Wyrzekła się córki, bo ta pozbawiła ją gospodarstwa

fot. Tomasz Dragan
fot. Tomasz Dragan
- Ja jej zaufałam, a ona podstępem pozbawiła mnie gospodarstwa - płacze pani Janina. Dlatego wyrzekła się córki. A ta nie może wybaczyć matce pana Kazia. Zgodne życie rodziny zamieniło się w piekło.

- Jadźka, ty mnie bratem już nie nazywaj, bo twoim bratem już nie jestem! - wykrzykuje Waldemar i wymachuje rękami, aż na stole dźwięczą sztućce i kieliszki. - Bo ty, Jadźka, normalna świnia jesteś, a nie człowiek przez to, co matce zrobiłaś. A czy ty kiedyś matce kupiłaś węgla albo płaciłaś za coś? Myślisz, że wielka urzędniczka jesteś, u boku wójta siedzisz. Nas to normalnie masz za głupków!
Przerywa mu krzyk matki siedzącej za stołem.

- Janiny dzisiaj jest, czemu nawet w moje imieniny mnie to spotyka?! Czemu u mnie nie może być normalnie, jak u innych ludzi? - kieruje żal do syna i córki.
- Co, ja nie dawałam?! - Jadwiga jakby nie słyszała matki. - A dzieciom Waldka ubrań może nie kupowałam? Mamo, a ty nie pamiętasz jak jego żonie ubezpieczenie rolnicze płaciłam, bo ona lewe ręce do roboty ma? A teraz ty, mamo, sobie jeszcze do mojego gospodarstwa kogoś sprowadziłaś. Maszyny tego pana muszą zniknąć z mojej stodoły, a jak nie, to policja zrobi z tym porządek.

- Jadźka, ty nie mów mi "mamo", bo ja twoją matką, za to wszystko, już nie jestem! - zaperza się 68-letnia kobieta.

Prosto z pola do notariusza
Pani Janina częstuje swojej roboty kiełbasą, ze świnki własnego chowu. Jak mówi, była ze swoim problemem u wójta, znaczy szefa córki, ale jej powiedział, że to są sprawy rodzinne i nie zamierza się w nie mieszać.

- A jaka to sprawa rodzinna, kiedy córka oszustwo popełnia? - dziwi się pani Janina. - To zaczęłam szukać ratunku i napisałam do gazety. Przecież ona jedyna rodzona córka. Wykształciłam ją, dom jej pomogłam budować. Co miałam, to dawałam, i myślałam, że na stare lata będę przy jej boku. A ona moją nieuwagę wykorzystała i zrobiła co chciała...

Jak dodaje, kiedyś w tym domu dla wszystkich było miejsce, to znaczy dwóch synów z rodzinami i Jadźki z mężem. - A teraz córka z zięciem kąta mi żałują, w tym domu, gdzie przez 50 lat ciężko pracowałam - pani Janina ociera łzy. - Córka ma swoją willę i mnie do siebie, na poddasze, chce wpakować…

Jak twierdzi, o tym, że gospodarstwo już do niej nie należy, dowiedziała się niedawno. Nie sądziła, że trzy lata temu, u notariusza, przepisała wszystko na córkę.
- To było z wiosny, wróciłam z pola, bo kultywatorowałam, wtedy musiałam już za mojego starego robić - wspomina. - I przy nim też. Ale jak wtedy wróciłam z pola, miałam nagotować i dalej do kultywatorowania. Ale wpadła jak burza Jadźka i krzyczy, że nam trzeba do powiatu jechać, bo notariusz umówiony. No to ja starego umyłam. Ani torebki, ani chusteczki ze sobą nie wzięłam, sama nie zdążyłam się lepiej ubrać. W głowie mętlik od tego pośpiechu. U notariusza posadzili nas w fotelach, a ja tylko patrzę, czy ten mój chłop wytrzyma, bo nie pozwolił sobie pampersa założyć. Prawdę powiem, że siedziałam jak na igłach, bo się bałam, że te eleganckie fotele u notariusza zamoczy.

Pani Janina przyznaje, że przed złożeniem podpisów notariusz czytał im treść. - Ale pod Bogiem mówię, że nie wiem, co czytał i nie wiem, co podpisałam - zarzeka się kobieta. - A mój chłop już niedosłyszał, też niczego nie wiedział. Był z nami sąsiad, któremu dzierżawiłam pole, to sobie myślałam, że o tę dzierżawę chodzi. I jeszcze o rentę rolniczą, ale nie myślałam, że ona wszystko dla siebie zgarnie.

O te hektary poszło
Po wizycie u notariusza córka pani Janiny włożyła wszystkie dokumenty do swojej torebki i pojechali. - Jak jej mówiłam, Jadźka, daj te dokumenty, to krzyczała, że u nas się pobrudzą - wspomina. - Dopiero teraz zorientowałam się, że chce mnie stąd wyrzucić.
Pani Janina rozkłada akt notarialny na stole. Stoi w nim, że gospodarstwo i 13 hektarów przekazuje córce. - A ja chciałam część gruntu sprzedać, żeby mieć coś na czarną godzinę, a resztą sprawiedliwie obdzielić całą trójkę dzieci - tłumaczy. - Jak teraz bez gospodarstwa? Ja całe życie tylko pracowałam, więc teraz bez roboty ani rusz. Mam świnki, krowę, kaczki i kury…

Kiwa głową i mówi, że nie myślała, że córka jest aż tak pazerna, ale potem sobie to wszystko zaczęła składać. - O proszę, tutaj zapisała, że ojca wiozła do lekarza i ile za to sobie winszuje - pokazuje kartkę zapisaną regularnym pismem, a pod nią jeszcze dwie. - Flaki na kiełbasę wyliczyła, że mam jej zwrócić jakieś kilkanaście złotych, za lekarstwo dla ojca, za "ćwiartkę", którą ojcu kupiła. Cukier i kawę też podliczyła. No i zawsze miała pretensje o to, że daję synowi, który ma najwięcej dzieci, ale jak wnukom kaczki nie posłać?

Pani Janina uważa, że córka nie może jej darować pana Kazia z sąsiedniej wsi, który jej pomaga w gospodarstwie. - Bo od kiedy do mnie przychodzi, to Jadźka policję tylko nasyła, że on nielegalnie, bez meldunku u mnie przebywa - wyjaśnia. - Ale jak miał nie zamieszkać, kiedy ja się boję zięcia, bo potrafi do mnie wejść z taką awanturą i krzykiem…
Jadwidze wstyd przed wsią
Jadwiga uważa, że teraz matkę ktoś nakręca i podpowiada, co ma robić. Mówi też, że wiedziała od początku, że gospodarstwo w całości przepisuje na nią. A co do Kazimierza, to gdyby matkę szanował, toby się z nią ożenił, a nie siedział na kocią łapę i robił ze starszej kobiety pośmiewisko przed wsią. Jadwiga nawet twierdzi, że matka ją pobiła, więc poszła nawet do lekarza po obdukcję.

- Matce się coś stało, bo zachowuje się jak nastolatka, odkąd ten pan jest u niej, to znaczy w mojej posiadłości zamieszkał - mówi Jadwiga. - Taki wstyd przed ludźmi, bo tyle młodszych wdów jest we wsi, ale żadna nie sprowadziła sobie mężczyzny pod dach po śmierci męża. Ludzie długo będą o tym opowiadać…

Według Jadwigi matka jest pracoholiczką i zachowuje się tak, jakby miała żyć wiecznie. Przecież najwyższa pora, żeby zakończyć. Ma już swój wiek powinna spasować, skoro jest już na emeryturze. Ale ona się cieszy, że jej krowa jest ładna, a sąsiad chce brać tylko od niej mleko. Nie rozumie w swojej naiwności, że przecież mogłaby sobie kupić bez roboty mleko w sklepie.

- A tego gospodarstwa nikt nie chciał, moi bracia mieszkają poza powiatem - podkreśla. - Ale matka nigdy nie miała dla mnie serca, wolała braci. W dzieciństwie tyko kazała mi harować, za jednego "iryska" musiałam rządek buraków haczką obrobić. Ja chciałam tylko, żeby u nas było podobnie jak w innych rodzinach, gdzie gospodarstwo przechodzi na młodych. Jestem inżynierem rolnictwa i mam zamiłowanie do ziemi.

Oni już nie do seksu
Pani Janina jest rozżalona, mówi, że teraz to już nie tylko własna córka przeciwko niej, ale i ich proboszcz. - Wszystko przez to, że bez sakramentu z Kaziem żyjemy, że niby zły przykład dajemy - wyjaśnia. - A Jadźka pewnie liczy, że ja do Kazia, do sąsiedniej wioski się zabiorę, cudze kąty wycierać, żeby jej zwolnić gospodarstwo, bo chce je sprzedać. Ale jej zawsze było wszystkiego mało. Chociaż była takim dobrym dzieckiem… - pani Janina zatapia się we wspomnieniach, ale zaraz wraca do teraźniejszości. - Gdyby nie policja, którą Jadźka wezwała na interwencję, to bym nie wiedziała, że gospodarstwo już nie moje i tylko mam prawo tutaj do śmierci mieszkać.

We wsi ludzie mówią, że wolą nie rozstrzygać, kto w tej sprawie ma rację, bo Jadźka w urzędzie "dochrapała się stanowiska" i nie chcą się jej narażać. Ale przyznają, że w urzędzie jest kompetentna i o cokolwiek ją zapytać, to zawsze zorientowana.
- Tylko jak się nie wstydzi sprowadzać policję na matkę? - oburzają się sąsiadki Janiny. - I latać z aparatem po podwórku, fotografować sprzęt i krzyki urządzać przed całą wsią, bo matka z kimś sobie spokojnie mieszka. A niech sobie ten chłop u tej matki siedzi. Bo przecież ani on, ani ona nie są już do seksu, więc po co te cyrki? On jej pomoże wykosić łąkę, a ona obiad ugotuje i razem go zjedzą. Przecież on i ona owdowiali, nikogo tą przyjaźnią nie krzywdzą. A Kaziu z Janiną energiczni, widać, że są radośni. Więc może to ludzi wkurza?

Słynna na cały powiat
Pani Janina przyznaje, że im teraz dobrze. A pan Kazimierz jest nią zauroczony. - Wszyscy starsi mieszkańcy powiatu pamiętają, że była pierwszą traktorzystką w powiecie - podkreśla. - Bo to pierwsza kobieta, która zrobiła w powiecie prawo jazdy. Nie każdy rolnik miał pozwolenie na robienie oprysków w polu, a Janina je miała. A za Gierka była radną powiatową, potem radną w gminie, tyle razy ją odznaczano, no i przez siedem kadencji sołtysem była, prowadziła koło gospodyń wiejskich…

Pani Janina słucha, w oczach pojawiają się łzy.- A teraz to mi winszują, żebym umarła, nawet własna córka, bo już jestem stara i niepotrzebna - mówi rozżalona.
Zdzisław Itczak sołtysowanie przejął zaraz po pani Janinie. Nie było jej łatwo, bo wcześniej taka energiczna kobieta, a tutaj nagle jej czas już minął, wybrali jego, młodszego.

- A co do jej spraw rodzinnych, to ja się w to nie mieszam - podkreśla sołtys Itczak. - Powiem to, co widzę: wcześniej grunt był zapuszczony, a teraz widać jak córka w te hektary zainwestowała i zbiera z tego plon. Ale czy wszystko u pani Janiny jest w porządku? Ja nic nie wiem, to sąsiedzi widzą, ile razy wzywana jest policja. Chodzi o to, że pan Kazimierz nie chce zabrać z podwórka swojego ciągnika…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska