Wypadki drogowe. Dzieci giną z winy dorosłych

Redakcja
To dorośli prowadzą samochody, jakby uczestniczyli w rajdzie. Siadają za kierownicą po kielichu. Bywa, że za śmiercią dziecka stoi rodzic kierowca.

W połowie lutego w Nysie młodzieniec kierujący po pijaku samochodem Renault Clio stracił panowanie nad autem i wjechał na chodnik uderzając w kobietę oraz w prowadzony przez nią wózek, w którym spało dwuletnie dziecko. Sprawca uciekł, spowodował kolejny wypadek i roztrzaskał swoje auto. Dziecko wraz z mamą trafiło do szpitala, na szczęście - po udzieleniu pierwszej pomocy i zrobieniu badań, oboje mogli wrócić do domu. Szczęście miało też dziecko, które na początku lutego podróżowało ze swoją mamą trasą krajową Opole-Namysłów. W Dobrzeniu Wielkim kierowca audi wyjechał nagle z drogi podporządkowanej, uderzył w fiata cinquecento. Dziecko, choć zapięte pasami, zostało poobijane. Po udzieleniu mu pomocy przez lekarzy, mogło wrócić do domu.

- Najmłodsi, dzieci w wieku do 6 lat, są narażeni na utratę życia bądź zdrowia z powodu błędów dorosłych, którzy łamią kodeks drogowy. A za kierownicą często siedzi ktoś z rodziny - mówi Jacek Zamorowski, naczelnik wydziału ruchu drogowego KWP w Opolu.

Do takiego wypadku doszło w listopadzie, wieczorem, w okolicy Łubnian. Na tylnym siedzeniu opla podróżowała mama z kilkumiesięcznym dzieckiem. Kierujący oplem wyjechał nagle z ulicy podporządkowanej na drogę główną. Drogą jechał dość szybko vokswagen, jego kierowca nie zdążył wyhamować, z impetem uderzył w tył opla, roztrzaskując go. Mama z dzieckiem nie przeżyli wypadku, kierujący oplem - tak.

Maluch za kierownicą
- Przykłady na to, że za śmiercią dzieci stoją dorośli, a często ich najbliżsi, płyną do nas także z kraju - dodaje Jacek Zamorowski. - Powszechną praktyką jest pozostawiane dzieci samych w samochodach, niby na chwilę. Podczas tej chwili wiele może się wydarzyć, na przykład w aucie może wybuchnąć pożar...
W Skierniewicach w pożarze samochodu ciężko poparzeni zostali bracia: 2- i 4-latek. Pożar - jak stwierdzili biegli - najprawdopodobniej wywołał starszy z nich, który bawił się samochodową zapalniczką, a ta upadła na kanapę. Mama zostawiła chłopców na kilka minut, poszła odebrać straszą córkę ze szkoły. Gdy wróciła, zobaczyła w aucie już tylko dym i płomienie. Chłopców udało się uratować, ale są wciąż leczeni, mieli już kilka przeszczepów skóry.

- Dziecko, nawet zapięte w foteliku i śpiące w nim, może się przecież obudzić, odpiąć, przejść na przednie siedzenie, zacząć manipulować np. przy dźwigni zaciągniętego hamulca... Znam przypadek, kiedy pozostawione bez opieki dziecko uruchomiło ciągnik stojący w obejściu - dodaje policjant.
Ciągnik przewrócił się i przygniótł malca, łamiąc mu w kilku miejscach nogę, miażdżąc rękę tak, że lekarze musieli walczyć, aby jej nie amputować. Połamane kończyny nigdy nie będą już w pełni sprawne.

Kuligiem po śmierć
Tragicznie kończą się kuligi samochodowe. Także te organizowane na ulicach osiedlowych, podrzędnych, gdzie - jak zwykle potem tłumaczą rodzice - samochody prawie nie jeżdżą. Na początku zimy tragedia wydarzyła się na Śląsku, w miejscowości Sączów koło Będzina. Ojciec chciał sprawić swym pociechom wielką frajdę - do auta terenowego przywiązał sanki, w nich posadził 10-letniego syna i 8-letnią córkę. Jeździł po miejscowych drogach, kiedy nagle na oblodzonej jezdni sanki wpadły w poślizg i zjechały na przeciwległy pas, wprost pod koła autobusu. Zaklinowały się pod kilkutonowym wozem i - aby je uwolnić - trzeba było sprowadzić dźwig z pobliskiej budowy.
Synek zmarł na miejscu. Córkę kilkanaście minut reanimowano.

To nie był jedyny przypadek tej zimy, kiedy to sanki z dziećmi ciągnięte przez samochód, za kierownicą którego siedział jeden z rodziców, wpadały pod koła innego samochodu. A kodeks drogowy zabrania ciągnięcia za pojazdem osób na nartach, sankach, wrotkach...
Cuda wprawdzie się zdarzają, wie o tym Marek Dryja, lekarz, ordynator oddziału ratunkowego opolskiego WCM : - Pod Opolem ratowałem dziecko, które wpadło pod tira, było dosłownie przemielone przez koła. Wiem, że chłopczyk żyje, ale jest kaleką..

Zwykle jednak dzieci - ofiary wypadków drogowych - mają mniejsze niż dorośli szanse. - Połowa zgonów dzieci jest spowodowana urazami, bardzo często właśnie w wyniku wypadków komunikacyjnych. Te same urazy doprowadzają do o wiele większych spustoszeń w organizmie dziecka niż dorosłego - podkreśla Marek Dryja.

To wynik różnic anatomicznych: serce i płuca są u dorosłego chronione mocnymi żebrami. U dziecka - żebra są bardzo elastyczne, więc pod wpływem uderzenia nie łamią się, lecz wgniatają w płuca czy serce. Żebra chronią u dorosłego śledzionę i niemal całą wątrobę. U dziecka jedyną ochroną dla tych organów jest skóra oraz mięśnie, zwykle jeszcze słabe.

Dziecko szybciej się wykrwawi, bo w jego organizmie płynie o wiele mniej krwi.

- Czasem upadek z roweru może się skończyć tragicznie - mówi lekarz. - Tej zimy ratowałem dziecko, które w Mechnicach jechało rowerkiem, w którym złamały się widełki ramy nad przednim kołem. Dziecko spadło i uderzyło o asfalt tak nieszczęśliwie, że miało urazy twarzy i czaszki, doszło niemal do zatrzymania krążenia. Dobrze, że świadkowie udzielili mu pierwszej pomocy. Chłopczyk przez tydzień leżał na oddziale intensywnej terapii.
Rowerem z ręką w gipsie
Dzieci od 10. roku życia, żeby jeździć rowerami, powinny mieć kartę rowerową.
Dokument ten wydają dyrektorzy szkół, po zdanym egzaminie ze znajomości kodeksu drogowego.
- W szkołach obowiązuje tzw. ścieżka dydaktyczna, zgodnie z którą wiedza o ruchu drogowym jest przekazywana podczas nauki różnych przedmiotów oraz lekcji wychowawczych. Policja organizuje też festyny na tzw. miasteczkach ruchu drogowego, gdzie dzieci mogą poznać przepisy, pojeździć rowerem po minimiasteczku, wreszcie - zdać egzamin z przepisów ruchu drogowego. Choć z praktyki policjantów wynika, że znaczna część dzieci nie zdaje egzaminów. Testy są wprawdzie dostępne w internecie, ale - jak się okazuje - nawet kierowcom z wieloletnim doświadczeniem, niektóre pytania sprawiają kłopoty, bo są z rodzaju tzw. podchwytliwych.

Nawet wiedza poświadczona zdanym egzaminem na nic się zda, jeśli w województwie wciąż nie ma sieci bezpiecznych i wygodnych ścieżek rowerowych - podkreślają policjanci drogówki.

- A te, które powstały, nie są przyjazne rowerzystom, bo wybudowane z polbruku, pełne krawężników, takie, że jadąc po nich człowieka tak trzęsie, że plomby w zębach wypadają - mówi z przekąsem Jacek Zamorowski, sam zapalony rowerzysta, rocznie przejeżdża na jednośladzie kilka tysięcy kilometrów. - Trzeba o tym mówić, bo brak ścieżek lub ścieżki źle wybudowane wpływają na to, że rowerzyści, a są nimi często dzieci, nie są na drogach bezpieczni.

Do tego należy wspomnieć kierowców samochodów, którzy - wyprzedzając rowerzystę - nie przestrzegają przepisowej odległości minimum jednego metra: - Niemal ocierają się o łokcie rowerzysty. Wystarczy, że cyklista wpadnie w dziurę, zrobi nagły skręt kierownicą, a wjedzie pod koła samochodu. Wiele też pozostawia do życzenia świadomość rodziców, którzy pozwalają jeździć dzieciom bez kasku po drogach publicznych - mówi policjant.

Zna przypadek zderzenia dwóch rowerzystów: dorosłego mężczyzny jadącego dość szybko tzw. wyścigówką oraz 14-latka, który prowadził rower mając jedną rękę w gipsie. Nie utrzymał więc mocno kierownicy, gdy wpadł w dziurę i wjechał w jadącego z naprzeciwka rowerzystę.
- Obok chłopczyka jechała też rowerem mama, właśnie odebrała syna ze szpitala - wspomina policjant.
W czerwcu, w przededniu wakacji, pod Paczkowem 15-latek, również bez kasku, wpadł rowerem pod koła rozpędzonego forda. Zginął na miejscu.

Z policyjnych statystyk wynika, że najwięcej dzieci staje się ofiarami wypadków właśnie w czasie wakacji oraz w weekendy.

Prezenty, które szkodzą
Kochamy swoje dzieci, sprawiamy im prezenty, a te mogą być powodem nieszczęść.
- Niepokojąca jest moda na kupno 12-, 13-latkom quadów czy skuterków. Do prowadzenia tych pierwszych (o najmniejszej pojemności silnika) trzeba mieć nie tylko kartę motorowerową lub prawo jazdy B1 lub B, ale przede wszystkim duże umiejętności. Kierownica quada przypomina rowerową, ale kieruje się nią jak samochodową. Aby prowadzić ten pojazd, warto też poznać technikę jazdy motocyklem, aby odpowiednio balansować ciałem. Takich umiejętności i doświadczenia nie ma niejeden dorosły kierowca, a co dopiero trzynastolatek? - podkreśla Jacek Zamorowski.

Groźnymi pojazdami mogą być nawet… hulajnogi. Na małych kółkach niewygodnie jeździ się po polbrukowych czy wyłożonych kanciastymi płytami chodnikach, bo trzęsie jak w wirówce, więc maluchy na hulajnogach często wjeżdżają na jezdnię - tam jest wygodniej.

Natomiast gdy wpadną w głębszą dziurę czy wjadą w krawężnik - koła hulajnogi się blokują, pojazd staje "dęba", a mały kierowca koziołkuje na aslafcie.

Znam przypadek, gdy dziecko roztrzaskało tchawicę o kierownicę swej hulajnogi. Koło zablokowało się w dziurze, a siła rozpędu pchnęła dzieciaka na kierownicę - mówi policjant.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska