Wolę córkę zabić, niż ją oddać

Zbigniew Górniak
freeimages.com
Siostra oddziałowa będzie zapewne pamiętać te słowa do końca życia. „Ja cierpię, to niech i ono cierpi”. Wypowiedziała je matka 3-miesięcznej dziewczynki, po czym wręczyła pielęgniarce skrwawione zawiniątko. Krew, dużo krwi i przeraźliwy dziecięcy krzyk.

Potem pielęgniarka usłyszała jeszcze: „A teraz dzwońcie po policję”. Ale nie telefonowanie było jej w głowie. Trzymiesięczna Angelika wykrwawiała się błyskawicznie. Nie było sensu dzwonić po pogotowie. Na szczęście lekarz dyżurna przyjechała tego dnia do pracy własnym samochodem. Straceńczy rajd do Wrocławia i natychmiastowa operacja w Klinice Chirurgii Dziecięcej Akademii Medycznej uratowały dziewczynce życie. Lekarze załatali dwie dziury po nożu, jakie dziecku zadała jego własna matka. Opatrzyli też trzy mniej groźne rany.

Córeczka dwojga imion

Jest wrzesień 1989 roku. W Polsce właśnie skończył się komunizm, wybuchła wolność słowa i nieskrępowana przedsiębiorczość. Nie ma lepszego momentu, aby się urodzić.

Do przytułku dla sierot i samotnych matek w Kątach Wrocławskich zgłasza się wymizerowana, zaniedbana dziewczyna w ósmym miesiącu ciąży. Mimo braku skierowania czy listu polecającego, żąda przyjęcia do placówki.

- Nie urodzę przecież na ulicy - mówi do pielęgniarek. Jej głos jest pełen agresji i pretensji.

Ze względów humanitarnych Małgorzata G. - bo tak nazywa się nieszczęśliwa przybyszka - zostaje przyjęta do placówki. Ku tejże placówki utrapieniu. Już od pierwszych dni między Małgorzatą a bezdomnymi matkami dochodzi do przykrych i gwałtownych konfliktów. Zawsze prowokuje je Małgorzata. Ubliża, wyzywa, dokucza, sadzi się do bitki. Tak samo napastliwa bywa w stosunku do personelu. Jej wybryki traktowane są z kłopotliwą wyrozumiałością: bezdomna, młoda kobieta w ciąży ma prawo przeżywać swoje humory. W placówce sądzi się, że rozbudzone niebawem macierzyństwo uśmierzy bojowość dziewczyny.

W październiku Małgorzata rodzi córkę. Nadaje jej dwa imiona: Angelika Marlena. Dubeltowość imienia i jego ówczesna egzotyka (dziś Angelik więcej w Polsce niż Zosiek) to kliniczna oznaka tęsknoty świeżej matki za światem barwnym, zamożnym, ciekawym. Jednak macierzyństwo tylko na krótką chwilę zajmuje uwagę Małgorzaty. Nie uśmierza też jej agresji. Dziewczyna nie respektuje regulaminu, kłóci się ze wszystkimi i o wszystko, napada na jedną ze współlokatorek, uderza jej głową w kant szafy. Bije się z jedną z pielęgniarek, na pięści. I wygrywa przez nokaut. Na dodatek wychodzi na jaw, że jest chora wenerycznie. Kierownictwo Domu Małego Dziecka zakazuje jej kontaktu z córką, kieruje na badania i skreśla z listy podopiecznych. Angelika Marlena zostaje w przytułku, jej matka musi sobie poszukać nowego miejsca na ziemi.
Ktoś nowy kopie w brzuch od środka

Takich miejsc na ziemi Małgorzata zaliczyła w swym niedługim przecież życiu już kilka. I w żadnym jej się nie podobało. Z protokołu zeznań: „… od trzeciego roku życia wychowywałam się w rodzinie zastępczej. Szkołę podstawową ukończyłam w terminie. (…) Gdy dorastałam, to moje stosunki z rodzicami zaczęły układać się źle. Prowadzona była przeciwko mnie sprawa o znęcanie się nad rodzicami. Zostałam skazana przez sąd w Kamiennej Górze na karę jednego roku pozbawienia wolności, którą odbyłam w całości”.

Małgorzata nad zastępczymi rodzicami znęcała się moralnie. Wyzywała ich. W więzieniu zachowywała się wybitnie negatywnie. „Wielokrotnie karana za odmowę wykonania pracy i poleceń przełożonych oraz za zakłócanie spokoju i konflikty ze współoskarżonymi” - można przeczytać w jej więziennej opinii. Gdy odsiadywała wyrok, zmarła jej zastępcza matka. Ojciec wyprowadził się do innej kobiety. Kiedy Małgorzata wyszła na wolność, nie przyjął jej pod dach. Nie chciał mieć nic wspólnego z tą, którą kiedyś przygarnął jako sierotę. Małgorzata rusza więc w Polskę.

Najpierw Jelenia Góra i praca w odzieżówce. Małgorzata mieszka na kwaterze, a gdy wylatuje z pracy, znajduje schronienie u jednego z licznych przyjaciół. Potem wyjazd do Prudnika, gdzie zakłady odzieżowe „Frotex” jeszcze nieźle przędą i nikt nie domyśla się zagłady, jaką szykują dla niej menedżerowie nowego chowu. Jest pełny etat, jest pokój w hotelu robotniczym, jest życie. Ale stabilizacja nie jest czymś, co kobiety w typie Małgorzaty cenią sobie najmocniej. Dziewczyna zwalnia się z fabryki i zaczyna jeździć po Polsce. Pomieszkuje u znajomków, zadaje się z bandyterką, popija. W końcu zachodzi w ciążę. Nie do końca wie z kim. Wraca na stare śmieci - do Kamiennej Góry. Tu opieka społeczna daje jej mieszkanie, ale Małgorzatę nosi nawet w ciąży - wytrzymuje zaledwie miesiąc. Tymczasem brzuch rośnie, ktoś nowy kopie Małgorzatę od środka. W zeznaniach nie ma, niestety, słowa o jej psychicznych stanach z okresu ciąży. Szkoda.

Ktoś radzi jej, aby jechała do Krakowa do ośrodka samotnej matki. Jedzie. W Krakowie nie ma miejsca, radzą, aby pojechała do Kątów pod Wrocławiem. Jedzie. Dalszy ciąg już znamy: poród, bijatyki, choroba weneryczna, wyrzucenie z ośrodka.

Zdecydowałam się zabić córkę

Po usunięciu Małgorzaty z ośrodka jego kierownictwo zwróciło się do sądu z prośbą, aby ten ograniczył władzę rodzicielską nad Angeliką Marleną i pozostawił ją w przytułku. Sąd przychylił się do wniosku. Postawił też pewien rygor: matka może widywać córkę tylko raz w miesiącu, na dodatek w obecności personelu.

Dwa miesiące później Małgorzata jedzie do sądu, aby dowiedzieć się o możliwość odzyskania córki. Mówią jej, że dopóki nie podejmie pracy, dopóty jest bez szans. Małgorzata pracować nie chce. Chce mieć za to przy sobie Angelikę Marlenę. A ponieważ uświadamia sobie, że sąd nie wyda jej córki, podejmuje brzemienną w skutkach decyzję. O tej chwili tak zezna potem do protokołu: „…Dodaję, że po tym, jak dowiedziałam się od sędziny, że nie będę mogła zabrać dziecka, zdecydowałam się córkę zabić. Już wcześniej myślałam o tym, żeby dziecko zabić. Myślałam o tym wówczas, gdy karnie usunięto mnie z ośrodka. Nie zdecydowałam się wtedy zabić dziecka, ponieważ miałam nadzieję, że uda mi się je odzyskać. Rozmowa z sędziną przesądziła o decyzji…”.
Po wizycie w sądzie Małgorzata spędza dwie noce na klatce schodowej, wtedy nie było jeszcze domofonów i automatycznego zamykania bram, w miejscach noclegowych można było przebierać. Potem postanawia jechać do Kątów. W torebce ma nóż, taki zwyczajny kuchenny kozik do obierania warzyw. Zapakowany w kopertę, leży teraz w aktach sprawy. Ostrze przebiło szary papier, kłuje czasem dłonie sądowych pracownic przekładających dokumentację w szafach. Gdyby któraś z nich miała ochotę zerknąć do przekładanej właśnie teczki Małgorzaty, mogłaby natrafić na taki fragment zeznań: „Oddziałowa położyła dziecko na stole. Rozwinęłam dziecko z kocyka, rozpięłam śpioszki i obsunęłam je na dół. Zdjęłam wierzchni kaftanik. Córka miała jeszcze na sobie bluzeczkę. Podciągnęłam ją do góry pod szyjkę dziecka. Następnie z torby, która leżała na stole, wyjęłam nóż kuchenny…”.

Uderzeń było pięć, dwa z nich przebiły się do płuc. Małgorzata zawinęła krzyczące dziecko w kocyk, otworzyła drzwi i oddała je przerażonej pielęgniarce, mówiąc: „Ja cierpię, to niech i ono cierpi”. Potem usiadła i poprosiła, aby zadzwonić na policję. Cierpliwie poczekała na radiowóz, dała się skuć bez oporu. Jak stwierdził za jakiś czas psychiatra, Małgorzata nie miała ograniczonej zdolności rozpoznania czynu. Cechował ją za to skrajny egocentryzm, traktowała siebie jako centrum wszystkiego. Skoro ona nie mogła czegoś mieć, nie miał prawa mieć tego nikt inny. To zbójeckie prawo rozciągała także na swą córkę - Angelikę Marlenę.

Sąd uznał jednak, że egocentryzm nie usprawiedliwia tak drastycznego działania. Skazał Małgorzatę na 10 lat więzienia i 5 lat pozbawienia praw rodzicielskich. Marlena Angelika wyzdrowiała, w październiku tego roku skończy 27 lat. Być może sama jest już matką i oby odziedziczyła po Małgorzacie jak najmniej cech charakteru. Rzecz charakterystyczna; podczas wszystkich przesłuchań Małgorzata mówiła o swej córce: „ono” albo „dziecko”. Nigdy nie użyła ani jednego z dwóch wymyślnych imion, którymi, jak sądziła, ozdobi córce życie. No cóż, była matką dopiero od trzech miesięcy. Nie zdążyła do nich przywyknąć.

PS. Imię bohaterki zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska