WTC jest jak Hiroszima

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Płonące wieże WTC.
Płonące wieże WTC.
Dziesięć lat temu - 11 września 2001 - w zamachu na WTC i podczas akcji ratunkowej zginęło około 3 tysięcy ludzi, w tym ponad 300 strażaków. Liczba ofiar stale rośnie. Uczestnicy akcji zapadają łatwo na choroby nowotworowe. Wielu już zmarło.

W ubiegłym tygodniu w kilku nowojorskich gazetach opublikowano wyniki badań osób, które przeżyły atak na WTC i mieszkały w sąsiedztwie wież lub uczestniczyły w akcji ratunkowej. Te badania nie zostawiają wątpliwości. Ludzie, którzy ratowali ofiary zamachu terrorystycznego z płonących budynków lub brały udział w usuwaniu skutków tragedii, sprzątaniu gruzów itd., o wiele częściej zapadają na groźne choroby, w tym nowotworowe.

Strażacy chorują częściej
W grupie strażaków szczegółowe badania przeprowadził dr David Prezant, dyrektor ds. medycznych straży pożarnej w Nowym Jorku. Z raportu - opublikowanego przez specjalistyczny tygodnik medyczny "Lancet" - wynika, że strażacy zapadają na nowotwory skóry, chłoniaków nieziarniczych, układu moczowego, prostaty, tarczycy i wielu innych.

Zdaniem autorów raportu, w kurzu unoszącym się z wież WTC znajdowały się popularne substancje rakotwórcze - wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, polichlorowane bifenyle i dioksyny. Nie jest tajemnicą, że przy budowie wież WTC (na przełomie lat 60 i 70) używano szkodliwego azbestu. Między innymi kontakt z toksycznym pyłem i oparami spowodował aż o 19 procent wyższe ryzyko zachorowania na raka wśród uczestniczących w akcji strażaków - szacują autorzy raportu.

Dr Wojciech Redelbach, chirurg onkolog, dyrektor Opolskiego Centrum Onkologii, przyznaje, że co roku na nowo przeżywa wspomnienia tamtego ataku z 11 września 2001.

- Jestem emocjonalnie związany z tą historią. W 1989 roku, czyli jeszcze przed zamachem, byłem w budynku WTC - wspomina dr Redelbach. - Te wieże, pamiętne choćby z filmu Woody'ego Allena "Manhattan", stanowiły dla mnie jeden z symboli Nowego Jorku. Przy ich budowie rzeczywiście użyto azbestu i to nie w postaci płyt, tylko napylanego. Widziałem to na własne oczy. Kiedy wieże się zawaliły, podczas potężnego przemieszczenia się materiałów budowlanych musiało dojść do jego rozpylenia. I to w promieniu kilku kilometrów, a właśnie pylący azbest jest najbardziej szkodliwy. Duża jego część musiała dostać się nie tylko do płuc ratowników, ale wszystkich mieszkańców Manhattanu i nawet dalej.

Zdaniem dyrektora opolskiego centrum, ludzie musieli wdychać uwolnione w czasie katastrofy i towarzyszących jej pożarów toksyczne substancje - dioksyny i furany. Mają one wpływ na powstawanie wielu nowotworów. Nie tylko raka płuc. Przez wchłanianie się do krwiobiegu są wydzielane w układzie moczowym i mogą spowodować zachorowanie na raka nerki, pęcherza moczowego itp.

- Ludzie, którzy znaleźli się wtedy w centrum katastrofy, byli w takiej sytuacji jak pracownicy przemysłu chemicznego - ocenia doktor - tylko że ci drudzy są lepiej zabezpieczeni specjalistyczną odzieżą ochronną. Bo nawet przy azbeście można pracować bezpiecznie, tylko trzeba mieć kombinezon niemal jak kosmonauta.
4 miliardy na odszkodowania

Dodatkowym czynnikiem, który sprzyjał 10 lat temu zachorowaniu na nowotwór, był potężny stres, któremu podlegali i ratownicy, i mieszkańcy miasta.

- To jest dowiedzione, że stres obniża odporność i własne działania naprawcze organizmu ulegają dezorganizacji, a atak komórek nowotworowych jest wtedy skuteczniejszy - dodaje dr Redelbach. - Ale mimo wszystko byłbym w ocenie tego zjawiska ostrożny. Nie ma wątpliwości, że 11 września 2001 i jeszcze przez kolejne pół roku, kiedy te pyły unosiły się w powietrzu, były sprzyjające warunki do zachorowania na nowotwór. Ale to jest choroba, która często rozwija się latami.
Więc nie wyciągajmy wniosku, że każdy, kto był w tym czasie na Manhattanie, musi być chory. Bo to nieprawda. I nie każdy, kto tam na nowotwór zachorował, jest ofiarą ataku na WTC.

Chorowanie na raka jako skutek pamiętnego ataku terrorystycznego ma nie tylko wymiar medyczny, ale też społeczny i... finansowy. Fundusz, z którego mogą być wypłacane odszkodowania i finansowany jest pakiet zdrowotny dla mieszkańców okolic WTC, wynosi około 4 miliardów dolarów. Dużo, nawet jeśli uwzględnić, że w akcji ratunkowej uczestniczyło łącznie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Pokusa, żeby załapać się na odszkodowanie, jest duża.

- Stany Zjednoczone są krajem, w którym wszyscy z wszystkimi i o wszystko się sądzą - mówi Jan Latus, Polak od 20 lat przebywający w Nowym Jorku, dziennikarz tamtejszego "Nowego Dziennika". - Osoby, które liczą na wielkie odszkodowania albo przynajmniej próbują sobie zrekompensować jakieś straty i krzywdy sprzed 10 lat - prawdziwe lub urojone - są odbierane w społeczeństwie przynajmniej dwuznacznie. Bo niby jest zrozumienie, że ten, kto naprawdę ucierpiał, ma prawo do rekompensaty. Ale jednocześnie nadkruszony został mit bezinteresownego ratownika, który z poświęceniem życia i zdrowia brał udział w akcji, a teraz jest zdziwiony, że jego zdrowie ucierpiało.

Strażak znaczy bohater
Jan Latus podkreśla, że te społeczne kontrowersje nie dotyczą strażaków i policjantów. Ponieważ obowiązywała ich dyscyplina podobna do wojskowej, zostali objęci specjalnym programem rekompensat oraz skorzystali ze specjalnych programów leczniczych. I to nikogo specjalnie nie bulwersuje.

- Strażacy są nadal chyba najbardziej szanowaną, by nie powiedzieć wielbioną grupą zawodową w USA - dodaje Jan Latus - bo za stosunkowo niewielkie pieniądze i często anonimowo, bo mało jest wśród nich bohaterów znanych z twarzy i nazwiska, ratowali ludzi w Nowym Jorku i w wielu innych miejscach. To są nadal tutejsi bohaterowie. Tym bardziej że w czasie akcji ratunkowej zginęło 343 strażaków i około 100 policjantów. Do dziś na pewno liczba ofiar - tych którzy zginęli lub poważnie zachorowali - jest większa. To jest makabryczna analogia, ale WTC jest trochę jak Hiroszma i Nagasaki. Pierwsze ofiary wybuchu szacowano tam na 80 tysięcy ludzi, ale w kolejnych pokoleniach ludzie umierali na chorobę popromienną. I tych ofiar było już kilkaset tysięcy. Więc i w Nowym Jorku do około 3 tysięcy ofiar wśród ludności cywilnej i ponad 300 strażaków trzeba pewnie dodać co najmniej kilkaset kolejnych, które zmarły z powodu powikłań chorobowych.

Wojciech Redelbach zaleca ostrożność przy takich szacunkach.
- Właśnie dlatego bardzo trudno jest zapobiegać nowotworom, że nie umiemy wskazać jednej przyczyny zachorowania. Jeżeli w Nowym Jorku badano strażaków biorących czynny udział w akcji i w tej grupie wzrost zachorowań na nowotwory wynosi 19 procent, to jest to bardzo wysoki wskaźnik. Ale i tu nie wszystko jest jednoznaczne. Jeśli na raka międzybłoniaka opłucnej, nerki czy układu moczowego zachorował strażak, który dziś ma 32-35 lat, to prawdopodobieństwo, że zaszkodziła mu praca przy odgruzowywaniu WTC, jest bardzo wysokie. Ale jeśli na nowotwór zapadł mężczyzna, który miał wtedy koło pięćdziesiątki, to do jego zachorowania mogło się przyczynić także to, że np. palił papierosy albo objadał się fast foodami. Bo on jest w tym wieku, że należy po prostu do grupy podwyższonego ryzyka.
Nowy Jork pamięta i pędzi
Nowojorczycy o badaniach strażaków wiedzą z mediów, ale na kilka dni przed rocznicą ataku na WTC życie w mieście toczy się zwyczajnie, czyli bardzo szybko.
Im bliżej rocznicy, tym więcej ludzi będzie w miejscu katastrofy składać kwiaty. W samym dniu rocznicowych ceremonii 11 września - z pewnością tłum będzie ogromny. Przyjadą turyści z całych Stanów Zjednoczonych i ze świata. W samej strefie zero miejsca wystarczy chyba tylko dla polityków z górnej półki i rodzin ofiar.
- Nowojorczycy i świat na pewno będą o tej dacie pamiętać - uważa pan Latus - ale Amerykanie traktują świętowanie takich rocznic mniej solennie niż Polacy. W Polsce podczas żałoby przy okazji rocznic ważnych wydarzeń czy powstań ludzie trochę obowiązkowo poważnieją. Tu życie pędzi. O rocznicy będzie głośno w mediach, planowane są długie transmisje telewizyjne. Ale życie Nowego Jorku nie będzie się w niedzielę, 11 września bardzo różnić od każdego innego weekendu.

Wieża Wolności jest fortecą
Miejsce po słynnych wieżach nie zostanie puste, ale do końca budowy nowego kompleksu biurowców nowego WTC ciągle daleko.

- Ta odbudowa nie była tak szybka i pokazowa, jak wydawało się w pierwszych tygodniach po katastrofie - przyznaje Jan Latus. - Stany Zjednoczone nie są krajem centralistycznym, w którym rząd nakazuje odbudowę, przeznacza na ten cel pieniądze z budżetu i jeszcze wysyła do prac wojsko. Tu przy odbudowie doszło do wielu typowych dla demokracji konfliktów i sporów różnych grup pracowniczych, prywatnych inwestorów, ubezpieczycieli itp. Przy odbudowie zatrudnione są tysiące osób, ale nikt nie traktuje tego jako pracy dla idei w miejscu szczególnej pamięci. Dbają o to bardzo tutaj silne związki zawodowe.
Na miejscu dawnych wież powstaje tzw. Freedom Tower (Wieża Wolności), oficjalnie nazywana World Trade Center One. Ma być jednym z najwyższych wieżowców na świecie o wysokości 1776 stóp (liczba ta nawiązuje do daty powstania USA), czyli ponad 541 metrów. Będzie to budynek wyższy niż dawne WTC. Na razie budowa jest na poziomie ok. 80 pięter (planowane są sto cztery). Układane są też zewnętrzne elewacje.
- Ludzie myślą tu teraz ostrożniej - opowiada pan Jan. - Dziesięć najniższych kondygnacji tego wieżowca będzie fortecą. Na tym poziomie w ogóle nie ma okien. W tej betonowej części zostaną umieszczone stacje transformatorowe i inne urządzenia techniczne. Żadna ciężarówka z ładunkiem wybuchowym się tam nie wbije.

Łącznie zamiast dawnego WTC mają stanąć cztery budynki. Tam, gdzie stały dwie wieże, ma powstać coś w rodzaju pomnika ofiar. Niecka w ziemi porośnięta trawą z kwadratowymi sztucznymi jeziorami w miejscu, gdzie kiedyś były fundamenty wież. Na tablicy pamiątkowej w chaotycznym porządku zostaną umieszczone w przypadkowej kolejności nazwiska ofiar - osób które zginęły w czasie ataku i podczas prac. Oficjalne otwarcie części tego memoriału odbędzie się dokładnie w rocznicę. Reszta będzie jeszcze budowana. Wstęp jest darmowy, ale kolejka chętnych z całego świata, którzy zgłosili chęć odwiedzenia tego miejsca, już dziś wynosi 380 tys. osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska