Świat jest tani. Roczne podróże coraz bardziej modne

fot. archiwum prywatne
Rafał Sierecki i Adam Fidot, podróżnicy z Głogówka, gdzieś w kazachskim stepie.
Rafał Sierecki i Adam Fidot, podróżnicy z Głogówka, gdzieś w kazachskim stepie. fot. archiwum prywatne
Roczne wakacje, wielomiesięczna podróż tuż po skończeniu studiów - coraz więcej ludzi w Europie taki właśnie ma sposób na wejście w dorosłe życie. Do Polski ta moda dopiero dociera.

Iwołgiński Dacan to zespół buddyjskich klasztorów wybudowanych po II wojnie światowej na Syberii przez Buriatów. Rafał i Adam w miejscowej knajpie jedli obiad i głośno, bez skrępowania, bo po polsku, komplementowali urodę młodej kobiety przy sąsiednim stoliku. Kiedy skończyli, nieznajoma odwróciła się do nich i czystą polszczyzną stwierdziła:

- Mam na imię Elżbieta i jestem z Bytomia. A tam idzie mój mąż. Jesteśmy w podróży poślubnej.
Rafał Sierecki i Adam Fidot, dwaj podróżnicy z Głogówka, kolejny raz przekonali się wtedy, że rodaków można spotkać w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, w najdalszych krańcach świata.

Pawła Kuśmierskiego i Roberta Szyjanowskiego ze Szczecina po raz pierwszy spotkali w Mongolii w 2004 roku. Jeszcze przed swoim wyjazdem z Polski czytali w prasie o szczecinianach, którzy organizują wyprawę śladami średniowiecznego franciszkańskiego mnicha Benedykta Polaka. Jej uczestnicy chcieli samochodami powtórzyć trasę pierwszego europejskiego turysty, który konno i pieszo przemierzył Imperium Mongolskie. Polski zakonnik był w latach 1245 - 1247 wysłańcem papieża Innocentego IV do chana mongolskiego. Z jego opisów Azji korzystał później Marco Polo.

- Po przyjeździe do Ułan Bator znaleźliśmy tani nocleg w Gest House Gana - wspomina Rafał Sierpecki. - Niespodziewanie na podwórzu przed budynkiem zobaczyliśmy samochody na polskich rejestracjach z wyprawy "Śladami Benedykta Polaka". Spędziliśmy wtedy razem parę dni, zwiedzając okolicę.

Cztery lata później, jeszcze w Polsce, umówili się z Pawłem Kuśmierskim na spotkanie w Kirgistanie. Paweł wracał ze swoją dziewczyną z wyprawy samochodowej do Chin. Jej członków nie wpuszczono za chińską granicę. Rafał z Adamem akurat wybrali się na wędrówkę do Kirgistanu. 15 tysięcy kilometrów w starej, terenowej ładzie nivie. Wybrali ją specjalnie, bo tylko taki samochód można naprawić w każdej kuźni byłego Związku Radzieckiego.

- Paweł przysłał nam SMS z pozycją geograficzną, na której na nas czeka - opowiadają Adam Fidot i Rafał Sierpecki. - Jechaliśmy drogą przez totalne bezdroże i szukaliśmy tego miejsca. W pewnej chwili na odludziu znaleźliśmy polską flagę, wbitą na skraju drogi. Paweł był tam dzień wcześniej, zostawił nam taki znak i nikt go nawet nie ruszył. Skręciliśmy na wschód, dojechaliśmy do rzeki i zgodnie ze wskazówkami ruszyliśmy w górę nurtu. Paweł z daleka machał do nas z obozowiska.

Krajana z Opolszczyzny spotkali też w 2006 roku w Kambodży. Późną nocą chodzili po plaży i głośno rozmawiali po polsku. Zaczepiła ich młoda dziewczyna, jak się okazało z Rogowa Opolskiego. Była na wakacjach z mężem Niemcem, z którym na co dzień prowadzą w Norymberdze restaurację z polskim jedzeniem. W Kirgistanie spotkali rodaków z Katowic, wracających z wyprawy rowerowej do Pekinu. Jak się dokładniej poznali, okazało się, że studiowali na Śląsku na jednej uczelni, na jednym kierunku, tylko trzy lata wcześniej.

- W 2002 roku, chodząc nad brzegiem Bajkału w Rosji w małej wiosce Listwianka, w miejscu gdzie trudno zastać obcokrajowca, spotkaliśmy dwóch Polaków. Dwa dni potem wędrowaliśmy wspólnie po tajdze. Kontakt utrzymujemy do dzisiaj. Kilka lat później jeden z tych znajomych został… ministrem.
Co robią rodacy, gdy odnajdą się na krańcach świata? Przez kilka dni zwiedzają razem miejscowe atrakcje, śpią w jednym hotelu, jedzą w tych samych knajpach. A potem wymieniają adresy, numery telefonów i jadą dalej swoim szlakiem. Bo prawdziwi podróżnicy to indywidualiści. W większych grupach po paru dniach jest im zbyt ciasno.

Moda na roczne wakacje
Masowi turyści kupują w biurze podróży wakacje czy wycieczkę z przejazdem, noclegami, opieką pilota czy rezydenta w luksusowym hotelu na plaży. Prawdziwi podróżnicy wędrują sami albo w małych grupach. Sami planują trasy przejazdów, szukają tanich noclegów, tanich środków lokomocji, rzadziej odwiedzanych zabytków. Nie odstraszają ich kraje mniej rozwinięte, bez dobrych dróg, sieci hoteli, czasem nie do końca bezpieczne, ale ciekawe.

- Spotykamy się w internecie na różnych forach internetowych, czatach. Widujemy się na festiwalach turystycznych i slajdowiskach - opowiada Rafał Sierpecki. - Wymieniamy się doświadczeniami, wiedzą, praktycznymi informacjami, gdzie można coś znaleźć, tanio przenocować. W tym roku planujemy z Adamem wyprawę dookoła Morza Czarnego przez Turcję, Gruzję, Armenię, może zahaczymy o Azerbejdżan. Jedziemy naszą 26-letnią ładą nivą, która ciągle dobrze się trzyma. Już teraz dużo czytamy o tamtych terenach, staramy się poznać miejscową kulturę, zwyczaje. Rozmawiamy z ludźmi, którzy już tam byli. Będziemy na granicy Czeczenii i Dagestanu, a więc w miejscach nie do końca bezpiecznych. Kręci nas pewna doza ryzyka, ale nie jesteśmy szaleńcami. Chcemy wiedzieć, jak ominąć potencjalne zagrożenia.

Polaków z plecakami, w ciężkich butach, podróżujących po niezbyt znanych miejscach świata można spotkać coraz częściej. Przyjaźnie na szlaku zawierają zresztą nie tylko z rodakami. Adam Fidot w 2007 roku wybrał się na Mont Blanc z narzeczoną i Robertem, Anglikiem poznanym wcześniej na jednym z wyjazdów.

- Nie jesteśmy wcale wyjątkowi - mówi Adam Fidot. - Spotykaliśmy też Czechów, Niemców, Anglików, Amerykanów. W tych krajach na Zachodzie popularne staje się podróżowanie młodych ludzi po zakończeniu studiów, a przed rozpoczęciem stałej pracy. Robią sobie ostatnie w życiu prawdziwe wakacje. Spotykaliśmy wiele młodych osób, które w ciągu roku objeżdżają cały świat. Jak zabraknie im pieniędzy, szukają pracy, najczęściej uczą angielskiego i po kilku tygodniach ruszają dalej. Do Polski na razie taka moda jeszcze nie dotarła.

Żeby podróżować po świecie z plecakiem, trzeba mieć trochę doświadczenia, zdobytego w kraju na górskiej wędrówce czy obozie kajakarskim. Trzeba być ciekawym świata, otwartym na ludzi, odpornym na niewygody. Pieniądze da się zarobić albo odłożyć przez rok normalnej pracy. W Azji popularne wśród podróżników są gest housy, tanie noclegownie, gdzie można wynająć łóżko za równowartość 2 - 5 dolarów za noc. W Mongolii chleb kosztuje równowartość pół dolara, obfity obiad w knajpie 1 do 3 dolarów. Za 5 - 6 dolarów dziennie można sobie wynająć konia albo wielbłąda z przewodnikiem i wybrać się na pustynię Gobi, żeby zwiedzić cmentarzysko dinozaurów.
A w Głogówku byłeś?
- W czasie spotkań za granicą zawsze mówimy, że jesteśmy z Głogówka - opowiadają Rafał i Adam. - Okazuje się, że niewielu podróżników z Polski wie, gdzie leży Głogówek. Problemów nie mieli właściwie tylko dwaj kierowcy TIR-ów, których spotkaliśmy na obiedzie w Kirgistanie. Tak więc opowiadamy rodakom o naszym mieście, Opolszczyźnie, o Górach Opawskich. O zabytkowym zamku w Głogówku, kościołach, o pobycie Beethovena. Mówimy o królu Janie Kazimierzu, który schronił się u nas przed szwedzkim potopem, bo nawet Sienkiewicz, pisząc Trylogię, pomylił się w tej sprawie i napisał, że król uciekł do Głogowa.

Przed tygodniem dwaj podróżnicy z Głogówka po raz kolejny ściągnęli do siebie kilkunastu przyjaciół - wędrowców z całej Polski na - "Spotkanie Znajomych Podróżników". Najpierw wspólnie zwiedzali miasto, potem pojechali na dwa dni włóczęgi w Góry Opawskie, ze zdobyciem najwyższego szczytu Opolszczyzny - Kopy Biskupiej. Takie trzydniowe spotkania zorganizowali w tym roku już po raz czwarty jako zupełnie prywatną inicjatywę, która ma także promować nasz region. Wcześniej gościli w Głogówku m.in. ministra znad Bajkału, Anglika Roberta, urodziwą Elżbietę z Bytomia, sympatyczną rodzinkę z Białegostoku i wielu innych prawdziwych podróżników. W tym roku mimo zapowiedzi nie dojechał niestety "Kanion" z Gliwic, który w telewizji Silesia prowadzi program dla indywidualnych podróżników. Opowiada w nim, jak za niewielkie pieniądze zwiedzić kolejne ciekawe miejsce. Tym razem "Kanion" musiał jechać nad Bajkał, kręcić kolejny odcinek swojego programu.
- Zapraszamy do siebie tylko tych, których polubiliśmy. Niestety, nie wszyscy rodacy za granicą są sympatyczni, nawet w gronie podróżników. Zdarzają się zachowania chamskie, nadużywanie alkoholu, robią nam wstyd przed miejscowymi - przyznaje Rafał Sierpecki. - My za granicą staramy się być zawsze reprezentantami Polski. Chcemy pokazać, że w obcym kraju też można być dobrym, miłym i pomocnym dla innych.

Zainteresowanych wyprawami Rafała Siereckiego i Adama Fidota odsyłamy do ich strony internetowej: www.wyprawy.pizzeria-angelo.pl.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska