Skok na główkę. Na złamanie karku

Redakcja
To był pierwszy samodzielny wakacyjny wypad 17-letniego Wojtka. Wyjazd z kolegami pod namiot. Zabawa, szaleństwa, popisy - także w wodzie.

Ważne

Ważne

W Polsce żyje około 20 tysięcy ludzi z uszkodzeniami rdzenia kręgowego. Jedną z przyczyn tego uszkodzenia jest skok na główkę do wody.
Szacuje się, ze rocznie dochodzi w Polsce do 1000 urazów kręgosłupa, z czego 60% jest spowodowanych skokiem do wody. Pośród poszkodowanych najczęściej są mężczyźni, średnio w wieku 22 lat.
Kręgosłup szyjny jest najsłabiej chronionym odcinkiem naszego kręgosłupa i może nie wytrzymać obciążeń związanych z samym wejściem do gęstszej od powietrza wody.

To był także jego pierwszy w życiu skok na główkę do wody - wspomina Zbigniew Florczak, neurochirurg z Opola, który potem operował chłopaka. - Koledzy pokazali, jak to się robi, chciał im dorównać. Naśladując ich - wykonał skok. Nie była to udana próba… Potem opowiadał, że był bardzo zdziwiony, bo przecież nie czuł żadnego bólu.

Cudów nie ma

Złamał kręgosłup w odcinku szyjnym. Bólu nie było i - jak mówi lekarz - to akurat często się zdarza. Ewentualnie na krótko pojawia się ból w szyi. Jednocześnie ciało w ułamku sekundy odmawia posłuszeństwa, staje się bezwolne. Rozum pracuje, daje rozkazy, ale bez efektu. 17-latek chciał rękami odgarnąć wodę, nogami odbić się od dna. Nic z tego.

Wyciągnęli go koledzy. Zabrało pogotowie. Dość szybko trafił na stół operacyjny na oddziale neurochirurgicznym opolskiego WCM-u. To dobrze, bo także w przypadku neurochirurgii, szczególnie kręgosłupa, liczy się czas i funkcjonuje pojęcie tzw. złotej godziny - jeśli w ciągu 60 minut od wystąpienia urazu nie podejmie się leczenia, szanse pacjenta drastycznie spadają.

Znaczna część przypadków kończy się stanem, który chirurdzy nazywają "gadające głowy". To określenie bezlitośnie oddaje istotę ułomności.

- Nam, chirurgom, nie pozostało nic innego, jak odbarczyć kręgosłup chłopaka oraz ustabilizować jego odcinek szyjny. A potem spotkać się z zrozpaczonymi rodzicami dziecka - mówi lekarz.

Wojtek miał wiele szczęścia. Po operacji stopniowo zaczął ruszać rękami i nogami. Prawdopodobnie dziś chodzi samodzielnie. Ale takich szczęściarzy jak on lekarz w swej praktyce widział może dwóch, trzech.

Raz też zdarzyło się, że pacjent ze złamanym w kilku miejscach kręgosłupem po operacji po prostu… wstał z łóżka. Ale w jego przypadku odłamki kostne dosłownie otarły się o rdzeń kręgowy, nie niszcząc go. - Najpierw więc przez parę dni przed operacją trzymaliśmy pacjenta na wyciągu, a potem poddaliśmy go, wraz z ortopedami, operacji. - mówi Zbigniew Florczak.

I tu kończy się lista cudownych uleczeń. W praktyce pan doktor odnotował ich więc dwa. A ilu pacjentów ze złamanym kręgosłupem co roku trafia na oddział, gdzie pracuje?

- Około piętnastu, większość podczas wakacji, najwięcej - w lipcu - odpowiada lekarz.

Gadające głowy

Znaczna część przypadków kończy się stanem, który chirurdzy nazywają "gadające głowy". To określenie bezlitośnie oddaje istotę ułomności.

- Pracuje mózg, umysł, pacjent myśli trzeźwo i logicznie, wyraża swoje myśli. Zwykle ci ludzie mają dwadzieścia kilka lat. W tym wieku chce się zawojować świat, ma się całe życie przed sobą. A im pozostaje świadomość, że wraz ze złamaniem kręgosłupa złamali sobie przyszłość. Reszta ciała - została wyłączona. Pacjent ze złamanym kręgosłupem i przerwanym rdzeniem kręgowym na odcinku szyjnym często nie może nawet samodzielnie oddychać - mówi lekarz.

Pacjent musi być stale podłączony do specjalistycznej aparatury. Zwykle takiego sprzętu nie obsługuje się w domach, pozostają więc hospicja. Chory wie, w jakim jest stanie, rozumie to, obserwuje podtrzymujący go przy życiu sprzęt, wsłuchuje się w jego szum i pozostaje w bezsilnej złości i rozpaczy.

Przy sparaliżowaniu "tylko" od pasa w dół, można przynajmniej cieszyć się komputerem. W sieci sporo jest stron dla osób po urazach kręgosłupa, które teraz mają bardzo dużo czasu na mailowanie i buszowanie w sieci. Nie brakuje też wpisów zrozpaczonych bliskich.

Mariola 17 pisze: Mój brat wczoraj skoczył w wodzie na główkę. Ma poważnie uszkodzone kręgi szyjne, jest sparaliżowany od barków w dół. Nie ma czucia w rękach i nogach. Jestem załamana, ma dopiero 15 lat. Lekarze w tej chwili nie rokują nic dobrego. Tak bardzo chciałabym mu pomóc, a nie umiem, czy ktoś może mi powiedzieć coś więcej na temat właśnie takich przypadków? Prawdopodobnie będzie miał również problemy z oddychaniem, przestrzegam wszystkich: głupi skok może zmienić całe wasze życie.

Inny wpis: Witam, mój wujek ma złamany kręgosłup w okolicach szyi, przerwany rdzeń... W ogóle nie ma czucia od pasa w dół, rękoma rusza, bo rusza. Mięśnie odpowiedzialne za oddychanie nie pracują (ta cała wydzielina zalega w płucach, a wujek nie może tego sam wykrztusić... przez to ma ciężkie zapalenie płuc). Lekarz daje mu około 2 miesiące życia...

I jeszcze Maniek: Witam. Jestem po wypadku, doszło do ucisku rdzenia szyjnego C4, C5, C6. Minął rok. Mam niedowład kończyn górnych i dolnych. Zacząłem stawać przy łóżku za pomocą innej osoby.

Albo: Mam na imię Patryk w 2004 r. miałem wypadek (skok do wody na główkę)... miałem złamany kręgosłup szyjny na wysokości C4, C5 oraz zmiażdżony rdzeń kręgowy... mam też porażenie czterokończynowe tzw. tetraplegia. Jeżeli chcielibyście się czegoś więcej dowiedzieć lub pogadać, to zapraszam. Podaję mój numer GG…

I miliony nie pomogą

- Każdy ze sparaliżowanych wciąż wraca do tego skoku, chce cofnąć czas - mówi lekarz. - A rodzina oczekuje od nas, że damy nadzieję, że jakoś ten kręgosłup poskładamy w całość. Czekają na cud.

Złamany kręgosłup operuje się nie tylko po to, aby uzdrowić… - W wielu przypadkach pacjent będzie już później przez kogoś myty, ktoś będzie utrzymywał jego toaletę, podnosił go, przewracał. I dlatego składamy kręgosłup w całość.

Nawet jeśli pacjent ma szczęście i będzie mógł - po operacji i żmudnej oraz długotrwałej rehabilitacji - samodzielnie się poruszać, prawdopodobnie już nigdy nie będzie mógł biegać, grać w tenisa, grać na fortepianie czy skrzypcach.

- Konsekwencją nawet wyleczonego urazu są ograniczenia w zakresie siły mięśniowej oraz precyzji ruchów - mówi Florczak.
Aktor Christopher Reeve (znany jako Superman) złamał kręgosłup w wyniku upadku z konia. Został sparaliżowany, żył podłączony do respiratora. Po wypadku zgodził się testować na sobie nowe metody terapii, mające naprawić uszkodzony rdzeń kręgowy i otworzył w Short Hills, w stanie New Jersey, pierwszy ośrodek, w którym ludzi sparaliżowanych uczono normalnego życia. Fundacji im. Christophera Reeve'a na wynalezienie cudownej metody uzdrawiającej przeznaczyła miliony dolarów. Bez efektu. Całkowicie sparaliżowany aktor zmarł w wieku 52 lat, po ataku serca. Wcześniej szwankowały mu płuca.

- Częste choroby płuc i układu krążenia, osłabienie organizmu, podatność na infekcje - osoby sparaliżowane nie dożywają sędziwego wieku. Uszkodzony rdzeń ma też skłonność do obrzęku, w wyniku którego następuje kolejne uszkodzenie struktur nerwowych, a w konsekwencji dochodzi do zatrzymania krążenia i oddychania - mówi lekarz.

Dlaczego Zbigniewowi Florczakowi, neurochirurgowi, tak bardzo zależy na tym, by wciąż przestrzegać przed skokami do wody. - Jestem pływakiem, byłem ratownikiem wodnym, więc wiem, jak groźna jest woda. To nieprawda, że kark łamie się po uderzeniu w dno, gdy woda jest płytka lub gdy pod taflą jest jakaś przeszkoda. Sama woda też potrafi zadziałać jak głaz. Woda jest 820 razy gęstsza od powietrza i jeśli minimalnie źle ułożymy ciało - uderzy ono w taflę jak w beton. Przeżyłem to na własnej skórze.

Jako wysportowany i doświadczony pływak wykonał skok do wody na basenie. Minimalne skręcił głowę w bok. Wyszedł z wody z urazem barku. I cieszył się, że skończyło się tylko na takiej kontuzji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska