Scorpions, czyli nieśmiertelny rock and roll

Anna Konopka
Anna Konopka
Scorpions w krakowskiej Tauron Arenie wystąpili na czele z charyzmatycznym wokalistą Klausem Meine.
Scorpions w krakowskiej Tauron Arenie wystąpili na czele z charyzmatycznym wokalistą Klausem Meine. Michal Gąciarz (O)
Na scenie są 50 lat, wciąż przechodzą na muzyczną emeryturę, a fanów... przybywa. Pewne jest to, że Scorpions stworzyli legendę, a polska publiczność bardzo ich kocha.

Kilkanaście tysięcy fanów bawiło się w ostatni piątek w krakowskiej Tauron Arenie na koncercie Scorpions w ramach trasy z okazji 50. urodzin zespołu. Gościliśmy ich w Polsce również rok temu, ale wielu fanów najbardziej pamięta ich występ sprzed 16 lat w ramach Inwazji Mocy w podkrakowskim Pobiedniku Wielkim, który był największym koncertem w historii naszego kraju.

- Było nas wtedy jakieś 700-800 tys. ludzi! - wspomina Janusz Waga z Buska-Zdroju, wielki fan niemieckiej supergrupy. - Wracaliśmy piechotą 7 km do samochodu, po błocie, przez krzaki, ale było warto. To były czasy kasetowe, bez płyt dvd i tych elektronicznych rzeczy. Dali wielki koncert, ale tak naprawdę to nieistotne, czy Scorpionsi zagrają dla 20 tys. osób czy 200 osób. Zawsze są rewelacyjni. Ich fenomen? Choć są gwiazdami, to są po prostu normalni, można z nimi porozmawiać na ulicy - dodaje pan Janusz.

Wśród szczęśliwców, którzy dotarli na ostatni show, był Piotr Łapiak z Płocka, który podobnie jak formacja Klausa Meine obchodził 4 marca 50. urodziny. - Bilet to prezent. Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć, bo wcześniej nie widziałem ich na żywo - przyznaje jubilat, któremu towarzyszyła rodzina, czyli darczyńcy. - A ja dzięki bratu jestem fanem. Zostałem zarażony tą muzyką, bo on słuchał tego zespołu na okrągło, więc za bardzo nie miałem wyjścia. Kocham ich za muzykę i moją młodość – dodaje Paweł Łapiak.

Młodzi wiedzą, skąd się wziął dobry rock and roll

W Tauron Arenie wśród pokolenia pamiętającego narodziny Scorpions, później czasy świetności, czyli lata 80. i początek lat 90., pojawiło się też wielu 30-latków i jeszcze młodszych słuchaczy, wydawać by się mogło – wychowanych na zupełnie innej muzyce niż hard rock czy heavy metal.

– Jestem fanką po mamie. Jak przychodziło do wyjazdu na wakacje, to w naszym maluchu w kółko grała kaseta z hitami Scorpionsów – mówi Anna Turzańska z Krakowa, która na koncert wybrała się ze znajomymi. – Dawniej każdy siedział w tym klimacie. Złoty czas tego zespołu już minął, ale wciąż trzymają się dobrze i prezentują poziom. Myślę, że dlatego „kupili” tą jakością młode pokolenia – dodaje Piotr Słodkowicz.

Przykładów młodzieży, która „odziedziczyła” miłość do supergrupy z Hanoweru po rodzicach, nie brakowało. - Jak mogłoby mnie tu nie być, jak całe dzieciństwo zasypiałem z „Wind of Change”. To była moja kołysanka, podobnie było z moją 10 lat młodszą siostrą. Oczywiście to rodzice nas w to wpakowali i dziś też tu są. Tylko oni koncert zobaczą z trybun, a ja – wiadomo, będę na płycie – śmieje Rafał Grabiec.

Fani podkreślają również przewagę starszych artystów nad młodymi w kontekście jakości tworzonej muzyki. - Brzmienia modne w latach 50., jak Jerry Lee Lewis, Chuck Berry czy grupy zaczynające w latach 60., jak Scorpions, to coś wartościowego. Oni faktycznie robią muzykę, a nie komputerowe „coś” - uważa Maciek z Krakowa, a wtóruje mu Michał z Warszawy: - Ich twórczość wymaga umiejętności muzycznych. Umówmy się, że to zespoły, które nagrywały na setkę, więc nie było tak, jak dziś, że wszystko można kleić sekunda po sekundzie. Wtedy to byli profesjonaliści: wchodzili do studia, nagrywali jak leci, bo potrafili to zrobić! Takich zespołów dzisiaj już nie ma, wszystko się robi cyfrowo. Najlepsi muzycy według mnie już wymierają, więc warto ich oglądać, jeśli jest szansa - mówi.

Polscy fani po raz kolejny załapali się na wielką muzyczną ucztę. Tłumy zdzierały gardła w rytm hitów „Rock You Like a Hurricane”, „We Built This House” czy „Big City Nights”, które na stałe wpisały się do kanonu światowego rocka. Chwilami było również magicznie i wzruszająco. Podczas ballady „Wind of Changes”, która nawiązuje do przemian politycznych na przełomie lat 80. i 90. i upadku ZSRR, fani wciągnęli na płytę biało-czerwoną ok. 180-metrową wstęgę, rozciągając ją na całą długość areny. Koncert Scorpions był o tyle wyjątkowy, że po raz pierwszy w rodzinnym mieście zagrał basista Paweł Mąciwoda (pochodzący z Wieliczki), który jest w składzie grupy od 2004 roku.

- To był zawodowy, perfekcyjny show, do jakich grupa Scorpions przyzwyczaiła nas już wiele lat temu. Nie ma tu jednak mowy o rutynie czy powtarzalności. Ekipa Klausa Meine i Rudolfa Schenkera za każdym razem dostarcza fanom nowych, niezapomnianych wrażeń. Z roku na rok ich sceniczna forma zachwyca coraz bardziej, rodząc w fanach głód kolejnych koncertów - podsumował show Janusz Stefański z agencji koncertowej Prestige MJM, która była organizatorem wydarzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska