Skazana na wygnanie

sxc.hu
sxc.hu
Sąd w Kędzierzynie-Koźlu nakazał Agnieszce zawieźć córeczkę do Norwegii. O tym, czy dziecko ma być z ojcem czy z matką, może zadecydować tylko norweski sąd.

- Nie rozumiem - dziwi się Agnieszka. - Przecież jesteśmy obywatelami RP: ja, Lenka i jej ojciec. Dlaczego los polskiego dziecka ma zależeć od urzędników z obcego kraju?

Nie rozumie też, jak sąd może nakazywać wolnemu człowiekowi, gdzie ma mieszkać. Bo przecież jak zawiezie dziecko do Norwegii, to nie zostawi go tam samego, będzie musiała się nim opiekować i tam żyć.

- Nie uprowadziłam córeczki z Norwegii, nie uciekłam z nią do Polski, jak teraz mi wmawiają - podkreśla 24-letnia Opolanka, mama 3-letniej Lenki. - Przecież nieraz rozmawiałam z Wojtkiem, znaczy moim byłym, że wracam z dzieckiem do kraju.

Agnieszka przyznaje, że popełniła błąd, wiążąc się z Wojtkiem. - Nigdy nie czułam się przy nim bezpiecznie, ale tego nie da się już odkręcić.

Przez chwilę łamie jej się głos: - Jak znalazłam u niego narkotyki, to powiedział mi, że mam się zamknąć, bo inaczej powiadomi norweską policję i powie, że to moje - opowiada. - To przestałam, obcy kraj, a Wojtek wybuchowy, więc zdolny do wszystkiego…

Po pracy spędzał czas na siłowni, a ona zajmowała się dziećmi, Lenką i Krzysiem, jego synkiem z pierwszego małżeństwa.

- Już po moim powrocie do Polski w sierpniu przyznał przez skype'a, że sobie nie radzi ze swoim 8-letnim Krzysiem przy odrabianiu lekcji i w ogóle. To wtedy powiedział, że jak nie wrócę, to mi zabierze Lenkę. No i się stało…

W lutym Sąd Rejonowy Wydział III Rodzinny i Nieletnich w Kędzierzynie-Koźlu - na wniosek ojca Lenki - postanowił, że 3-letnia dziewczynka ma wrócić do Norwegii.

Może zamieszkać z bezdomnymi

W postanowieniu sąd powołuje się na konwencję haską z 1980 roku, która ma zapewnić międzynarodową ochronę dziecka do 16. roku życia i przywrócić stan poprzedni uprowadzonego lub wywiezionego.

Musi ono wrócić do miejsca wcześniejszego pobytu. Sąd w tych okolicznościach nie wskazuje, które z rodziców ma się dzieckiem opiekować. O tym może zadecydować później sąd w Norwegii.

- Mamy obywatelstwo polskie, a sąd mnie i Lence każe wracać do Norwegii, kiedy teraz w Opolu mam dobrą pracę, a Lenka od września chodzi tutaj do przedszkola - dziwi się Agnieszka. - W sądzie mi powiedziano, że mogę zamieszkać w którymś z norweskich ośrodków dla bezdomnych, jeśli nie chcę wracać do Wojtka. Dlaczego sąd nie nakazał, żeby to Wojtek wrócił do Polski? Przecież dziecko już się tutaj zadomowiło, ma swoje koleżanki i czuje się dobrze.

W dokumentach sądowych jest opinia biegłej psycholog, z której wynika, że tak małe dziecko powinno pozostać przy matce. Chociaż Lenka bardzo pozytywnie reaguje też na ojca. Agnieszka nie zaprzecza.

- Nigdy nie robiłam z niego potwora, wprost przeciwnie, mówiłam o Wojtku przy dzieciach zawsze dobrze, bo dziecko musi mieć ojca - podkreśla. - A co jest nie tak, to same kiedyś ocenią.

Agnieszka rozkłada kolejną kartkę postanowienia sądu w Kędzierzynie-Koźlu.

- O, tu, jest czarno na białym, że ciąży na nim wyrok za wyłudzanie pieniędzy z banku, o czym dowiedziałam się dopiero teraz - zapewnia. - Jeździł do Polski na procesy, ale mówił, że jest świadkiem. Do Norwegii wyjechał z powodu długów, więc on tutaj nie wróci.

Porzucona w ciąży

Agnieszka na chwilę się zamyśla, nabiera powietrza, zanim wyrzuci z siebie to, co gryzło ją od dawna.

- Właściwie to już w czasie ciąży powinnam ułożyć sobie życie bez niego, bo Wojtek ma słabość do kobiet - mówi ściszonym głosem. - Zostawił mnie, kiedy byłam w czwartym miesiącu. Mieszkał z tamtą przez cztery miesiące, a ja przeniosłam się do jego matki. Nawet jego matka go nie broniła, mówiła, że Wojtek jest taki sam jak jego ojciec. Ale co ja mogłam w tej sytuacji zrobić?

Do matki Wojtka przeniosła się z Krzysiem, jego synkiem z poprzedniego związku. - Byłam wściekła na Wojtka, ale co winien Krzysiu? - tłumaczy. - On w swoim niedługim życiu już odcierpiał…

Zajęła się Krzysiem niedługo po tym, jak się poznali. Wojtek akurat się rozwodził.
- Było mi małego bardzo żal, bo jego matka miała siedemnaście lat, kiedy się urodził, wolała imprezy od dziecka, więc chłopczyk został u Wojtka - wspomina. - Przewijałam go, kąpałam i przyrzekłam sobie, że jak urodzi się moje, to będę je zawsze jednakowo traktowała. A teraz są z Lenką jak prawdziwe rodzeństwo.

Chciała pokazać Wojtkowi, że nadaje się na mamę jego dziecka. Postanowiła też walczyć o niego później, kiedy ją zostawił w ciąży z Lenką.

- W końcu poprosiłam go, żeby mnie woził do lekarza i płacił za wizyty. Pomyślałam, że powinien poczuwać się do odpowiedzialności - tłumaczy. - Przed porodem znowu wrócił do mnie. Wojtek się skarżył, że nie miał dzieciństwa, i ja mu zawsze wybaczałam…

Nowy kraj, gorsze życie

Lenka miała pięć miesięcy, a Krzysio sześć lat, kiedy wyruszyła z nimi do Norwegii. Wojtek już tam pracował od kilku miesięcy.

- Na początku wynajmowaliśmy, ale potem zaciągnęliśmy kredyt na zakup prawie 100-metrowego mieszkania, bo tam się bardziej to opłacało - dodaje Agnieszka. - Tylko między nami było coraz gorzej. Opiekowałam się dziećmi, a Wojtek nawet jak nie pracował, biegał na siłownię albo siedział przed komputerem. Ciągle krzyczał, że ma być cicho. Nasze życie całkowicie się posypało, kiedy na kilka miesięcy zamieszkał u nas brat Wojtka.

Robiła z Krzysiem lekcje, prowadziła dom, opiekowała się Lenką, a Wojtek z bratem poza domem. A jak w domu, to przed monitorem i wściekał się, gdy coś od niego chciała.
- Miał wtedy takie odzywki, że człowiekowi uszy więdły, potrafił mnie zwymyślać przy dzieciach - kontynuuje.

Czuła się tam coraz gorzej. W końcu nie wytrzymała, powiedziała Wojtkowi, że wraca do Polski. Jak twierdzi, nie protestował. - Powiedział, że jak tak bardzo chcę wracać, to mam sobie wracać - opowiada. - Chciał tylko, żebym na jakiś czas zabrała Krzysia, bo on będzie do późna pracował i nie da rady opiekować się dzieckiem.

Zabukowała bilety lotnicze dla siebie i dla dzieci, do Polski i z powrotem. - Pierwszy raz kupowałam bilety, a Krzysio miał niedługo wracać do Norwegii, dlatego wpisałam siebie jako opiekuna podczas jego powrotu - wyjaśnia. - Pomyślałam, że potem się przebije moje nazwisko na kogoś, kto go będzie odwoził.

Później ten wątek był wielokrotnie w sądzie analizowany.
- Twierdzą, że chciałam ojca dzieci wprowadzić w błąd, kupując bilety powrotne - tłumaczy. - A przecież już na lotnisku w Polsce, kiedy matka Wojtka odbierała Krzysia, mówiłam jej, że ja do Norwegii nie wracam.

Lenki samej nie wyślę

Po jej wyjeździe do Polski były jeszcze planowane wcześniej z myślą o dzieciach wspólne wakacje w Hiszpanii. Wojtek chciał, by wróciła do Norwegii, skąd mieli razem wylecieć do Hiszpanii, ale się nie zgodziła. Wylecieli z Polski.

- Wojtek uwielbia się bawić, w Hiszpanii przewracał oczami za każdą dziewczyną, przy mnie z nimi flirtował - mówi. - Noce były osobne, ja spałam z dziećmi.

Po urlopie pojechała z Lenką wprost do Polski, Wojtek z synem poleciał do Norwegii. - I nic jakoś wtedy nie mówił, że uprowadziłam córeczkę - podkreśla Agnieszka.
A potem Wojtek założył sprawę w sądzie, żeby zrobić z niej porywaczkę. I zaczął wyciągać różne rzeczy, żeby ją skompromitować, m.in. zabawki.

Agnieszka mówi, że z Norwegii do Opola zabrała tyle, ile mogła ze sobą wziąć do samolotu. Przede wszystkim zabawki Lenki.

- A Wojtek w sądzie pokazywał potem zdjęcie półki z zabawkami w pokoju Lenki w tym norweskim domu jako dowód, że wyjazdu nie planowałam - opowiada. - A to były zabawki dziecka z sąsiedztwa, które chyba przytargał, żeby je sfotografować. Ale wkopał się czym innym. Kiedy mówiłam, że przed moim wyjazdem z Norwegii rozmawialiśmy o tym, że jak wrócę do Polski, ma mi płacić 600 zł na Lenkę, to zaprotestował. Powiedział, że ja się domagałam zawsze tysiąca. Czyli przyznał, że o moim wyjeździe rozmawialiśmy! Szkoda, że sąd nie wziął tego pod uwagę.

W ich sprawie zeznawali też sąsiedzi Agnieszki i Wojtka z Norwegii. Nigdy nie słyszeli awantur. O Agnieszce mówili, że dobra przyjaciółka i ciepła z niej osoba.

- Nie opowiadam nigdy o sobie, więc skąd niby mieliby wiedzieć, co się u nas działo? Po prostu nasze córeczki się przyjaźniły i tyle - wyjaśnia Agnieszka.

Wojtek poproszony o rozmowę odpowiedział przez telefon, że się spotka. Odezwie się zaraz, jak tylko przyleci do Polski. Przyjechał, ale się nie odezwał. Na rozmowę nie zgodziła się też matka Wojtka.

Mecenas Agnieszki złożyła apelację od wyroku sądu w Kędzierzynie-Koźlu, nakazującego odwieźć Lenkę do Norwegii.

Agnieszka martwi się, co będzie, jak przegra. Nie wyśle przecież Lenki samej do Norwegii, pojedzie razem z nią, bo dziecka nie zostawi. Tyle że po wyroku polskiego sądu będzie tam tą matką, która wykradła dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska