Symetria Nniejszości Niemieckiej szkodzi

Mariusz Jarzombek
Opolski lider PiS krytycznie ocenia polsko-niemiecki okrągły stół z udziałem obu rządów oraz Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce.
Opolski lider PiS krytycznie ocenia polsko-niemiecki okrągły stół z udziałem obu rządów oraz Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce. Mariusz Jarzombek
Niemcy w Polsce mają wszelkie prawa i przywileje, a Polacy w Niemczech żadnych - uważają politycy PiS i domagają się zasady wzajemności, czyli ograniczenia praw mniejszości niemieckiej.

Okazją do sformułowania podobnych postulatów była ubiegłotygodniowa wizyta 50 parlamentarzystów PiS-u na Opolszczyźnie. Żądali oni, by mniejszość, podobnie jak partie polityczne, musiała osiągać próg pięcioprocentowy w wyborach do Sejmu. Proponowano, by odebrać także inne prawa mniejszości niemieckiej, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przekazać na działalność niemieckiej Polonii.
Polityka jastrzębi

- Bezpośrednim powodem było stanowisko klubu MN w sprawie uchwały sejmiku dotyczącej 90. rocznicy wybuchu III powstania śląskiego - mówi poseł PiS Sławomir Kłosowski. - Mniejszość prowadzi politykę jastrzębi. Tylko czekać, aż zażyczy sobie, byśmy nie obchodzili rocznicy 1 września 1939 roku. A może zażądają rewizji granic. Pod pozorem działalności społeczno-kulturalnej funkcjonują jak partia. Więc niech - jak partia - na równych prawach walczą o głosy.

Opolski lider PiS krytycznie ocenia polsko-niemiecki okrągły stół z udziałem obu rządów oraz Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce.

- Dwadzieścia lat po traktacie polsko-niemieckim widać wyraźnie, że wynikające z niego prawa zdobyła tylko mniejszość niemiecka w Polsce - dodaje poseł Kłosowski - Polacy w Niemczech nie mają żadnych praw. Okrągły stół to nieudolna próba przesłonięcia tego faktu.

Kiedy stanowisko PiS oczyścimy z pewnej emocjonalnej przesady (rewizji granic nie domaga się nie tylko mniejszość niemiecka w Polsce, ale i żadne liczące się siły polityczne w Niemczech), rodzi ono co najmniej trzy istotne pytania: Czy lojalność mniejszości wobec państwa polskiego, którego opolscy Niemcy są obywatelami, dotyczy także wizji historii? Dlaczego Polacy w Niemczech nie są uznani za mniejszość polską? Czy zasada wzajemności służy czy szkodzi mniejszościom?

- Powoływanie się przy mówieniu o prawach mniejszości niemieckiej w Polsce na traktat polsko-niemiecki z 1991 roku jest o tyle bez sensu - mówi poseł MN Ryszard Galla - że te prawa wynikają z ustawy o mniejszościach i z konwencji ramowej o prawach mniejszości, a nie z traktatu. Nie mamy innych przywilejów niż inne mniejszości w Polsce.

- Jestem zaskoczona retoryką PiS-u - dodaje dr Danuta Berlińska, socjolog z UO i ekspert od spraw mniejszości. - Nie znam w najnowszej historii Europy przykładów odbierania jakimś grupom praw nabytych. Na to był czas, gdy tworzono ustawę o mniejszościach.

Czyja pamięć na Litwie?

O prawie do odrębnej historycznej pamięci, zwłaszcza na pograniczach, przypomniał przy okazji sporu o uchwałę sejmiku prof. Adam Suchoński, powołując się przy tym na stosowne europejskie dokumenty.

Ale i bez ich lektury trudno takiego prawa mniejszości na Śląsku odmówić. Jeśli bowiem każemy Niemcom patrzeć polskimi oczami na powstania lat 1919-1921, to będziemy się musieli zgodzić, by w imię tej samej lojalności Polacy na Litwie, Ukrainie i Białorusi także postrzegali tamtejszą trudną historię oczami ukraińskiej, litewskiej i białoruskiej większości.

Niestety, wiedza o tym, iż Niemcy w Polsce są - historycznie - w podobnej sytuacji jak Polacy na utraconych kresach wschodnich, wciąż nie przebiła się do powszechnej świadomości. A przecież i tam, i tutaj ludzie pozostali na ziemi, z której wyrośli ich przodkowie, a przesunęła się granica.

Z tej perspektywy Polacy w Niemczech są w innym położeniu. Oczywiście zawsze jacyś Polacy nad Renem mieszkali. Na więzi sięgające zamieszkiwania Polaków w zaborze pruskim powołują się dziś m.in. Polacy w Niemczech, domagając się uznania za mniejszość polską. Prawdą jest, że w XIX wieku ok. 500 tys. Polaków emigrowało do Westfalii i Nadrenii (Polonia Westfalska).

Spora kolonia wychodźcza osiedliła się także w Berlinie. Ale zdecydowana większość Polaków, którzy dziś przebywają na terytorium Republiki Federalnej, nie ma z tamtymi ośrodkami i środowiskami nic wspólnego. Emigrowali w różnych okresach po wojnie z motywów ekonomicznych i - w okresie I "Solidarności" i stanu wojennego - politycznych.

Gdyby zatem wprowadzić polską - jedną z najkorzystniejszych w Europie - ustawę o mniejszościach narodowych do niemieckiego prawodawstwa, za mniejszość polską mogliby zostać uznani potomkowie owej Polonii Westfalskiej, bo oni - i praktycznie tylko oni - spełnialiby wymóg nie tylko odrębności językowej i kulturowej, ale także nieprzerwanego zamieszkiwania na większościowym terytorium przynajmniej przez okres stu lat.

Inni Polacy byliby tym, kim są i dzisiaj, czyli emigrantami, Polonią, Polakami w Niemczech, ale nie mniejszością polską.

Niemcy bez kryterium

- Problem w tym, że w niemieckim prawodawstwie nie ma zapisu, jakie warunki trzeba spełnić, by być uznanym za mniejszość narodową - dodaje dr Berlińska. - Status mniejszości ma zaledwie pięć grup narodowych.

O trzech z nich można powiedzieć, że zamieszkują na ziemi pochodzenia przodków. Są to Duńczycy w Szlezwiku-Holsztynie, Serbołużyczanie i Fryzowie. Nie dotyczy to jednak Żydów - ich uznanie za mniejszość w Niemczech trzeba by uznać raczej za próbę zadośćuczynienia za zbrodnie z okresu nazizmu.

A już zupełnie nie sposób wskazać zwartego terenu zamieszkiwania przez Sinti i Romów, są to bowiem od stuleci społeczności wędrowne. Trudno się oprzeć wrażeniu, że uznano ich za mniejszość narodową w Niemczech z motywów humanitarnych.

Skoro zaś przyznawanie w Niemczech statusu mniejszości jest niedoprecyzowane i nieco uznaniowe, otwiera to furtkę do takich starań także przed Polakami w Niemczech. Przy czym po obu stronach są przeszkody, które mocno tę furtkę przymykają.

Władze niemieckie nie kwapią się do uznania Polaków za mniejszość nie z powodu niechęci do Polski czy do Polaków. Ich opór wynika raczej z lęku przed precedensem. Jeśli prawo to przyznaliby emigrantom z Polski, to natychmiast podobnych przywilejów zażądają Turcy - duża, 4-milionowa społeczność, której część mieszka w Niemczech już w trzecim, a bywa, że i w czwartym pokoleniu.

Sprawy nie ułatwiają też sami Polacy. Według różnych statystyk mieszka ich w Niemczech od 1,5 mln do ponad 2 mln osób. Ale owe statystyki obejmują często także osoby, które wyjeżdżały do Niemiec w ramach łączenia rodzin.

Trudno zaprzeczyć, że byli i zwykle są polskojęzyczni. Ale równie prawdziwe jest to, iż wyjeżdżali oni jako Niemcy, nierzadko wyrzekając się przy tym, bo taki był prawny wymóg, polskiego obywatelstwa. Druga przeszkoda to rozproszenie polskiej społeczności podzielonej między wiele różnych grup i organizacji mocno zatomizowanych i nierzadko skłóconych, wciąż bez jednej - wymaganej przez niemiecki system prawny - dachowej organizacji.

- Jestem za tym, by Polacy w Niemczech mogli zyskać status mniejszości narodowej - mówi dr hab. Maria Kalczyńska z Katedry Rynku Pracy i Kapitału Ludzkiego Politechniki Opolskiej, znawczyni środowiska Polaków w Niemczech. - Ale to nie znaczy, że dziś, bez tego, są oni pozbawieni wszelkich praw. Funkcjonuje polskie duszpasterstwo, szkoły, organizacje kulturalne, media. Wiele mobilnych osób organizuje znakomite imprezy, otwarte na Rosjan, Serbołużyczan czy Chorwatów. Tego otwarcia Niemcy nam czasem zazdroszczą. W relacjach polsko-polskich dochodzi niestety czasem do głosu nasza skłonność do indywidualizmu i konfliktowość.

Najzaradniejsi potrafią i bez uznania za mniejszość polską skutecznie pozyskiwać pieniądze na działalność zarówno od niemieckich samorządów, jak i z funduszy europejskich. Naturalnie gdyby Polacy w Niemczech stali się mniejszością, pieniędzy dostaliby pewnie więcej i byłoby o nie łatwiej.
Tyle tylko, że postulowana przez polityków PiS zasada wzajemności i symetrii zwykle działa odwrotnie, czyli wyrównuje prawa mniejszości w dół.

- Odebranie praw Niemcom w Polsce mogłoby spowodować przynajmniej pewną niechęć urzędników wobec Polaków w Niemczech - dodaje dr Berlińska. W Polsce słychać ostatnio głosy, że należy ograniczyć prawa Litwinów, skoro Polacy na Litwie nie mogą (zgodnie z uchwałą parlamentu) m.in. używać w paszportach nazwisk w polskim brzmieniu. Tylko co Litwini w Polsce są temu winni? - pyta dr Berlińska. Zasada wzajemności w ogóle nie powinna obowiązywać. Niech państwo raczej przyznaje wszystkim prawo do godności, odrębnej kultury i pielęgnowania tożsamości.

- Zasadę wzajemności trudno stosować także dlatego, że różne mniejszości mają zróżnicowane trudności i osiągnięcia - uważa Ryszard Galla. - Polacy na Litwie przy wszystkich swoich kłopotach mają na przykład znakomitą sieć szkół z wykładowym językiem polskim, których możemy im pozazdrościć.

Na prawa mniejszości niemieckiej w Polsce warto patrzeć nie tylko w perspektywie funkcjonowania Polaków w Niemczech, ale także mniejszości polskich na wschodzie.

Nawet jeśli serce nie bije nam żywiej na widok podwójnych polsko-niemieckich tablic, to opłaca się je tu postawić nie tylko po to, by dać wyraz wielokulturowości tej ziemi. Także po to, by z czasem obok nazwy Vilnius pojawiło się kiedyś Wilno, a obok Lviv - Lwów.

Alternatywą jest przyjęcie standardów płynących z drugiej strony: lwowskie zabytki świadczące o polskiej historii opisane wyłącznie po ukraińsku, a tablica upamiętniająca Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu - napisana bukwami bez cienia informacji, że to polski poeta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska