Wojna i niepokój

Kadr z filmu
Ten film jest głęboko antynazistowski. Świetnie pokazuje wojenną metamorfozę młodych Niemców. W tle jednak nie wszystko trzyma się kupy.
Ten film jest głęboko antynazistowski. Świetnie pokazuje wojenną metamorfozę młodych Niemców. W tle jednak nie wszystko trzyma się kupy. Kadr z filmu
Serial "Nasze matki, nasi ojcowie" krytycznie oceniają historycy polscy i niemieccy: To film godny Hollywood, a nie prawda o wojnie. Ale obrazy w nim pokazane głęboko zapadną w pamięć widzów nad Renem.

Serial wyprodukowany przez telewizję ZDF w Niemczech podobał się publiczności. Widzowie utożsamiali się zwłaszcza z historią dwóch braci, którzy pod wpływem wojny przechodzą metamorfozę.

Jeden zaczyna ją jako zdeklarowany nazista, kończy jako dezerter. Drugi przebywa drogę od wrażliwca do zimnego mordercy.

Kiedy film pokazała Telewizja Polska, przed ekranami w trzy wieczory usiadło po prawie 4 mln widzów.

Ale oceny serialu były mocno krytyczne. Zarzucano mu deformację obrazu Armii Krajowej, której żołnierzy pokazano przede wszystkim jako antysemitów, oraz próbę podzielenia się przez Niemców winą, zwłaszcza za holokaust, z innymi nacjami, w tym z Polakami.

Diabeł w szczegółach

Zarówno Polacy, jak i Niemcy zarzucają filmowi wiele błędów rzeczowych i nieścisłości, także w drobiazgach.

Matthias Lempart, niemiecki historyk z Uniwersytetu Vechta, podkreśla, że ZDF nakręciła hollywoodzki z ducha film, który miał się publiczności podobać. Przyznaje, że ostentacyjna przyjaźń Żyda Wiktora z niemieckimi żołnierzami i oficerami - to jeden z początkowych motywów filmu - była w 1941 roku zwyczajnie niemożliwa. Ten sam Wiktor po ucieczce z transportu w okolicach Gliwic nie umie się porozumieć z miejscowymi chłopami po niemiecku. To są absurdy.

- Na ekranie kilka razy pojawiają się napisy typu Racibórz - Polska, Gliwice - Polska, Kłodzko - Polska - dodaje Bernard Gaida, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce. - Wszystkie te miejscowości w czasie wojny leżały w Niemczech.
Dr Marek Białokur, historyk z Uniwersytetu Opolskiego, zwraca uwagę na inną nieścisłość - polscy partyzanci walczą z biało-czerwonymi opaskami z napisem AK na ramieniu, a policja ukraińska ma opaski niebiesko-żółte. Jedno i drugie jest bzdurą.

- Zanim zaczęto kręcić serial, należało pewne wątki skonsultować z poważnymi niemieckimi historykami zajmującymi się II wojną światową, którzy nigdy nie ukrywali i nie podmalowywali na jaśniejsze kolory niemieckiej winy - uważa dr Maciej Borkowski, historyk z Instytutu Śląskiego. - Taki film powstał, bo w Niemczech dorosło kolejne pokolenie, dla którego czas nazizmu jest balastem, którego oni nie chcą już dźwigać.

Ja nawet rozumiem, że ich to denerwuje. Tylko że ten film ma zły tytuł. Powinien on brzmieć: "Nasze babcie, nasi dziadkowie", może nawet pradziadkowie. Pokolenie dzieci sprawców miało poczucie winy. To ono podejmowało akcje typu "Znaki Pokuty". Generacja prawnuków woli myśleć: Robiliśmy wiele strasznych rzeczy, ale nie tylko my byliśmy unurzani w bagnie wojny.

Opętani wojną

Bernard Gaida oglądał serial wiosną w telewizji ZDF. - Patrzyłem na niego jako na ciekawy film fabularny - mówi. - Zainteresował mnie szczególnie motyw dotąd w niemieckim kinie słabo obecny.

Jak nazizm i wojna zmieniły na gorsze Niemców - porządnych ludzi, w tym młodych, także tych, którzy wcześniaj nie utożsamiali się z nazistowską ideologią. Zmieniła ich tak bardzo, że oni właściwie siebie nie poznają. Kiedy troje bohaterów spotyka się na końcu filmu w Berlinie, mają oni świadomość, że już nigdy nie będą mogli wrócić do dawnych siebie. Tamten świat wojna zabrała im bezpowrotnie.

W obrazie niemieckiego społeczeństwa nie brakuje scen dosadnych i postaw jednoznacznie negatywnych: donosu na Żydówkę, strzelania do żydowskiego dziecka, wieszania Polaków przez żołnierzy Wehrmachtu za pomaganie partyzantom itd. Mimo to wśród polskich historyków obraz Niemców w serialu budzi poważne wątpliwości.

- Od kilkunastu lat trwa w Niemczech - uważa dr Białokur - utrwalanie podziału na złe SS i gestapo oraz Wehrmacht, który był normalną armią. To jest mydlenie oczu. Przeciętni Niemcy w tamtym czasie dali się porwać ideologii nazistowskiej. W filmie oglądamy przede wszystkim tych Niemców, którzy mają dylematy moralne.

A kiedy już żołnierz Wehrmachtu wiesza Polaków w publicznej egzekucji, to ten właśnie żołnierz pod koniec wojny sam wystawia się na kule wroga. Wymowa tej sceny jest taka: Myśmy się już oczyścili. Ci, którzy mieli moralne dylematy, zapłacili za swoje czyny cenę życia.

Dr Lempart uważa zwłaszcza postaci dwóch braci za zrobione dobrze i wiarygodnie. - Po stronie niemieckiej przez różne formacje przeszło ponad 18 milionów Niemców. Na pewno takie postawy, jakie oglądamy w filmie, miały miejsce.

Myślę, że Niemcy nie uciekają od odpowiedzialności za czyny przodków, by przypomnieć choćby głośną, pokazywaną w wielu niemieckich miastach wystawę "Zbrodnie Wehrmachtu". Ale pamiętają też, że SS była formacją zbrodniczą bez wątpliwości, a Wehrmacht był mocno zróżnicowany. Jego mundur nosili zarówno fanatycy nazizmu i członkowie partii, jak i zwykli poborowi, których zmobilizowano i już wyboru za bardzo nie mieli, za dezercję groziła kara śmierci. Zachowywali się bardzo różnie.

Marek Białokur podkreśla, że Niemcy mają prawo do własnej polityki historycznej i do produkowania za własne pieniądze takich filmów. Ale jego zdaniem, polska strona ma też prawo wytykać błędy i nie zgadzać się z niektórymi ujęciami.

- To jest jak z książką Grossa, która doczekała się kilkudziesięciu recenzji wytykających autorowi błędy. Niech spór o film toczy się w towarzyszących emisji debatach i w prasie - uważa Marek Białokur. - Coraz więcej ludzi będzie miało okazję do poszerzania horyzontów. Ale może dla równowagi w telewizji niemieckiej należałoby wyświetlić 5-godzinną wersję "Czasu honoru".

- Zapewniam, że zamysł tego filmu nie powstał w żadnych politycznych gabinetach w Niemczech - mówi Matthias Lempart. - Jeśli ktoś to sugeruje, kompletnie nie zna tamtejszych realiów. Autorzy chcieli zrobić popularny, chętnie oglądany film. I tylko tyle. Nie jest on efektem żadnej polityki historycznej. Film całej prawdy o świecie nie pokazuje. Ani niemiecki, ani amerykański.

Dzielni antysemici

O ile obraz Niemców w filmie budzi kontrowersje, to sposób pokazania żołnierzy Armii Krajowej - jawny sprzeciw. Zwłaszcza scena, w której partyzanci zamykają wagon z ludźmi w pasiakach i nie udzielają im pomocy, bo to "w większości Żydzi".

- Przekaz płynący z tego filmu do przeciętnego odbiorcy niemieckiego był jednoznaczny - uważa dr Białokur. - Polacy nienawidzą Żydów, dybają na ich życie, a antysemityzm jest cechą ogólnonarodową.

Trzeba zatem przypomnieć, że w Polsce mieszkało w latach międzywojnia 3 mln Żydów. Ilu z nich zabito, pozbawiono majątku, zmuszono do emigracji? Mniej niż promil. W czasie okupacji eksterminowano 90 procent tej społeczności. Niemcy, dokonując zbrodni w czasie wojny, znajdowali w różnych krajach ludzi, którzy im pomagali. Ale w Polsce nie było rządu kolaboracyjnego ani choćby jednego oddziału, który by się bił u ich boku.

- W dodatku zabrakło dbałości o to, żeby pokazać, jak naprawdę wyglądali polscy partyzanci, jak się ubierali - uważa dr Borkowski. - Przecież wciąż żyją świadkowie i jest dostępna ikonografia. - Taki film drażni i denerwuje, pokazuje, że z wiedzą historyczną twórców filmowych w Niemczech nie jest dziś najlepiej.

Wystarczy porównać ten serial z filmem "Upadek", pokazującym z detalami kwaterę Hitlera i bardzo skrupulatnie odtwarzającym historię ostatnich dni wojny. Autorzy serialu poszli na łatwiznę. I uproszczony obraz będzie kształtował wyobraźnię młodych Niemców.

Matthias Lempart przyznaje, że scena z wagonem jest mocno przerysowana i nieprawdopodobna. - Ale jednocześnie zjawisko antysemityzmu w Polsce i w szeregach AK miało miejsce i przyznają to także polscy historycy - mówi. - Oczywiście, problemem jest sprawa proporcji, które film narusza, bo nie ma w nim nic o pomocy niesionej Żydom przez Polaków, także przez AK, pod groźbą utraty życia, o Żegocie, o Pileckim i Karskim. Ale nie da się zaprzeczyć istnieniu Jedwabnego i pogromów dokonywanych przez Polaków w ponad 20 innych miejscowościach. I jeszcze jedno.

Film nie był z założenia antypolski. W pierwszej wersji scenariusza Wiktor miał uciekać do USA. Powodem wprowadzenia wątku polskiego - ucieczki, oddziału AK itp. - były oszczędności, nie wymowa filmu. Bez nich nie byłoby polsko-niemieckiego sporu o serial.

- Trochę szkoda - uważa Bernard Gaida - że dyskusję o filmie w Polsce zdominowała obrona Armii Krajowej, co spowodowało wiele uogólnień. - AK nie jest w tym filmie pokazana wyłącznie jako antysemici. Także bije się dzielnie. Atak na pociąg był aktem odwagi. Im mniej znajomości niemieckiej mentalności, tym więcej jednostronnych ocen filmu, który nie jest przecież podręcznikiem historii.

Popełniono w nim wiele błędów, ale proces "pożerania" ludzi przez wojnę i ideologię nazistowską pokazano dobrze.

Lider VdG przypomina, że wśród polskich historyków też dyskutuje się o funkcjonowaniu polskiego podziemia, a opinia, że niektórzy żołnierze AK strzelali do Żydów, pojawiła się - w ustach jednego z kombatantów - w pokazanym niedawno przez ZDF i chwalonym za obiektywizm dokumentalnym filmie o AK.

Empatia i respekt

Obiektywizmu zabrakło bez wątpienia w serialowym obrazie Rosjan. Scena, w której kobieta - oficer Armii Czerwonej - ratuje przed gwałtem niemiecką pielęgniarkę, mogła oczywiście mieć miejsce, ale trzeba pamiętać, że ofiarą sowieckich gwałtów padły 2 mln niemieckich kobiet. O tym film milczy. Patosem ociekają słowa tej samej Rosjanki o wspólnym budowaniu nowych Niemiec. Tak w 1945 roku nie myśleli ani Rosjanie, ani w ogóle alianci.

- Te fałszywe sceny są odbiciem stosunku, jaki Niemcy mają do Rosjan, będący połączeniem empatii i respektu - uważa Matthias Lempart.

- Niemcy podchodzą do Rosjan inaczej niż do Polaków z prostego powodu - uważa Maciej Borkowski. - Rosjanie kilka razy w historii ich pokonali. - To jest respekt przed zwycięzcami i przed wielkim mocarstwem obejmującym jedną szóstą globu, bogatym w surowce, z którym warto robić interesy. I to przeniknęło do filmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska