Wyżej już wejść nie można

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
POLACY NA SZCZYCIE EVERSTU: 1978 - Wanda Rutkiewicz1980 - Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Andrzej Czok, Jerzy Kukuczka 1989 - Eugeniusz Chrobak, Andrzej Marciniak1993 - Maciej Berbeka1994 - Ryszard Pawłowski1995 - ponownie Ryszard Pawłowski, Piotr Pustelnik1999 - Jacek Masełko, Tadeusz Kudelski, Ryszard Pawłowski - trzecie wejście2000 - Anna Czerwińska
POLACY NA SZCZYCIE EVERSTU: 1978 - Wanda Rutkiewicz1980 - Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Andrzej Czok, Jerzy Kukuczka 1989 - Eugeniusz Chrobak, Andrzej Marciniak1993 - Maciej Berbeka1994 - Ryszard Pawłowski1995 - ponownie Ryszard Pawłowski, Piotr Pustelnik1999 - Jacek Masełko, Tadeusz Kudelski, Ryszard Pawłowski - trzecie wejście2000 - Anna Czerwińska
Po 50 latach od pierwszego wejścia na Mount Everest najwyższą górę świata zdobywa w tych tygodniach 40 zespołów wspinaczy - są wśród nich kaleka bez rąk i chory na astmę...

Bo dziś na Mount Everest ma szansę wejść każdy, kto dysponuje sumą kilku tysięcy dolarów i dobrą kondycją. Na lotnisku w Kathmandu samoloty stoją w kolejce do pasa startowego, kolejki zdarzają się nawet pod szczytem najwyższej góry świata. Pod górą gór zbudowano trzygwiazdkowe hotele, z wielkimi wygodnymi łożami i jacuzzi.
Edmund Hillary wyruszał w najważniejszą drogę swojego życia w zgoła odmiennych warunkach.
Kto będzie pierwszy
Brytyjczycy przez ponad 30 lat podejmowali próby zdobycia szczytu Ziemi - imperium brytyjskie postawiło to sobie za punkt honoru. W marcu 1953 roku z Kathmandu wyruszyło 350 tragarzy. Dźwigali 180 butli tlenowych, 32 aparaty tlenowe. 12 ludzi niosło ciężkie skrzynie z bilonem, który wypłacano po drodze tragarzom. Wyprawą kierował John Hunt. W decydującym ataku na szczyt wzięło udział dwóch himalaistów - 34-letni pszczelarz z Nowej Zelandii Edmund Percival Hillary i jego przyjaciel Szerpa Tenzing Norgay.

- Śnieg był miękki i bardzo niestabilny - tak opisywał początki decydującego ataku Hillary. - Czasami po jednym kroku naprzód ześlizgiwaliśmy się dwa kroki w dół; przez cały czas bałem się, że cała ta masa zjedzie za chwilę lawiną, a my wraz z nią. Byliśmy na wysokości 8765 m. Leżąca przed nami grań, prowadząca do głównego wierzchołka, nie wyglądała zachęcająco. Początkowy jej odcinek wznosił się niezbyt stromo, ale od strony zachodniej ściany ozdabiały potężne nawisy. Jeden nieostrożny krok i całe to draństwo zleci w trzykilometrową otchłań, pociągając nas ze sobą...
Oni byli blisko
Próby zdobycia wierzchołka góry gór rozpoczęły się już w XIX wieku. Pierwsza wielka brytyjska wyprawa na Mount Everest wyruszyła w 1904 roku. Sir Francis Younghusband wystarał się wcześniej o specjalną zgodę od dalajlamy. O tym, że takie formalne pozwolenie jest niezbędne, przekonał się 11 lat później inny Brytyjczyk John Noel, który próbował się wspinać w przebraniu mnicha buddyjskiego. Został zdemaskowany i wydalony do ojczyzny.
Everest już w pierwszych latach prób zdobycia go pochłonął dziesiątki ofiar. W 1921 roku Alexander Kellas umarł podczas wspinaczki na zawał serca. W 1922 roku w wyprawie brytyjskiej pod kierownictwem Charlesa G. Bruce'a w lawinie zginęło aż siedmiu wspinaczy. Ten sam himalaista wrócił pod Everest dwa lata później i znów były ofiary. Zginęło wtedy kolejnych czterech wspinaczy z jego ekipy, m.in. George Mallory.
Cztery lata temu, w maju 1999 roku, amerykański himalaista Conrad Anker odnalazł na wysokości 8230 ciało George'a Mallory'ego. Po 77 latach Brytyjczyk wyglądał, jakby przed chwilą zasnął na szlaku...
Uskok Hillary'ego
Choć dziś alpiniści twierdzą, że Everest jest górą łatwą do zdobycia, na głównym południowym szlaku prowadzącym na szczyt jest jednak parę miejsc mrożących krew w żyłach. Najtrudniejszy technicznie jest 12-metrowy skalny stopień w południowej grani. Nazwano go na cześć pierwszego zdobywcy Everestu - Hillary'ego. Sir Edmund wspomina, jak 50 lat temu udało mu się pokonać to miejsce:
"Wkrótce osiągnęliśmy podnóże skalnego stopnia. Uskok miał około dwunastu metrów i z bliska wyglądał jeszcze bardziej stromo, wybitnie stromo, biorąc pod uwagę wysokość ponad 8800 m. Szczęśliwie wypatrzyłem wąską rysę z prawej strony, gdzie lód odpadł od skały ponad ścianą Kangshung. Wczołgując się w tę rysę począłem wiercić się w niej i zapierać pchając ciało pod górę. Był to niesłychanie męczący odcinek; gdy zdołałem się wreszcie wydostać na górę uskoku, padłem w śnieg jak długi, dysząc niczym wieloryb wyrzucony na brzeg. Walcząc o oddech, nagle poczułem potężną falę radości. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę nam się uda."

NAJWYŻSZA GÓRA ŚWIATA
1163 wejść na szczyt do końca 2002 roku
170 osób wspięło się na górę w tym roku
15 razy ustalano trasę na szczyt
58 - z tylu krajów pochodzili wspinacze
175 - co najmniej tyle ofiar pochłonęła góra. Główne przyczyny to lawiny i upadki. Wśród ofiar było 5 kobiet
40 - szacunkowo tyle ciał wciąż leży na górze

YETI NA SZLAKU
Wielu podróżników dałoby sobie obciąć rękę za to, że w okolicach Mount Everestu widziało Yeti - czyli tajemniczego mieszkańca gór, będącego skrzyżowaniem człowieka i małpy. Co ciekawe, niektórzy naukowcy potwierdzają, że w Wysokich Himalajach mogą żyć osobniki, będące dalekimi potomkami uważanego za wymarły gatunku wielkich małp, tzw. gigantopiteków. Skamieniałe szczęki gigantopiteków zostały odnalezione w Chinach i Indiach.
Pierwszym Europejczykiem, który wypowiedział się o yeti, był major armii brytyjskiej I. A. Waddell. W 1889 roku Waddell znalazł odciśnięte w śniegu ślady wielkich stóp. O swoim odkryciu napisał później: "podobno były to ślady wielkiego włochatego dzikiego człowieka, jak twierdzili tubylcy, zamieszkującego pokryte wiecznym śniegiem szczyty gór. Wiara w jego istnienie jest powszechna wśród Tybetańczyków."
W 1921 roku członkowie brytyjskiej wyprawy na Mount Everest spostrzegli grupę ciemnych postaci przechodzących przez ośnieżone zbocze na wysokości 4500 metrów. Kiedy dotarli w to miejsce, zastali tam ślady wielkich stóp.
W 1974 roku pewna dziewczyna z Nepalu zeznała, że została zaatakowana przez yeti. Trzy lata później spotkanie z tajemniczym stworem opisał pewien chiński dygnitarz partyjny.
Jednak większość himalaistów uważa opowieści o Yeti za przejaw choroby wysokościowej.

Bogini i matka
Stoi w Himalajach Centralnych na granicy Nepalu i Tybetu, ma kształt trójgraniastej piramidy. W Nepalu nazywany jest Sagarmatha, w Tybecie Chomolungma (Bogini, Matka Kraju). Mount Everest, nazwa międzynarodowa, pochodzi od nazwiska inicjatora pomiarów geodezyjnych, dzięki którym wiadomo, że góra wznosi się na wysokość 8848 m n.p.m. (niektóre źródła podają ostatnio, że ma dwa metry więcej).
Jest to nie tylko najwyższy wierzchołek na Ziemi, ale także najbardziej oblegany.
- Zdarzały się dni, gdy na nim stawało kilkadziesiąt osób jednego dnia - mówi Krzysztof Wielicki, pierwszy na świecie zdobywca Mount Everestu zimą. - Nie znaczy to jednak, że każdy ma szansę wejść na szczyt. Biura podróży nie zwracają pieniędzy po nieudanych próbach.
Jednak z roku na rok coraz więcej ludzi przywozi z Nepalu zdjęcie ze szczytu Everestu - do tej pory ponad 1200 osób może się pochwalić, że stało na wierzchołku Ziemi. W latach 1953 -1969 na szczycie stanęło 21 wspinaczy, a w latach 90. - prawie tysiąc. Według ostatnich danych sukcesem kończy się około 56 procent wejść na szczyt od strony Nepalu, ale tylko 26 procent od strony Tybetu.
Mimo tego, że szczyt Matki Ziemi jest dzisiaj celem wycieczek tysięcy turystów z całego świata, co jakiś czas góra uczy pokory. Kilka dni temu na zboczu Everestu zginął kolejny himalaista (katastrofa helikoptera), a od początku prób wejścia na Everest liczba zabitych dobiega 180.
Gdzie jest szczyt?
Przełomowy moment w historii światowego himalaizmu nadszedł o 11.30, 29 maja 1953 roku. Hillary i Tenzing byli już kilkadziesiąt metrów od szczytu, ale też ich organizmy były skrajnie wyczerpane. Do tego stopnia, że stojąc niemal pod wierzchołkiem góry nie wiedzieli, że są tak blisko celu. Hillary tak to wspominał:
"Grań zdawała się ciągnąć w nieskończoność falistą linią garbów śnieżnych, wijąc się niczym potężny wąż. Droga wiodła łukiem w prawo, każdy garb krył za sobą następne wzniesienie.
Nie miałem bladego pojęcia, gdzie jest wierzchołek. Od dobrych dwóch godzin nieprzerwanie rąbałem kolejne stopnie. Rąk i ramion nie czułem już prawie w ogóle. Tenzing też ledwie trzymał się na nogach. Na drodze stanęła kolejna przeszkoda - łacha lodowej gładzi. Pokonałem ją mozolnie i ruszyłem w stronę następnego wzniesienia. Wdrapawszy się na ów garb, nagle ze zdumieniem stwierdziłem, że to już ostatni wzgórek. U moich stóp grań opadała stromo, odsłaniając aż po horyzont nagie szczyty Tybetu".
Pędzą konie po grani
Hillary i Tenzing padali pod szczytem z nóg, gdyż przekroczyli tzw. strefę śmierci - 8000 metrów. Na tej wysokości człowiek jest w stanie przeżyć nie dłużej niż dwa, do trzech dni.
- Największym zagrożeniem jest niedotlenienie, które w skrajnym przypadku prowadzi do obrzęku płuc i mózgu, a w efekcie do śmierci - mówi dr Piotr Wojtek, kierownik pracowni rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej "Chelimed" w Opolu, lekarz polskich himalaistów. - Niedotleniony człowiek doznaje najpierw zaburzeń świadomości, podwójnie widzi, ma halucynacje. Reinhold Messner opowiadał kiedyś, że widział pod szczytem stado pędzących koni. W stanie przedobrzękowym występują zjawiska, jakich doznają ludzie przed śmiercią, tzn. poczucie obecności drugiej osoby, oddalania się, obserwacji własnego ciała. Leczenie może być tylko jedno: natychmiastowy transport na dół.
Hillary i Tenzing szczęśliwie uniknęli odmrożeń - kolejnej zmory himalaistów. Wyczynowcy na wielu wyprawach odmrażali sobie dłonie, stopy, nosy, uszy - w skrajnych przypadkach konieczne są amputacje. O dziwo, okrutne warunki w "strefie śmierci" zdecydowanie lepiej znoszą ludzie starsi.
- Młodzi ciężko chorują na dużych wysokościach, wbrew pozorom gorzej się adaptują do wysokogórskich warunków - mówi dr Piotr Wojtek. - Z himalaistami jest jak z winem - im starsi, tym lepsi. I to zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej. Jeden z Francuzów rozpoczął wspinaczkę wysokogórską w wieku 70 lat i całkiem nieźle mu szło.
Świat pojaśniał
Wszystkie te niewygody rekompensuje uczucie zwycięstwa i wolności, jakie towarzyszy himalaistom, kiedy stoją na szczycie. Sir Edmund Hillary 50 lat temu przekonał się o tym pierwszy.
- Widok był oszałamiający - wspominał. - Jakbyśmy patrzyli na wielką plastyczną mapę. Odniosłem z miejsca wrażenie, jakby świat dookoła mnie pojaśniał. Być może to autosugestia lub jakiś inne psychologiczne zjawisko, ale przysiągłbym, że wszystko stało się bardziej ostre i wyraźne. Tenzing w międzyczasie wygrzebał w śniegu jamkę i zakopywał w niej biszkopty i słodycze jako dary dla bogów w podzięce za ich łaskawość...
Krzysztof Wielicki, który wraz z Leszkiem Cichym jako pierwszy na świecie himalaista zdobył Everest zimą, nie odnotował na szczycie aż takich wrażeń:
- Była fatalna, pogoda, silny wiatr i śnieg, mało co widzieliśmy - opowiada.
Drogi na szczyt
Hillary i Tenzing wspinali się przez lodowiec Khumbu na Przełęcz Południową i dalej południowo-wschodnią granią na szczyt. Szlak ten nazywany jest obecnie Drogą Normalną. Himalaiści wytyczyli jednak również inne, trudniejsze szlaki - od północy, południowo-zachodnią ścianą, zachodnią granią.
- Dziś najważniejsze cele sportowe osiąga się na K-2 i Lhotse - mówi Krzysztof Wielicki. - Everest nie jest już dla himalaistów sportowym wyzwaniem.
Pierwszą Europejką na szczycie Ziemi była Wanda Rutkiewicz, która wspięła się na szczyt dokładnie tego samego dnia (16 października 1978 roku), kiedy kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Rutkiewicz poleciała potem do Watykanu i ofiarowała papieżowi kawałek skały ze szczytu.
- Proszę pani, oboje zaszliśmy tego dnia wysoko - skomentował Jan Paweł II.
Dla tragarzy
Edmund Hillary otrzymał za zdobycie góry gór tytuł szlachecki od królowej brytyjskiej. Po latach jeszcze bardziej niż z górami związał się emocjonalnie z mieszkańcami Nepalu - pracował nad poprawą warunków życia Szerpów.
Założył fundację Himalayan Trust, która zdołała przyczynić się do budowy w Nepalu 26 niewielkich szkół, dwóch szpitali i tuzina przychodni lekarskich.
- Zdobycie góry jest wspaniałym uczuciem, jednak nic nie dało mi większej satysfakcji w tym życiu, niż to, że w wyniku zdobycia Everestu poświęciliśmy się dla dobra naszych przyjaciół Szerpów - mówił pierwszy zdobywca Mount Everestu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska