Wychowali się na parkiecie

Fot. Jarosław Staśkiewicz
Podczas spotkania byli koszykarze ustawiali się do zdjęć "piątkami" z boiska. Stoją od lewej: Henryk Rosłan, Jerzy Baran, Grzegorz Sobczak, Roman Fogel, Stanisław Gorzelany, Ryszard Malinowski, siedzą od lewej: Zbigniew Godowski, Wiesław Łukasiewicz, trener Ryszard Bobeł, Jerzy Kil i Wojciech Malicki.
Podczas spotkania byli koszykarze ustawiali się do zdjęć "piątkami" z boiska. Stoją od lewej: Henryk Rosłan, Jerzy Baran, Grzegorz Sobczak, Roman Fogel, Stanisław Gorzelany, Ryszard Malinowski, siedzą od lewej: Zbigniew Godowski, Wiesław Łukasiewicz, trener Ryszard Bobeł, Jerzy Kil i Wojciech Malicki. Fot. Jarosław Staśkiewicz
Spotkaniu po latach brzeskich koszykarzy towarzyszyły wspomnienia, wzruszenia i toasty za męską koszykówkę.

Zawsze mówiło się, że Brzeg jest miejscem na koszykówkę i myślę, że gdyby był sponsor, to odnalazłby się i męski basket - mówił podczas sobotniego zjazdu byłych koszykarzy Startu, Orlika, Piasta i Stali Grzegorz Sobczak.
- Nie było pieniędzy, więc co lepsi, tacy jak Czesiek Malec, Adam Gardzina czy Jurek Baran odchodzili do innych klubów. A jeśli poskładałoby się te klocki, to nie bylibyśmy gorsi od Prudnika, z którym wiele lat graliśmy jak równy z równym - dodał Sobczak, dziś wierny kibic koszykarek. - Niestety, tylko koszykarek, bo chłopcy już nie grają.

Oprócz niego w sobotni wieczór w klubie przy ul. Oławskiej pojawiło się jeszcze ponad dwudziestu byłych zawodników i trenerów. I tych starszych, jak Franciszek Mioduszewski, Ryszard Kraczkiewicz, Andrzej Łuczyński, i młodszych, których do dziś koledzy nazywają "juniorami" jak Henryk Rosłan, który karierę zawodniczą kończył na początku lat osiemdziesiątych.
To właśnie Rosłan należy do tych nielicznych osób, które nie zerwały z basketem i nadal działają w brzeskiej i opolskiej koszykówce.
- Bardzo żałuję, że należę do wyjątków, bo wielu z tych kolegów mogłoby jeszcze bardzo dużo pomóc - mówił Rosłan, sędzia i członek zarządu Opolskiego Związku Koszykówki.
W większości wypadków los sprawiał, że koszykówka była tylko epizodem w ich życiu, chociaż epizodem wspominanym bardzo miło.
- To były wspaniałe czasy, co oczywiście wiązało się z młodością. Ale mieliśmy tak wspaniałych trenerów i kolegów, że to zajęcie skutecznie odwodziło nas od głupich pomysłów i dzięki koszykówce znaleźliśmy swoje miejsce w życiu - podkreślał Alojzy Hamerski. Wieloletni wicedyrektor "Orbisu" i "Lotu" chętnie spędził osiem godzin w pociągu, by spotkać się z kolegami, z których część nie widział 30 lat.
Na spotkaniu nie zabrakło także trenerów - Ryszarda Bobła i Adama Dżygiela. Ten pierwszy - legenda żeńskiej koszykówki i twórca jej podstaw - ze wzruszeniem przypominał sobie, jak przez wiele lat równolegle wychowywał koszykarzy i koszykarki. Ten drugi prowadzący przed laty drużynę juniorów Orlika dziś oddał się działalności samorządowej i pełni funkcję przewodniczącego Rady Gminy w Prudniku.

Wielu z byłych koszykarzy na spotkaniu zabrakło. - Czuję się tu trochę jak oldboj, bo z mojego rocznika pojawił się tylko Franek Mioduszewski, a nie ma np. Jasia Ciszewskiego, Waldka Dankowskiego czy Czesława Malca - mówił Andrzej Łuczyński, który grał w Starcie Brzeg w latach 1954-61. Kilka minut później lista nieobecnych przynajmniej na chwilę stała się krótsza, bo z Francji zadzwonił do kolegów Malec. Koledzy z boiska odśpiewali wspólnie z nim gromkie "Sto lat" dla brzeskiego basketu.
- To były przyjemne czasy, wtedy nie było żadnych pieniędzy, cieszyliśmy się, jak ktoś dostał dres, na mecze jeździło się ciężarowym samochodem, a kiedy były mrozy, to strażnicy z garbarni wypożyczali nam w podróż kożuchy - opowiadał o latach pięćdziesiątych Łuczyński. - Wtedy żyliśmy sportem, żył też stadion, na którym graliśmy w nogę, kosza, siatkę, a zimą jeździliśmy na łyżwach. A dziś świeci on pustkami, bo liczy się tylko kasa - dodawał były koszykarz.
- Pamiętam, że chodziliśmy od sali do sali w poszukiwaniu miejsca do grania, a potem sami budowaliśmy boisko. A tymi ciężarówkami jeździło się za własne pieniądze, z kanapkami w kieszeniach - mówił siedzący obok Ryszard Kraczkiewicz.
Mimo że brzeski Piast, który największe tryumfy święcił w latach sześćdziesiątych, walczył o awans do II ligi, to koszykówka była w pełni amatorska. O tym, że zawodnicy zostawali w zespole, decydowała przede wszystkim praca i względy rodzinne.

- W moim przypadku zdecydował przypadek: motor, na którym jeździłem w poszukiwaniu miejsca na staż, zepsuł mi się akurat w Brzegu koło siedziby weterynarii - wspomina Jerzy Kil, wówczas ukształtowany już koszykarz, mający za sobą tytuł mistrza Polski juniorów z wrocławską drużyną i grę w drugoligowej szczecińskiej Pogonii. - A do zespołu trafiłem, bo naszą sekretarką była siostra Włodka Siudy, koszykarza i długoletniego działacza - dodaje Kil, dziś powiatowy lekarz weterynarii.
Pamiątką po sobotnim zjeździe będzie piłka z podpisami uczestników i liczne fotografie. - Na ostatnim spotkaniu już ktoś rzucił pomysł, żeby reaktywować koszykówkę. Musimy nad tym pomyśleć - mówił Sobczak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska