Reinhold F., obywatel Niemiec, przez kilka miesięcy terroryzował mieszkańców Kędzierzyna-Koźla.

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Do Heimatu szybko nie wróci, bo w poczuciu krzywdy porąbał siekierą kompana od kieliszka.

Jaki sylwester, taki cały rok. A ten dla 67-letniego Reinholda F. zaczął się wyjątkowo hucznie. Nowy rok postanowił powitać w zajeździe "Idylla" w Sierakowicach w woj. śląskim.
- Zabawa była bardzo fajna i co najważniejsze przebiegała spokojnie. Ten pan zachowywał się normalnie, nikt się na niego nie skarżył - pamięta Irena Dylla, właścicielka lokalu. - Tak było do samego końca. Od nas pan F. wyszedł grzecznie z innymi gośćmi.

Krew się poleje!
Do domu Reinhold F. wracał swoim autem, choć wypił kilka sznapsów. W drodze poczuł, że jego ochota do zabawy nie została zaspokojona, wjechał do wsi Korzonek, tam jeszcze grali.
Obsługa lokalu nie chciała go wpuścić do środka.
- Zaraz was tu wszystkich pozabijam - wycedził Reinhold F. przez zaciśnięte zęby i wrócił do wozu.

Kelnerzy myśleli, że bredzi. Tymczasem F. wyjął z auta dużą siekierę i wracał na salę. Przerażona pracownica lokalu chciała wykręcić numer na policję.
- Jeśli to zrobisz, jako pierwsza pożegnasz się z tym światem - uczciwie przestrzegł ją pan F. Żeby to jeszcze zabrzmiało bardziej poważnie jednym zamachem roztrzaskał aparat telefoniczny wiszący na ścianie i wyszedł z baru. Ruszył do Kędzierzyna-Koźla.

W samochodowym radiu mercedesa cichutko grały niemieckie szlagry.
W drodze F. stracił ochotę na tańce, za to poczuł, że trzeba się napić. Na stacji Orlen przy ul. Łukasiewicza w Koźlu F. stanął w kolejce po flaszkę. Klient stojący przed nim stał jednak za długo. Od słowa do słowa wywiązała się kolejna awantura. Reinhold F. zagroził, że i tutaj może polać się krew.
Tuż obok stacji Orlenu jest komisariat policji. Długo nie trzeba było czekać na stróżów prawa. Krewkiemu mężczyźnie udało się w miarę szybko założyć kajdanki. Prowadzony do radiowozu, kilka razy zbluzgał jeszcze policjantów: wrzeszcząc: wy ch… wy skur…!

Za jazdę po pijaku, groźby pozbawienia życia, zniszczenie mienia oraz obrazę funkcjonariuszy Rainhold F. nie trafił jednak za kraty.
- Zastosowano wobec niego poręczenie majątkowe oraz zakaz opuszczania kraju - wyjaśnia Eugeniusz Węgrzyk, szef Prokuratury Rejonowej w Kędzierzynie-Koźlu.
Gdy pojawiły się kłopoty, Reinhold F. przypominał sobie o swoim obywatelstwie. - Jak mi, obywatelowi Niemiec, można zabronić wyjazdu do Heimatu? - zdenerwował się pan Reinhold. - Nikt tu nie będzie mną rządził.
Po Nowym Roku spakował się więc i mimo zakazu ruszył do Niemiec.
Wrócił po kilku tygodniach.

Chciał być piękniejszy
- Był pod wpływem alkoholu. Moja pracownica próbowała mu wytłumaczyć, że opalanie się w takim stanie jest niebezpieczne - opowiada Michał Luksemburg, właściciel "Słonecznego Raju", zakładu w centrum kedzierzyna-Koźla.
Reinhold F. nie rozumiał, co do niego się mówi:
- Co ma opalanie wspólnego z tym, że dzisiaj coś wypiłem? - krzyczał do oniemiałej pracownicy solarium.
Ale pierwszy szok minął, pracownica była nieugięta i nie pozwoliła, by F. położył się pod lampami. Dostała za to pięścią w brzuch. Kobieta przewróciła się i uderzyła głową w łóżko.
- Całe szczęście, że wszedł do solarium jakiś klient i odciągnął tego szaleńca go od leżącej na ziemi kobiety - mówi Michał Luksemburg.
Wystraszona pracownica zadzwoniła na policję i do właściciela zakładu, błagając o pomoc. Gdy przyjechał szef, Reinhold F. chodził nerwowo po zakładzie. Michał Luksemburg stanął w drzwiach i oznajmił, że F. stąd nie wyjdzie, dopóki nie przyjedzie radiowóz.
- Jak mnie nie wypuścisz, to zaraz cię zabiję - z pianą na ustach wykrzyczał gość solarium.

- Ten człowiek rzucił się na mnie, obaj wypadliśmy na chodnik przed wejściem - opowiada Luksemburg.
Chwilę później krewki emeryt leżał już twarzą na betonie, i tak dotrwał do przyjazdu policji. Skutego Reinholda F. wrzucono do radiowozu. Stróże prawa w kilka minut nasłuchali się na swój temat więcej inwektyw, niż przez cały ostatni rok pracy.
- Kiedy został zawieziony do przychodni na badania, próbował jeszcze uderzyć policjanta. Został jednak obezwładniony - mówi prokurator Węgrzyk.

Tym razem wymiar sprawiedliwości nie miał wyjścia. Trzeba było posadzić krewkiego dziadka. Ciążyło na nim już kilkanaście zarzutów. 13 lutego zamknęła się za nim krata aresztu śledczego przy ulicy Racławickiej w Koźlu. Groziło kilka lat odsiadki.

Masakra siekierą
Dobrego prawnika pomógł mu załatwić niemiecki konsulat w Opolu. Na tyle dobrego, że po trzech miesiącach Reinhold F. opuścił mury kozielskiego aresztu. Zgodził się na dobrowolne poddanie karze, wyrok więzienia dostał w zawieszeniu i mógł na nowo cieszyć się wolnością.
Tej radości starczyło na kilka miesięcy. F. po kielichu znów pokłócił się na ulicy z przypadkowymi przechodniami. 23 czerwca trafił na policyjny dołek. Po kluczem zamknięto go z 45-letnim mieszkańcem Kędzierzyna-Koźla. Obaj panowie przypadli sobie do gustu.

- Mam taki domek nad jeziorem w Koźlu Rogach. Jak już nas wypuszczą, zapraszam na piwko - zagadał emeryt.
To, że kompan Reinholda F. w ogóle jeszcze żyje to cud. Po zatrzymaniu przez policję F. tłumaczył, że nakrył swojego gościa, jak wyjmował mu z kieszeni koszuli pieniądze. Reinhold F. wciąż miał tę siekierę z sylwestra. Chwycił za nią i zaczął rąbać na oślep.
- Jego kompan doznał złamania mózgoczaszki z uszkodzeniem kości, rany rąbanej ręki, rany rąbanej biodra - wylicza prokurator Węgrzyk.

Reinhold F. najpierw walił siekierą, a potem młotkiem. To niewiarygodne, ale potwornie zmasakrowany człowiek zdołał uciec z tej rzezi, wydostał się na ulicę. Tam zatrzymał przypadkowy samochód. Zszokowany kierowca nie pytał nawet, co się stało, tylko z piskiem opon popędził do kozielskiego szpitala. Stamtąd niemiłosiernie pokaleczonego człowieka zawieziono do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Wszystko wskazuje na to, że wyjdzie z tego.
Reinholdowi F. postawiono zarzut usiłowania zabójstwa z ciężkim uszkodzeniem ciała. Grozi mu nawet dożywocie.
W konsulacie niemieckim w Opolu nie chcą zbyt wiele mówić na temat swojego obywatela, którego pobyt na Opolszczyźnie to właściwie pasmo nieustannych awantur.

- Sytuacja tego człowieka jest nam znana. Wciąż pozostaje on pod naszą opieką konsularną. Ale to, na czym ona polega, to kwestia już tylko pomiędzy nami a panem F. - stwierdził Ludwig Neudorfera, konsul Niemiec w Opolu.
Skądinąd wiadomo, że F., tak jak w Polsce lubił się kreować na ofiarę polskiej nienawiści, przebywając w Niemczech, zachowywał się dokładnie odwrotnie, udając Polaka prześladowanego przez niemieckich szowinistów. I to poczucie przejmującej krzywdy pewnie mu zaszkodziło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska