Siła nas rozleniwiła

Krzysztof Ogiolda <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 581
Wywiad z Bruno Kosakiem, wiceprzewodniczącym Zarządu Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim.
Siła nas rozleniwiła

Bruno Kosak jest członkiem TSKN od początku jego istnienia. Kieruje frakcją Mniejszości Niemieckiej w Sejmiku Województwa Opolskiego. Od kilkunastu lat pełni funkcję zastępcy przewodniczącego zarządu TSKN Henryka Krolla. Jest członkiem zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce.

- Warto było walczyć o tyle praw dla mniejszości, by z nich teraz tak słabo korzystać?
- Warto było walczyć, mając nadzieję, że to, co już mamy, wykorzystamy jeszcze lepiej.

- Na razie jest raczej gorzej. Mniejszość polska na Litwie liczy 350 tys. osób i ma 150 szkół z wykładowym językiem polskim. Dlaczego mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie nie ma nawet piętnastu?
- Myśmy się niedawno spotkali w Kamieniu Śląskim z przedstawicielami mniejszości narodowych żyjących w Polsce i tam zobaczyłem, że to są prawdziwi pasjonaci, którzy z przejęciem mówią o tym, co robią. U nas nastąpiło dziwne stępienie, drzemka. Przyzwyczailiśmy się, że jakoś ta mniejszość leci.

- A szkoły średniej jak nie było, tak nie ma...
- Poseł Galla i wicemarszałek Kotyś zadeklarowali, że wezmą się za tę sprawę ostro. Myślę, że w tym roku zostaną podjęte działania prowadzące wreszcie do otwarcia szkoły. Czy zdążymy otworzyć ją już od września, nie wiem.

- A może władze mniejszości, do których pan należy, muszą zaakceptować to, że wielu rodzicom, którzy mają niemieckie paszporty, zwyczajnie na edukacji dzieci po niemiecku nie zależy?
- Jest w tym sporo racji, ale nie cała prawda. W Rogach, dzielnicy Koźla, trzy lata temu powstała pierwsza klasa niemiecka, bo polskiej szkole groziła likwidacja. W pierwszym roku z trudem zebraliśmy 12 dzieci. Do tegorocznej pierwszej klasy mamy ponad 40 zgłoszeń. Myślimy o otwieraniu filii. Nie wszędzie jest źle. Inna sprawa, że nie potrafimy takich sukcesów sprzedawać medialnie. Są i inne powody do radości. Na opolskiej germanistyce ponad 90 procent studentów stanowią młodzi mieszkańcy Opolszczyzny. To jest nasz kapitał.

- Ale on nie zmienia faktu, że pokolenie dzisiejszych rodziców - 30-40-latków - języka niemieckiego zwykle nie zna i nie zależy mu na tym, by dzieci się go uczyły.
- To nam bardzo ciąży. Na szczęście rośnie zainteresowanie kursami języka niemieckiego dla dorosłych. Korzystają z tego także osoby z większości i to nas cieszy, bo ci ludzie będą w swoim środowisku przychodzić na różne imprezy i spotkania prowadzone po niemiecku. Natomiast przyznaję, że kompletnie przegapiliśmy 10-15 lat temu nauczanie języka niemieckiego w przedszkolach. Bylibyśmy dziś o wiele dalej, niż jesteśmy, w budowaniu niemieckiej tożsamości. Nauczanie od klasy piątej jest mocno spóźnione.

- Kiedy uchwalano - po wielu latach prac - ustawę o mniejszościach narodowych, wielu mieszkańców Opolszczyzny bało się konfliktów, jakie miały wybuchać o język pomocniczy w gminach czy o tablice z dwujęzycznymi nazwami miejscowości. Okazało się, że nie ma takiej sprawy, bo samorządy wywodzące się z mniejszości w swej masie wcale o te prawa nie zabiegają. Dlaczego?
- Jesteśmy w roku wyborów samorządowych.

- Tym bardziej powinni się starać o głosy swoich wyborców.
- Proszę pamiętać, że samorządowcy z mniejszości wybierani są także przez elektorat większościowy, więc wolą mu się nie narażać. Ciągle nie udało nam się przekonać społeczeństwa na Opolszczyźnie, że dwujęzyczne tablice to nie jest problem, że są one w całej Europie, bo 110 mln Europejczyków należy do jakiejś mniejszości narodowej. Na razie żąda się od nas, żebyśmy wieszali plakaty dwujęzyczne - po niemiecku i po polsku - nawet podczas Dni Kultury Opolszczyzny w Nadrenii-Palatynacie. To jest czysty absurd. Niestety, o wielokulturowości na Opolszczyźnie więcej się mówi, niż robi.

- Czy TSKN prowadzi jakąś - adresowaną do większości - akcję promującą dwujęzyczne nazwy? Ja jej nie zauważyłem. Samym masom mniejszości zdaje się na nich nie zależeć.
- Niestety, dla wielu naszych ludzi zdobycie niemieckiego paszportu zamyka sprawę i kończy zainteresowanie niemieckością. To wystarcza im do zapewnienia bytu na co dzień. Zarobione pieniądze w dużej części wydają na konsumpcję i na tym poprzestają.

- Zabrakło transmisji między tym, o co na co dzień zabiegają ludzie, a tym, o co zabiegali w Sejmie reprezentanci mniejszości?
- Posłom Mniejszości Niemieckiej zdawało się, że wywalczenie ustawy o mniejszościach jest celem samym w sobie. Usiedli na laurach i czekają, co się stanie. Tymczasem ustawa to jest początek drogi, a nie punkt dojścia. Ona w 90 procentach jest do zrealizowania na poziomie gmin. Moja nadzieja w pośle Galli i obu wicemarszałkach województwa, którzy te sprawy czują. Swego rodzaju nieszczęściem mniejszości jest i to, że wójtowie są dziś organem jednoosobowym, wybieranym bezpośrednio. Najprężniejsi z nich uważają często, że już mniejszości nie potrzebują, dadzą sobie radę sami i bez pomocy TSKN też wygrają wybory. Nie ułatwia nam też życia przykręcanie śruby finansowej przez stronę niemiecką.

- Za dwujęzyczne tablice płaci akurat państwo polskie...
- ... i co z tego, skoro ten i ów wójt mówi, że są ważniejsze sprawy i po co w ogóle wieszać nową tablicę, jak ona różni się od polskiej tylko o dwie litery. Paradoksalnie, gdybyśmy żyli w diasporze, gdyby nas było mniej, walczylibyśmy bardziej o swoje. Nasza siła nas rozleniwiła. Dlatego inne mniejszości w Polsce nas wyprzedzają w wielu dziedzinach, choćby w sprawie przygotowania podręczników i programów szkolnych. Zostaliśmy w pewnym sensie przed laty zepsuci wsparciem niemieckim na szkolnictwo. Jak z kasą jest cienko, rozkładamy ręce. Ponieważ dostawaliśmy rybę, nie umiemy używać wędki.

- Kiedy niemieckie pieniądze płynęły strugą, pompowano je w infrastrukturę, żeby powstrzymać wyjazdy z Opolszczyzny do Niemiec. Z perspektywy 15 lat widać, że ludzie i tak wyjeżdżają za pracą, a działalności mniejszościowej praktycznie nie ma z kim prowadzić. Czy to krach polityki mniejszości?
- To nie jest krach polityki. To jest krach braku polityki. Myśmy się zachłysnęli tym, że mamy struktury, że działa 330 kół DFK, co roku odbywają się zebrania TSKN. Niby wszystko gra, ale to nie znaczy, że w tym jest życie i że prowadzimy politykę we wszystkich sferach życia społeczno-kulturalnego. Kilka lat temu opracowaliśmy - z pomocą polskich fachowców - ponad 80 stron strategii mniejszości.

- I co z tego?
- Cisza. Wszystko się rozpłynęło w dyskusjach. Strategia stała się projektem strategii i w tej postaci leży w biurku do dnia dzisiejszego. Niczego z jej pomocą nie zbudowano. Gdzieś "zapodzialiśmy" 16-punktowy program opracowany przy powstaniu mniejszości. Niestety, z Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego zostało dziś głównie towarzystwo. W zakresie kultury mniejszości jeszcze coś się dzieje. Ale do dziś nie dopracowaliśmy się nikogo, kto by się etatowo zajmował edukacją niemiecką w regionie, kto jeździłby od szkoły do szkoły i pilnował poziomu kadry, podręczników, programów itp. A my tego wszystkiego nie mamy, a potem dziwimy się, że nam szkół brakuje.

- Czy pan - od lat należący do ścisłych władz TSKN - czuje się odpowiedzialny za jego kryzys?
- Oczywiście, jestem współodpowiedzialny, ale czasem czuję się jak wołający na puszczy. Rozpaczliwie brakuje ludzi, którzy zaangażowaliby się w sprawy mniejszości całym sercem i popychali ją do przodu. Brakuje nam zapału, mobilizacji, nawet zacietrzewienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska