Skarbówka myli się nie raz

Rys. Andrzej Czyczyło
Rys. Andrzej Czyczyło
Gdyby próby zniszczenia Romana Kluski nie zostały nagłośnione przez media, poległby on na polu walki z aparatem skarbowym tak samo jak tysiące innych podatników.

Roman Kluska, były właściciel spółki Optimus, został w środę oczyszczony przez Naczelny Sąd Administracyjny z zarzutu popełnienia przestępstwa podatkowego. Mimo takiego orzeczenia NSA, szefowa Urzędu Skarbowego w Nowym Sączu jeszcze w tym samym dniu stwierdziła, że gdyby miała po raz drugi podejmować decyzję w sprawie Kluski, podjęłaby identyczną. To samo powtórzyli dyrektor tamtejszej izby skarbowej i prokurator, który wydał nakaz aresztowania przedsiębiorcy.
Pracownicy aparatu skarbowego dość wyraźnie zademonstrowali, gdzie mają postanowienie sądu. Idąc w zaparte, nadal sugerują, że Kluska jest przestępcą. Postawa urzędników to nie tyle przejaw chęci zachowania twarzy w obliczu kompromitacji, co poczucia całkowitej bezkarności i możliwości działania poza prawem.
Nagroda za pomyłkę
Każdy, kto pracuje zawodowo, wie, że odpowiada za konsekwencje popełnienia błędu. Jeśli szewc krzywo przybije obcas, musi liczyć się z tym, że klient mu nie zapłaci albo złoży reklamację. Gdy lekarz popełni błąd, nie tylko obciąża swoje sumienie, ale konsekwencje pomyłki mogą doprowadzić go przed oblicze sądu. Jeśli policjant przyjmie łapówkę, może go to kosztować karierę i wykluczenie z zawodu. Jeśli urzędnik skarbowy popełni pomyłkę, doprowadzając podatnika do ruiny, dostanie... nagrodę.
Nie jest tajemnicą, że pracownicy aparatu skarbowego są motywowani do naliczania zaległości pokontrolnych za pomocą premii. Nagrody te sięgają 150 proc. ich wynagrodzenia. Można by powiedzieć, że to dobrze, iż urzędnicy w Polsce są solidnie wynagradzani, bo ciężko pracują w interesie Skarbu Państwa. Można by tak powiedzieć, gdyby nie fakt, że ich decyzje, coraz częściej zaskarżane w NSA, są w znaczącej liczbie uchylane. Państwo musi w takiej sytuacji zwracać poszkodowanym zarówno pobrany niesłusznie podatek, jak i wypłacić im odsetki od tych kwot. Urzędnik, który podjął wadliwą decyzję, nie ponosi za jej skutki żadnych konsekwencji.
Każdego można zniszczyć
Pracownicy skarbówki nie tylko popełniają błędy, ale też dokonują przestępstw i nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji.
Opowiada Andrzej Cz., przedsiębiorca z Opolszczyzny:
- Urzędniczka ze skarbówki w B. dokonała sfałszowania moich zeznań podatkowych, do czego sama przyznała się w prokuraturze. Dopisała na moją szkodę w zeznaniach PIT-33 za rok 1998 w części o "ustalenie zobowiązania podatkowego" nieprawdziwe dane w sprawie nadpłat za lata 1996-99 w kwocie 130 tysięcy złotych. Sfałszowała też daty wszczęcia przeze mnie postępowania w sprawie stwierdzenia tych nadpłat. Mimo że kobieta ta przyznała się przed prokuratorem do popełnienia przestępstwa, prokuratura umorzyła sprawę. Z tego, co wiem, jest to rzecz precedensowa w skali kraju.
Tak jak w przypadku Romana Kluski, tak i w tym, prokurator zadziałał po myśli organów skarbowych. W tym przypadku nie dopatrzył się niczego złego w tym, że urzędniczka dopisała własną ręką nieprawdziwe dane (w sprawie tej wypowiedział się biegły grafolog, który potwierdził fałszerstwo). Podatnik do tej pory nie otrzymał zwrotu nadpłaconego podatku w kwocie 130 tys. zł, a przestępczyni nadal pracuje w urzędzie.
To nie koniec historii tego biznesmena. W tym samym, 1998 roku urzędniczka Urzędu Kontroli Skarbowej, robiąc u niego kontrolę, zażądała od przedsiębiorcy łapówki, bo potrzebowała pieniędzy na utworzenie kancelarii doradztwa podatkowego (o czym sama mu powiedziała). Biznesmen wyrzucił ją za drzwi. W zemście kontrolerka odgrażała się, że zniszczy jego spółkę. Próbowała spełnić swoją groźbę i określiła spółce - z naruszeniem prawa, jak twierdzi pokrzywdzony - zaległości podatkowe za rok 1996 i 1997. Wcześniej zaś, robiąc kontrolę za ten sam okres, ta sama urzędniczka nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości.
To, co spotkało biznesmena ze strony aparatu skarbowego, zasługuje na powieść. W 1996 roku przedsiębiorca zlecił nadzór ksiąg rachunkowych człowiekowi, który potem okazał się mężem kierowniczki działu podatku dochodowego od osób fizycznych w urzędzie skarbowym. Człowiek ten przez dwa lata nie wystawiał klientowi faktur na kwotę kilkudziesięciu tysięcy zł. Kiedy księgowy uporczywie odmawiał wystawiania rachunków, przedsiębiorca odmówił dalszego płacenia za te usługi. Andrzej Cz. zgłosił też w skarbówce, że księgowy nie wystawiał mu faktur i nie płacił podatków. Za to także spotkała go kara.
W 2000 roku żona księgowego, urzędniczka skarbówki, zleciła przeprowadzenie w spółce Andrzeja Cz. kontroli za rok 1994. Odgrażała się przy tym, że doprowadzi go do ruiny i zmusi do wyprowadzenia się z B. Urzędniczka określiła Andrzejowi Cz. zaległość w podatku dochodowym za kontrolowany rok. Na skutek tego bank w trybie natychmiastowym wypowiedział podatnikowi wszystkie umowy kredytowe, co zmusiło go do wyprzedaży majątku i zwolnienia wszystkich pracowników. Brak zaświadczenia o niezaleganiu w opłacaniu podatków uniemożliwił spółce stawanie do przetargów.
To tylko kilka z rozlicznych szykan, których ofiarą stał się przedsiębiorca. Część krzywdzących decyzji została uchylona przez Izbę Skarbową w Opolu, część czeka na rozstrzygnięcie w sądzie.
Kluska, milioner, założyciel firmy Optimus i ojciec jej rynkowego sukcesu, wybronił się, bo ma znaną twarz i nazwisko; wiele środowisk biznesowych i prawniczych stanęło w jego obronie. Swoistą kampanię informacyjną na temat bezprawnych działań krakowskiej skarbówki i organów ścigania rozpoczęły ogólnopolskie gazety i telewizje. Wyszło na jaw, że Kluskę próbowano zastraszać i szantażować, żądano łapówki w zamian za cofnięcie oskarżeń.
Klusce udało się uniknąć straty 18 milionów złotych i obronić swoje dobre imię. Co mają robić tysiące przedsiębiorców, którzy są dla opinii publicznej anonimowi, nie mają pieniędzy na adwokatów i ani setnej części siły przebicia Romana Kluski?
Są skazani na wolę urzędników skarbowych, którzy - gdy chcą (a chcą) - znajdą paragraf na każdego. Pod topór fiskusa kładą głowy zarówno ci, którzy łamią prawo, jak i ci, którzy sumiennie rozliczają się z każdej zarobionej złotówki. Oni nie mają gdzie szukać sprawiedliwości, bo druga instancja odwoławcza, czyli izba skarbowa, wydaje tak samo wadliwe decyzje jak pierwsza.
Jak się hoduje odsetki
Żeby doprowadzić ludzi do rozpaczy i samobójczych myśli, urzędnik nie musi wydawać decyzji na miliony czy setki tysięcy złotych. Drobnego przedsiębiorcę może dobić stosunkowo niewielka kwota, która przy niskich obrotach doprowadza jego firmę do ruiny, a jego samego do desperacji:
- Mój klient oznajmił mi, że się powiesi, bo urząd kazał mu zwrócić 15 tysięcy i odsetki od tej kwoty - opowiada Jerzy Mariański, doradca podatkowy z Brzegu. - W grudniu 2001 roku podatnik ten przekroczył limit obrotu, co spowodowało utratę prawa do zwolnienia z podatku VAT. W momencie przekroczenia wspomnianego limitu urzędnik powinien zwrócić uwagę podatnikowi na ten fakt, bo przecież ten regularnie składa zeznania podatkowe. Kompetentny i życzliwy urzędnik od razu zwróciłby uwagę na takie przekroczenie. Ale urzędnik zamiast tego czeka półtora roku i po tym czasie robi przedsiębiorcy kontrolę, z której wynika olbrzymia dla niego zaległość. W tym momencie dla urzędnika nie jest ważne, że postępując tak, naraża interes Skarbu Państwa, bo przez te półtora roku podatek VAT, który jest przecież cenotwórczy, mógł trafiać do budżetu państwa, a nie trafiał. Nie wspomnę o opresji, która dotyka podatnika. Oczywiście, nieznajomość prawa nie zwalnia nikogo z jego przestrzegania, ale dla mnie czymś normalnym powinno być, że gdy przed urzędnikiem staje młody człowiek, który ma na utrzymaniu żonę i dwoje dzieci, to nie wbija mu się noża w plecy, tylko poucza, podpowiada, zwraca uwagę. To normalny ludzki odruch.
Normalne ludzkie odruchy nie należą do kanonu zachowań wszystkich pracowników aparatu skarbowego. Mariański za "Gazetą Prawną" przytacza opinię, że niektórzy urzędnicy, jeśli stwierdzą jakieś uchybienie podatnika, które rodzi skutki finansowe, celowo odkładają takie sprawy na półkę, by hodować odsetki od tych należności. Jeśli po latach "odkryją" zaległość podczas kontroli, otrzymują nagrodę od wartości naliczonej zaległości.
- System premiowania pracowników skarbówki jest wadliwy i zachęca do nadużyć - twierdzi Mariański. - Jeśli u podstaw urzędniczej decyzji leży korzyść finansowa, to taki urzędnik będzie robił wszystko, by ją osiągnąć.
Premia uznaniowa przyznawana jest urzędnikom aparatu skarbowego ze specjalnego funduszu. Pochodzi on z dodatkowych wpływów, które są uzyskiwane w wyniku "kontroli, nadzoru, czynności sprawdzających i egzekucyjnych". 20 procent tych wpływów trafia do kieszeni urzędników. W 2002 roku do budżetu państwa wpłynęło 7,5 mld zł dodatkowych dochodów, z czego urzędnikom wypłacono 1,2 mld zł. Trafiłoby więcej, gdyby fiskus nie musiał zwrócić 300 mln zł podatnikom z tytułu odsetek za zwłokę od uchylonych przez NSA decyzji podatkowych.
System nagród jest chory
Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku aparat skarbowy jeszcze skwapliwiej przystąpi do tropienia błędów przedsiębiorców, bo urzędnicy wypłacą sobie nie 20, ale 40 procent dodatkowego wynagrodzenia.
Minister Andrzej Raczko, uzasadniając wzrost wydatków na administrację publiczną w przyszłym roku o 1 procent, zapowiedział likwidację funduszu specjalnego i włączenie go do wynagrodzenia zasadniczego urzędników. Chodzi o kwotę 1,349 mld zł. Zapowiedź ministra okazuje się nieprawdziwa w zestawieniu z innymi faktami: "Rzeczpospolita" z 25-26 października 2003 podała, że 25 października tego roku weszło w życie rozporządzenie ministra finansów, które oprócz wspomnianej kwoty 1,349 mld zł wzrostu wydatków na administrację (włączony do wynagrodzenia fundusz specjalny) wydatkowuje tę samą kwotę po raz drugi przez zachowanie funduszu specjalnego. Wynika z tego, że urzędnicy dostaną 40 proc. dodatkowych wpływów.
Protest w tej sprawie wystosował do Sejmu w połowie listopada Andrzej Cieślik, szef Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych przez Organy Administracji Państwowej oraz ZUS z siedzibą w Brzegu.
- Wiceminister finansów Wiesław Ciesielski przyznał publicznie, że premia uznaniowa, przyznawana urzędnikom aparatu skarbowego z kryminogennego funduszu specjalnego, stanowi aż 100 procent ich uposażenia zasadniczego - mówi Cieślik. - Likwidacja tego funduszu jest koniecznością i kwestią dalszego istnienia lub nie polskiej gospodarki, a także zmniejszenia stanu bezrobocia. Z powodu istnienia tego kryminogennego funduszu urzędnicy aparatu skarbowego przez ostatnich pięć lat doprowadzili do likwidacji 500 tysięcy miejsc pracy i dziesiątek tysięcy firm, doprowadzając setki pracodawców do samobójstwa. Państwo nasze dłużej nie wytrzyma ich własnego systemu premiowania siebie samych. Przyniosło to budżetowi państwa znacznie więcej szkód niż pożytku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska