Wakacyjna miłość opolskich vipów

Katarzyna Kownacka
Urlopy, kolonie, obozy, letnie wypady w nieznane - to najlepszy czas, by się zakochać. Z dala od codzienności, w rajskich zakątkach poddajemy się - zwiewnym najczęściej - uczuciom.

Czy pamiętam swoją wakacyjną miłość? Oczywiście! - zamyśla się Aleksandra Kozok, dyrektor opolskiego szpitala ginekologiczno-położniczego. - Nie była może szalona, ale wracam do tych wspomnień z wielkim sentymentem...

Morze szumiało, poeta śpiewał
W letnim zakochaniu pani dyrektor było jak w piosence: morza szum, ptaków śpiew i bajeczna złota plaża. W Wisełce, niewielkim kurorcie położonym wśród sosnowych lasów, niedaleko Wolińskiego Parku Narodowego, młodziutka Ola poznała chłopaka z Bytomia.

- Niech mnie pani nie pyta, kiedy to było... - śmieje się Aleksandra Kozok. - Ja miałam wtedy 17 lat i właśnie zdałam do klasy maturalnej, a Jurek - bo tak miał na imię ten chłopak - miał lat 19.
Chłopak maturę miał już za sobą, zdał nawet na studia na Politechnice Gliwickiej, a w ramach wakacyjnego wypoczynku przyjechał z kolegami ze Śląska na rowerach nad morze.

- Wydawali mi się wszyscy tacy dorośli i dużo starsi - śmieje się dziś na letnie wspomnienie pani dyrektor.

W dzień całą grupą pływali w morzu, grali w siatkówkę i zwiedzali okolicę na rowerach. Wieczorami były długie spacery brzegiem morza, wspólne zachody słońca i przegadane godziny.

- Owszem, chodziliśmy za rękę - przyznaje dyrektor Kozok. - Prócz tego najwyżej pocałunek w policzek, jakieś przelotne przytulenie się. To wszystko, na co sobie można było w tamtych czasach pozwolić.

Swoją letnią sympatię znana opolanka zapamiętała jako bardzo grzecznego, ułożonego, szarmackiego chłopaka.

- Adorował mnie niezwykle dyskretnie. Któregoś dnia nawet przyniósł zdobyty gdzieś kwiatek - śmieje się Aleksandra Kozok. - I zawsze odprowadzał do miejsca, w którym mieszkałam z rodzicami. Oczywiście rozstawaliśmy się na tyle daleko, by wyglądało, że wracam sama. Gdyby się rodzice zorientowali, że ktoś mi towarzyszy, musielibyśmy pewnie odpowiedzieć na całą masę pytań...
Urwało się wraz z końcem wakacyjnego wyjazdu. - Przeze mnie - przyznaje dyrektor Kozok. - Nie podałam mu ani swojego adresu, ani nawet nazwiska. Czemu? Sama nie wiem... Na adres naszych gospodarzy znad morza, którzy przekazali mi korespondencję, przesłał mi kilka kartek z prośbą o jakikolwiek kontakt. - Nie zareagowałam na nie. Byłam młoda, wydawało mi się, że jeszcze nie czas na taką znajomość. No i przerażała mnie nieco ta, jak wtedy myślałam, ogromna różnica wieku... - uśmiecha się pani dyrektor.

Letnie zakochanie na lata
Nadmorska Wisełka widać ma w sobie moc łączenia serc, zwłaszcza w wakacje. Tam na dobre rozwinęła się letnia, a jak się potem okazało - wieloletnia miłość starosty kluczborskiego Piotra Pośpiecha. Zaczęła się na samym początku wakacji, jeszcze w Opolu.

- Byłem wtedy na czwartym roku studiów i prowadziłem w akademiku "Kmicic" sklepik spożywczy - opowiada samorządowiec. - To takie miejsce, do którego w kapciach, szlafrokach i bez makijażu przybiegało wiele pięknych dziewcząt, po drożdżówkę czy ciastko do kawy. W czerwcu, na krótko przed końcem roku akademickiego, jedna z nich szczególnie zwróciła moją uwagę.

Przyszły starosta zagadnął więc dziewczynę i dowiedział się, że ma tydzień do obrony, a po niej wraca do rodzinnego Bolesławca.

- Wiedziałem, że jak szybko czegoś nie wymyślę, to dziewczyna wyjedzie i szanse na jakiekolwiek spotkanie z nią zmaleją do zera - wspomina polityk.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji zaproponował więc kino. Dziewczyna zaproszenie przyjęła. Po kinie była kawiarnia i pogawędka. - Rozmawiało się nam tak dobrze, że zaproponowałem, by po obronie, na początku wakacji, wyjechała ze mną i moją paczką na organizowany tradycyjnie od lat w grupie znajomych koniec roku akademickiego. Wynajmowaliśmy domki w czystej jeszcze wtedy Turawie i świętowaliśmy zaliczone sesje. Moja wybranka się zgodziła - opowiada starosta. - A że wakacje w grupie się udały, a między nami naprawdę zaiskrzyło, to przystała też na to - po uzgodnieniach z rodzicami - by w podobnym gronie pojechać właśnie do Wisełki.

Wakacje nad morzem, spacery po plaży i romantyczne spotkania przy zachodzie słońca miały miejsce równe 17 lat temu. Trzy lata później, 3 sierpnia, Monika i Piotr Pośpiechowie, w letniej scenerii wzięli ślub. Kilka dni temu świętowali jego 14. rocznicę.

Uczucia ze szczenięcych lat
Wakacyjny początek miało też małżeństwo Violetty Porowskiej, radnej Opola, kandydatki PiS na prezydenta stolicy regionu.

- Mojego męża poznałam wprawdzie jeszcze przed wakacjami, ale to wspólny kilkudniowy wypad do Karpacza właśnie latem zadecydował, że związek i miłość się narodziła - mówi Porowska. - Były romantyczne spacery, wielogodzinne wycieczki rowerowe i oczywiście długie, ciepłe letnie wieczory.
Ale z równie wielkim, jeśli nie większym sentymentem pani Violetta wspomina też pewnego szczupłego, wysportowanego chłopaka o smagłej cerze i pięknych, głębokich, piwnych oczach. Poznała go nieco wcześniej, niż męża.

- Miał na imię Tomasz i miał wtedy 14 lat. A ja całe siedem - śmieje się pani radna. - Poznaliśmy się na mojej pierwszej w życiu kolonii. Odbywała się w Antoninku koło Turawy, w ośrodku zakładowym Opolskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, w którym pracował mój tata. Tomasz zdobył moje dziewczęce serce tym, że cały czas się mną zajmował. Szczególnie pamiętam jego ramiona, bo cały czas nosił mnie na barana. Byłam wtedy zakochana na zabój!

Młodzieńcze uczucie w środku lata dopadło też przed laty marszałka Józefa Sebestę. W czasach liceum spędzał wakacje ze znajomymi na wędrownych rajdach, przemieszczając się ot, choćby z Bielska do Zakopanego.

- W tej naszej grupie była jedna bardzo ładna dziewczyna. Miała na imię Krystyna - wspomina włodarz województwa, wówczas 16-17-latek.

Krystyna, nie dość, że urodziwa, była też zdolna i aktywna, czym imponowała kolegom. Do tego stopnia, że męska grupa dość mocno o nią rywalizowała.

- Pięści w ruch nigdy nie poszły - zapewnia Józef Sebesta - ale taka wzajemna zazdrość była aż namacalna. Odczułem to na własnej skórze, bo na jednym z tych rajdów Krystyna to mnie wyróżniła, dając się zapraszać na organizowane gdzieś po drodze potańcówki czy spacery.
Miłość nie zna granic

DJ Adamus, znany muzyk, producent muzyczny i dziennikarz pochodzacy z Opola, przyznaje, że był dość kochliwym młodzieńcem. W czasach szkoły podstawowej czy liceum wakacyjnych miłości bywało u niego co lato nawet więcej niż jedna. - Nie bardzo przywiązywałem wagę do tego, czy dziewczyna jest blondynką czy brunetką albo jakie ma oczy - kwituje. - Liczyło się to, czy da się z nią pogadać. Ale wymienić imion kolejnych moich letnich sympatii bym już chyba nie potrafił - śmieje się.

Była jednak taka, która szczególnie zapadła mu w pamięć. Choćby dlatego, że znajomość przetrwała nawet kilka jesiennych i zimowych miesięcy.

- Poznaliśmy się podczas wakacji na obozie nad morzem. To były międzynarodowe kolonie dzieciaków z bloku wschodniego, a ona była zza naszej zachodniej granicy - mówi muzyk. - Mieliśmy bodaj po 14 lat i świetnie nam się razem spędzało czas. Porozumiewaliśmy się łamaną angielszczyzną. Najpierw na obozie, a potem przez listy, bo przecież e-maili i telefonów komórkowych wtedy nie było. Ale jak miała na imię? Niestety, nie pamiętam...

Prof. Marek Tukiendorf, prorektor Politechniki Opolskiej, imię swojej wakacyjnej sympatii, pochodzącej również z byłego NRD, pamięta za to doskonale.

- To była Beata, jak ta z Albatrosa. Z tym, że moja była z Berlina - wspomina naukowiec. - Miała metr osiemdziesiąt wzrostu i była piękną blondynką. Poznałem ją na którejś z letnich wycieczek w końcówce lat 80. Pracowałem wtedy jako pilot studenckich wycieczek, w związku z tym, że znałem niemiecki.
Znajomość zaczęła się w wakacje, a przetrwała kilka lat - dzięki listom pisanym niemal codziennie. - Beata wysyłała je trochę częściej ode mnie - przyznaje prof. Tukiendorf. - Ale to pewnie dlatego, że mój niemiecki był gorszy... Pamiętam, że mieliśmy świadomość, iż taka częsta korespondencja jest zapewne przeglądana przez smutnych panów. Dlatego, kiedy chcieliśmy pisać coś, co mogło zainteresować STASI, określaliśmy agencję z niemiecka mianem "Sztefena". W ten sposób przemycaliśmy w listach również informacje o tym, co się dzieje w naszym otoczeniu.

Zakochanie w probówce
Czy to było zauroczenie? Sympatia? Zakochanie?
- Najpewniej po prostu poważne zaburzenie elektrolityczne - opolski naukowiec podsumowuje piękne, liryczne uczucia laboratoryjną teorią. - Bo miłość to nic innego jak seria reakcji chemicznych, w których największą rolę odgrywają dwie substancje: oksytocyna, nazywana hormonem miłości, oraz fenyloetyloamina, zwana hormonem szczęścia lub radości.

Z obserwacji naukowców wynika, że miłosne porywy - prócz euforii - przynoszą też podobno... działania znieczulające.

- Nauka zna przypadki chwilowego ustępowania bólu głowy, kataru i innych znieczuleń podczas miłości - dodaje prof. Marek Tukiendorf. - W przypadku mężczyzn wytwarzane są także melatoniny, przynoszące uczucia snu. Niestety, z wiekiem produkcja tych związków maleje. Dlatego… warto kochać. Najlepiej, kiedy czas i wiek ku temu.

Jakkolwiek by jednak opisywać wakacyjne zakochania: jako zjawiska metafizyczne czy jako zbiór reakcji chemicznych, który da się zapisać na kartce symbolami z tablicy Mendelejewa, to w praktyce nic od wieków się nie zmieniło. Ich czar dopada kolejne pokolenia.

- Ot, choćby niedawno żegnaliśmy na Politechnice Opolskiej grupę studentów, którzy byli u nas ledwie kilka dni na letniej wymianie - opowiada prof. Marek Tukiendorf. - W dniu wyjazdu pewna amerykańska studentka latynoskiego pochodzenia, zalana łzami, nie opuszczała ramion przystojnego studenta Wydziału Wychowania Fizycznego i Fizjoterapii naszej uczelni. Miło było patrzeć...

- Wakacje, letnie wyjazdy, egzotyczne urlopy czy wypady na koniec świata to kompletnie inna rzeczywistość i inny świat - podsumowuje dr Alicja Głębocka, psycholog z Uniwersytetu Opolskiego. - Zostawiamy wtedy codzienność, jej troski i goniące nas dzień po dniu kłopoty i wyjeżdżamy jak najdalej z nadzieją na to, że uda nam się przeżyć coś pięknego. A miłość to przecież najpiękniejsza z rzeczy, które zdarzyć się mogą.

Są tacy, co na wakacje wyjeżdżają wręcz z postanowieniem, by - jeśli trafi się okazja - fascynacji drugą osobą się poddać.

- A obecne czasy, zwłaszcza beztroskie kanikuły, powodują, że znacznie częściej niż przed laty takie wakacyjne fascynacje wiążą się też z przygodami seksualnymi - stwierdza Piotr Pośpiech, ginekolog i seksuolog z Opola. - Z moich obserwacji w gabinecie wynika, że właśnie wiosna i lato to czas, kiedy najczęściej zmieniamy partnerów. Inicjatywę w tym kierunku, co byłoby zupełnie nie do pomyślenia 20-30 lat temu, dziś również przejmują kobiety. Na szczęście poprawia się też nasza wiedza o zagrożeniach i niepożądanych skutkach takich zdarzeń, więc przygody wydają się bezpieczniejsze.
To tłumaczy, dlaczego liczba dzieci rodzących się równe 9 miesięcy po wakacjach nie odbiega od średniej z pozostałych miesięcy.

- Dla przykładu w kwietniu, maju i czerwcu tego roku mieliśmy od 240 do 280 nowo narodzonych dzieci w każdym z nich - wylicza Aleksandra Kozok, dyrektor szpitala ginekologiczno-położniczego w Opolu. - To mniej więcej tyle samo co zazwyczaj.

Koniec urlopu, koniec uczucia
Wakacyjny wypoczynek, na którym zdarzy się gorąca, letnia miłość należy się każdemu. Choćby po to, by mieć co wspominać. Dr Alicja Głębocka przestrzega jednak, że takie uczucie najczęściej kończy się wraz z urlopem. - Bo po nim wracamy do swoich światów, obowiązków, nierzadko żon czy mężów - mówi.
A miłość w czasie wakacji, na rajskiej plaży nad brzegiem morza czy lazurowym basenem, to zupełnie coś innego niż ta, która potrzebna jest na co dzień.

- W tydzień czy dwa, kiedy nie dotyczą nas żadne kłopoty dnia codziennego, nie sprawdzimy się na tyle, by być dla siebie oparciem nie tylko od święta - stwierdza psycholog.
Choć oczywiście jak w każdej regule, tak i w tej wyjątki bywają.

- Moja wakacyjna miłość zdarzyła się po pierwszym roku studiów - opowiada Alicja Głębocka. - Też nad morzem i też pomogły w tym spacery po plaży. Choć dzieliło nas 500 kilometrów, to po wakacjach jeździliśmy do siebie dwa razy w miesiącu. Wakacje więc przetrwała. Ale zakończyła się w następne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska