Ukrainka z Opola: Rodzice i 7-letni brat uciekli z domu z jedną walizką. Uznali, że na wsi będzie bezpieczniej

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Viktoriia Feshchuk z ojcem Sergiejem. Oboje marzą, by te beztroskie chwile wróciły.
Viktoriia Feshchuk z ojcem Sergiejem. Oboje marzą, by te beztroskie chwile wróciły. Archiwum prywatne
Ukraińcy mieszkający na Opolszczyźnie są przerażeni wydarzeniami, jakie w ostatnich godzinach rozgrywają się w ich ojczyźnie. – Ludzie wykupują żywność. W bankomatach brakuje pieniędzy. To jest wojna – mówią. Mama Dzhulietty wzięła ślub kilka godzin po tym, jak rozpoczęła się rosyjska agresja. – Nikt nie wie, co będzie dalej, więc żyją z godziny na godzinę – mówi kobieta.

Viktoria Feshchuk 6 lat temu przyjechała do Opola na studia. Skończyła psychologię, teraz studiuje kryminalistykę na prywatnej uczelni. Na Ukrainie, w obwodzie winnickim, zostali jej bliscy, m.in. rodzice i 7-letni brat Vlad. – W czwartek (24.02) rano zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że wyjeżdżają z miasta, bo zaczęła się wojna – relacjonuje 22-latka. – Przed bankomatami kłębi się tłum, brakuje pieniędzy. W sąsiednich miastach słychać wybuchy, więc ludzie się boją. Wszędzie są straszne korki, na stacjach benzynowych brakuje paliwa.

Pani Viktoria martwi się zwłaszcza o młodszego braciszka, który przeżywa to, co się dzieje na Ukrainie. – On jest bardzo wrażliwy. Rodzice robią wszystko, żeby go chronić, ale w takiej sytuacji to nie jest łatwe – mówi młoda kobieta. – 2-3 tygodnie temu rodzice dostali telefon, że mają natychmiast odebrać mojego brata ze szkoły, bo był sygnał, że szkoła ma zostać wysadzona w powietrze. Nauczyciele powiedzieli dzieciom, że to tylko ćwiczenia. Zapytałam Vlada o tę sytuację, a on z taką dziecięcą szczerością odparł „Viktoria, no co ty, żadnej wojny nie będzie”.

– Moja mama mieszka pod Kijowem. Właśnie w tym momencie bierze ślub – mówi Dzhulietta Siui. Rozmawiamy w czwartek (24.02) przed południem. - Decyzję podjęli dwa dni temu. Nie będzie hucznego przyjęcia, ani gościny w restauracji, ale chcieli sformalizować związek, bo nie wiedzą, co będzie. Ludzie tam żyją teraz z godziny na godzinę, nie wybiegają w przyszłość, bo to nie ma sensu.

Dzhulietta pochodzi z Ukrainy, ale od 11 lat mieszka w Opolu. W stolicy regionu skończyła studia, prowadzi tu też własną pocztę kwiatową. W Kijowie mieszka ojciec Ukrainki. – Tata mówił mi dziś rano, że słychać wybuchy. Pojawiły się też ogłoszenia, że rekrutują ludzi do robienia prowokacji. Możemy tylko podejrzewać, że stoi za tym strona rosyjska – opowiada Dzhulietta Siui. – Za doprowadzenie do wybuchów czy zrobienie innych prowokacji oferują ok. 2 tys. dolarów. To są ogromne pieniądze, za które na Ukrainie można dobrze żyć przez 3-4 miesiące. Czasy będą trudne, więc domyślam się, że chętni się znajdą. Jedno zrobią to po to, by lepiej żyć, inni dlatego, że popierają działania rosyjskie, choć ja osobiście nie znam żadnej osoby, która by popierała.

Pochodzący z obwodu lwowskiego Włodzimierz Bieniewski jest narzeczonym Viktorii Feshchuk. Opole kilkanaście lat temu stało się jego domem, w ubiegłym roku dostał nawet polskie obywatelstwo, ale trudno mu nie myśleć o tym, co dzieje się w ojczyźnie, gdzie została jego bliższa i dalsza rodzina, przyjaciele oraz znajomi. – Od 4.30 jestem na nogach – mówił w czwartek rano w rozmowie z nto. – Gdy tylko okazało się, że Rosja zaatakowała Ukrainę, napisały do mnie kuzynki z pytaniem, czy będę w stanie im pomóc, bo chciałaby przyjechać do Polski. My czujemy się obywatelami Europy, a tu jest Europa.

Jego narzeczona również marzy o tym, by ściągnąć najbliższych do Opola. – W mieszkaniu rodziców od kilku dni stała w korytarzu spakowana walizka, a w niej najpotrzebniejsze rzeczy: dokumenty, gotówka, odzież na pierwszy czas. Rodzice i brat wyjechali do dziadków na wieś, bo tam będzie bezpieczniej – opowiada Viktoriia Feshchuk. - Od wielu dni oglądałam wiadomości z duszą na ramieniu. Namawiałam bliskich, żeby wyjeżdżali, póki granice są otwarte, ale uspokajali mnie, że wojny nie będzie. Chciałabym, żeby udało się ściągnąć ich do Opola. Tu wojny nie będzie. Gwarancją są wojska NATO. Uważam, że Putin nie odważy się postawić nogi w Polsce. Taką mam nadzieję…

Dzhulietta Siui też czułaby się pewniej, mając bliskich obok siebie. – Na Ukrainie jest ogłoszony stan wojenny. Loty cywilnie zostały wstrzymane i obawiam się, że wyjechać będzie trudno – przyznaje. - Wiem, że mnóstwo ludzi zaczęło zjeżdżać na zachód, pewnie po to, by przedostać się na bezpieczne terytorium. Po tym, co się stało w nocy, przygotowałam już zestaw dokumentów i przesłałam bliskim skany. Być może dzięki temu łatwiej będzie im się wydostać.

- Uderzenie przyszło ze strony, której nikt się nie spodziewał. Liczyliśmy się, że to nastąpi, ale ze strony Ługańska i Doniecka – przyznaje Włodzimierz Bieniewski. - Atak na zachodnią Ukrainę, czyli Iwano-Frankiwsk czy Lwów jest szokiem.

Pomoc dla ludności ukraińskiej organizuje m.in. Fundacja HumanDoc. – Wojska rosyjskie weszły do Mariupola, który leży w odległości kilku kilometrów od tzw. granicy z obszarami separatystycznymi. To miasto jest na pierwszej linii frontu, w nocy rozpoczęły się bombardowania - mówi Stanisław Brudnoch z Fundacji HumanDoc. – W Mariupolu działa stowarzyszenie Bereginya, która od lat pomaga ofiarom konfliktu. Zostało one stworzone przez kobiety i dla kobiet, które muszą sobie radzić w okresie wojny, która na wschodzie Ukrainy trwa przecież od 8 lat. Organizacja ta stworzyła m.in. mobilne grupy wsparcia, w skład których wchodził prawnik, lekarz, psycholog i pracownik socjalny. Ci ludzie dwa razy w tygodniu wyjeżdżali na tereny sąsiadujące z obszarami separatystycznymi, by nieść pomoc osobom starszy czy schorowanym, które nie miały szans na wyjazd. Chodziło o to, by zapewnić im pomoc na miejscu.

Fundacja HumanDoc zorganizowała zrzutkę, by pomóc w ewakuacji rodzin pracowników organizacji Bereginya, którzy zostaną na miejscu, a także rodzin żołnierzy. – Nie da się skutecznie walczyć, ani nieść pomocy, gdy z tyłu głowy jest strach o bliskich, którzy żyją kilka kilometrów dalej – mówi Stanisław Brudnoch. – Wsparcie finansowe ma też pomóc w zakupie podstawowych rzeczy, takich jak agregaty prądotwórcze, bandaże, leki przeciwbólowe i uspokajające, czy żywność.

Zbiórkę można wesprzeć na platformie zrzutka.pl, wpisując do wyszukiwarki frazę „Misja Ukraina - potrzebna pomoc na ewakuację dzieci i osób starszych z atakowanych terenów” (link: https://zrzutka.pl/6phj34)

Wsparcie, choć nie to finansowe, bardzo cenne jest również dla Ukraińców żyjących w Polsce. Włodzimierz Bieniewski od 8 lat prowadzi w Opolu firmę budowlaną oraz pośrednictwo pracy dla jego rodaków - Po tym, co się stało dziś w nocy dostałem mnóstwo głosów solidarności od Polaków, z którymi na co dzień współpracuję. To bardzo wiele dla mnie znaczy – mówi mężczyzna.

- Ukraina jest moją ojczyzną. Boję się, że nie będę miała gdzie wracać – wtóruje mu narzeczona, Viktoriia Feshchuk. – Rodzice wyjechali z miasta z jedną walizką. Nikt ani nie myślał, by zabierać ze sobą meble czy inne rzeczy, które dotąd były ważne. To tylko przedmioty. Jeśli będzie pokój, kupimy nowe. Dziś nikt nie ma głowy, by myśleć o takich drobnostkach.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska