spodobał.

I tak zostałam pilotką baby-jagi.

Masakryczny zakręt

- Jeśli pilot powierzchownie zapozna się z trasą, to kierowca źle pojedzie. Pilot z kierowcą muszą być zgrani - mówi Oktawian Ostrowicz, który na tegorocznym Festiwalowym jechał w klasie 5 na subaru legacy i zwyciężył w generalce. - Nauczyłem się już grzecznie słuchać swego pilota, Marcina Nanysa. Nawet jeśli wydaje mi się, że mogę jechać szybciej, a on każe zwolnić, to zwalniam i dobrze na tym wychodzę. Słuchałem go na odcinku w Dobrzeniu Wielkim. Inni, którzy zbyt dynamicznie brali zakręty, wypadali z trasy

Źle przygotowany pilot może wyprowadzić kierowcę i auto w pole, dosłownie i w przenośni. To tak jak z felerną nawigacją.
Przed każdym rajdem załoga ma prawo do jednego zapoznawczego objechania trasy i odcinków. Odcinek w Dobrzeniu Wielkim nazwany SuperJedynki był szczególny. Wąski, pofałdowany asfalt, jezdnia czasem nachylona tak, że przy dynamicznej jeździe auto wyrzuca jak z katapulty. Szuter, ostre skręty, a szczególnie dwa następujące tuż po sobie – w prawo, w lewo. Do tego słaba widoczność, bo tuż przy asfalcie rośnie zboże lub trawa, trasa stale znika gdzieś w zieleni.

Wybór jest taki: albo te wszystkie zawijasy dokładnie opiszesz w notatniku pilota, a jeszcze lepiej nauczysz się na pamięć co do centymetra, albo pilotujesz trochę na oślep, by ostatecznie wypaść wraz z kierowcą z drogi.

- Jedziemy wolno! Mamy dla kogo żyć - ustalam nie po rajdowemu przed startem do SuperJedynek (Baśka jest mamą i babcią, ja chciałabym doczekać wnuków).

Wtedy jeszcze nie wiemy, że na tym odcinku wypadło z trasy kilka aut, w tym wóz jednego z liderów (tego raczej nie widzi się z perspektywy startu), maszyny spektakularnie lądowały w polu na boku, robiły piruety, jeden zapikował w pole dziobem jak samolot - i tak już został w pozycji zwanej świecą. Parę aut wywożono stąd na lawetach dzień później.
Gdy podjeżdżamy do SuperJedynek, musimy ustawić się w kolejce do startu, jesteśmy jakoś tak dziesiąte. Czas upływa, a przy nas wystartowały zaledwie dwa auta. I znów stop. Minuty uciekają, a czas to przekleństwo pilota.
Biegnę z kartą do strefy sędziów kontroli czasu – pilot ma pilnować, aby na start do każdego odcinka stawić się w dokładnie wyznaczonej minucie, więc moje auto stoi z kierowcą w korku, ja oddaję kartę startu sędziemu. Takie reguły.
- Dzwon!
- Znowu dzwon!
- Kolejny dzwon!

Te komentarze mijanych po drodze do punktu kontroli czasu załóg dotyczą powodu opóźnień w wypuszczaniu na start aut. Kolejka do SuperJedynek wydłuża się na kilometr. Czekamy niemal godzinę. Są tacy, którzy wykorzystują ten czas na szybkie naprawy usterek, jakie objawiły się po pierwszej festiwalowej rundzie. Upał coraz większy. I pomyśleć, że można by było wylegiwać się na leżaczku w przydomowym ogródku...

Wreszcie jedziemy. Dzwonu nie zaliczamy. Na rajdzie czasem warto zastosować taktykę: wolno jedziesz, dalej zajedziesz (a już na pewno na metę). Szczególnie gdy jesteś stuprocentowym amatorem.

Amatorzy jak zawodowcy

- Pamiętam Rajd Festiwalowy od lat osiemdziesiątych – mówi Bożena Kobyłkiewicz, która wiele lat była dyrektorem tej imprezy. - Zgłaszało się po dwadzieścia załóg. Startowali głównie amatorzy. Teraz jest inaczej - w tym roku zgłoszonych załóg było niemal 130 - zawodowcy z rajdowymi licencjami oraz niby-amatorzy. Niby - bo niewiele im brakuje do zawodowych rajdowców. Wszyscy oczywiście startują w swoich klasach . Amatorzy coraz częściej jeżdżą na doskonale przygotowanych, profesjonalnych maszynach rajdowych, z mocnymi silnikami, wzmocnioną kabiną, tzw. klatką.

Kaski kierowców (koniecznie z homologacją) to teraz okablowane hełmy zapewniające łączność między członkami załogi. My – cóż, pożyczyłyśmy kaski z Automobilklubu Opolskiego i ważne było, aby kolorem pasowały do lakieru auta.

Obecnie trasy rozpracowuje się także na podstawie map satelitarnych oraz umieszczanych w internecie filmików nagranych podczas przejazdu odcinków przez organizatora rajdu (tzw. on-boardy).

W autach startujących montowane są kamerki, które filmują przejazdy, aby potem je analizować i wyciągać wnioski.

Biblie pilota

Książka drogowa – to dla pilota jedna z dwóch świętości. Książkę drogową pilot dostaje przed zapoznaniem się z trasą, to pokaźne „wydawnictwo”, na kartkach pokazane są schematy tras oraz ustawionych na nich szykan, trudnych zakrętów. Przy czytaniu książki warto czasami puścić wodze fantazji, aby dorównać pomysłowością tym, którzy te próby i szykany wymyślali. Odcinki dróg publicznych, gdzie przeprowadzane są rajdowe próby, są wyłączane z ruchu, więc szefowie rajdu wymyślają tu cuda. Ruch lewostronny? Czemu nie! I tak na dwupasmowych wiaduktach gnamy na pełnym gazie pod prąd (ale zgodnie z książką drogową), podobnie wchodzimy w zakręty, a latarnie traktujemy niczym słupki, wokół których kręci się karuzele.
Drugą świętością jest karta drogowa -wpisywane są w nią czasy startu, do których należy doliczać przewidziany przez organizatorów czas dojazdu na kolejny odcinek. Czas dojazdówki obliczony jest zgodnie z przepisami ruchu drogowego, ale trochę „na styk” i biada tej załodze, która trafi po drodze na czerwoną falę świateł na skrzyżowaniach lub typowych niedzielnych kierowców. Bo jeśli spóźnisz się o kilka sekund na strefę pomiaru czasu przed kolejnym startem – łapiesz punkty karne. Jeśli wjedziesz na tę strefę szybciej – dostajesz jeszcze więcej punktów karnych, niż jakbyś się spóźnił, bo to znaczy, że łamałeś przepisy. Jeśli pomylisz się w obliczeniach czasu startu – też lipa. Każde dodawanie minut sprawdzam więc po parę razy. Przed rajdem poszłam zresztą do sklepu... papierniczego i w celu wpisywania wyników kupiłam specjalny magiczny długopis, który można zmazywać. Przyda się, gdyby jednak doszło do pomyłki w obliczeniach. Co ciekawe, długopis ten – pewnie przez przypadek – nazywa się „pilot”.

Trzeba skończyć tę jazdę!

Po pierwszym dniu jesteśmy... 100., ale za nami są też załogi z wyższych klas. W drugim dniu poprawiamy pozycję. Ostatecznie w kwalifikacji generalnej - a więc tej, w której liczone są czasy wszystkich załóg - także tych profesjonalnych w 200-konnych smokach - zajmujemy 77. pozycję. To zasługa braku punktów karnych, a przede wszystkim tego, że udało nam się ukończyć rajd (za to z Baśką wystawiamy sobie indywidualne dyplomy).

- Ważne jest, aby skończyć - mówi Bożena Kobyłkiewicz. - W tym rajdzie wypadali z trasy nawet liderzy.
Kobiety nie raz pokazały, że potrafią dobrze jeździć, ale i pilotować. Wszyscy wspominają na przykład duet Magd - załogę tworzyły Magda Lukas i Magda Cieślik, dziewczyny zostawiały w tyle niejedną męską konkurencję. Doskonałą pilotką, którą chciałby mieć u swego boku niejeden kierowca rajdowy, jest Marta Momot.

Wojtek Kiełbaska pilotowany przez Ewę Nowak wygrał w tegorocznym Festiwalowym swoją 4. klasę.

- Rajdy oglądałem od dziecka, w telewizji razem z tatą. Zawsze chciałem w nich jeździć, wygrywać. Ale nie można być liderem, jeśli nie ma się dobrego pilota - mówi Wojtek.

Więc gdy na jednej z imprez motoryzacyjnych poznał Ewę i zobaczył, że świetnie czyta mapy i dyktuje, jak należy jechać, nie miał wątpliwości, że znalazł pilota idealnego.

Ewa podkreśla, że kobiety nie tylko dobrze pilotują, ale i kierują. Czemu tego nie widać na listach startowych?
- Problem polega na tym, że kierowca - szczególnie gdy jeździ amatorsko, tak jak my z Wojtkiem - powinien być też doskonałym mechanikiem, bo w każdej chwili trzeba coś w aucie naprawić - mówi Ewa. - A kobieta mechanik to już rzadkość.

- Natomiast to kobiety wprowadzały w atmosferę rajdu dużo uśmiechu oraz pozasportowych nowinek - dodaje Stanisław Kozłowski z Automobilklubu Opolskiego. - Na przykład z dziedziny marketingu i promocji. To Wanda Rutkiewicz po raz pierwszy przyjechała na rajd z... darmowymi próbkami kremów! Ot tak rozdawała je w ramach działań promocyjnych producenta - pracującym przy rajdzie paniom oraz kibickom. Ba, mieliśmy nawet żeńską załogę, którą sponsorował producent prezerwatyw, więc auto całe było oblepione odpowiednimi reklamówkami. Dziewczyny miały duże poczucie humoru i dystans do sprawy, a przede wszystkim dobrze jechały. No i zbierały szczególne brawa, bo ich auto pozytywnie wyróżniało się spośród innych oblepionych raklamami warsztatów samochodowych, wódek czy papierosów.

Czy wiesz, że...

Na mecie zameldowała się także legenda polskich rajdów i polskiej estrady Andrzej Dąbrowski (wicemistrz Polski w rajdach samochodowych z 1957 roku).

Na rampę na Rynku w Opolu, przy oklaskach setek kibiców, wjechał także poruszający się na wózku inwalidzkim Tomasz Kunecki (Automobilklub Opolski).

Rekordowy Festiwalowy

Tegoroczny 47. Rajd Festiwalowy Higma Service, który był trzecią rundą cyklu Kierowca Roku Opolszczyzny, pobił rekord frekwencji. Zgłosiło się 130 samochodów, czyli 260 zawodników, to liczba w naszym kraju wręcz niespotykana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska