Sportowy kosmos 100 km od Opola. Czechy żyją hokejem

fot. Mariusz Matkowski
fot. Mariusz Matkowski
Co trzeba zrobić, żeby zobaczyć widowisko na nie znanym nam poziomie? Niewiele. Wystarczy pojechać do Czech na mecz ligi hokejowej. Szczęka opada. I wcale nie jest to droga przyjemność.

Dla naszych południowych sąsiadów hokej na lodzie to sport narodowy. Przekonaliśmy się o tym, odwiedzając Ostrawę i oglądając mecz tamtejszego klubu Vitkovice Steel ze Zlinem.

- My nigdy nie dojdziemy do takiego poziomu - ocenia Andrzej Frysztacki, wiceprezes klubu GKS Jastrzębie, który współpracuje z Vitkovicami.

To dzięki niemu mogliśmy obejrzeć "od kuchnii“ jak działa profesjonalny klub. Kilka godzin przed meczem oglądaliśmy zaplecze wielkiej hali CEZ Arena.

- Na trybunach zmieści się 10 tysięcy widzów - mówi dyrektor klubu z Ostrawy Jan Falter. - Tylu przychodzi na najważniejsze mecze w sezonie.

Razem z nim oglądamy cały budynek, a w nim rzeczy, które porównując z naszymi halami czy stadionami, są "nie z tego świata". I to zaledwie nieco ponad 100 km od Opola. Z Prudnika, Kędzierzyna-Koźla czy Głubczyc jest jeszcze bliżej. Hala robi niesamowite wrażenie. Oprócz głównego lodowiska jest drugie, mniejsze, z trybunami na około 1000 widzów.

- Tutaj swoje mecze rozgrywają drużyny młodzieżowe czy dziecięce - tłumaczy Jan Falter.
Jeszcze bardziej szczęka nam opada, kiedy oglądamy szatnie. Dla potrzeb drużyny seniorów grającej w czeskiej ekstraklasie jest kilka szatni, siłownia, gabinety odnowy biologicznej, jacuzzi. To nie wszystko. Jest specjalny pokój (a może wielki hol, bo jego powierzchnia to spokojnie ponad 100 metrów kwadratowych), gdzie w czasie meczu przebywają żony hokeistów z dziećmi. Te mają do dyspozycji miejsce do zabawy.

- Wszystkie pomieszczenia przeznaczone tylko dla pierwszej drużyny mają ponad 3000 metrów kwadratowych - mówi dyrektor Falter. - Kilka godzin przed meczem każdy z zawodników ma na swoim wieszaku w szatni kompletny strój. Jeśli w czasie meczu się zamoczy, są specjalne suszarki. To oczywiście nie koniec. Jest szereg pomieszczeń dla działaczy, loże dla VIP-ów. Najważniejsi goście mogą zmagania hokeistów oglądać wprost z jacuzzi.

Na lód idzie wielka kasa
To jeszcze nie wszystko. My na różne poziomy obiektu, a jest ich pięć, jeździmy windą. Wszędzie czysto, jakby to był szpital, a nie miejsce związane ze sportem. Do hali może wjechać autobus z drużyną gości. W wielkim pomieszczeniu są trzy maszyny do czyszczenia lodu. Krążki używane w czasie meczu już kilka godzin przed jego rozpoczęciem leżą w specjalnym pojemniku z lodem. Tafla lodowiska też wydaje się inna niż na dobrze nam znanym opolskim "Toropolu".

- Jest mniej śliska - przyznaje fotoreporter nto Mariusz Matkowski, który mógł jako jedyny wejść na lód.
Dziwić się temu nie można.

- Używamy specjalnie zmineralizowanej wody - zdradza dyrektor Falter.

- Za hokejem w Czechach idą wielkie pieniądze - tłumaczy Frysztacki. - Wszyscy wzorują się na zawodowej lidze NHL zza oceanu. Nic więc dziwnego, że poziom organizacji klubu jest tak wysoki.

Roczny budżet klubu z Ostrawy to około 7 milionów dolarów. Ponad trzy razy więcej niż naszego najlepszego i najbogatszego klubu w regionie - siatkarskiej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Po prawie godzinnym zwiedzaniu CEZ Areny mamy ponad dwie godziny do rozpoczęcia meczu. Kibice, którzy przyjdą wcześniej, wcale się nie muszą nudzić. W hali jest kilka stoisk gastronomicznych, stoiska z pamiątkami. W sąsiedztwie obiektu też nie brakuje barów.

Organizatorzy na meczu ze Zlinem spodziewali się około 5-6 tysięcy widzów. Było ich prawie 6400. To frekwencja porównywalna ze średnią na meczach piłkarskich w Czechach i Polsce. Do frekwencji na polskim hokeju nie ma jej nawet co porównywać. Poziom też jest oczywiście nieporównywalny. Kibice, którzy znają hokej tylko z telewizji, muszą wiedzieć, że oglądanie go na żywo to zdecydowanie inna jakość. Jeśli do tego dodamy poziom ligi czeskiej - mamy prawdziwe sportowe widowisko.

Telewizory w toaletach
Hala przed meczem zapełnia się powoli, a i w trakcie gry nie wszyscy siedzą na swoich krzesełkach. Można iść na piwo (wiadomo, że czeskie to światowa ekstraklasa), na kiełbaski. Zresztą napełniając żołądek, nie traci się możliwości oglądania meczu. Przy stoiskach gastronomicznych są telewizory, na których można śledzić transmisje z meczu. Piwo jest moczopędne, ale to też nie jest problem. W toaletach bowiem też są telewizory.
Atmosfera na meczu piknikowa. Na trybunach całe rodziny z dziećmi. Wielu widzów poubieranych jest w wielkie koszulki hokejowe. Sympatycy gości spokojnie przechadzają się wśród tych z Ostrawy. Co więcej, jeden kibic ze Zlinu ubrany jest w koszulkę Vitkovic, a na głowie ma maskę - świński ryj. W naszym kraju - i to nie tylko na stadionach piłkarskich - taka prowokacja by nie przeszła.

U nas nie do pomyślenia jest też czeskie podejście do ochrony meczu. Nie ma napakowanych ochroniarzy, którzy przed wejściem na obiekt obmacują po całym ciele. Są tylko uprzejmi młodzi ludzie wskazujący nasz sektor. Nikt nas nie kontroluje. Spokojnie wnieślibyśmy na obiekt nawet bombę. Po co jednak kontrola, kiedy na meczach jest spokój? Policjantów widzieliśmy tylko po meczu, kiedy rozładowywali ruch na wielkich parkingach przy hali i przyległych ulicach. Mija dosłownie kwadrans od zakończenia spotkania, a hala jest pusta. Ludzi do innych dzielnic miasta rozwożą specjalnie podstawione tramwaje.

Gospodarze wygrywają 3-1, ale dla kibiców Vitkowic nie sam wynik ma znaczenie.
- Przychodzenie na mecze hokejowe to u nas w zasadzie stała rozrywka - mówi 25-letni Jirzi z pobliskiego Bohumina. - Niezależnie od tego, jak gra nasza drużyna.

My po sportowej uczcie wracamy do domów. W Opolu jesteśmy po niespełna dwóch godzinach jazdy. Tak blisko, a jednak po tym, co zobaczyliśmy w Ostrawie, tak daleko nam pod wieloma względami do wielkiego sportu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska